|1|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

|Daria|

Siedziałam, podpierając dłonią podbródek. Bębniłam palcami w stolik. Czekałam.

I czekałam.

Już drugą godzinę.

Naiwna, łudziłam się, że w końcu przyjdzie.

Ubrałam, specjalnie na tę okazję, różową sukienkę z odkrytymi ramionami. Była obcisła. Sięgała mi nieco powyżej kolan. Na stopy nałożyłam szpilki w złotym kolorze, z odkrytymi palcami. Idealnie pasującym dodatkiem była torebka na łańcuszku, tej samej barwy. Paznokcie, zarówno u stóp jak i dłoni, pomalowałam na czarno - rzadko kiedy pokrywałam ich płytkę jakimkolwiek lakierem. Jednakże słyszałam, że facetom się to podoba... Dlatego idąc na tę randkę zrobiłam wszystko, co mogłam; zadbałam nawet o pozytywne nastawienie po to...

Po to, aby moja randka nie przyszła. Aby gość mnie wystawił. Bez słowa wyjaśnienia.

Westchnęłam, czując narastające zawstydzenie. Miałam wrażenie, że wszyscy ludzie wokół obserwują mnie i szepczą, że siedzę tu na darmo. Że moje spotkanie nie wyszło. Każdy inny przebywał w restauracji albo w grupie znajomych, albo z drugą połówką... jeśli byli jacyś inni - samotni - to musiałam nie mieć ich w zasięgu wzroku. Ale i tak nie podnosiło mnie to zbytnio na duchu.

- Ostatni raz umawiam się przez Tinder'a. - mruknęłam pod nosem sama do siebie wstając od stolika i wsuwając krzesełko.

Wyszłam przed restaurację, żeby odetchnąć rześkim, wieczornym powietrzem. Chciałam zrzucić z siebie negatywne emocje. Zostawić je za sobą.

To już trzeci raz, kiedy ktoś się ze mną umawia i wystawia do wiatru.

Przecież nie spotykamy się u mnie w domu, żebym mogła zrobić komukolwiek krzywdę. Jeśli w ogóle miałabym takie intencje, od tego trzeba zacząć. Poza tym czy to nie ja powinnam mieć większe obawy przed tego typu spotkaniem?

Sama już nie wiem.

W każdym razie w moje plecy wbito już trzeci nóż tego miesiąca.

I oficjalnie stwierdzam, że mam dosyć.

Jedyne, na co pozostało mi liczyć, to odrobina szczęścia. Ewentualnie cud.

|Steve|

Siedziałem i przyglądałem się krzesełku na wprost mnie. Nastawiałem się bardziej na patrzenie w oczy Angeli, z którą byłem umówiony na randkę. Ale nie przyszła.

Za niedługo minie druga godzina, od kiedy przyszedłem do restauracji i zacząłem czekać.

Podejrzewam, że nie znalazłbym się tu, gdyby nie Sam Wilson. To znajomy, z którym nie raz mijałem się na porannych biegach po Waszyngtonie. W końcu się poznaliśmy. Polecał mi niejednokrotnie dobre filmy, książki, muzykę. Wspomniał także o pewnej aplikacji o nazwie Tender. Jakoś tak. Okazało się, że to portal randkowy. Początkowo nie byłem zbytnio przekonany do pomysłu internetowego randkowania, ale ostatecznie uznałem, że warto dać temu szansę i spróbować dostosować się do metod XXI wieku.

Bo nie ukrywam, że doskwierała mi samotność. I chciałem to zmienić.

Jak się jednak okazało, bez sensu jest próbować zmieniać coś na siłę. A to było nic innego, jak desperackie szukanie drugiej połówki.

Kto wie? Może bycie w relacji, później w związku nie jest mi pisane.

Może jednak żyję tylko i wyłącznie do innych celów.

Westchnąłem, starając się nie przejmować zbytnio nieudaną randką... albo bardziej jej brakiem, po czym wstałem, skinąłem głową do mijającego mnie kelnera i wyszedłem na zewnątrz.

Chłodne, przyjemne powietrze owiało mi twarz. Odpiąłem guziki przy mankietach mojej ciemnoniebieskiej koszuli i podwinąłem je. Wsadziłem dłonie do kieszeni spodni, po czym przymknąłem oczy, chcąc oczyścić umysł z negatywnych myśli i emocji.

Nie było sensu się denerwować. Stało się. Po prostu.

Tak miało być.

- Pechowy dzień? - usłyszałem kobiecy głos z prawej strony, toteż odwróciłem się w tym kierunku.

Ujrzałem niższą ode mnie kobietę w pięknej różowej sukience. Jej długie włosy opadały swobodnie na ramiona. Były brązowe, ale nie całe - stopniowo przechodziły w szary. Nie przywykłem do takich... kombinacji, jednak musiałem przyznać, że było jej w nich bardzo do twarzy. Miała ciemnobrązowe oczy, jeśli nie czarne, a panujący wokół półmrok tylko uintensywniał ich głębię.

Wyglądała na... przybitą, to zbyt mocne określenie. Coś ją po prostu gryzło.

- Jeśli pechowym można nazwać solową randkę, to tak. - odparłem z lekkim uśmiechem - Pechowy.

Zaśmiała się na moje słowa, po czym pokręciła głową i zapatrzyła się w jakiś punkt w oddali.

- Znajome. - mruknęła.

- Rozumiem, że przerabiałaś to samo? - podszedłem do niej powolnym krokiem.

- Jak widać. - zerknęła na mnie z uniesionymi kącikami ust w trochę zażenowanym uśmiechu. Zaraz potem zmrużyła nieco oczy, przyglądając mi się nad wyraz uważnie.

Oh, nie. Bez żartów.

Zrezygnowany, zaśmiałem się pod nosem opierając dłonie o biodra. Zawiesiłem chwilowo głowę, a następnie uniosłem wzrok na kobietę.

- Nawet mi nie mów, że-

- Jesteś... - wskazała na mnie palcem, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wyglądała na zaintrygowaną i zaskoczoną jednocześnie.

Zaśmiałem się krótko.

- Jesteś Kapitanem Ameryką. - dokończyła.

- Jak widać. - zrezygnowany powtórzyłem jej słowa, na co uniosła brew.

Podeszła do mnie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Przez cały ten czas ani razu nie przerwaliśmy kontaktu wzrokowego.

- A to ci heca. - powiedziała.

- Bez przesady. - uśmiechnąłem się - Z tego co mi wiadomo, jestem człowiekiem, jak wszyscy inni.

- Jesteś za skromny.

- Nie jestem skromny. - zaśmiałem się.

- Tak mówią ludzie skromni. - uśmiechnęła się szeroko.

Westchnąłem, utkwiwszy wzrok w jej oczach.

- A już myślałem, że chociaż jednego dnia zdołam przed tym uciec. - zwierzyłem się.

- Nie ze mną te numery. - zaznaczyła - I, rany, twoja randka przepuściła taką okazję. - dodała nieco żartobliwie - Ciekawa jestem jej reakcji, gdy dowie się, kogo miała szansę poznać.

- Może właśnie się dowiedziała. Dlatego nie przyszła. - prychnąłem - Poza tym, jeśli randka miałaby być wyjątkowa, to nie ze względu na mój wykonywany zawód, tylko z racji wspólnej rozmowy i poczucia sympatii względem siebie nawzajem.

- Nie każda kobieta by tak na to spojrzała.

- Dlatego nie umawiam się z każdą. Nie chcę, aby tematem wspólnych spotkań był Kapitan Ameryka.

- Jesteś nim. - zauważyła - Więc siłą rzeczy jest to część twojego życia. I niejednokrotnie musiałoby to zaistnieć w waszych rozmowach.

- Masz rację. - zgodziłem się - Ale bardziej chodzi mi o to, że... nie chciałbym umawiać się z obsesyjną... fanką... która pokochałaby mnie za to, że jestem Kapitanem Ameryką. Nie chciałbym tego.

- W takim razie kto kryje się za maską Kapitana Ameryki? - spytała prowokacyjnie, na co zaśmiałem się krótko.

Popatrzyłem w jej oczy z uśmiechem na ustach i wyciągnąłem dłoń:

- Steve Rogers.

Zerknęła na moją rękę, a później w tęczówki. Następnie ona również wystawiła dłoń i oboje utwierdziliśmy je w szczelnym uścisku.

- Daria Harper. - przedstawiła się.

Zanim poczułem, że chciała zabrać rękę, schyliłem się i nie przerywając kontaktu wzrokowego, ucałowałem wierzch jej dłoni. Wydaje mi się, że nie tylko rozbawiłem ją tym gestem, ale i nieco zawstydziłem.

Gdy się wyprostowałem, oboje zabraliśmy dłonie.

- Miło cię poznać. - powiedziała łagodnie.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Zaśmiała się cicho, po czym zacisnęła chwilowo usta.

- To też było miłe. - przyznała - W porządku, Steve, nie zawracam ci już dłużej głowy. Pewnie tak, jak ja, jesteś wymęczony nieudaną randką. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - uśmiechnęła się, mając zamiar odwrócić się, by odejść.

- Daria. - wypaliłem niemalże automatycznie, na co spojrzała na mnie, marszcząc brwi - Jeśli... jeśli nie miałabyś nic przeciwko czy mógłbym poprosić cię o numer telefonu? - dostrzegłem w jej oku błysk zaintrygowania - Może oboje zbyt daleko szukaliśmy, może dlatego nie wyszło. - skinąłem głową na restaurację.

Właściwie... nie wiem czemu ją o to zapytałem. Coś mnie w niej zainteresowało. Poza tym od pierwszej chwili wydawała mi się atrakcyjna... czemu by nie spróbować?

- Oczywiście... - zacząłem - Jeśli nie chcesz, rozumiem-

- Nie wygłupiaj się. - uśmiechnęła się rozbawiona - Gdybym nie chciała, nie zaczynałabym naszej rozmowy. - podeszła do mnie.

- Czyli wszystko zostało dokładnie zaplanowane? - uniosłem brew udając, że ją prześwietlam - Nawet moje pytanie o numer?

- A i owszem. - zaświergotała - Lubię mieć wszystko dopracowane.

Dziewczyna popatrzyła na mnie przez krótką chwilę, a następnie skinęła głową w okolice moich bioder - na rękę, którą trzymałem w kieszeni. Reflektując się, wyjąłem z niej telefon. Zaraz po tym podyktowała mi swój numer prosząc, abym puścił jej sygnał. Następnie ona zapisała sobie mój telefon i schowała komórkę do torebki.

- Więc... - zaczęła.

- Więc... - uniosłem kąciki ust.

- Zmykam. I dogadamy się jutro co do spotkania. - kontynuowała, stawiając kroki do tyłu.

- Jasne. - skinąłem głową - Odezwę się, czekaj na moją wiadomość.

- Czekam. - odparła melodyjnym głosem, a następnie odwróciła się i poczęła zmierzać przed siebie.

- Daria! - krzyknąłem, przyciągając uwagę kobiety - Nie chcesz, abym odprowadził cię do domu?

- Biorę taksówkę. - oznajmiła, machnąwszy dłonią - Ale dziękuję, Steve.

Uśmiechnąłem się szczerze, w dodatku nie bardzo mogąc to powstrzymać. Odwzajemniła mój gest.

Nie czekałem długo, aż taksówka nadjechała i zabrała Darię w stronę domu. Przyglądałem się odjeżdżającemu samochodowi aż do momentu, w którym całkowicie zniknął z mojego pola widzenia.

Czując niemałe zaintrygowanie osobą Darii, zerknąłem na restaurację szczerze ciesząc się, że moja randka nie wyszła. Uznałem, że to kolejny dowód na to, iż kiedy jedne drzwi zamykają nam się niekiedy nawet tuż przed nosem - w tym samym momencie otwierają się następne. Tak samo było tym razem.

Z tą właśnie myślą począłem pieszo wracać do swojego mieszkania.

💕

Witam w 1 rozdziale!
Przypominam, że będą się one pojawiać nieregularnie - mimo ukończenia mojej poprzedniej książki „Mirror Image". W dodatku będzie to powieść składająca się z plus-minus 10 rozdziałów. Taka mała powiastka, coś na wzór 1 części „REFUGE".

Ale już mniej gadania - więcej pakiecików:

💕 Pakiet #1

|Daria i Steve umówią się na randkę telefonicznie, wedle ustalenia.

LUB

|Daria i Steve wpadną na siebie za dnia, zanim zdążą się skontaktować i przedłużą spotkanie, automatycznie czyniąc z niego randkę.

💕 Pakiet #2

|Steve odprowadzi Darię do jej domu.

LUB

|Daria i Steve będą znajdować się blisko jego domu i blondyn zaproponuje jej spędzenie u niego czasu. (bez podtekstów!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro