3. Początek relacji przez rosół

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłaś oczy, po czym od razu je zacisnęłaś. Raził cię jasny blask zza okna. Jakby słońce nie mogłoby sobie świecić mniej.
Wcisnęłaś się bardziej w cieplutkie łóżko. Schowałaś się aż po oczy, bo w twoim pokoju panowała zimnica. Przypomniałaś sobie, że wieczorem zapomniałaś zamknąć okna, przez co temperatura w pomieszczeniu w którym spałaś przypominała temperaturę na Arktyce. No wręcz uroczo. Całe szczęście, że mogłaś się dziś wylegiwać do woli, ze względu na to, że dzisiaj jest sobota.
Obróciłaś głowę w stronę drzwi, jako że łóżko znajdowało się naprzeciwko przejścia do dalszej części domu. To co tam zastałaś, sprawiło że prawie wyskoczyłaś z łóżka.
Stał tam bowiem, opierając się o frugę drzwi, szkielet z czarnymi kocimi uszami i ogonem, w twojej tunice. Dopiero po chwili przypomniałaś sobie wydarzenia z poprzedniego dnia.
Kiedy tylko zauważył, że się obudziłaś, wzdrygnął się po czym ukłonił.
- D-dzień dobry pani...
Patrzyłaś na niego jak na głupka. Co on wyprawia?
Po chwili jednak przypomniałaś sobie, jak zapewne musiał być traktowany, zanim do ciebie trafił. Naprawdę, miałaś ochotę dorwać i rozerwać na strzępy osoby, które mu to zrobiły. Teraz jednak musisz się nim zająć.
- Witaj...?- powiedziałaś niepewnie, podnosząc się z łóżka.
Podskoczył i odsunął się trochę do tyłu, mając uszy przy czaszce. Patrzył się na ciebie z przerażeniem, ledwo stojąc na nogach. Zdziwiłaś się, że w ogóle był w stanie chodzić. Ostrożnie zaczęłaś do niego podchodzić. Ten zaczął cofać się jeszcze bardziej po czym się potknął.
Zadziałałaś instynktownie i złapałaś go w porę. On tylko zacisnął oczy i zakrył głowę rękami, mówiąc jakieś niezrozumiałe przeprosiny. Podniosłaś go z westchnięciem. Był dxiwnie lekki w stosunku do swoich rozmiarów. W końcu miał metr dwadzieścia, więc powinien trochę ważyć, nawet jako same kości
Albo może to magia sprawia, że jest lżejszy? Postanowiłaś zanieść go do salonu znajdującego się na parterze, nakarmić bo z pewnością mysiał być głodny i spróbować się z nim zaprzyjaźnić.
Podczas podróży do celu, którym była twoja ukochana kanapa, delikatnie drapałaś go za uszami by choć trochę go uspokoić. Jako tako ci się udało.
Posadziłaś go na kanapie. Zaczął nerwowo rozglądać się dookoła i trochę się trząść.
Uśmiechnęłaś się i pogłaskałaś go po czaszce, tak jak kota. Zanim położyłaś rękę na jego głowie, ten gorączkowo zacisnął oczy i spiął się w sobie, jakby czekając na uderzenie. Dopiero po chwili zorientował się, że nie dzieje mu się krzywda.
Z niechęcią wstałaś i poszłaś do kuchni. Wczoraj do późna gotowałaś rosół i prałaś jego ubrania. Nie wiedziałaś, czy nie będą mu przypominać o jego poprzednim życiu, ale tylko to przyszło ci do głowy. Będziesz musiała zabrać go na zakupy.
Postawiłaś garnek ze złotą aktualnie galaretką na gazie. Postanowiłaś przygotować tą zupę, ze względu na lekkostrawność oraz to, że wywar z warzyw i odrobiny mięsa zawsze dobrze działał po chorobach żołądkowych jako odżywka. Poza tym nie wiedziałaś, kiedy i co ostatnio jadł więc coś takiego na rozruch żołądka powinno być dobre.
Po kuchni jak i zapewne całym domu rozszedł się zapach pokarmu, który twoja kuchenka oraz talent do psucia łaskawie ocaliły. I tak, kuchenka nie raz buchnęła ci płomieniem po rękach, ale nic nie mówiłaś rodzicom, chciałaś poczuć się choć trochę nie jak rozwydrzone dziecko.
Przerwałaś swoje rozmyślania i nalałaś dania do ceramicznej miseczki. Postanowiłaś na początek dać mu to do wypicia bez żadnych dodatków, a jeśli nic mu nie będzie oprócz chęci po więcej, wtedy dorzucisz mu makaronu.
Wzięłaś jego 'posiłek' i wróciłaś do salonu.
Ku twojemu zdziwieniu, on został w dokładnie takiej samej pozycji jak go zostawiłaś. Trochę drżał chyba z zimna a może i ze strachu. To fakt, było w całym domu zimno, ale zbyt byłaś zajęta przejmowaniem się nowym lokatorem, by to zauważyć.
- Jak chcesz, to możesz przykryć się kocem. Muszę znaleść ci jakieś cieplejsze ciuchy - powiedziałaś spokojnym głosem.
Nie chciałaś zachowywać się agresywnie by jeszcze bardziej go wystraszyć.
On tylko pokiwał głową z tymi przesłodkimi uszkami, tak bardzo chciałaś go przytulić, ale mógłby się jeszcze bardziej wystraszyć. Musiałaś to w sobie zwalczyć.
Ale on jest taki uroczy, kiedy zawinął się w koc jak małe, słodkie burrito...
Nie, dość.
Usiadłaś koło niego, sprawiając że podskoczył. Spojrzał na ciebie tymi dużymi, zmieniającymi kształty oczami...
Zaczęłaś zwalczać w sobie potrzebę wręcz uduszenia go.
Położyłaś miskę przed nim na ławie.
- To dla ciebie.
Popatrzył wielce zdziwiony to na ciebie to na miseczkę, potem zaś znowu na ciebie. Był jakby niepewny, czy to co mu dajesz jest bezpieczne. Zmartwiło cię to ale nie zszokowało za bardzo. Musiał wiele przeżyć i z pewnością tobie nie ufał.
Wyciągnął trzęsące ręce spod koca i powoli chwycił miskę. Nerwowo spoglądał kątem oka w twoją stronę, jakby bojąc się o własne życie.
Zaczął powoli pić, łyczek po łyczku, mając w kącikach oczu łezki, jakby właśnie połykał truciznę.
Kiedy skończył, powoli odłożył naczynie i zwinął się w kulkę. Próbował zatonąć w kocu i kanapie, byleby uciec przed całym światem. Jego uszy były płasko położone przy czaszce, a ogon wystający spod okrycia napuszony, drgał. Widać było, że wszystkie nieistniejące mięśnie miał napięte.
- Chcesz jeszcze?- zapytałaś spokojnie, mając wielką ochotę go pogłaskać.
Popatrzył na ciebie z niedowierzaniem i szokiem. Czy nikt wcześniej nie zaproponował mu dokładki? Co mu musiało się stać?
Powoli pokiwał głową. Uśmiechnęłaś się lekko i wzięłaś miskę.
- Chcesz z makaronem? Bo mogę ci dać, jeśli chcesz.
Ponowne kiwnięcie głową. Wstałaś i przygotowałaś mu drugą porcję, tym razem zabierając ze sobą łyżkę i dorzucając garść makaronu. Wróciłaś z powrotem do niego i powoli podałaś mu obydwa przedmioty. Kiedy tylko je powąchał i spróbował trochę, zaczął pakować sobie jak najwięcej do ust, jakby obawiał się, że ktoś mu to zabierze. Oczywiście, jak to w takich przypadkach bywa, zakrztusił się.
Pobiegłaś do kuchni i wróciłaś ze szklanką wody i poklepałaś go po plecach. Łapczywie chwycił szklankę i wypił zawartość i ponownie zabrał się za pałaszowanie zupy. Ty tylko patrzyłaś z szokiem, jak pochłania kolejne łyżki w błyskawicznym tempie.
Kiedy skończył, odłożył miskę i łyżkę koło szklanki i wtulił się w koc.
- D... dziękuję, proszę pani... - powiedział cicho. To co cię ucieszyło to fakt, że choć trochę się rozluźnił.
- Nie ma za co... I tak swoją drogą, nazywam się [t.i] - odpowiedziałaś mu i zabrałaś naczynia. On obserwował twój każdy ruch, ale mogłaś przysiądz, że na chwilkę się uśmiechnął.
- M...ę...nk - wymamrotał nieśmiale. Zatrzymałaś się i spojrzałaś na niego pytająco.
- Mam na imię Ink - powiedział, nie spoglądając na ciebie, zagrzebując się w kocu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro