Część Ia. 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ogay, wszyscy wiedzą, co robić? - Minho rzucił w stronę zebranych wokół niego chłopaków, czekając na twierdzącą odpowiedź. Gdy ją otrzymał, poklepał stojącego obok niego Newta w bark i odszedł do grupki Zwiadowców, by poinformować ich o podjętych przed chwilą decyzjach.

Bramy otworzyły się kilka minut temu i mimo wczesnej pory wszyscy byli na nogach. Wydarzenia minionej nocy nie mogły przejść obojętnie obok żadnego Strefera, dlatego podzielili się w małe grupki, snując teorie spiskowe i pozwalając Opiekunom spokojniej pracować. W tym momencie byli posłuszni jak nigdy dotąd, ale pamiętali co może się stać, gdy tej subordynacji zabraknie. Nikt z nich nie chciał wracać do tamtych dni...

Przecierając zmęczoną twarz Newt rozejrzał się dookoła. Zauważył Albiego z Patelniakiem, którzy poszli na szybko przygotować mały prowiant dla Biegaczy. Ich Przywódca nie był osobą, która zadzierała nosa, chełpiąc się swoim stanowiskiem. Wręcz przeciwnie, zawdzięczał je ciężkiej pracy i rozsądkowi, który wszyscy szanowali. Uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się w duchu, że pracuje u boku tak ułożonej osoby.

Minho właśnie tłumaczył pozostałym co i jak, próbując zrobić to jak najbardziej zwięźle i dokładnie. Mieli wszyscy razem wbiec do Labiryntu, bez standardowego rozdzielania się na pary. Nie wiadomo było, co stało się w środku, dlatego podjęli decyzję, aby trzymać się razem i za nic w świecie nie rozdzielać.

Ich Przywódca również miał udać się na zwiady, dlatego to na Newta spadł obowiązek ogarnięcia Strefy i jej mieszkańców. Nie cieszył się z takiego obrotu spraw, ale musiał przyznać, że było to najrozsądniejsze rozwiązanie. Jako Zastępca cieszący się szacunkiem był w stanie opanować ewentualne kłótnie i zwady, a także wszelkie niepokoje i troski, mimo że sam w tym momencie potrzebował pokrzepienia. A najlepiej zwykłego kawałka pryczy do spania. Nie pogardziłby nawet ubitą ziemią pod zasadzonym ostatnio drzewkiem. Zdawał sobie również sprawę, że ze względu na swoją kondycję fizyczną nie byłby w stanie pomóc kolegom w Labiryncie. Wręcz przeciwnie, spowalniałby ich. Summa summarum wolał również nie odwiedzać ponownie tego miejsca, jeśli nie było takiej potrzeby i trzymać się od niego z dala. Mimo że coś go do środka ciągnęło, to uszanował propozycję Albiego i na nią przystał, uznając za najlepszą z możliwych.

Wiedząc, że bezczynne stanie w niczym nikomu nie pomoże, ruszył w kierunku pierwszej grupki, aby zagonić ich do swojej pracy. Zignorował ich pytania, na które nie potrafił póki co udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi i pospieszył, aby udali się do stołówki i zaczęli wykonywać swoje codzienne obowiązki. To jedyna rzecz, która w tym momencie była w stanie utrzymać ich w ryzach i skrócić czas oczekiwania na powrót Zwiadowców. Kierując się w stronę kolejnych małych zbiorowisk, zauważył przez ramię całkiem pokaźny tłum wbiegający we Wrota, kryjące przed nimi pewne tajemnice. Był ciekaw, jak zakończy się ta eskapada i co chłopcy znajdą w środku.

Automatycznie i bezwiednie sprawdzając zabezpieczenia kamizelki skręcił w kolejny korytarz, nie oglądając się za siebie. Minho z Benem u boku, swoim codziennym kompanem, prowadzili pozostałych w kolejne zakamarki Labiryntu. Poprzedniej nocy mieli do czynienia z otwartym sektorem trzecim, dlatego to właśnie tę trasę obrał za właściwą. Nie wiedział, czy postępują słusznie, ale było to jedyne logiczne rozwiązanie, jakie przyszło im do głowy.

Zmieniając co i rusz kierunek biegu oglądał się kątem skośnego oka co jakiś czas za siebie, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Ten drobny ruch wytrącił go nieco z równowagi i przy zmianie korytarza potknął się o coś wystającego ze ściany- o coś, czego nie powinno tutaj być. Poleciał od razu do przodu, wysuwając asekuracyjnie ręce, by za mocno się nie poturbować.

Zaalarmowani Zwiadowcy próbowali wyhamować, jednak co niektórzy wpadli na siebie nawzajem, powodując drobną kolizję. Nie wiedząc, co się dzieje, zaczęli pokrzykiwać i pchać się do przodu, gdzie wpatrzony w ścianę klęczał bez ruchu Azjata. Każdy z nich chciał wiedzieć, co wywołało takie zachowanie, jednak zszokowani chłopcy stojący na przedzie stanowili całkiem niezłą przeszkodę dla pozostałych. Pilnujący tyłu George przepchnął się do przodu, taranując swoistą barykadę i również zatrzymał się, cofając potem o kilka kroków.

- Co do diabła... - Wyrwało mu się, gdy zszokowany sytuacją Przywódca posłał mu niepewne spojrzenie. - Zakładam, że to nie jest normalny widok...

Tuż przed nimi, nieco za zakrętem, z prawie domkniętej szczeliny pomiędzy dwiema ścianami wystawał kawałek ciała Bóldożercy. Martwego Bóldożercy, bynajmniej tak przypuszczali i taką mieli nadzieję. Minho podniósł się z ziemi rozmasowując obolały bok i podszedł do ciemnoskórego przyjaciela, nie spuszczając znaleziska z oczu, jakby obawiając się, że w każdej chwili może ożyć i ich zaatakować.

- Co z tym robimy, Alby? - Szepnął, chociaż wcale nie miał takiego zamiaru i wyprostował się lekko, próbując dodać sobie animuszu. Nie słysząc odpowiedzi przeniósł w końcu wzrok, zauważając zaniepokojone spojrzenie.

- Zostawmy go tutaj. Nigdzie nam już raczej nie ucieknie, a nie tego szukaliśmy. Gdy znajdziemy to, co chcieliśmy, wtedy po niego wrócimy i zastanowimy się, co dalej zrobić z tym fantem. - Odpowiedział w końcu i nabrał powietrza w płuca. - Ogay, Sztamaki. Ruszamy dalej. - Klepnął Minho w ramię i kontynuowali przerwany bieg, rozglądając się uważnie na boki. Nieco przestraszeni pozostali również po chwili zawahania dołączyli do nich, aby nie zostawać w tyle.

Jednak każdy korytarz przynosił im coraz więcej niewiadomych i fundował kolejne pytania. Przede wszystkim: „Co tu się do purwy nędzy stało?". Ślady cięć na ścianach, zorana ziemia czy plamy śluzu, w który próbowali nie wdepnąć, aby uchronić się przed upadkiem, nie napawały ich optymizmem. Woleli sobie nie wyobrażać, co działo się tutaj tak naprawdę w nocy. Może Dozorcy rzeczywiście urządzili sobie coś w rodzaju igrzysk, mając za arenę właśnie te korytarze? Tylko skąd wtedy ten krzyk?

Minho z trwogą oceniał widoczne szkody i próbował wyłapywać każdą zmianę, dlatego zwolnił nieco tempa. Starał się omijać przeszkody na ziemi i jednocześnie analizować sytuację. Zamyślony i skupiony na tym zadaniu wbiegł w prawo i spojrzał prosto, stając nagle dęba. Zaskoczeni pobratymcy ponownie wpadali jeden na drugiego, nie spodziewając się takiego manewru.

Zapanowała cisza, która wbijała im się w uszy i dzwoniła w głowie. Co niektórzy otwierali szeroko oczy bądź szybko nimi pracowali, próbując przetworzyć odbierany właśnie obraz. W kącie niedługiego korytarza skulony i przekręcony na bok... leżał człowiek! I mimo że żaden z nich odkąd pamiętał nie widział tejże istoty, wewnętrznie wiedział, że to dziewczyna. Długie i skołtunione włosy częściowo miała czymś spięte, a druga część otulała jej ciało, zasłaniając twarz. Z tej odległości nie byli w stanie stwierdzić praktycznie nic więcej, jednak stojący najbardziej z przodu Alby zauważył kilka zakrwawionych miejsc. To pozwoliło mu się ocknąć i ruszyć niepewnie do przodu, przerywając ciszę.

Jego kroki były powolne, lecz stanowcze. Zbliżał się do znalezionej, obserwując jednocześnie, czy nic nie zamierza się na niego rzucić. Po dzisiejszej nocy i tym, co już zdążył przeżyć, pewnie nagły atak by go wcale nie zdziwił. Przestraszył, ale nie zdziwił.

Gdy znajdował się jakiś metr przed zwiniętym kłębkiem zatrzymał się i obserwował, czy z tej odległości jest w stanie dostrzec coś więcej. Przykucnął w momencie, gdy grupka zaczęła formować za nim mały kolisty szereg, chcąc również zobaczyć, z czym mają do czynienia. Wyciągnął rękę i zgarnął jej włosy do tyłu, próbując dostrzec jakiekolwiek oznaki życia.

- Wygląda jak Klump w koszulce. Do tego martwy Klump. - Zauważył jeden ze Streferów, stojąc zaraz za plecami kucającego chłopaka i trzymając się za troczki od kamizelki. Wychylał się w każdą stronę, próbując zobaczyć jak najwięcej ze swojej perspektywy.

- A czego się spodziewałeś, Krótasie? Spędziła noc w Labiryncie...

- Zawrzyj twarzostan! - Minho odpowiedział szybko, nie pozwalając dokończyć wypowiedzi koledze. Nie podobał mu się ton, jakim się odezwał i chciał jak najszybciej zakończyć rozpoczynającą się dyskusję. Naprawdę nie przepadał za tym ziomkiem; działał mu na nerwy i wolał, gdy nie wchodzili sobie w drogę. Mierzyli się spojrzeniami przez jakiś czas, gdy nagle usłyszeli słowo: „Oddycha!".

W tym momencie wybuchł chaos. Każdy z nich próbował odreagować stres i szok inaczej, przekrzykując drugiego i udowodniając swoje racje.

- Musimy zabrać ją do Strefy...

- Mogę wziąć ją na ręce!

- Zawrzyj twarzostan, ja pierwszy pomyślałem o tym, żeby ją nieść!

- Nigdzie jej nie zabieramy, niemożliwe, żeby przeżyła!

- Uciekajmy, zanim przyjdą kolejni!

- Ja mogę się nią osobiście zająć!

- Popinkoliło was? Przecież to trup!

- Alby powiedział, że żyje...

- Posłuchajcie, nie możemy...- Minho próbował się wciąć, jednak Zwiadowcy zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej, wymieniając się uwagami i pomysłami, zagłuszając jego prośbę. Złapał się pod boki i spojrzał sceptycznie na Albiego, który wciąż oceniał obrażenia, jakby nie słyszał toczącej się za nim dyskusji. W końcu jednak i jemu zaczęła ona przeszkadzać.

- Dość! - Krzyknął, wstając na równe nogi. Cisza zapanowała momentalnie i wszyscy zwrócili się w jego kierunku. Westchnął i spojrzał po zebranych, kręcąc głową. - Musimy ją jak najszybciej zabrać do Plastrów. Nie możemy marnować więcej czasu, a tutaj jej nie pomożemy.

- Naprawdę chcesz ją zabrać do środka? - Zabrzmiał głos jednego z zebranych, zwracając na siebie uwagę.

- A co według ciebie powinniśmy zrobić?

- Zostawić ją tutaj! Pojawienie się jej znikąd nie wróży nic dobrego. Nic co pochodzi z Labiryntu nie jest dobre.

- Nie ma opcji, że jej nie pomożemy. Chcemy tego czy nie, trafiając tutaj, w jakikolwiek sposób, stała się jedną z nas. Nie mamy prawa porzucić jej na pewną śmierć. - Alby z grozą w oczach i głosie podszedł do niższego od siebie chłopaka i stanął centralnie przed nim, wpatrując mu się prosto w oczy.

Mimo że powinni trzymać się razem, czasem łapał się na myśleniu, iż wolałby, aby akurat on dołączył do swoich ziomków. Przynajmniej nie zatruwałby już nikomu życia i nie sprzeciwiał się jego decyzjom. W chłopaku jednak tliła się iskierka dawnego buntu, o którym większość chciała już zapomnieć. Po pewnym czasie nie wytrzymał jednak spojrzenia Przywódcy i spuścił wzrok, zaciskając mocno szczękę. Stał w miejscu i założył ręce na klatce, aby wyrazić chociaż w taki sposób swoje niezadowolenie.

- Ogay, nie możemy jej nieść po prostu na rękach. Ma sporo obrażeń, nie dokładajmy kolejnych. - Po słowach dowodzącego zaczęła się cicha krzątanina, w czasie której chłopcom udało się stworzyć prowizoryczne nosze z posiadanych kamizelek, zbędnych części garderoby oraz rosnących na ścianach Labiryntu długich i całkiem wytrzymałych pnączy.

Część wciąż obserwowała poboczne korytarze, aby w razie potrzeby móc odpowiednio szybko zareagować. Po dość długim czasie spędzonym w Strefie zdawali sobie sprawę z tego, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce dla nikogo. Tym bardziej byli w szoku, że ktoś mógł przeżyć tutaj noc. Do tej pory nikomu się to nie udało, ba! był to ich sposób na pozbycie się w razie potrzeby zagrażających reszcie pobratymców.

Jednak sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ jak dotąd nikt z Labiryntu nie przyszedł. Skąd się tutaj wzięła i dlaczego nie przyjechała Pudłem?

I dlaczego, do jasnej cholery, była to dziewczyna?

***********************************************************************************************

(data publikacji: 12.01.2021)

Siemaneczko, Sztamaki!

Coś mi ostatnio nie wychodzą te środowe publikacje :p obiecuję poprawę! Ale niespodzianka dzień wcześniej chyba nie jest taka zła, co? :))

Ogay, prawie mamy już Hope w Strefie! Czekaliście? Ja bardzo xD Jak zareaguje Newt? Czy w ogóle zareaguje? Możecie dać znać w komentarzach, jeśli macie ochotę i coś przychodzi do głowy :D feedback w postaci gwiazdek również mile widziany <3

Wybaczcie, że dostarczenie jej tam trwało tak długo, ale... cóż, tak miało być. To nie prosta droga przez Pudło ;) Wszystko w swoim czasie i tempie :D

Wybiegając nieco do przodu- średnio podobał mi się rozdział 7, był raczej krótki i czegoś mi w nim brakowało. Ale wczoraj robiąc korekty wpadłam na pomysł powrotu do DRESZCZu. I jakoś nie mogę się doczekać tego rozdziału! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Zdradzę również, że wprowadzimy pewną bohaterkę. Jakieś pomysły, kto to może być? :D

Do następnego, Oleanderka :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro