⋆。‧˚ʚ Prolog ɞ˚‧。⋆

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Historia lubi się powtarzać...
Zwłaszcza gdy jest zawiła i pełna ostrych zakrętów...

Panna Poirier unosząc swą przewiewną, długą, zieloną spódnicę wkroczyła do pociągu.
Wygładzając zielony materiał, usadowiła się w przedziale.

Uważnie poprawiła swoje usta szminką.
Z uśmiechem spojrzała przez okno.

Przeniosła wzrok na swój wypolerowany, złoty zegarek na nadgarstku.
- Za dwadzieścia pierwsza - cicho wymruczała do siebie

Korzystając z samotności, zdjęła szeroki kapelusz z głowy, wywołując tym ogromną falę opadających, ciemnych, loków.
Jej postawa nie dawała nic do zarzucenia.

- Można, Madame? - w progu przedziału pojawił się wysoki brunet.

Nim Estella Poirier odpowiedziała ostrożnie obrzuciła mężczyznę krytycznym spojrzeniem

Miał nieskazitelną, opaloną skórę, brunatne lekko rozczochrane, lecz estetycznie wyglądające włosy.
Rysy twarzy miał łagodne, aczkolwiek zdecydowane. Oczy były rozjaśnione i delikatnie błyszczące. Niebieskie i głębokie jak morza, było można się w nich utopić.
Postura była idealna, ale niewyróżniająca się niczym.

Cała analiza zajęła młodej pannie niecałe kilka sekund.

- Jasne - odparła, jednak jej ton nie brzmiał zachęcająco.

On usiadł na przeciwko niej.

- Raymond Zidane. - rzekł i wyjął rękę.

- Estella Poirier - uścisnęła jego dłoń, a on z szacunkiem ją obserwując, ucałowaj jej dłoń. Nic nie powiedziała, ale jej kąciki ust minimalnie się podniosły.

- Dokąd pani zmierza? - zapytał grzecznie.

Estella nie miała w zwyczaju spowiadać się komukolwiek ze swoich planów. Jednak, tym razem postanowiła się otworzyć i pozwolić Raymond'owi wkroczyć do jej świata.

- Nantes. Właśnie wyprowadzam się z Érveux. Będę studiować studia pedagogiczne. A pan?

- Och, cóż za przypadek! Ja również wybieram się do Nantes Również na studia! Jednak, medyczne. - uśmiechnął się - od małego mam aspiracje, by zostać laryngologiem - z rozmarzeniem spojrzał zza okno.

Estella z uznaniem spojrzała na przyszłego lekarza.

- Ja chcę uczyć dzieci - podekscytowana, mówiła - będę nauczycielką najmłodszej grupy uczniów szkół podstawowych! Po części jest to ambicja moich rodziców - westchnęła - ale, cieszę się, że wybrali mi zawód z którego, jak myślę, będę zadowolona - dodała.

- Wybrali ci zawód sami? - Raymond z niedowierzaniem spojrzał na śliczną panienkę.

- Owszem. Wydaję mi się to normalne. - stwierdziła ze zdziwieniem - tak jest w naszej rodzinie.

- Przykre. Ale przynajmniej będziesz wykonywać swój zawód z pasją.

Wtem rozgległ się świst pociągu. Ruszył do Nantes.

Gawędząc sobie z kawalerem Raymond'em panienka Poirier odkryła, że jego obecność jest przyjemna.
Polubiła jego towarzystwo i teraz luźno wrzucała swoje trzy grosze do jego monologów.

Wkrótce, pozwoliła sobie być sobą, co na co dzień było niemożliwe. Żywo gestykulowała przy rozmowie, przybierała przeróżne miny adekwatne dla sytuacji opowiadanych przez Zidane'a.

Nieraz wyglądała na zdegustowaną, a chwilę później na zafascynowaną opowieścią.

Raymond równie swobodnie czuł się w towarzystwie młodej dziewczyny.

- A tak zapytam - zaczął nowy wątek Zidane, upijając łyk czarnej kawy, którą chwilę wcześniej przyniósł z warsu. - na jakim uniwersytecie będziesz studiować?

- Université de Nantes.

Raymond musiał zakryć usta, by nie krzyknąć z niedowierzania (a może ze szczęścia...?)

- Ja... ja też!! - wykrzyknął po chwili.

- Świetnie - skomentowała Estella uśmiechając się, jednak nie ekscytowała się jak on.

Kilka tygodni po przyjeździe do akademików i rozpoczęciu wykładów dwójka młodych dorosłych zaczęła się spotykać.

Po ukończeniu studiów, wciąż byli razem. Wydawało się, że byli sobie pisani.
Rozpoczęli pracę i zamieszkali razem. W między czasie Raymond kończył specjalizację.
Kilka lat potem wzięli ślub. Następne cztery lata potem mieli już trójkę dzieci: Viviane, Edgar'a oraz Mélodie.
Czyli mnie.

- Mamuuś, a kiedy opowiesz mi jak ty poznałaś się z tatą? - przerwał dziecięcy głosik.

- Jutro, słoneczko. Jest już późno... I... jeszcze nie skończyłam opowiadać o twojej babci i dziadku.

- To nie wszystko? - zaciekawiona dziewczynka otworzyła szerzej oczy.

- Tak... Posłuchaj, opowiem ci.

- Wychowali nas bardzo dobrze. Najstarsza jest ciocia Viviane. Z resztą, bardzo ją lubisz i znasz. Często do nas przyjeżdża. Jest starsza ode mnie o cztery lata. Świętej pamięci wuj Edgar zmarł podczas jednej ze swoich wypraw morskich...

I jestem ja, Mélodie, twoja mama.
Jednak zanim dorośliśmy... Kiedy moja siostra miała szesnaście lat, ja dwanaście, dowiedzieliśmy się... że nasi rodzice... się rozwodzą.
Viviane natychmiast chciała się wyprowadzić. Musiała jednak poczekać niecałe dwa lata. Została z matką, Estelle. Niespełna piętnastoletni Edgar, przeprowadził się do nowego mieszkania ojca. Ja zostałam z moją najukochańszą siostrzyczką i... matką. Tak matką. Estelle już nigdy nie będzie mamą ani mamusią.
To zbyt nas zabolało...

- Mamaa...?

- Tak Mél?

- Obiecasz mi coś?

Mélody była bardzo zaskoczona. Jakiej obietnicy mogła chcieć od niej jej sześcioletnia córeczka...?

- O co chodzi, kochanie?

- Najpierw zawołaj tatę. - powiedziała zadowolona.

- W porządku - jej rodzicielka była mocno zdezorientowana, ale krzyknęła "Gabrieel, przyjdź na chwilę!"

Kiedy dwoje rodziców siedziało na przeciwko małej, oznajmiała.

- Musicie mi obiecać, że nigdy nie rozstaniecie się tak jak Estella i Raymond!

Młodym rodzicom łzy stanęły w oczach.
Łzy wzruszenia.

- Obiecuję, myszko - wyszeptał Gabriel - jest, późno, idź spać... - dodał

- Obiecuję - wykrztusiła wzruszona jej matka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro