8. Spaghetti rozplątuje język

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozsiadłaś się na swoim krześle. Postanowiłaś zakończyć wizytę w mieście obiadem, tu na miejscu. I tak musieliście poczekać na pociąg, to czemu nie połączyć tego z przyjemnością?
Otworzyłaś kartę dań i zaczęłaś powoli przeglądać pozycje, krzywiąc się na to czego nie lubiłaś oraz powstrzymując ślinotok na to, co kochałaś. Postanowiłaś rzucić dietę na ten jeden dzień i wybrałaś pizzę oraz czekoladę pitną. W końcu możesz zaszaleć, o ile zamówienie takiej ilości kalorii można nazwać szaleństwem.
Twój palec jeszcze błądził po szorstkiej powierzchni papieru, leniwie rysując esy floresy.
Podniosłaś wzrok i dyskretnie przyglądałaś mu się.
Miał małe, ledwo widoczne rumieńce, co jak stwierdziłaś, było chyba naturalną częścią jego wyglądu. Jego czarne uszy delikatnie drgały, od czasu do czasu odwracając się w różne strony, podążając za intensywniejszym i dźwiękami.
Zauważyłaś, że się na ciebie patrzy oraz to, że gapisz się na niego z lekko rozchylonymi wargami od dłuższej chwili, sprawiając że zamieniał się w tęczę.
Zawstydzona odwróciłaś wzrok i odchrząknęłaś. Twoje dłonie stały się w tym momencie zaskakująco interesujące.
Splotłaś palce obu dłoni, delikatnie krążąc jednym kciukiem wkoło drugiego. Nigdy nie zauważyłaś, ż robiłaś taki ruch będąc zakłopotaną. Ale bądźmy szczerzy, po prostu chciałaś odbiec myślami od osoby siedzącej przed tobą, rzucając w umyśle epitetami o swoich dłoniach. Poważnie, to robi się żałosne.
Podeszła do was młoda kobieta, raczej taka przy kości. Nosiła czarną bluzkę, spodnie oraz czerwony fartuch zawiązany w talii, taki jaki mają ci wszyscy profesjonaliści w programach kulinarnych. Ma jej piersi zawieszona była złota tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Przeczytałaś ją tak, by kelnerka się nie zorientowała.
- Dzień dobry, jestem Natasza i dzisiaj was obsłużę- wypowiadała te słowa z lekkim ukraińskim akcentem.
Uśmiechnęłaś się do niej i powiedziałaś czego chcesz. Ona odwzajemniła uśmiech i zapisała twoje słowa na małym notatniku. Zachichotałaś w duchu, patrząc na różowy długopis z zawieszką w kształcie babeczki. Wydawała się taka pogodna.
- A co dla ciebie, kochaniutki?- spytała Inka, zachowując dalej tą samą uśmiechniętą twarz, jednak mogłaś przysiądz, że ujrzałaś w jej oczach iskierki zachwytu.
Tacy właśnie powinni być ludzie. Zamiast wykorzystać wszystko do około do swoich celów, mogliby zachowywać się z szacunkiem i zachwytem na widok magicznych stworzeń, a nawet do siebie nawzajem.
Oraz ten jej profesjonalizm, że nic nie powiedziała, tylko rozmawiała z nim jak z człowiekiem.
- Umm... j-ja...- Ink podkulił ogon i położył uszy płasko przy czaszce.
Był bardzo zestresowany rozmową z kimś dorosłym, a nie dzieckiem. Popatrzyłaś na niego że współczuciem.
Natasza uśmiechnęła się do niego.
- Spokojnie, jeśli jeszcze nie wybrałeś nie musisz się od razu decydować. Luzik, mogę potem do ciebie wrócić - powiedziała spokojnym głosem po czym lekko obróciła się w twoją stronę.
- To ja już pójdę - oznajmiła i odwróciła się w stronę kuchni.
Już podniosła nogę i miała właśnie postawić krok.
- Z-zaczekaj, proszę! - szkielet prawie zerwał się z krzesła, jakimś cudem łapiąc równowagę.
Kobieta odwróciła się do was, ze zdziwionym wyrazem twarzy. Jej zawieszką w kształcie babeczki bujała się w jedną to w drugą stronę, uwięziona w jej ręce, kiedy właścicielka zamarła bez ruchu czekając na kolejne wydarzenie. Tymczasem on speszył się oraz zarumienił, pesząc się swoim nagłym wybuchem. O ile wybuchem to nazwać można.
- J-ja... Ja chcę spaghetti!- wypowiedział jednym tchem poczym skulił się w sobie, jakby właśnie powiedział coś obraźliwego i spodziewał się ciosu zaraz po tym.
Natasza lekko zdziwiona kiwnęła tylko głową i zapisała w swym notesie jego zamówienie, po czym uśmiechnęła się i ruszyła w dalszą drogę do kuchni.
Ink usiadł na krześle i zarumieniony patrzył na swoje ręce znajdujące się na jego kolanach. Przyglądałaś się jego tęczowym policzkom. Światło odbijało się od jego gładkich, alabastrowych kości, tworząc małe zajączki.
Miałaś ochotę go złapać i przytulić, drapiąc za uszami oraz zachwycać się jego mruczeniem. Był taki uroczy. Szczególnie, kiedy się skupiał na czymś. Wystawiał wtedy tęczowy języczek, a dokładniej samą końcówkę, i strzygł uszkami niczym kotek. To było tak urocze że ledwo powstrzymałaś się przed kolejnym krwotokiem z nosa.
Otrząsnęła środku się. Co to za uczucia? Dlaczego je czujesz? To tylko komplementy dla bliskiego przyjaciela, prawda? Bo raczej nie miłość. Miłość nie istnieje, a przynajmniej nie taka. Ty i potwór z gatunku? Przecież on jest wyjątkowy, magiczny - a ty? Zwykły człowiek jak każdy inny. To był tylko niezwykły zbieg okoliczności, że akurat trafił na twój śmietnik.
Wasze zamówienia w końcu dotarły na stół, dzięki czemu mogłaś oderwać się od swych myśli i skupić na czymś ważniejszym, czyli spożywaniu posiłku. On również zaczął jeść, wciągając po nitce makaronu. Pozwoliła środku sobie na odpłynięcie we własne myśli, zastanawiając się jak będzie wyglądać waszą wigilia, kiedy twoje rozmyślania przerwał Ink.
- H-hej... - zaczął cicho.
Podniosłaś głowę i popatrzryłaś na niego pytającym wzrokiem.
- Mój... mój poprzedni właściciel nazywał się Grzegorz... Miałem bez ciebie dziesięciu właścicieli... Ty jesteś jedenasta... I jak dotąd traktujesz mnie najlepiej... I chciałem ci podziękować - dokończył, uśmiechając się promiennie.













A tu takie moje spostrzeżenie, kiedy grałam w UT by choć trochę nabrać chęci do pisania tego:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro