3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Erza z impetem weszła do gabinetu Makarova i zamaszystym ruchem łupnęła dłonią w blat dębowego biurka, nie zważając na obecność Zory w pomieszczeniu. Dryer spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, a jego mina wyrażała niezadowolenie. Wiedział jednak, że jedna z jego córek nigdy jeszcze nie wtargnęła do jego gabinetu nie mając dobrego powodu.
- Musimy wreszcie zacząć działać - powiedziała z mocą zabierając dłoń, a wzrok Mistrza Gildii padł na małą czerwona karteczką która się pod nią kryła.

"Planujesz swą przyszłość lecz nie wiesz...
może tuż za rogiem...
stoi Ten...
który ma już konkretny plan co do Ciebie..."

Zora odchylił się od niechcenia na krześle i spojrzał na Scarlet.
- Ktoś tu musiał zajść za skórę Podziemiu Erza - rzucił obojętnym tonem, jednak jego kąciki ust zadrgały. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona podobnie jak sam Makarov.
- No co? Nie mówcie mi, że nigdy nie słyszeliście o Ligii Podziemia - powiedział bez cienia emocji w głosie. Na twarzy Erzy pojawił się złowrogi grymas, a jej oczy mogłyby teraz zabijać gdyby posiadały taką zdolność. Natomiast mina Makarova wyrażała jedynie głębokie skupienie.
- Gadaj skąd to znasz! - Warknęła Erza.
- Yaora, Yaora* Erza - powiedział Zora widząc jej budzącą grozę postawę - swoje za uszami mam ale nie pałam miłością do metod Ligii - dodał na co dziewczyna widocznie się rozluźniła.
- Zora Ideale, w takim razie nadszedł czas byś pokazał Gildi Fairy Tail swoją lojalność - powiedział spokojnie Makarov - zwołuje naradę - oznajmił. Godzinę później Mistrz Gildii siedział na blacie baru w wielkiej sali z rękami założonymi na piersi, a przed nim stały wszystkie jego dzieci które przebywały w Magnoli.
- Drogie dzieci - zaczął oficjalnie spoglądając na znajdujące się w pomieszczeniu osoby - Jakiś czas temu otrzymałem niepokojące informacje na temat pozostałych Gildii, z których wynikało, że ktoś próbuje im zaszkodzić. Spotkałem się z ich Mistrzami i wymieniliśmy się między sobą informacjami. Otóż od kilku miesięcy jacyś ludzie obserwują Gildię i jej poszczególnych członków, by w najmniej odpowiednim momencie zaatakować z ukrycia pojedyncze osoby. W Sabertooth jest już jedna osoba która padła ofiarą napaści. Po mimo odniesienia głębokiej rany udało się ją uratować, jednak napastnik zbiegł. Podobna sytuacja wydarzyła się w Mermaid Hell i Lamia Scale. Blue Pegasus podobnie jak my jest obserwowane i otrzymało listy z pogróżkami...

- Kto ośmiela się z nami zadzierać! - warknął Laxus.

-Nie jaka Liga Podziemia - odparł spokojnie Makarov a po sali rozeszły się szepty zdumionych towarzyszy.

- Liga czego? - Zapytał zdumiony Laxus - co to znowu jest za ugrupowanie! - Zawołał poirytowany.

- No właśnie... Mam nadzieję, że Zora powie nam coś więcej na ten temat - odparł Mistrz a oczy wszystkich skierowały się na Ideale. Płomiennowłosy siedział na krześle z założonymi rękami, a jego nogi spoczywały na blacie stolika. Jego mina wyrażała bezbrzeżne znudzenie i zanim się odezwał, najpierw ziewnął ospale co wywołało grymas niezadowolenie u niektórych osób. Zora wstał powoli z krzesła i włożył ręce do kieszeni zanim zaczął.

- Liga Podziemia to tajne ugrupowanie stworzone przez niedobitków Mrocznych Gildii. Liga stworzyła sobie pod miastem swój własny świat, do którego ma wstęp każdy kto tylko jest na bakier z prawem...

- Tak jak ty - rzucił niezadowolony Jet.

- Kiedyś owszem - przyznał Zora - i wcale się tego nie wstydzę... - powiedział mierząc go wzrokiem.

- O co im może chodzić? - Wtrącił Gray spoglądając na Ideale.

- Przypuszczam, że szukają zemsty na pozostałych Gildiach z to, że zostali pokonani - odparł, co wywołało kolejną falę szeptów jaka przetoczyła się przez zebrany tłum.

- Zora, w takim razie mam dla ciebie pierwszą misję - Powiedział Makarov.

Lucy nie zamierzała próżnować i już następnego dnia rozpoczęła swoje treningi z Jellalem. Choć puki co sprowadzały się one głównie do ćwiczeń fizycznych, a także wytrzymałościowych polegających na przyzwaniu jak największej liczby Duchów, Heartfili było to zdecydowanie na rękę. Czuła się obco wśród tej trójki i przynajmniej miała dobrą wymówkę, by każdego wieczora udać się wcześniej do swojego namiotu. Meredy była dość specyficzną osobą, która jak się wydawało Lucy, miała jakieś rozdwojenie jaźni. Z pozoru bardzo dziecinna i wesoła, w każdej chwili mogła zgromić cię nieprzychylnym wzrokiem równym temu, jakiego używała wkurzona Erza. Erik natomiast raczej mało się udzielał, a przynajmniej w jej obecności. Jedyną osobą z którą mogła porozmawiać, nie licząc uprzejmego Jellala, był oczywiście Happy, który wieczorami dotrzymywał jej towarzystwa. Jednak tego wieczora gdy wraz z Jellalem wracała po wyczerpującym treningu do obozu, Fernandes nagle cały się spiął. Podszedł do niej na tyle blisko by mogła usłyszeć jego cichy szept.

- Ktoś nas śledzi. Zachowuj się swobodnie, jednak bądź czujna - nakazał, na co kiwnęła głową z najbardziej naturalnym uśmiechem na jaki ją było stać. Jellal przyciągnął ją do siebie obejmując swoim ramieniem i choć Lucy wiedziała, że to tylko gra aktorska, nagle poczuła jak na jej policzkach wystąpił lekki rumienieć. Spojrzała na niego z ukosa i musiała z czystym sumieniem przyznać, że Fernandes był szalenie przystojny. Choć kiedyś byli w podobnym wieku, przez sytuację z Acnologią na Tenroujimie był teraz o dodatkowe siedem lat od niej starszy. Nie wpływało to jednak na jego niekorzyść, a wręcz przeciwnie. Rysy jego twarzy nieco się zaostrzyły a cała sylwetka zmężniała, robiąc z niego prawdziwego mężczyznę a nie nastolatka, jakim był jeszcze niedawno z jej punktu widzenia. Nigdy wcześniej jednak nie miała okazji by mu się przyjrzeć i dopiero teraz zauważyła te subtelne różnice. Nagle przestała się dziwić dlaczego Erza tak bardzo była w niego zapatrzona. Dotarli do obozu na chwile przed tym, nim ktoś czający się w zaroślach wypuścił w ich kierunku magiczną strzałę. Jellal szarpnął Heartfilię za ramię, chowając ją za swoimi plecami. Jednocześnie drugą ręką złapał poły swoje płaszcza, którym zasłonił się jak tarczą szepcząc jakieś zaklęcie. Strzała rozprysnęła się w drobne iskry w kontakcie z materiałem. Zaalarmowani Meredy i Erik zerwali się z miejsca w pozie gotowej do ataku i już w następnej chwili, w ostatnim momencie udało im się uniknąć rzuconych w ich kierunku sztyletów. Napastników musiało być co najmniej dwóch lub trzech, bo ewidentnie przedmioty i strzała zostały rzucone z innego miejsca. Napastnicy kiedy stracili element zaskoczenia rzucili się na nich z okrzykami na ustach. Jellal uśmiechnął się jedynie pod nosem, jakby nie z takimi rabusiami już musiał się mierzyć. Lucy przyzwała Tourusa jednak była tak wyczerpana po treningu, że jej Gwiezdny Duch natychmiast zniknął.

- Lucy wycofaj się! - krzyknął przez ramię Fernandes. Heartfilia natychmiast wykonała polecenie, odsuwając się w głąb obozu z dala od walczących. Meredy połączyła dwóch przeciwników z Erikiem, który gdy solidnie oberwał w brzuch, z uśmiechem spoglądał jak napastnicy runęli z bólu na kolana, obejmując się rękami w pasie. Jellal nawet nie musiał się zbytnio wysilić by przy pomocy zaklęcia Meteoru, który zwiększał jego szybkość, w kilku ciosach powalić opryszka na ziemię. Erik kończył właśnie wiązać pokonanych dwóch zbirów a Jellal ciągnął w jego kierunku kolejnego, kiedy zobaczył jakiś błysk metalu z prawej strony obozu a jego serce zdjęła trwoga.

- Lucy! - zdołał jeszcze krzyknąć, nim z krzaków wyskoczył jeszcze jeden napastnik, ruszając prosto na nią. Blondynka machinalnie w geście obronnym zasłoniła twarz przedramionami, jednak zamiast jakiegokolwiek uderzenia czy choćby bólu, poczuła jedynie przepływające przez jej ciało przyjemne ciepło. Na moment zapadła głęboka cisza którą w krótce przerwał dźwięk opadającego na ziemię metalowego przedmiotu, i jęk bólu nacierającego na nią mężczyzny. Kiedy otworzyła oczy, ze zdumieniem zobaczyła jak jej dłonie dosłownie płoną. Meredy podbiegła do jęczącego mężczyzny który upuścił gorący sztylet, by związać mu ręce i nogi. Happy spoglądał na nią z szeroko otwartymi oczami podobnie zresztą jak Jellal i Erik.

- Natsu - powiedział cicho kotek tak, że tylko Blondynka zdołała go usłyszeć. Obróciła dłonie w kierunku swojej twarzy, spoglądając na nie z niedowierzaniem i pewną doza uczucia. Happy miał rację. To były płomienie Natsu i czuła je teraz bardzo dobrze w całym swoim ciele. Przypuszczała, że nawet Dragneel nie zdawał sobie sprawy z tego, iż dzięki jego ochronie najwyraźniej mogła korzystać z jego mocy. Pytanie tylko brzmiało na jak dużo mogła sobie pozwolić. Gdy czuła płonący w niej ogień, w jakimś stopniu czuła się jakby Natsu był tuż obok niej i obejmował jej ciało. Jego ciepło szalało teraz w jej wnętrzu dając niezwykłe ukojenie jej stęsknionym zmysłom. Gdyby była w stanie rozwinąć tą umiejętność... pomyślała, jednak natychmiast też odrzuciła tę myśl zaciskając dłonie w pięści, a płomienie natychmiast zgasły nie tylko na jej dłoniach, ale także i w środku. Nie mogła opierać się jedynie na mocy Smoczego Zabójcy. Musiała sama ćwiczyć i doskonalić swoje umiejętności. Musiała być silna dzięki swoim własnym umiejętnościom, a jego magię trzymać jak asa w rękawie i używać jedynie w ostateczności.

- Co to było Lucy... czy to... czy to płomienie Natsu?? - zająknął się Erik.

Lucy spojrzała na niego i nieznacznie skinęła głową.

- Jak to możliwe!?? - wykrzyknął Cobra a twarz Lucy przybrała kolor dojrzałego pomidora.

Natsu otworzył oczy i poczuł tępy ból w skroni. Stał na ścieżce jakieś sto metrów od wejścia do jaskini, czyli w miejscu w którym dokładnie przed sekundą zamknął na moment oczy. Coś jednak ewidentnie było nie tak, bo doskonale pamiętał, że gdy wracał do jaskini słońce górowało wysoko na niebie, podczas gdy teraz chyliło się ku zachodowi. On natomiast nie pamiętał absolutnie niczego co działo się w przeciągu tych kilku godzin, jakie niewątpliwie musiały upłynąć. Zacisnął pięści zgrzytając zębami z wściekłości, zdając sobie sprawę z tego, że END po raz kolejny używał jego ciała do własnych i zapewne niecnych celów.

- I po co te nerwy - usłyszał jego głos, a cień rzucany przez jego ciało zaczął się poruszać według własnego uznania, czy tez raczej uznania Demona.

- Nie podoba mi się gdy używasz mojego ciała bez mojej wiedzy - warknął Drganeel przez zaciśnięte zęby. Cień wykonał dziwny pląs i odparł beztrosko.

- Ależ to nie jest twoje ciało Natsu, tylko NASZE - niemalże zasyczał - Cały czas o tym zapominasz...

- Przy tobie trudno zapomnieć o takim szczególe - prychnął. Im dłużej musiał to znosić, tym bardziej żałował, że nie jest sobie w stanie odebrać życia. Wiedział to, bo już próbował, ale zawsze wtedy demon przejmował nad nim kontrolę zapobiegając jego... jak to nazywał, ludzkiej skłonności to zbyt szybkiego kończenia zabawy. Czuł się jedynie jak zabawka czającego się w jego wnętrzu END'a, a każdy kto go doskonale znał, wiedział jak bardzo nienawidził gdy ktoś tylko się nim bawił. Teraz jednak niestety nie mógł nic z tym zrobićm co tylko powodowało u niego kolejny wybuch gniewum jaki wyładował przywalając ognistą pięścią w najbliższe wiekowe drzewo, które runęło na ziemię pod siłą jego ataku.

- Gdzie byłeś! - warknął Natsu nie licząc nawet na odpowiedz, i bardzo go zdziwiło kiedy Demon jednak postanowił się odezwać.

- Byłem w mieście nawiązać kilka nowych znajomości - odparł nieco skrzekliwie cień, przybierając bardziej materialną postać unoszącą się nad ziemią.

- Jakie znajomości!? - krzyknął Natsu odwracając się w jego kierunku, i czując jak jego serce przyspiesza.

- No wiesz... jedna panna tu, druga tam... - nie dokończył, bo wkurzony Dragneel złapał go za ramiona i zaczął nim szarpać z wściekłości choć dobrze wiedział, że nie jest mu w stanie nic w ten sposób zrobić - No co? Czułem się samotny? - burknął urażony.

- Gadaj co z nimi robiłeś! - krzyknął czując rosnącą panikę. Bał się, że jeżeli END zrobi coś czego nie powinien, Lucy na zawsze straci jego ochronę, której w tej chwili na pewno potrzebowała. Nawet nie łudził się, że dziewczyna go posłucha i zostanie z Happym w Magnoli tak jak kazał. Był bardziej niż pewny, że prawdopodobnie w tej chwili przetrząsa cały kraj by go odnaleźć, narażając się na kolejne niebezpieczeństwa i typków pokroju Jakku. Gdyby tylko pocałował inną dziewczynę, więź chroniąca Lucy po prostu by się rozpadła. W drugą stronę zresztą działało to podobnie, jednak Heartfilia nie była tego w żaden sposób świadoma. Nie miał nawet kiedy jej o tym powiedzieć.

- Wyluzuj, tylko sobie pogadaliśmy - odparł Demon i rozmasował dłońmi ramiona które Natsu wreszcie puścił, choć oboje wiedzieli, że wcale go to nie bolało. Dragneel opadł na kamień, czując ogromne zmęczenie jakie go nagle dopadło i odetchnął z ulgą. Nie był pewny czy to, że jego ciałem sterował END miało jakieś znaczenie, ale wolał tego nie sprawdzać. Nie miał zamiaru zrywać więzi, do puki Lucy sama tego nie zrobi. Poczuł ukłucie w sercu na samą myśl o nadejściu takiego dnia i choć ta perspektywa niesamowicie go bolała uważał, że byłoby to najlepsze wyjście dla nich obojga. A jeżeli nie dla niego to już na pewno dla Lucy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro