Część Ia. 5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nabierając porządny haust powietrza do płuc zaczęła się krztusić i z pozycji leżącej przeniosła się na kolana, opierając asekuracyjnie dłonie przed sobą. Gdy udało jej się w końcu choć w niewielkim stopniu opanować ogarniające ją mdłości uniosła głowę i zobaczyła nad sobą gwiaździste niebo. Poczuła delikatne pieczenie w karku i automatycznie się za niego złapała, wyczuwając niewielką podłużną ranę i nieduże zgrubienie pod spodem. Zakręciło jej się w głowie, przez co złapała się czegoś z boku. Wtedy zauważyła, że leżała na gołej ziemi, otoczona przez wysokie betonowe ściany. Próbując się podnieść, zadała sobie w myślach pytanie: Co ona tutaj robiła?

I nagle jak grom z jasnego nieba uświadomiła sobie, że nie zna odpowiedzi na to pytanie. W sumie to nie zna odpowiedzi na żadne kolejne. Nie wiedziała gdzie, dlaczego i po co się tutaj znajduje, ani o dziwo, nie była w stanie przypomnieć sobie, kim jest. Wielkość tego odkrycia zwaliła ją z ponownie z nóg, sprawiając, że łzy bezsilności pojawiły się w jej oczach.

– Halo? – Z jej wnętrza wydobył się dziwny dźwięk, jedynie imitujący głos. Odchrząknęła, czyszcząc gardło, i spróbowała ponownie. – Halo?! Czy ktoś tutaj jest? – Wymowna cisza, jaka jej odpowiedziała, zdawała się jedynie pogłębiać. 

Próbując uspokoić oddech przeniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając na boki. Nagle podskoczyła i krzyknęła, gdy obok niej pojawił się mały stworek z czerwoną diodką z przodu. Miała wrażenie, jakby usilnie się jej przyglądał. Zaciekawiona niespiesznie wyciągnęła rękę. Nowy towarzysz zauważył ten ruch, jednak nie zareagował, a jedynie śledził poczynania dziewczyny. Jednak w momencie, w którym dotknęła jego powierzchni, odskoczyła, albo wręcz została odrzucona, przez wiązkę przepływającej energii. Trzymając się ciągle za rękę podniosła się, jęcząc nieco pod nosem i klnąc na tego małego cosia. Tak niewinnie to wygląda, a jest tak niebezpieczne.

Postanawiając w końcu ruszyć się z miejsca, zostawiła małego zwierzaczka, który i tak niedługo potem sam pierzchnął pod ścianę. Pomyślała, że rozejrzy się i postara cokolwiek ustalić. Mimo iż dalej była nieco śpiąca i obolała, a przede wszystkim zdezorientowana niewiedzą na... każdy temat, zaczęła iść w kierunku prawego korytarza. 

Nie uszła jednak więcej niż kilka kroków, gdy nagle usłyszała za sobą dziwny dźwięk. Wyprostowała się i opuściła ręce wzdłuż ciała, wsłuchując się w zgrzyty metalu i tarcia, które wydobywały się gdzieś zza jej pleców. Przełknęła rosnącą jej w gardle gulę i niespiesznie odwróciła się, od razu żałując swojej decyzji. Chociaż czy niewiedza w tym przypadku pomogła by w czymkolwiek?

Na końcu korytarza znajdowała się dziwna i ogromna kreatura, której nie potrafiła nawet nazwać ani z niczym skojarzyć. Maź wypływająca z przerażającego pyska skapywała na ziemię, tworząc mało artystyczne kałuże. Mogła sobie jedynie wyobrazić, jaka była w dotyku. Z boków wystawały pod dziwnymi kątami różne metalowe i zapewne ostre przedmioty, które połyskiwały co jakiś czas w świetle nad wyraz jasnych gwiazd bądź czerwonych diodek stworków, które zgromadziły się w pobliżu potwora.

Przerażona dziewczyna zaczęła stawiać powoli kroki do tyłu. Nie wiedziała, gdzie uciekać, ale wszystko w niej mówiło, aby gnać przed siebie ile tylko starczy jej sił. To coś już na pewno nie wyglądało przyjaźnie i nie miała najmniejszej ochoty go dotknąć. 

Nagle trąciła stopą leżący na ziemi kamień, co spowodowało uruchomienie monstrum. Wydało z siebie przeraźliwy dźwięk i zatrzepotało kończynami, ukazując dodatkowo ogromny ogon. Tego było za wiele. Również krzyknęła, bezwłasnowolnie i instynktownie, po czym rzuciła się do biegu. Kreatura ruszyła za nią.

W tym samym czasie Newt, który właśnie miał się kłaść, usłyszał coś, czego nigdy się nie spodziewał. Pierwszy dźwięk był mu dobrze znany. Należał do Dozorcy. Jednak zaraz po nim rozległ się krzyk. Ludzki krzyk. Nie wiedząc, czy się przesłyszał, siedział w ciszy. Co jakiś czas dochodziło do niego echo tworzone przez mechaniczne ciała Bóldożerców, ale on wciąż wsłuchiwał się, czy da radę wyłapać ten konkretny hałas. Wyjrzał przez okno, skupiając się maksymalnie. Nagle drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł ciemnoskóry chłopak.

– Też to słyszałeś? – Podszedł do blondyna, wystawiając głowę na zewnątrz. Newt jedynie pokiwał nią kilkakrotnie. Wtem doszedł do nich huk, mimo że cichy sprawił, iż obaj odskoczyli o kilka metrów.

– Coś dziwnego się dzieje. Zwołujemy resztę, Alby?

– Chyba tak będzie najlepiej.

W ciągu kilku minut zebrali wszystkich Opiekunów. Tym razem jednak zgromadzenie nie odbywało się w Sali Narad, a pod głównymi wrotami. Przywódca szybko powiedział, co się dzieje i dalej już tylko słuchali szumów, zgrzytów i huków. Brzmiało to, jakby Bóldożercy urządzili sobie zapasy. Co to dla nich oznaczało? I przede wszystkim co oznaczało to dla osoby, która jakimś cudem znalazła się w Labiryncie i której krzyk od czasu do czasu mogli wyłapać?

W tym samym czasie spocona i zziajana do granic możliwości Hope uciekała przed drugim już stworem. Pierwszy z nich wpadł rozpędzony w ścianę, chyba coś sobie uszkadzając, gdyż nie podnosił się, dając jej na chwilę złudną nadzieję bezpieczeństwa i szybkiego końca tego koszmaru. Sama właśnie wpadła na jedną z nich i skręciła w kolejny korytarz, z którego musiała się jednak wycofać, gdy ściany były już zbyt blisko siebie, aby zdążyła przejść na drugą stronę. 

To już kolejna taka niespodzianka, która zabrała jej cenne sekundy. Próbowała nie myśleć o wyglądzie goniących ją kreatur, skupiając się całkowicie na ucieczce. Nie miała się gdzie schować, a z każdą minutą słabła i wiedziała, że nie będzie w stanie gnać w nieskończoność. Serce waliło jej niemiłosiernie, oczy wychodziły z orbit, a płuca paliły żywym ogniem. Próbowała przyspieszyć, co marnie jej wychodziło, gdyż potwór był coraz bliżej. A może to on rósł w siły?

Nagle zauważyła przed sobą, że kolejne ściany zaczynają się ze sobą łączyć. Wpadł jej do głowy pewien pomysł, który miał szansę na realizację, ale tylko w przypadku, gdy korytarz obok był wolny. Musiała jednak zaryzykować, nie miała jak tego sprawdzić. Biegła dalej przed siebie, przebierając szybko nogami i próbując pomóc rękoma. Nagle gwałtownie skręciła w lewo tuż przed łączącymi się częściami i na szczęście nie spotkała się ze ślepym zaułkiem. 

Ważąca swoje maszyneria nie zdążyła zmienić kierunku, przez co przewracając się, próbowała stabilizować się długim ogonem, który właśnie w tym momencie ugrzązł pomiędzy ścianami. Bestia wydała z siebie przeciągły ryk, przez który włoski stanęły dęba zarówno Hope, jak i każdemu Opiekunowi, budząc przy tym pozostałych Streferów. Zainteresowani i zaniepokojeni dołączyli do zgromadzenia, przysłuchując się pobudzonemu jak nigdy dotąd Labiryntowi. Jedni byli przerażeni na tyle, że trzymali się z tyłu, u kolejnych zwyciężała ciekawość i szukali odpowiedzi, przekrzykując się jeden przez drugiego i tworząc rozmaite teorie.

Wiele osób podchodziło do Newta, zadając mu wciąż te same pytania, na które chłopak nie miał już sił odpowiadać. Był zmęczony, zdezorientowany, przestraszony i zaintrygowany do granic możliwości. Jego dziwne przeczucia się sprawdziły; coś się działo. Względnie spokojny do tej pory w nocy Labirynt prezentował przed nimi całkiem nowe oblicze i nie wiedział, czego powinni się spodziewać. 

W sumie to siedzące w nim przeświadczenie, że coś jest nie tak i powinni mieć się na baczności, zostało jedynie spotęgowane przez możliwą obecność kogoś wewnątrz. Oddalił się od grupy i usiadł pod drzewem, nie będąc w stanie dłużej utrzymywać ciężaru ciała na obolałej nodze. Wyprostował ją i przejechał dłonią po nierównej strukturze kości, próbując nieco sobie ulżyć. Oddychał głęboko i w końcu oparł głowę o pień, zaciskając zęby. Starał się ignorować dźwięki Dozorców, przesuwające się ściany, różne tony pozostałych chłopaków i zapomnieć o krzyku. Miał dość. Oparł dłoń na kieszeni, w której znajdował się jego mały prywatny skarb i próbował czerpać z niego siłę. Zazwyczaj pomagało. 

W pewnym momencie poczuł obok siebie ruch i szklany przedmiot w ręku. Podniósł leniwie powieki, zauważając sadowiącego się obok niego kolegę. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, nowoprzybyły kiwnął na nogę Newta.

– Widzę, że porządnie cię napinkala. Ulżyj sobie, może choć trochę pomoże. – Zastanawiając się chwilę, przyznał Opiekunowi Budoli rację i wziął porządnego łyka. Poczuł rozchodzące się po organizmie ciepło i ponownie oparł głowę o chropowatą korę drzewa.

– Dzięki, Gally. Cholera, na reszcie ten twój klump przyda się do czegoś pożytecznego. – Obaj zaśmiali się, jednak słysząc ponowny donośny ryk, w całej Strefie zapanowała cisza.

– Co tu się do jasnej cholery wyprawia? – zapytał cicho Newt, upijając kolejną porcję trunku.

Nie mając już sił na dalszą ucieczkę, wpełzła do jednej z dziur, którą udało jej się zlokalizować pod ścianą. Nie mieściła się w niej całkowicie, ale razem z opadającym na nią bluszczem miała możliwość schować się choć na trochę. Nie miała nawet sił, by oddychać, chociaż jej płuca tak bardzo wołały o dostęp do powietrza. Dalej starała się nie myśleć o swoim położeniu, będąc nastawioną na przetrwanie. Nasłuchiwała.

Gdy oświetliło ją czerwone światło, sama nie wierzyła, że ma takiego pecha. Zdążyła już zauważyć, że oba stworzenia, na które się tutaj natknęła, idą ze sobą w parze. Pojawienie się tego mniejszego, zwiastowało niechybne przyjście drugiego. Pieprzone diodki! rzuciła, wygrzebując się ze swojej prowizorycznej kryjówki. Pilnowała się przy tym, aby nie dotknąć ponownie stworka. Ten jednak odsunął się od niej na tyle, iż mogła swobodnie wyjść. Nie wiedziała, że była to zasługa Thomasa, którego nie miała prawa pamiętać.

Robił przy panelu kontrolnym co mógł, aby ułatwić dziewczynie ucieczkę. Przesuwał ściany, blokował Żukolce. Jednak nie miał jak zająć się największym zagrożeniem- Bóldożercami. Ava przekazała dostęp do nich komu innemu, przez co on był prawie bezużyteczny. A widok przerażonej dziewczyny tylko potęgował w nim to uczucie. Zauważył na ekranie, że Hope wyskoczyła już z dołka i zaczęła biec, gdy kolejna machina pojawiła się na horyzoncie. Wściekła przeklęła cicho pod nosem i przyspieszyła. Przynajmniej tak jej się wydawało. Słyszała, że stwór ruszył za nią, uderzając metalem o betonowe mury.

Nagle pojawiła się przed nią ściana pokryta ogromną ilością pnączy i czym prędzej zaczęła się po nich wspinać, chcąc ukryć się gdzieś na wysokości. Hope nie była świadoma znaczenia tej ściany i jej historii, w przeciwieństwie do Toma, który również obserwował ten jeden konkretny dzień. Śnił mu się po nocach, a wybudzając się z koszmarów zlany był potem. Prawie stracił tam już jednego przyjaciela. Czy teraz będzie musiał oglądać upadek kolejnej bliskiej mu osoby? Spiął się cały w sobie, obserwując jej bezsensowne poczynania. Miał nadzieję, że doktor Paige tylko ją straszyła i tak naprawdę nie pozwoli jej tam umrzeć. Jednak różne niezależne od nich rzeczy mogły mieć tam miejsce...

Dozorca stanął pod ścianą i, o zgrozo, również zaczął się pojawiać coraz wyżej, w dużo szybszym tempie niż dziewczyna. Jęknęła z irytacji i strachu, gdy kreatura zawisła nad nią, ukazując całą paskudną gębę. Krzyknęła, puszczając się, gdy ostrze prawie wylądowało w jej głowie. 

Spadając potoczyła się kilka metrów dalej. Siła uderzenia odebrała jej zdolność do oddechu i sprawiła, że dudniło jej w głowie. Poczuła rozrywający ból w lewej ręce, ale nie odważyła się podnieść na nią wzroku. Ostatkiem siły woli podniosła się, nie opierając na pulsującej z bólu kończynie. Podpierając się o ścianę znowu ruszyła i powoli resztkami sił zaczynała biec nieco szybciej.

Nie słysząc od jakiegoś czasu metalicznego szurania, dalej biegnąc odwróciła głowę, aby sprawdzić, czy naprawdę nic się na nią nie znajduje. To był błąd. Nie zauważając plamy mokrej mazi na jednym z większych kamieni poślizgnęła się, uderzając głową o podłoże. Musiała też o coś zahaczyć, o czym świadczyła piekąca rana na prawym przedramieniu i ciepła strużka krwi torująca sobie drogę od granicy włosów przez cały bok twarzy, sprawiając, że włosy jeszcze bardziej do niej przylegały. W głowie kręciło jej się niemiłosiernie, nie miała siły po raz kolejny się podnieść. Lokując się delikatnie w kącie poczuła, jak drży jej broda. To koniec; nie dowie się już kim jest i co tutaj robiła. A nawet jeśli ktoś ją znajdzie, to nie uda jej się przeżyć. Mimo rozmazanego obrazu, zauważyła, że niebo robi się coraz jaśniejsze.

Na końcu korytarza ponownie pojawiła się kreatura. Zrezygnowana pozwoliła sobie jedynie na ciche łkanie. Jej oddech był urywany, wzrok rozbiegany. Ciało wołało o odpoczynek. I mimo że gdzieś w zakamarkach umysłu czaił się wielki telebim z napisem WIAĆ- zignorowała go. Nie miała sił na nic więcej, chciała, aby to się skończyło. Stwór jednak wyglądał, jakby rozkoszował się strachem dziewczyny, wystawiając ją na jeszcze dłuższe męki. Jej serce raz zwalniało, raz przyspieszało, wywołując kolejne zawroty głowy.

Znajdujący się po drugiej stronie barykady Thomas w końcu dorwał się do kontrolera, po obezwładnieniu jego operatora. Nie wiedział, że miał on powstrzymać Dozorcę i w tym momencie, biorąc sprawy w swoje ręce, trochę utrudnił całą akcję. Bestia stała, wpatrując się w drobne ciało leżącej przed nią osoby, a on zmieniał ustawienia. Próbował sobie przypomnieć wszelkie plany i schematy, jednak w pewnym momencie po naciśnięciu jednego z guzików potwór ruszył. Jedyne co widział i słyszał, to dostarczony im przez Żukolce widok krzyczącej jasnookiej, umorusanej, poranionej, z twarzą pełną zgrozy. Był jak w transie. 

Właśnie przyczynił się do jej śmierci. To on ją zabił...

Widział w zwolnionym tempie każdy ruch Bóldożercy, wyciągane przez niego ostrza i rozdziawioną gębę. Donośny dźwięk ranił mu uszy i przypominał ten, którego był świadkiem kilkanaście godzin wcześniej podczas wszczepiania czipa. Zawiódł ich oboje... To on ją zabił, zarówno biernością, jak i działaniem.

Wszyscy chłopcy zerwali się na równe nogi, po usłyszeniu przerażającego krzyku, teraz dobrze słyszalnego dla każdego. Newt ocknął się, przewracając na bok i siadając ponownie. Zauważył, że w Strefie niedługo miało już świtać. Podszedł do pozostałych, stawiając sztywne kroki. Cokolwiek działo się w środku, nie mogło się skończyć dobrze.

Nagły ruch ręki pochodzący z podłoża spowodował ocknięcie się Thomasa. Zerknął w bok i zauważył powalonego niedawno przez siebie mężczyznę, który nie podnosząc się z kolan, nacisnął za raz trzy guziki, ponownie łapiąc się za guza na głowie. 

Nieprzygotowana na najgorsze dziewczyna wcisnęła się najbardziej jak umiała w kąt, osłaniając rękoma ile mogła. Gdy nic się nie wydarzyło uniosła głowę i zauważyła stojącego nad nią stwora, który się już nie poruszał. Maź wyciekała z jego paszczy, a metalowe przedmioty uniesione były do góry. Ogon przesłaniał jej prawie całe niebo, ograniczając i tak już złe pole widoku. 

Nie była w stanie dłużej tego wytrzymać, dlatego zamknęła oczy, pozwalając ciemnej krainie na całkowite zabranie jej świadomości.

Thomas tymczasem opadł na ziemię, trzymając się za głowę. O mały włos... tak niewiele brakowało. Serce kotłowało mu się w piersi, a żołądek podszedł do gardła. Zaczął rozglądać się za koszem, do którego mógłby zwymiotować, gdy do pomieszczenia weszła pani kanclerz. Obrzuciła ich zimnym spojrzeniem, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. 

- Chyba musimy porozmawiać, Thomasie. 

Wyglądało na to, że on również miał kłopoty. 

***********************************************************************************************

(data publikacji: 03.01.2021)

Witajcie w Nowym Roku!

Mam nadzieję, że Sylwester, mimo swojej oryginalności, się udał :D

Tym razem wpadam z nowym rozdziałem niespodziewanie i niestandardowo, nieco wcześniej, jako że w tygodniu moja babcia idzie do szpitala i będę opiekować się dziadkiem, a nie będę miała u nich WiFi :p trzymajcie za nas kciuki :)) 

Mam jeszcze dwa rozdziały do przodu, później jest już luka :( szykuje się ciężki czas każdego studenta, ale może uda mi się ją w porę uzupełnić. Tak czy siak, widzimy się 13.01.2020.... nie, 2021!

Przy okazji zapraszam Was do napisanego daawno temu przeze mnie krótkiego oneshot'a "Ziarenko szczęścia" :)) nie jest jakimś arcydziełem, ale mam do niego sentyment;)

Do następnego, Oleanderka :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro