Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Victoria

Po kilku dniach brzuch przestał mnie boleć i już nie mordowałam wszystkich wzrokiem. Dzisiaj miałam opowiedzieć Harremu o rodzicach, a przy okazji oni mieli mieć dzisiaj lekcje latania. Może Oliver w końcu się odczepi. Gdzieś przed południem, kiedy czekaliśmy pod salą na zaklęcia, do mnie i bliźniaków podbiegł Wood. Myślałam, że najadł się za dużo dropsów od dyrektora. Uśmiechał się jak głupi i wręcz podskakiwał ze szczęścia. Darł się do nas już kilka metrów przed.

- NIGDY PRZENIGDY NIE ZGADNIECIE CO SIĘ WŁAŚNIE STAŁO! MAMY SZUKAJĄCEGO, HARRY'EGO POTTERA! MCGONAGALL MÓWIŁA, ŻE ZŁAPAŁ MAŁĄ PIŁKĘ NA WYSOKOŚCI KILKUNASTU METRÓW, NAWET CHARLIE NIE DAŁ BY RADY. DO TEGO JEŚLI BĘDZIE TAK DOBRY JAK JEGO OJCIEC, TO MOŻE NAWET WYGRAMY PUCHAR!!! ROZUMIECIE TO LUDZIE?!

W życiu nie widziałam go jeszcze tak szczęśliwego. Jak dziecko odpakowujące prezenty na Gwiazdkę, albo jeszcze lepiej.

- Vix, skąd ty w ogóle to wiedziałaś?- zapytał kiedy już w miarę się uspokoił.

- Przeczucie.- odpowiedziałam z uśmiechem.

Dalej rozmawiać nie mogliśmy, bo lekcja się zaczęła.

My udaliśmy się do klasy, a Oliver w swoją stronę. Jednak na pewno nie był to spokojny chód. Po prostu podskakiwał co jakiś czas, a do tego wymachiwał rękami jak baletnice podczas tańca i śpiewał ,,Motylem jestem''. Tego widoku nie zapomnę jeszcze przez długi czas.

Kręcąc głową z niedowierzania i z uśmiechem usiadłam w ławce z zamiarem słuchania lekcji. Jednak ja w ogóle nie mogłam się na niej skupić. Oliver faktycznie ma rację. Nawet jeśli Harry będzie równie dobry, jak wujek James to możemy wygrać puchar, a jak będzie lepszy to już w ogóle. Geny dają o sobie znać. Zawsze.

Lekcje szybko się skończyły i zanim się obejrzałam, było już po kolacji i siedziałam z avadookim w PW.

- Więc, co chciałbyś wiedzieć?

- Wszystko.- wypalił.

Zaśmiałam się.

- No to twoja mama z panieńskiego nazywała się Evans, na początku niezbyt lubiła się z twoim ojcem. W sumie to niedopowiedzenie. Nie znosiła go. On chyba od drugiego roku próbował się z nią umówić, a udało mu się gdzieś na początku siódmego. Myślę, że to głównie przez jego tekst na podryw. Taki znak rozpoznawczy. To było mniej więcej coś takiego: ,,Umówisz się ze mną Evans?!''. Oczywiście przy tym darł się na cały korytarz, potem dostawał kosza i wściekłe spojrzenie od twojej mamy. Było z niego takie duże dziecko, mentalnie zawsze nim był. Moja ciocia się śmieje, że w jego przypadku stwierdzenie, że faceci rozwijają się do piątego roku życia, a potem już tylko rosną, idealnie do niego pasowało. Miał też paczkę przyjaciół. Byli znani w całej szkole ze swoich żartów, myślę, że nie było dnia, kiedy by nie dostawali szlabanów, ujemnych punktów, czy dywaników. Mogę się założyć, że pierwszą myślą McGonagall po zobaczeniu ciebie było: ,,Oby nie był takim samym nicponiem jak James, bo tego nie przeżyję''. Obydwoje byli w Gryffindorze, chociaż często się śmiali, że Lily pasowałaby na krukonkę, bo podobno miała fioła na punkcie nauki. Miała dwie najlepsze przyjaciółki, chociaż wszyscy ją lubili, bo była wesoła i pomocna.

- A myślisz, że dzieci ludzi, którzy chodzili z nimi do szkoły by się tu znalazły?

Zaśmiałam się cicho.

- Harry, ponad połowa szkoły. Na przykład rodzice Rona. Są tylko jakieś pięć może sześć lat starsi, (dop. aut. tutaj tak będzie, okej?) moja ciocia cztery lata młodsza. Albo ta Suzan Bones, puchonka. Jej ciocia jest w tym samym wieku, rodzice Draco też. Naprawdę ponad połowa rodziców dzieciaków z nimi chodziła. Pewnie byłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie tamte czasy. Mnóstwo z nich już nie żyje. Dziewczyny z dormitorium twojej mamy, obie zostały zamordowane jeszcze przed nią. Takie były czasy.

- A to prawda, że mój tata grał w Quidditch'a?

- Tak. Był szukającym, najlepszym jakiego gryfoni mogli sobie wyobrazić. Jeśli odziedziczyłeś jego talent, a na pewno tak jest to może nawet wygramy puchar?

- A kim zostali po szkole?

- James pracował w ministerstwie. Był aurorem, to taki odpowiednik waszych policjantów czy coś takiego z tego co słyszałam. Oboje też byli w Zakonie Feniksa, który walczył z Voldemortem. Twoja matka najpierw uczyła się na uzdrowicielkę, jednak potem zaszła w ciążę, więc no. A kiedy się urodziłeś, już musieli się ukrywać i tym samym nie miała jak nią zostać.

- A mieli jeszcze jakąś rodzinę?

- Tak naprawdę, to przyjaciele byli dla nich jak rodzina. Rodzice Lily zostali zamordowani, zaraz po tym jak ona skończyła szkołę. Rodzice Jamesa, też zmarli jak miał jakieś 20 lat. Nie miał rodzeństwa. Ale wiesz, on był czystej krwi, wszyscy czarodzieje są wtedy ze sobą spokrewnieni, w mniejszym lub większym stopniu. Tak naprawdę połowa czarodziejskiego świata mogła się tobą zająć jeśli by wziąć pod uwagę dalsze korzenie. Nawet moja rodzina tylko, że Dumbledore uznał, że lepiej będzie jak odda cię twojej ciotce.

Rozmawialiśmy jeszcze z dwie godziny. Potem on już poszedł spać, a do mnie przysiedli się Fred z George'em i czekaliśmy jeszcze na astronomię.

- No i jak poszło z Harrym?- zapytał młodszy bliźniak.

- Chyba dobrze, opowiedziałam mu mnóstwo rzeczy i naprawdę się cieszył, że coś o nich wie.

- No, a powiedziałaś mu o swoim ojcu?

- Zgłupiałeś? Oczywiście, że nie. Niby jak to sobie wyobrażasz? ,,Harry, mój ojciec jest twoim ojcem chrzestnym, więc ja jestem w sumie twoją rodziną. Ojciec siedzi w Azkabanie, bo wszyscy uważają, że to przez niego nie żyją twoi rodzice, ale to nie prawda. I w sumie nie wiem czemu masz wierzyć akurat mnie, a nie większości czarodziejskiego świata.'' Cudownie, prawda? Nawet nie wiem czy on zna nawet tą oficjalną wersję. Chłopak dopiero się dowiedział, że w ogóle jest czarodziejem.

- No dobra, może faktycznie masz rację.

Po chwili udaliśmy się na astronomię. Obok nauczyciela stał jakiś gościu, chyba z ministerstwa.

- Moi drodzy, dzisiaj lekcji będzie się przypatrywał pan Jones z ministerstwa, by ocenić waszą wiedzę. Sam jest wybitny z astronomii i właśnie w tym wydziale pracuje w ministerstwie.

Okej, czyli na pewno na koniec lekcji będzie pytać i pewnie jak zwykle padnie na mnie, bo nauczyciel wie, że ja wiem o gwiazdach, kosmosie i ogólnie astronomii wszystko. A raczej na ośmieszenie się nie narazi. Zaczął prowadzić lekcję na temat Drogi Mlecznej w kosmosie. Nie myliłam się, pod koniec facet stwierdził, patrząc na zegarek, że chce jeszcze kogoś posłuchać przy odpowiedzi. Nauczyciel zaczął się niby zastanawiać kogo wybrać, a już po chwili usłyszałam swoje imię.

- Victorio!

Podeszłam i stanęłam pomiędzy nimi czekając na pytania.

- Hmm... Opowiedz nam może co wiesz o gwieździe Regulusa.

Regulus? Błagam, przecież to takie oklepane.

- Regulus to najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Lwa. Jest odległa od Słońca o 79 lat świetlnych i świeci 150 razy jaśniej niż Słońce. Jej wielkość absolutna to -0,57 m. Nazwa własna w znanej dziś formie Regulus została nadana tej gwieździe przez Mikołaja Kopernika. Wywodzi się ona z łaciny i znaczy „Mały Król". Jest to tłumaczenie starożytnej nazwy stgr. Βασιλίσκος Basiliskos, znanej z dzieła Almagest Ptolemeusza. Nazwa ta ma jeszcze dłuższą historię, gdyż już Babilończycy znali ją pod nazwą LUGAL, „Król". Ze względu na położenie w gwiazdozbiorze gwiazda była też nazywana „sercem Lwa", z łaciny: Cor Leonis. Międzynarodowa Unia Astronomiczna formalnie zatwierdziła użycie nazwy Regulus dla określenia tej gwiazdy. Gwiazda leży niemal dokładnie na ekliptyce, w związku z czym bywa regularnie zakrywana przez tarczę Księżyca. Regulus bywa również zakrywany przez planety, ponieważ jednak ich tarcze są dużo mniejsze od tarczy Księżyca, zjawiska takie są niezmiernie rzadkie. Współczesna astronomia odnotowała do tej pory tylko jedno: 7 lipca 1959 roku gwiazda została zasłonięta przez Wenus. Regulus to białobłękitna gwiazda ciągu głównego lub podolbrzym, należący do typu widmowego B. Gwiazda ta obraca się bardzo szybko wokół osi, wskutek czego ma znaczne spłaszczenie. Efektem spłaszczenia jest niejednorodna temperatura gwiazdy. Regulus wypromieniowuje aż 360 razy więcej energii niż Słońce. Gwiazda ma masę 3,4 razy większą niż Słońce i istnieje od około 250 milionów lat. Zbliża się do końca okresu syntezy wodoru w hel w jądrze.

Stwierdziłam, że powiem tylko te najważniejsze informacje i nie będę się zgłębiać w szczegóły. Chociaż, ku mojemu zdziwieniu pracownika ministerstwa chyba wgniotło w fotel i to dosłownie. Przez kilka chwil nie był w stanie wypowiedzieć nawet słowa.

- Dobrze, to powiedz mi może jeszcze coś o VY Canis Majoris, szczegółowo.- tym razem to on zadał pytanie, chyba chciał mnie na tym wyłożyć. Jego niedoczekanie.

Faktycznie raczej niewiele informacji podają o niej w podręcznikach, ale nie po to wydawałam tyle na książki, teleskopy i sama ją badałam, żeby teraz nic nie powiedzieć.

Nawet się nie zająknęłam i zaczęłam mówić. Akurat o niej czytałam w wakacje, zarywając przez to prawie trzy noce, ale sądząc po jego minie opłacało się.

- VY Canis Majoris to czerwony hiperolbrzym, jest siódmą na liście największych i jedną z najjaśniejszych gwiazd. Znajduje się w konstelacji Wielkiego Psa w odległości około 1500 parseków, czyli około 4900 lat świetlnych od Ziemi. Jej masa stanowi około 30-40 mas Słońca. Jest sklasyfikowana jako gwiazda zmienna półregularna i ma szacunkowy czas obrotu około 2000 dni. Jej średnia gęstość wynosi od 5 do 10 mg/m³. Umieszczona w środku Układu Słonecznego gwiazda swoją powierzchnią przecięłaby orbitę Marsa lub Jowisza. Pierwsza potwierdzona obserwacja VY Canis Majoris odnotowana została w katalogu Jérôme Lalande'a 7 marca 1801 jako gwiazdę o obserwowanej wielkości gwiazdowej 7 m. Dalsze badania obserwowanej wielkości gwiazdowej w XIX wieku wykazały „blaknięcie" gwiazdy od 1850 roku. Od 1847 roku VY Canis Majoris znana była jako gwiazda o kolorze purpurowym. Przez cały XIX wiek zaobserwowano co najmniej sześć dyskretnych komponentów dla VY Canis Majoris, co sugerowało możliwość, że jest to gwiazda wielokrotna. Te dyskretne komponenty znane są obecnie jako jasne obszary w otaczającej gwiazdę mgławicy. Obserwacje w wysokiej rozdzielczości w 1957 oraz 1998 roku wykazały, że VY Canis Majoris nie jest gwiazdą podwójną. VY Canis Majoris jest gwiazdą typu widmowego M, o wysokiej jasności i temperaturze powierzchni około 3000 K. Na diagramie Hertzsprunga-Russella znajduje się w prawym górnym rogu. Odległość do gwiazdy można obliczyć za pomocą pomiaru paralaksy orbity obiegu Ziemi dookoła Słońca. Jednak VY Canis Majoris ma bardzo małą paralaksę o dużym marginesie błędu, co sprawia, że obliczenie odległości tą metodą jest bardzo niedokładne. W 1976 roku Charles J. Lada i Mark J. Reid opublikowali odkrycie jasnego kulistego obłoku molekularnego 15 minut kątowych na wschód od VY Canis Majoris. Na krawędzi obłok graniczył z jasnym pierścieniem, o nagłym spadku zawartości tlenku węgla oraz wzroście jasności, co prawdopodobnie wskazywało na zniszczenie molekularne materii oraz ogrzewanie pierścienia. J. Lada i M. J. Reid założyli, że odległość od obłoku molekularnego jest w przybliżeniu równa do tych gwiazd, które są członkami gromady otwartej NGC 2362, która powoduje jonizację pierścienia. Gromada jest oddalona od Ziemi o 1,5 ± 0,5 kiloparseków. VY Canis Majoris jest umiejscowiona na czubku pierścienia, co sugeruje jej związek z obłokiem molekularnym. Oprócz tego prędkość obłoku jest bardzo zbliżona do prędkości gwiazdy, a w konsekwencji do prędkości gromady NGC 2362, co oznacza, że gwiazda jest również w odległości 1,5 kiloparseka. Początkowo promień VY Canis Majoris obliczono na 1800 - 3230 R☉ , ale dzisiejsze oceny pokazują tylko 600 - 1540 R☉ . Aby to zilustrować, jeślibyśmy zamienili VY Canis Majoris ze Słońcem miejscami, to jej powierzchnia mogłaby wykraczać poza orbitę Marsa lub Jowisza. Światło na obiegnięcie dookoła gwiazdy potrzebowałoby wiele godzin. Gwiazda pomieściłaby w swojej objętości 7×1015 Ziem, bo objętość gwiazdy o promieniu 9,58 au wynosi 1,23×1037 m³. Gdyby Ziemia miała być reprezentowana przez sferę o średnicy 1 cm, to Słońce miałoby średnicę 1,09 m, a VY Canis Majoris 654 - 1678,7 m. W 2006 roku Humpreys użyła spektralnego wykresu gęstości jasności oraz długości fali światła z VY Canis Majoris do obliczenia jasności gwiazdy. Ponieważ większość promieniowania z gwiazdy jest przetwarzana przez pył kosmiczny w otaczających mgławicach, Humpreys zintegrowała wszystkie strumienie światła pochodzące z mgławicy, dzięki temu oszacowała jasność gwiazdy na 4,3x105 jasności Słońca. Istnieją dwie sprzeczne koncepcje naukowe dotyczące właściwości VY Canis Majoris. W pierwszej, gwiazda jest wielkim, bardzo jasnym czerwonym hiperolbrzymem. W innych koncepcjach (np. Masseya, Levesque'a i Pleza), gwiazda jest zwykłym czerwonym nadolbrzymem o promieniu około 600 promieni Słońca. Podobnie jak rozmiar gwiazdy kontrowersje budzi jej jasność, ma to związek z przejściem światła z gwiazdy przez obłoki pyłu kosmicznego, co skutkuje zaburzonym odbiorem promieniowania podczerwonego na Ziemi. Gwiazda jest bardzo niestabilna, wyrzuca dużą część swojej masy do otaczającego obłoku. Astronomowie na podstawie wyników obserwacji uzyskanych przez Kosmiczny Teleskop Hubble'a przewidują, że VY Canis Majoris eksploduje jako hipernowa w ciągu najbliższych 100 000 lat. Teoretycznie hipernowa spowoduje rozbłysk gamma, który może unicestwić wszelkie potencjalne życie w promieniu kilku lat świetlnych. Hiperolbrzym nie stanowi jednak zagrożenia dla Ziemi. Bardzo prawdopodobne, że utworzy po swoim wybuchu czarną dziurę. I od siebie mogę jeszcze dodać, że obserwowałam ją przez teleskop na nocnym niebie. Naprawdę jest przepiękna.

Gościu wyglądał jakby ktoś go trzasnął piorunem, pokazał żywego Voldka, znowu trzasnął piorunem i do tego oświadczył, że jest synem Merlina. Przez chwilę nawet się bałam, że zejdzie na zawał. I pewnie coś bym zrobiła, ale przez to, że było już grubo po pierwszej w nocy, a ja się niezbyt wyspałam, to po prostu wróciłam do ławki.

~

Zaczął się październik. Lubiłam ten miesiąc, wokół kolorowe liście i delikatny wiatr. No i oczywiście piękne gwiazdy!

Otworzyłam oczy, dzisiaj nawet się wyspałam. Jednak moje szczęście trwało tylko do momentu spojrzenia na zegar. Merlinie za osiem minut lekcje! I to ze Snape'm! Wystrzeliłam spod pierzyny i pobiegłam szybko do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, pomalowałam rzęsy, a włosy związałam na szybko w koka. Podeszłam do szafy.

Jedno zdanie. Muszę zrobić pranie.

Nie mam się w co ubrać. Zostało mi 6 minut. Popatrzyłam na swoją piżamę. Czarne dresy i biała koszulka na szelki. W sumie... Dobra, i tak nie mam czasu na nic innego. Zarzuciłam na siebie szatę i spojrzałam w lustro. Ujdzie w tłumie. Nie pierwszy raz miałam na sobie tylko piżamę i na to szatę, zresztą nie oszukujmy się, każdy tak robi, jak zaśpi.

Zostało mi 5 minut. Przecież ja nie zdążę nawet do Wielkiej Sali wejść, a co dopiero do lochów. Dobra, myśl pozytywnie. Wzięłam do ręki trzy zeszyty i dwie książki, pierwsze jakie mi wpadły w ręce. A może szczęście mi dopisze i akurat będą to zeszyty z dzisiejszych lekcji. Z prędkością światła zbiegłam na dół po schodach i z pokoju wspólnego. Po schodach zejdzie mi wieki. Mój wzrok skierował się na barierki. A dobra, raz się żyje!

Usiadłam na poręczy i zaczęłam zjeżdżać z nich, po drodze wysłuchując krzyków portretów żebym uważała i że im przeszkadzam. Na szali jest moje życie, a te farby martwią się krzykami!

Po trzech minutach byłam w WS. Dobrze, że śniadanie jest na stołach przez co najmniej dwie godziny, z myślą o tych, którzy zasypiają. Szybko podbiegłam do stołu z zamiarem wzięcia drożdżówki z dżemem. Harry z Ronem i Hermioną siedzieli spokojnie przy stole i rozmawiali. Z tego co udało mi się wyłapać, to mieli mieć teraz Zaklęcia, ale profesor się rozchorował. Niektórym to dobrze.

- Vix! Chciałem się zapytać...- zaczął Harry.

- Nie mogę teraz gadać! Pogadamy później! Zaraz spóźnię się na eliksiry i Snape przerobi mnie na składniki do tych swoich mikstur! Miłego dnia, czy coś w tym stylu!- rzuciłam w biegu, w międzyczasie wkładając śniadanie do ust.

Z prędkością światła przemierzałam drogę do sali. Jedna minuta. Może Snape też dzisiaj zaśpi? Jaka jest na to szansa? Nie byłam nawet w połowie drogi, kiedy zostało mi trzydzieści sekund. Dobra, czas na plan B.

Stanęłam w miejscu i zmieniłam się w geparda. Są szybkie, a to może mi dzisiaj uratować życie. Dobiegłam do sali sześć minut po czasie. Drzwi zamknięte. Moi państwo, oto jest dzień kiedy Victoria Andromeda Black zakończy swoje życie!

Chociaż... może jeszcze nie dzisiaj. Zauważyłam małą szparkę pod drzwiami. Zmieniłam się w mrówkę. Prześlizgnęłam się do klasy, obok Freda było wolne miejsce, a on sam nerwowo patrzył na zegarek. Wyglądało na to, że na mnie czekał. Profesorek stał akurat tyłem do klasy, wyjaśniając czym będziemy się dzisiaj zajmować. Wykorzystałam okazję i weszłam na krzesło, po kilku sekundach już byłam w swoim ciele. Przyłożyłam rudzielcowi rękę do ust, widząc, że ten chce krzyknąć z zaskoczenia.

Mężczyzna obrócił się przodem do klasy, a jego zdezorientowany wzrok spoczął na mnie.

- A panna Black, to rozumiem, że potrafi się teleportować, by znaleźć się tak szybko w mojej klasie?- zapytał podnosząc brew w swoim stylu.

Pozostaje mi rżnąć głupa do końca. Nie po to tak się męczyłam, żeby teraz stracić punkty.

- Przecież siedziałam w klasie od początku panie profesorze!

- Black, może i zaczynam siwieć, ale ślepy jeszcze nie jestem.

- No, ale mówię, że byłam tu od początku. Przecież gdybym się teleportowała, to byłoby mnie słychać. Poza tym na terenie szkoły nie można tego robić, a my i tak jeszcze nie umiemy. Wejść też nie mogłam, bo drzwi się nie otwierały.

W końcu Snape odpuścił temat i zajął się samą teorią. Nie sądziłam, że dożyję takiego dnia.

Metamorfomagio wielbię Cię!

Facet zaczął gadać, więc ja się wyłączyłam i zaczęłam rozmyślać nad słowami Freda.

A jeśli ma rację? Może faktycznie powinnam powiedzieć Harremu prawdę. Ale co jeśli on zna ,,oficjalną'' wersję? Niby z jakiej racji miałby mi uwierzyć? Eh, dlaczego życie musi być takie skomplikowane?

~

Czego można chcieć więcej niż leżenia sobie tak po prostu na sofie w pokoju wspólnym po ciężkim dniu i zajęciach?

Rozmyślałam nad moim szczęściem w spóźnieniu się na eliksiry. Może jednak w życiu istnieje coś takiego jak przychylność losu?

Przez drzwi wszedł George. Od razu podszedł w moją stronę. Zmarszczyłam brwi. Jest sam? Na palcach mogłam policzyć chwile kiedy rozstawali się z Fredem chociaż na parę sekund. No, nie licząc pójścia do łazienki czy coś. Nawet lekcje wybrali te same. Często mówili, że dlatego wszędzie są razem, żeby się nawzajem pilnować, by temu drugiemu nic się nie stało. Coś w tym jest. Za każdym razem kiedy się rozdzielali jednemu coś się działo. Pamiętam jak Fred złamał sobie nogę, George poślizgnął się na schodach i skręcił nadgarstek. Obydwoje śmieją się, że to jakieś fatum, które zakazuje im się rozdzielać i tymi wypadkami próbuje ich do tego nakłonić.

(dop. aut. No to dlaczego rozdzieliliście się podczas bitwy i tym samym złamaliście nam serduszka?)

- Gdzie zgubiłeś swojego brata? Chcesz znowu coś złamać?- zapytałam kiedy był już przy sofie.

- Został pogadać z McGonagall i ostrzegłem ją, żeby na niego uważała.- zaśmiał się.- A ja byłem w sowiarni wysłać list do domu i twoja sowa akurat przyleciała z listem, więc go wziąłem.

Kiwnęłam głową i odebrałam od niego list. Od razu spojrzałam na nadawcę. To list od taty. Uśmiechnęłam się do siebie.

- Ja idę do dormitorium, wieczorem spotykamy się tu tylko w czwórkę, bo Alicja z Angeliną mają szlaban u Snape'a i gramy w Eksplodującego Durnia, ok?- zapytał rudzielec.

- Tak, tak, jasne.- powiedziałam, machając ręką i już zabierałam się do rozrywania koperty.

Chłopak poszedł na górę i po chwili zniknął za zakrętem, a moim oczom ukazała się treść listu.

Moja kosmiczna kujonko,

Uśmiechnęłam się widząc ten zwrot. Zawsze tak na mnie mówił. Śmiał się, że wiem wszystko o kosmosie.

Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem na listy, ale strażnicy chyba mieli wrzody na dupie, bo nie odbierali i nie wysyłali listów od nikogo. Na szczęście już im przeszło i tym razem nawet pozwolili nam napisać dłuższe listy. I to po kilka, więc napisałem do każdego oddzielne. Do Jane, Lunia, Remusa i ciebie. Nie mieli nic przeciwko. Jestem z nich dumny, czynią postępy!

* W tym momencie ocieram nieistniejącą łzę z oka*

Zaśmiałam się cicho. Nawet w takich warunkach nie stracił poczucia humoru. Zresztą, z tego co wiem, to jest najbardziej ,,normalny'' ze wszystkich więźniów.

Tak więc, zaczynam, bo widzę, że Risterstich (co to w ogóle za nazwisko? Przez dwie godziny uczyłem się go pisać, a pewnie i tak jest źle.) już się na mnie krzywo patrzy. Jest opcja, że nie da mi już długo pisać. Nie lubię gościa. Poza tym jest ostrzyżony na łyso! Wyobrażasz to sobie? Jak można tak bardzo skrzywdzić własne włosy?! Przecież to nieludzkie! Nawet moja szurnięta kuzyneczka ma długie loki.

Znowu się zaśmiałam. Remus był taki sam. Już wiem po kim odziedziczył tego fioła na punkcie fryzury. Jaki ojciec taki syn.

Ale dobra, zostawmy jego biedne, skrzywdzone włosy. Cieszę się, że znowu zobaczyłaś Rogasiątko. Zgodnie z twoim opisem wyobraziłem sobie jego wygląd i powstał mi prawie mały James. Mam tylko nadzieję, że on chociaż ma więcej oleju w głowie. Może los się nad nim zlitował i dostał mózg po Lilce? Proszę Merlina żeby tak było, bo inaczej biedak nie poradzi sobie w życiu.

Dziwnie się teraz czuję, bo Jimmy powinien mnie teraz trzepnąć w głowę i nazwać Pchlarzem. Albo chociaż zacząć prawić kazanie...

W ogóle poobliczałem sobie wszystko (powiedz McGonagall, że może być ze mnie dumna i jeszcze pamiętam jak się liczy) i wyszło mi, że kupę dzieciaków moich znajomych ze szkoły powinno teraz już w niej być. Wyszło z tego, że jest tam już: siostrzenica Amelii Bones, któryś syn Artura i Molly (wybacz, nie wiem który. Za dużą zrobili produkcję), chyba jeszcze Finnigan, syn Roszpunki, Zabiniego, Parkinsonów, Neville. Trochę ich wyszło.

Na imię Neville'a automatycznie spuściłam głowę, a poczucie winy znowu dało o sobie znać.

Bardzo się cieszę, że znaleźliście naszą mapę. Wiem, że mamy godnych następców. Minnie pewnie już dawno myśli o emeryturze. Swoją drogą dzisiaj jest kolejna rocznica naszego 26 szlabanu u niej od początku piątej klasy. Jestem ciekawy czy ona go świętuje. A i jeśli chcecie może kiedyś wysadzić jakąś toaletę (podpowiadam Jęczącej Marty, bo działała nam na nerwy) to podaję instrukcję. Sami jej użyliśmy na szóstym roku i nawet udało nam się uciec i nie zarobić szlabanu, więc nie mów tego Kocicy. Dobra, a więc:

- bierzecie kilka garści proszku wybuchowego

- do tego kilka mugolskich bomb (w miarę średnie stężenie, żebyście nie wysadzili całej szkoły)

- rozmieśćcie to w miarę równo i wprost proporcjonalnie do siebie nawzajem (pochwal się Luniaczkowi, że umiem takie mądre słowa)

- odejdźcie trochę dalej, żeby w was nie walnęło

- rzućcie Incendio, a potem Reducto (dosyć mocne)

- i zwiewajcie stamtąd, żeby nikt was nie przyłapał (polecam do Pokoju Życzeń na siódmym piętrze, może i daleko, ale nie znajdą was, nawet niech na to nie liczą), bo chyba nie muszę ci tłumaczyć, że wtedy będzie krucho. A, i jakby was jednak złapali to potem zaznaczcie McGonagall kto ci to podpowiedział, też chce mieć w tym swój udział :)

Zaczęłam się zastanawiać. W sumie... Ten duch strasznie mnie wkurza, tylko wyje i gada do wszystkich naokoło. Dobra, powiem to chłopakom. Lee jest półkrwi, więc powinien wiedzieć jak wyglądają mugolskie bomby.

A tak w ogóle to wiesz, że za dokładnie dwa tygodnie ma być deszcz meteorytów? Będę go oglądać, co prawda nie przez teleskop, ale to zawsze coś. Mam nadzieję, że w liście napiszesz mi potem jakie dokładnie widziałaś.

Jak mogłabym o tym nie pamiętać? Przygotowuję się do tego już od miesięcy. Nie przegapię tego za nic w świecie.

Nie wiem kiedy ten list do ciebie dotrze, ale mam nadzieję, że planowo, czyli 7 października.

Nieźle to sobie obliczył, akurat teraz go czytam.

Bo jeśli tak, to dzisiaj jest już 12 rocznica śmierci Regiego. Widziałem wczoraj jego gwiazdę. Mieniła się jakby chciała mi coś powiedzieć. Wiem, że był ze mnie gówniany brat, a teraz ojciec. Ale może uda mi się jeszcze być dobrym dziadkiem. Zawaliłem po całości, na całej linii. Wiem, że nie powinienem się od niego odwracać tylko ze względu na to, że był ślizgonem. Byłem młody i głupi. Może gdybym był lepszym starszym bratem to Reg nie został by śmierciożercą, nie wpadłby w złe towarzystwo? Może przychodziłby teraz na niedzielne obiady, nadal by żył?

To nie prawda, to nie twoja wina pokręciłam głową. Wiedziałam, że się o to obwinia, całą winę wziął na siebie. Ciągle rozpamiętywał przeszłość. Wracał chwilami do czasów sprzed pójścia do Hogwartu, kiedy jeszcze ich kontakty były świetne. Wiedziałam, że za tym tęskni, za bratem, za czasami kiedy niczym się nie przejmował. Nie musiał myśleć o przeszłości, po prostu żył pełnią życia.

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku, masz dużo szlabanów, ale przejdziesz do kolejnej klasy :) Pozdrów ode mnie McGonagall, Dumbledorowi powiedz, żeby przystopował trochę z dropsami, wygrajcie Quidditch'a i oczywiście jak postanowisz mieć chłopaka, to pamiętaj, żeby przedstawić go swojemu bratu i przypomnij mu żeby napisał o tym do mnie list. Wolę sam go sprawdzić, a jak coś będzie nie tak to wyślę mu zaproszenie do Luniaczka w czasie pełni, hehe.

Przewróciłam oczami.

A! I powiedz Hagridowi, że nadal nie oddał mi mojego motocykla. Zemsta będzie słodka. Tym bardziej, że mógł go oddać nawet wam, jak mu się nie chciało przysyłać mi go do Azkabanu. Nieładnie z jego strony. Mógłbym śmigać po celi, a tak to się nudzę. Zero zrozumienia.

Powinnam mu powiedzieć, że Hagrid chciał go nam oddać, ale kazałam mu go sobie zatrzymać? Może lepiej nie, tak dla własnego bezpieczeństwa. Mimo wszystko cenię sobie swoje życie.

Kocham Cię,

- Ja ciebie też.- wyszeptałam cicho.

,, Miłość jest jak światło gwiazd- nie umiera nigdy.''

Tata

PS: Mówiłem na serio, powiedz Dropsowi o odwyku, bo długo nie pożyje jak będzie jadł tylko cukier.

Pff, przecież każdy to wie i dyrek pewnie też.

Koniec listu. Szybko napisałam swój i dałam mojej sowie do wysłania. No, a potem czekałam na resztę.


Dobra dałam radę!

Udało mi się nawet dodać ten rozdział wcześniej. Tak wiem, że przez prawie dwa miesiące nic nie dodawałam i błagam o litość.

Rozdział ma ponad 4500 słów, ale i tak musiałam go rozbić na kilka, bo inaczej czytalibyście go przez ponad godzinę. Także to już jest najbardziej skrócona wersja. Takie wynagrodzenie.

A teraz coś o tych mediach. Jeśli to prawda, to wszyscy myśleliśmy, że w danej chwili to np. Fred, a był to George. Czyli to by znaczyło, że tak naprawdę nikt z nas nie umie ich rozróżniać. Ktoś ogarnął o co mi chodzi?

A teraz coś przyjemnego, ostatnio dostałam większej weny, więc nie będziecie musieli już czekać tak długo na kolejne rozdziały (chyba). Hannah_Oakenshield to słuchanie muzyki naprawdę działa :).

No i z racji tego, że zaczęły się wakacje mam niespodziankę! Niestety nie maraton, ale może kiedyś? Więc odpowiem wam na pytania odnośnie książki, jeśli jakieś macie. ALE zaznaczam od razu. Nie pytajcie się mnie o to czy zabije na końcu Freda albo Vix, bo wtedy to nie miałoby sensu. Ale reszta jak najbardziej. Także czekam!

Myślicie, że Victoria powie Harry'emu o Syriuszu czy każe mu czekać aż sam się dowie na trzecim roku?

No i są jakieś teorie na temat tego Neville'a? Dlaczego bohaterka tak zareagowała? Lubię sobie ich słuchać.

A tak z ciekawości, to macie jakieś pomysły odnośnie pierwszego pocałunku naszej parki? Gdzie kiedy i takie tam? Tylko bierzcie pod uwagę to, że to JA to piszę także no. Może być trochę hmm... jakby to ująć... niecodziennie o!

Dobra, a teraz z racji tego, że muszę się komuś wygadać to przygotujcie się na moje ględzenie. Jak ktoś chce to może już iść.

Jak tam u was z pogodą? U mnie masakra. Od paru dni leje i są burze i to mają być wakacje? No kurde bez jaj.

No i uwaga, uwaga. Z fizyki udało mi się wyciągnąć na trzy! Możecie być ze mnie dumni zważywszy na to, że praktycznie jedyną rzeczą jaką z niej pamiętam są wzory na drogę, prędkość i czas heh. Także ja jestem z siebie bardzo dumna.

W ogóle jak po zakończeniu roku przyjechałam autobusem do mojej podstawówki, żeby odebrać siostrę to musiałam chwilę czekać bo u nich było długo. No i pogadałam sobie z nauczycielami i w ogóle, wiecie spotkałam jeszcze kilka osób z klasy które też odbierało rodzeństwo, takie tam. No i w końcu spotkałam mojego nauczyciela od historii (jego akurat lubiłam jako człowieka) i ten tak się na mnie patrzy, a potem się zapytał czy mam anoreksje, bo strasznie schudłam. I jakby trochę dziwnie się po tym czuje, bo po prostu jestem na diecie (nie licząc żarcia czekolady jak to ja hah) i ćwiczę czasami, ale no ludzie, żeby mi z takim czymś wyjeżdżać bo schudłam trzy kilo?

Ogólnie ten miesiąc mam zabiegany, bo w większości mam krótsze wyjazdy, a potem dłuższy na prawie dwa tygodnie w góry, jeszcze szczepienie niedługo także no, mogę być trochę mniej aktywna.

No dobra to chyba tyle. Uważajcie na siebie i wykorzystujcie wakacje. Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro