Część Ib. 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Na wstępie chciałabym bardzo serdecznie podziękować za ponad 2k wyświetleń i drugie miejsce w #themazerunner ^-^

Witam też wszystkie nowe osóbki ^-^ zapraszam do czytania :D

*********************************************************************************************** 

– Wstawaj, Hope– usłyszała nagle nad uchem i poruszyła się szybko, czując że leży na czymś miękkim.

– Newt! Wstawajcie! – Chuck poklepywał ich po ramionach, chcąc wybudzić ze snu. Przypominając sobie wczorajsze wydarzenia poderwała się do góry, tracąc równowagę, ale stojący obok chłopiec zdążył ją podeprzeć, dzięki czemu nie wywinęła orła. Przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na wciąż pochrapującego blondyna.

– Newt, zaraz otworzą się Bramy – kopnęła go lekko, odrzucając koc na bok i nie siląc się na jego składanie. Zrobi to później. Teraz tętno jej przyspieszyło i nie oglądając się za siebie podeszła do Wrót, które powoli zaczynały wydawać dźwięki. Wpatrywała się w rozszerzającą się szczelinę ze złożonymi razem rękoma, które przyciągnęła w końcu do twarzy. Czekała.

Chuck stanął obok niej, również wypatrując kolegów, gdy Newt podparł się o nią, otaczając jednym ramieniem. Wciąż miał mało przytomny wyraz twarzy, ale powoli do siebie dochodził. Nadeszła właśnie chwila prawdy.

Wokół nich zaczęło się zbierać coraz więcej osób, czekających na werdykt nocy. Oni również zostali obudzeni przez Chucka. Chłopiec naprawdę się zaangażował i liczył na szczęśliwy finał całego wydarzenia. Nie wiedziała, ilu z ich ma nadzieję na powrót, a ilu pogodziło się ze stratą. Sama nie była pewna, do której grupy należała, choć zdawała sobie sprawę, do której należeć pragnęła.

Jednak każda mijająca im w ciszy minuta po całkowitym otwarciu Bram upewniała ją w tym, że muszą pożegnać się z przyjaciółmi. Pozbierać się do kupy, przeorganizować Strefę i zacząć żyć dalej. Poczuła, jak Newt opuszcza głowę i wzdycha przeciągle. Złapała go za dłoń i ścisnęła mocno, chcąc dodać im obojgu otuchy. To nie mogło dziać się naprawdę. Chłopak pocałował ją w odsłoniętą szyję i odsunął się, gdy nikt nie pojawił się przez długi już czas.

– Mówiłem ci, Chuck. Oni nie wrócą – powiedział cicho, sprawiając, że Hope przymknęła powieki, pozwalając w końcu potoczyć się kilku łzom. Nie wycierała ich i stała ciągle w miejscu. W końcu kucnęła, zaplatając dłonie na karku i wstrzymała oddech, nie dopuszczając do siebie myśli o stracie. W momencie, gdy miała mocno zaszlochać, usłyszała radosne wołanie Chucka.

– Tak! Tak! – Podniosła głowę, zauważając ich na końcu korytarza. Emocje dosłownie zwaliły ją z nóg. Upadła na tyłek, wpatrując się w nich zaszklonymi oczami. Oni żyją!

Streferzy ponownie zaczęli zbierać się przy Bramach, dookoła niej, nie myśląc nawet o wejściu w przejście i pomocy zmęczonym kolegom. Dopiero gdy znaleźli się tuż obok nich przejęli Albiego.

– Ostrożnie.

– Uwaga.

-Połóżcie go tutaj. – Wśród Streferów nastąpiło poruszenie, ale mimo przeżycia przez nich nocy w Labiryncie nie było radosnych okrzyków. Większość wpatrywała się w nieprzytomnego Przywódcę i gdyby nie unosząca się delikatnie klatka piersiowa można by pomyśleć, że jest martwy. Niemal od razu obok niej zmaterializowali się Clint i Jeff, którzy zaczęli oceniać stan chorego.

– Widzieliście Dozorcę? – zapytał nagle Chuck, przerywając panującą wokół ciszę.

– Tak, widziałem – odparł Thomas, który kucał przy ciele ciemnoskórego. Hope wpatrywała się w ich trójkę, nie wiedząc, co ma zrobić. W momencie gdy ich zobaczyła serce zatrzymało jej się na chwilę, lecz wznowiło swoje działanie i teraz biło już stabilnie. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy chłopak spojrzał jej w oczy. Dobrze, że wrócił.

– Nie tylko widział – głos zabrał Minho, który nie wyglądał najlepiej. Cóż się jednak dziwić, spędził w Labiryncie całą dobę.  – On go zabił.

Powoli kierowali się w stronę Sali Narad, aby przedyskutować pewne kwestie. A mieli o czym rozmawiać. Plastry zabrali Albiego do Lecznicy przy pomocy kilku innych Streferów, którzy mieli potem wrócić do codziennych obowiązków. Nim jednak odeszli, poinformowali Hope o istotnym szczególe, którym chciała się właśnie podzielić z Newtem, dlatego podbiegła do niego, zrównując krok.

– Miałeś rację, Alby został dziabnięty.

– Wolałbym jej nie mieć – westchnął, nie zaszczycając jej spojrzeniem i wszedł do środka, opierając się o jedną z belek. Pomieszczenie zapełniało się Opiekunami, chociaż nie do końca, jeśli wliczyć ją i Thomasa, a także Chucka, który jakimś cudem się tutaj zaplątał. W końcu jednak zauważyła, że Streferów zbierało się więcej i najwyraźniej nie zamierzali wychodzić. Byli ciekawi, jak potoczy się sytuacja.

Hope usiadła na jednym z krzeseł niedaleko Newta i zauważyła minę Gallego. Już wiedziała, kto będzie próbował przewodniczyć i w jakim kierunku potoczy się dyskusja. W sumie cieszyła się, że nie brał udziału w dawaniu jej kary przez Albiego, której notabene do tej pory nie odbyła...

– Sprawy się zmieniają – zaczął pewnym siebie głosem Gally, skupiając na sobie uwagę pozostałych. Zapanowała cisza, która upewniła go w tym, że jest wysłuchiwany. Kontynuował. –  Nie ma co do tego wątpliwości. Najpierw był wybuch Żukolca, zaatakowanie Georga, coraz częstsze żądlenie w ciągu dnia, które w końcu dopadło Albiego. A teraz nasz Świeżuch postanowił wejść do Labiryntu. – Hope zerknęła ze smutkiem na Toma, rozumiejąc dokładnie jego zachowanie. Tak całkiem niedawno była w podobnej sytuacji. Chłopak wyczuł jej wzrok, a gdy ich spojrzenia się spotkały, posłała mu pocieszający uśmiech.

– To czyste pogwałcenie naszych zasad.

– Tak, ale uratował życie Albiemu – niepewnym głosem wtrącił Patelniak. Nie lubił się zbytnio udzielać na Naradach, a na dodatek Opiekun Budoli był jego bardzo dobrym kumplem. Tym bardziej Hope doceniła jego wkład w rozmowę.

– Doprawdy? Przez trzy lata żyliśmy obok tych stworzeń. A teraz ty – wskazał palcem na Thomasa – zabiłeś jednego z nich. Kto wie, co to może dla nas znaczyć.

– Może nic wielkiego? – wtrąciła Hope, przeczyszczając od razu gardło i czując na sobie zaciekawione spojrzenia wszystkich zebranych. Gally patrzył na nią niezrozumiale, dlatego rozwinęła swoją myśl. – Podczas mojej nocy w Labiryncie ja też zabiłam jednego z nich. I nic się nie wydarzyło. – Czuła, jak część Streferów patrzy na nią w szoku, przede wszystkim Chuck z Thomasem. Nie wszyscy znali szczegóły jej przybycia poza tym, że nie przyjechała Pudłem. Ci, którzy byli tutaj przed nią zdawali sobie z tego sprawę, ale każdy kolejny Sztamak został pozbawiony tej informacji, chyba że dowiedział się od kolegów. Jak widać z zaskoczonej miny bruneta, on akurat nie wiedział, że udało jej się pokonać jednego z mutantów.

– Hope ma rację. Wszystko było ogay – poparł ją Newt, odzywając się po raz pierwszy. Gally jednak jedynie prychnął w odpowiedzi pod nosem. Nie przekonywał go ten argument. Nim przeszedł do wypowiedzi, odwrócił się w jej kierunku.

– Wszystko co związane z tobą jest inne i nie możemy brać tego za pewnik. Więc wybacz, ale nie masz co udzielać się w tej dyskusji – zabolała ją jego uwaga, ale postanowiła schować urazę do kieszeni. Mieli ważniejsze sprawy na głowie, a i tak zapewne później sobie to obgadają. Gally potrafił być momentami naprawdę niezłym bucem. Tak jak teraz. Przygryzła jednak policzki i wcisnęła się mocniej w krzesło, nie odzywając się ani jednym słowem.

– Więc co proponujesz, żebyśmy zrobili? – przerwał niezręczną ciszę Newt, który miał ochotę przywołać go do porządku. Nie chodziło nawet o to, że była jego dziewczyną. Była przede wszystkim Streferem jak każdy inny i nie powinien odzywać się w ten sposób. Musieli jednak podejmować szybkie i dobre decyzje.

– Musi zostać ukarany –  odpowiedział neutralnym głosem Gally, a jego słowa wzbudziło rozmaite reakcje. Nagle zapanowała duża wrzawa i każdy miał coś do powiedzenia.

– Ej, to nie fair!

– Zabił Dozorcę!

– Przecież tylko pomagał!

– Hope nie dostała żadnej kary! – Czekała tylko, aż te słowa padną, lecz gdy je usłyszała i tak poczuła się nieco winna i nieprzygotowana. Alby miał rację, powinna trafić do Ciapy i odbębnić karę, żeby dać przykład pozostałym.

– Niby dlaczego?

– Minho. Byłeś tam z nim. Co ty sądzisz? – głos zabrał Newt, zwracając się do Opiekuna Zwiadowców. Wszyscy umilkli, ciekawi, co chłopak zamierza powiedzieć. Współczuła mu. Musiał być cholernie zmęczony, lecz nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek. Gdy tylko to wszystko się skończy skołuje mu coś na szybko od Patelniaka.

– Myślę, że odkąd tutaj jesteśmy mieliśmy dwa przypadki, gdy Bóldożerca został zabity. Za pierwszym nic się nie stało, więc może teraz też obejdzie się bez konsekwencji – zerknął w jej kierunku i skinęła mu w podziękowaniu głową. Dobrze było mieć kogoś jeszcze po swojej stronie. – Ale gdy ja dałem nogę, ten Krótas – Thomas po raz kolejny tego dnia został wskazany palcem – został, by pomóc Albiemu. Nie wiem, czy jest dzielny czy głupi, ale cokolwiek to jest potrzebujemy więcej – ucichł na chwilę, dając czas na ułożenie się jego słów w umysłach Streferów. Widziała, że zbiera się do czegoś dużego. Nie myliła się. – Powiedziałbym, żebyśmy wzięli go na Zwiadowcę.

– Zwiadowcę? Co?

– Tak! Thomas, Thomas! – Chuck zaczął skandować, jednak gdy nikt nie pochwycił jego pomysłu powoli ucichł, rozglądając się dookoła. 

Hope przełknęła ślinę, a widząc zaciekawioną i rozpromienioną twarz Newta zastanowiła się głębiej. Bała się o chłopaka, ale musiała przyznać, że prawdopodobnie byłoby to najlepsze wyjście. Przekładała własny lęk na innych, a przecież próbowała znowu wrócić ze swoimi wspomnieniami do ładu. A Thomasa od początku ciągnęło go do tych zawiłych korytarzy.

– Jak ty to sobie wyobrażasz?

– Oszalałeś!

– Minho, zastanów się nad tym.

– Jeśli chcecie nagrodzić Świeżego to śmiało, proszę bardzo! – przerwał kolejną wrzawę Gally, ponownie skupiając uwagę na sobie. – Ale jeśli jest jedna rzecz, którą mogę na pewno powiedzieć o Labiryncie, to że nie mo... – nagle przerwał wpół słowa i uwaga wszystkich skupiła się tym razem na dźwięku dochodzącym z zewnątrz. 

Przemawiający do tej pory chłopak wymienił się zaniepokojonymi spojrzeniami z Newtem i oboje jako pierwsi ruszyli do wyjścia. Na twarzach wszystkich osób znajdował się wyraz konsternacji i lęku. Wybiegli na zewnątrz i podążyli w stronę Pudła, które dawało jasny znak, że za moment pojawi się na poziomie umożliwiającym jego otwarcie.

– Czekaj, czekaj. Znam ten dźwięk – powiedział znajdujący się obok Hope Thomas. Ona jednak przez nagłe zawroty głowy i uczucie rozpierania w niej złapała się jego ramienia, oddychając ciężko i nie zwracając uwagi na otaczającą ją rzeczywistość.

– To Pudło – zauważył Chuck, stając obok nich.

– Nie powinno jeszcze przyjeżdżać – rzucił Minho, przepychając się przez nich, przez co dziewczyna zachwiała się, ale też wybudziła z letargu. Brunet złapał ją w ostatniej chwili, patrząc na nią z niepokojem.

– W porządku, Hope? – otrząsnęła się po jego słowach, wracając do rzeczywistości. To było bardzo dziwne uczucie, które tego dnia pojawiło się już kolejny raz, ale z dużo większym niż dotąd natężeniem. Minęło jednak tak szybko, jak się pojawiło.

– Tak. Chodźmy zobaczyć, o co chodzi – wyminęła go i zaczęła truchtem biec w stronę zbiorowiska. Jakimś cudem udało jej się przedostać na sam przód. Dobrze, że obok znalazł się Gally, który złapał ją, gdy zaczęła lecieć do tyłu. Dzisiejszego dnia trafiała na przyjaciół znajdujących się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze.

– Newt, co widzisz? – krzyknął ktoś z tłumu, ale nie rozpoznała głosu. Była zbyt zdezorientowana.

– To dziewczyna – odpowiedział zaskoczony i zerknął w kierunku bladej twarzy Hope. Co niektórzy również na nią spojrzeli, ale wrócili do głównego źródła zamieszania. Nie było dla niej dziwne to, że w Pudle, nawet za wcześnie, przyjechała osoba taka jak ona. Bardziej martwiło ją to, że pamiętała ją, choć nie mogła dopasować żadnego wspomnienia. A najgorsze chyba było to, co czuła w środku. Nieuzasadniony niepokój i dziwny stres, skręcający ją tak, że miała ochotę zwymiotować.

– Co?

– Wydaje mi się, że jest martwa – zauważył blondyn, przyglądając się jej z pewnej odległości, jakby obawiał się, że może jej zrobić większą krzywdę. Po co Stwórcy mieliby im przysyłać martwą dziewczynę?

– Co ma w dłoni?– zapytał wciąż podtrzymujący ją Gally, który jako jedyny wydawał się zachowywać zimną krew. Newt nachylił się i zabrał zmiętą karteczkę, rozprostowując ją i zaznajamiając się z zawartością. Hope miała wrażenie, że wszyscy dookoła wstrzymali oddech.

– „Ona jest ostatnia". Co to znaczy? – podniósł spojrzenie prawie że w tym samym momencie, w którym dziewczyna nagle głośno zaczerpnęła powietrza i uniosła się nieco na rękach. Każdy odskoczył do tyłu, łącznie ze znajdującym się najbliżej Newtem, obserwując uważnie ciemnowłosą.

– Thomas – wysapała, zauważając go nad sobą. Albo może po prostu wypowiedziałaby jego imię, nawet gdyby tam nie stał? Nikt tego nie wiedział, ale chłopak poczuł jak każdy zaczyna mu się dziwnie przyglądać. Sam miał też wrażenie, jakby odsunęli się nieco od niego. Poza Hope, która sama starała się utrzymać własny oddech. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy Gally odsunął się od niej cały spięty.

– Nadal uważacie, że przesadzam?

Nieprzytomna dziewczyna została przetransportowana do Lecznicy. Położyli ją w osobnym pomieszczeniu, tuż za ścianą z rzucającym się i przywiązanym pasami Albym. Hope zmieniała mu opatrunek w momencie, gdy do środka weszło kilka osób. Nie przerwała jednak swojej pracy, czując, jak głowa ponownie zaczyna jej pulsować.

– Jeff, co jej jest? Dlaczego się jeszcze nie obudziła? – zaczął Newt, stając najbliżej, lecz wciąż w bezpiecznej odległości od osoby, która teraz nie wyglądała już groźnie. W ogóle nie wyglądała groźnie, jednak ze względu na jej zachowanie i nieznane pochodzenie woleli zachować środki ostrożności.

– Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie.

– Rozpoznajesz ją? – tym razem skierował pytanie do Thomasa, który uważnie przyglądał się dziewczynie. Hope również podeszła w końcu do nich, odkładając pozostałe gaziki i płyn na szafkę obok. Oparła się o belkę, ignorując spojrzenie brązowych tęczówek i potarła kark, przymykając oczy.

– Nie.

– Naprawdę? Bo wygląda na to, że ona ciebie tak – zwrócił uwagę nieco podniesionym tonem, zastanawiając się, czy jasnooka udzieliłaby innej odpowiedzi. Nie był jednak w stanie tego przewidzieć, tym bardziej, że ciągle unikała jego wzroku, a na dodatek dziwnie się zachowywała. Coś było nie tak, ale postanowił porozmawiać z nią dopiero za chwilę na osobności.

– Co z karteczką? – przypomniał sobie brunet, zmieniając choć odrobinę temat rozmowy.

– Będziemy się martwić o to później.

– Uważam, że powinniśmy martwić się o to teraz.

– Mamy wystarczająco dużo na głowie na ten moment – westchnął blondyn, chcąc uciąć dyskusję. Prawdą było to, że czuł się nieco zagubiony i nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji.

– Ma rację, Newt – do rozmowy po raz pierwszy wtrącił się Minho, trzymający się jak to miał w zwyczaju za szelki od kamizelki.

– Pudło nie zjeżdża. Jak myślisz ile bez niego przetrwamy? – Jeff stanął po stronie Azjaty. Hope czuła, jak bardzo jest zaniepokojony. Miał rację, bez dostaw nie daliby rady przeżyć zbyt długo.

– Nie wiemy tego. Chodzi mi o to, że nie wyciągajmy żadnych pochopnych wniosków. Po prostu poczekajmy, aż się obudzi i powie nam, co wie. Ktoś musi mieć w końcu jakieś odpowiedzi.

– A co jeśli będzie to samo, co ze mną? – odezwała się, zwracając na siebie uwagę. Zaplotła ręce na piersi i w końcu podniosła głowę.

– Nie przekonamy się, dopóki się nie obudzi. A my naprawdę potrzebujemy odpowiedzi.

– Masz rację, Newt – szepnął pod nosem Thomas, wycofując się z pomieszczenia.

– Gdzie ty idziesz?

– Wracam do Labiryntu – oznajmił najnormalniejszym tonem i zostawił ich samych z głowami pełnymi myśli. Minho poklepał Zastępcę po ramieniu i zatrzymał go.

– Zajmę się tym – posłał jeszcze Hope delikatny uśmiech i zerkając po raz ostatni na nieprzytomną i szarpiącego się Albiego, wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna nie chcąc stać bezczynnie zaczęła się krzątać i układać materiały, robiąc porządek lub sprawdzając stan posiadanych rzeczy. Gdy Jeff również wyszedł poczuła, jak Newt staje za nią i obejmuje ją w pasie. Westchnęła, prostując się i kładąc dłonie na blacie.

– Co się dzieje, Hope?

– Wszystko jest ogay. Nie martw się – odpowiedziała, lecz gdy zauważyła jego niepewne spojrzenie odwróciła się całkiem w jego stronę i skradła szybki pocałunek, zostawiając swoje dłonie na jego policzkach. – Naprawdę. Nic się nie dzieje – nie przekonały go te słowa, ale pokiwał głową, dając jej spokój. Jeśli będzie chciała, to sama wróci do tematu.

– Rozpoznajesz ją? – zapytał szeptem, gdy Hope przyglądała się jej z niepewnym wyrazem twarzy.

– Nie jestem pewna. Nie przypominam sobie, żebym ją gdzieś widziała, ale mam przeświadczenie, że ją znałam. I chyba za nią nie przepadałam.

– Skąd ta myśl?

– Po prostu. Jakoś nie czuję się przy niej zbyt komfortowo – wzruszyła ramionami.

– Wylaksuj, nie zabierze twojego miejsca – zaśmiał się, chcąc rozładować napiętą atmosferę, jednak pokręciła na to głową, zagryzając wargę. Często to robiła, gdy się nad czymś mocno zastanawiała i obawiała.

– To nie to, Newt. Mam najzwyczajniej w świecie wrażenie, że powinniśmy uważać. Tak czy siak ja wracam na pole. Mam jeszcze trochę pracy.

– No to ci pomogę – uśmiechnął się i poczekali jeszcze chwilę, aż jeden z Plastrów wróci do pilnowania chorych. Dopiero wtedy wyszli na zewnątrz, kierując się w stronę upraw. Hope kątem oka zauważyła, jak kilku chłopaków wbiega do Labiryntu. Mogło jej się jedynie wydawać, ale nie wyglądali na Zwiadowców.

Chwilę później jej myśli potwierdziły się, gdy jeden ze Sztamaków poinformował ich, że wszyscy Zwiadowcy zrezygnowali ze swoich funkcji, obawiając się, że mogą skończyć tak jak Alby. Wszystko zaczynało iść w złym kierunku, ale miała nadzieję, że powoli wrócą do normy. Chociaż czy z potrzebą wygnania Przywódcy ze Strefy czającą się gdzieś z tyłu głowy można było przestać się przejmować?

Miała dosyć tego dnia i dziwnego bólu głowy, promieniującego dużo dalej. Miała nadzieję, że praca odciągnie jej myśli, dlatego wbiła w ziemię motykę, uważając, by nie odciąć sobie palców. Tylko tego by jej dziś jeszcze do szczęścia brakowało...

Jakiś czas później zauważyła biegnącego w ich kierunku Patelniaka, który gdy dotarł na miejsce nie mógł przez chwilę nic powiedzieć. Udało im się jednak zrozumieć, że coś mają i wszystkie potrzebne osoby zbierają się już w Sali Narad. Hope wymieniła się z Newtem spojrzeniami i zostawiając narzędzia na ziemi ruszyli za kucharzem, wycierając dłonie w ubranie i otrzepując się z piachu. To był naprawdę zakręcony dzień, mimo że mogło nie być jeszcze nawet południa. Zastanawiała się, co czeka ich w środku. Gdy tylko weszli, Minho podszedł do Newta, wręczając mu dziwny przedmiot.

– Znaleźliśmy to w ciele Bóldożercy – poinformował go, wycofując się na swoje miejsce i zaplatając ręce na klatce piersiowej. Zaciekawiona dziewczyna podeszła do chłopaka i zaglądając mu przez ramię, obserwowała znalezisko. Newt przejeżdżał właśnie palcami po napisie znajdującym się na metalu.

– To te same litery, które są na dostawach.

– Dokładnie.

– Ale też te same, które ona napisała sobie na ręku. Z dopiskiem „jest dobry" – zwróciła uwagę Hope, dalej patrząc na urządzenie, gdy Newt odwrócił się do niej gwałtownie.

–Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? – zaskoczona otworzyła usta, próbując odpowiedzieć na to pytanie, ale nie była w stanie. Czemu tego nie przekazała?

– M... musiało mi wypaść z głowy – odparła niepewnie, drapiąc się po niej, aż Thomas wyratował ją z opresji.

– Ewidentnie ci, którzy nas tutaj wsadzili, stworzyli też Dozorców. Ale według dziewczyny są też dobrzy. To jest naprawdę pierwsza wskazówka, jaką znaleźliście przez cały ten czas?

– Powiedzmy. Z wcześniejszych nie dane było skorzystać – sapnęła pod nosem, zagryzając policzek od środka i spoglądając na swoje buty. Osobiście wolała już niczego nie sprawdzać.

– Newt, musimy tam wrócić. Kto wie, do czego może nas to zaprowadzić – powiedział w końcu Thomas, patrząc błagalnie na Zastępcę, który rozważał, co powinien w tej sytuacji zrobić. Gally jednak nie mógł przepuścić okazji, by wtrącić swoje trzy grosze.

– Widzisz, co próbuje zrobić, prawda? Najpierw łamie zasady, a teraz chce, żebyśmy wszyscy je porzucili. Reguły są jedyną rzeczą, dzięki której dalej trzymamy się tutaj razem. Dlaczego mamy je kwestionować? Gdyby Alby tu był zgodziłby się ze mną. A ten Krótas powinien zostać ukarany – zakończył swój krótki monolog, oczekując odpowiedniej reakcji. Blondyn też to wiedział, dlatego pokiwał głową. Nadszedł czas, gdy musiał podjąć ważne decyzje i wziąć ciężar ich konsekwencji na barki.

– Masz rację. Thomas złamał zasady. Jedna noc w Ciapie bez jedzenia i wody – oznajmił, a Hope westchnęła pod nosem. Co oni mieli z tą Ciapą?

– Och, przestań, Newt. Myślisz, że to go powstrzyma?

– Nie! – odparł pewnie, przyjmując stanowczy wraz twarzy. – Przecież tylko Zwiadowcy mogą wchodzić do Labiryntu. – Thomas spoglądał na niego niepewnie, czekając, co chłopak wymyśli. Nie chciał zrobić niczego złego, pragnął jedynie pomóc w znalezieniu wyjścia z ten chorej sytuacji. – Więc powiedzmy to w końcu głośno i wyraźnie. Zaczynając od jutra, jesteś Zwiadowcą – zwrócił się w jego stronę, a na twarzy każdego z zebranych pojawiła się inna emocja.

– Wow – sapnął pod nosem Gally i zaczął kierować się ku wyjściu. Gdy mijał Hope, złapała go sprawnie za ramię.

– Gall...

– Nie, Hope. Zostaw mnie – wyrzucił z siebie zirytowany i szybko wyszedł, opuszczając dochodzących do siebie po nowej informacji zebranych. Była rozdarta, nie wiedząc, co powinna właśnie zrobić, ale wyręczył ją Patelniak, który zadeklarował, że pójdzie za Opiekunem Budoli. Skinęła mu głową i wróciła do pozostałych, podchodząc do Newta. Oparła się wspierająco na jego ramieniu i złożyła na nim mały pocałunek, chcąc okazać mu swoje wsparcie. Podzielała jego decyzję.

– Dzięki, Newt – usłyszała z boku głos Thomasa, do którego chyba wciąż nie dochodziło to, co właśnie się wydarzyło. Była ciekawa, do czego ich to wszystko doprowadzi...


Jakiś czas później stała z naburmuszoną miną, obserwując całe zajście. Dla stojącego z boku Chucka sytuacja była zabawna, lecz ją irytowała. Rozumiała, że dziewczyna może czuć się wystraszona i gdyby była sprawna to pewnie sama zareagowałaby ponownie, ale mimo to coś jej nie pasowało.

Kątem oka dostrzegła nadbiegających z lasku chłopaków i ucieszyła się w duchu, że może oni będą potrafili zakończyć całe przedstawienie. A może była zła na fakt, że jej się nie udało?

– Chuck, co się dzieje? – zapytał Tom, zatrzymując się obok nich i oceniając szybko sytuację. Hope posłała mu jedynie znudzone spojrzenie i poprawiła zaplecione na klatce piersiowej ręce.

– Laska jest świetna – zaśmiał się chłopiec, wskazując w kierunku wieży, z której co i rusz spadały jakieś przedmioty. Na dole stali Streferzy, którzy osłaniali głowy i próbowali ratować sytuację. Marnie im szło.

– Dzięki, Chuck – sapnęła pod nosem, wzdychając i pocierając jedną ze skroni. Im dłużej tutaj stała, tym drażniący ból się nasilał.

– Nie próbowałaś jej uspokoić? Może przy drugiej dziewczynie byłaby mniej przestraszona –  wysunął propozycję Thomas, nie patrząc jednak na jej twarz. Uwaga wszystkich skupiona była na jednej osobie.

– Próbowałam, nie zadziałało – odpowiedziała spokojnym tonem głosu. – Z resztą, sam widzisz. Najwyraźniej nie jestem zbyt przekonywująca.

– Zostawcie mnie w spokoju! – dotarł do nich krzyk dziewczyny, gdy brunet ruszył do zbiorowiska.

– Uwaga na głowy!

– Hej! Rzuć jeszcze raz jedną z tych rzeczy... – zaczął zdenerwowanym głosem Gally, lecz został szybko uciszony przez uderzenie przedmiotem.

– Odejdźcie stąd!

– Przychodzimy w pokoju!

– Uważajcie!

– Nie wydaje mi się, żeby nas polubiła – podsumował Newt, osłaniając się jedną ze znalezionych na szybko całkiem niedaleko pokryw.

– Czego chcecie?

– Po prostu porozmawiać.

– Ostrzegam was.

– Kryć się.– Streferzy wciąż coś pokrzykiwali, podobnie jak dziewczyna, robiąc spore zamieszanie. Część przypatrywała się z daleka z nietęgimi minami, ale nie zamierzała wkraczać. Co mieli zrobić? Dostać kawałkiem metalu?

– Hej, hej. To ja, Thomas. Thomas – krzyknął w końcu chłopak, sprawiając, że deszcz przedmiotów nagle ucichł, a dziewczyna wyłoniła się z platformy. Hope uniosła brwi, czekając na rozwój akcji.

– Wejdę na górę, ogay?– W odpowiedzi schowała się ponownie, ale nic więcej nie zaczęło lecieć. Chociaż nie, wydarzyło się coś jeszcze. Dziewczyna przeskanowała szybko otoczenie, zatrzymując się wzrokiem na Hope. Skrzywiła się, ale nic poza tym się nie wydarzyło. Dziwne... Może jednak przypomniała sobie, że nie jest tutaj jedyna?

Thomas pokiwał głową sam dla siebie.

– Ogay. Tylko ja – zastrzegł Gallego, który również zaczął już ruszać w kierunku drabiny. Zmarszczył jedynie brwi i stanął w miejscu, zaplatając ręce przed sobą.

– Wchodzę – poinformował ją Thomas i po kilku chwilach znalazł się na górze. Stracili go z oczu. Hope podeszła bliżej, stając obok Newta. Przez kilka długich chwil nie odzywali się, czekając na jakąkolwiek reakcję z góry.

– Co tam się dzieje? – Gally nie wytrzymał i zapytał na tyle głośno, żeby zostać usłyszanym. Thomas wychylił się po chwili z niepewną miną.

– Zejdzie na dół?

– Dajcie nam sekundę, ogay?

– Ogay, chodźcie – przystał na jego prośbę Newt, wycofując się w kierunku Strefy.

– Wszystkie pozostałe dziewczyny takie są? – zadał pytanie Patelniak, również podążając na Newtem.

– Też jestem tego ciekawa.

– Ta laska jest szurnięta. Dobrze, że ty jesteś normalna, Hope.

– Dzięki, Winston. Gally! – Podbiegła do niego, zrównując krok. Nie zatrzymał się i nie odwrócił, ale nieco zwolnił. Wciąż był naburmuszony. – Co ty na to, żebym pomogła ci z robieniem koszy? Chuck, mógłbyś też nam pomóc – zaproponowała i odwróciła się z uśmiechem do głównego rozmówcy, gdy głowa pełna loczków przystała na propozycję.

– Mogłabym załatwić coś dobrego od Patelniaka –  szepnęła konspiracyjnie, puszczając mu przy tym oczko i zauważyła, że jego twarz delikatnie się rozluźniła. Nie dał jednak nic po sobie poznać i wyprzedził ją.

– Jak chcesz, Hope.

– Tak! Piątka, Chuck! Lecimy popertraktować z Patelniakiem!

Kilka godzin później czuła się tak źle, że musiała opuścić towarzystwo Gallego i Chucka, a także zrezygnować z kolacji. Newt był zaniepokojony jej stanem, ale po jej licznych namowach zostawił ją w końcu samą, zaglądając jedynie co jakiś czas do pokoju. Tym razem dziwne uczucie w głowie stało się nie do zniesienia na tyle, że tarzała się po łóżku lub podłodze, jedynie co jakiś czas wracając i zasypiając na kilka minut. Właśnie wtedy zjawiał się blondyn, nieświadomy jej prawdziwego samopoczucia. To się nazywało wyczucie czasu!

Miała wrażenie, jakby w jej głowie pojawiła się cała rodzinka z mrowiska, rozsadzając ją kawałek po kawałku. Oddychała spazmatycznie i w końcu zsunęła się ponownie z łóżka, otaczając się drżącymi dłońmi. Nie miała bladego pojęcia, co się działo. Co jakiś czas łapały ją swoiste tiki nerwowe, zlokalizowane głównie w szyi. Teraz doszło jeszcze pieczenie blizny. Co do cholery?!

Nagle jednak poczuła, jak wszystko odpuszcza. Tak niespodziewanie, że aż zachłysnęła się wciąganym powietrzem. Przymknęła oczy, delektując się chwilą spokoju i normowała oddech, mając nadzieję, że to już koniec.

Wtem poczuła, jak uderza w coś barkiem. Otworzyła oczy i z przerażeniem stwierdziła, że znajduje się poza ich pokojem. Stojąc. A raczej kierując się ku wyjściu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wcale nie chciała tam być i zupełnie nie kontrolowała własnego ciała. Kazała się mu zatrzymać, lecz ono parło wciąż do przodu, znajdując się już na zewnątrz. Wpadła w panikę.

Na dworze zaczynało już się ściemniać i kątem oka widziała przechadzających się Streferów. Chciała krzyknąć i poprosić ich o pomoc, ale nie była w stanie. Usta również nie współpracowały.

Gdy zdała sobie sprawę z tego, w którym kierunku podąża zaczęła łkać i stawiać większy opór. Nadaremnie. Miała wrażenie, że jej twarz pozostała bez zmian, że nie drgnął jej ani jeden mięsień. Była za to coraz bliżej Bram, z których wydobył się właśnie powiew wiatru. Zaraz zaczną się zamykać.

Gdy zauważyła Newta zbliżającego się szybko w jej kierunku odetchnęła z ulgą. Za chwilę ją złapie i powstrzyma albo okaże się, że jest w najdziwniejszym śnie, jaki kiedykolwiek miała.

– Hope! – Jego głos wydawał się jednak być nad wyraz realny. Tak samo jak przerażenie malujące się na twarzy. I uścisk gdy w końcu do niej dobiegł, zatrzymując trzy metry od wejścia. W tym momencie jednak przestała całkowicie kontaktować, rejestrując jedynie pochylenie się do przodu i wymierzenie mocnego uderzenia w Newta. Potem zapanowała ciemność.

Był tak bardzo przerażony i zdezorientowany jej zachowaniem, że cios nie zrobił na nim praktycznie żadnego wrażenia. Podniósł się szybko, potykając o chorą nogę, ale zdążył złapać ją za kostkę. Nie utrzymał jej jednak długo, gdyż odwróciła się w jego stronę. Jej twarz była pusta, pozbawiona emocji, a ona sama zachowywała się jak szmaciana lalka.

– Hope... – wyszeptał pod nosem, po czym został ponownie kopnięty nogą, która była wolna. I jeszcze raz tą, którą puścił. Przez zamroczenie nie zarejestrował krzyków nadbiegających chłopaków, lecz kątem oka widział, jak wchodzi w zamykające się Wrota.

Ostatkiem sił doczołgał się do Bram, ale nie mógł już nic zrobić. Czuł, jak krew cieknie mu po twarzy, a łzy zaczynają skapywać jedna za drugą. Ogromne kamienie złączyły się, zabierając mu miłość jego życia. I zabierając przy tym jego własne...

Oparł czoło o zimną powierzchnię, szlochając głośno i szepcząc jej imię. Wstrząsały nim dreszcze i nie czuł dotyku przyjaciół, którzy otoczyli go i próbowali podnieść. To nie mogło dziać się naprawdę. To musiał być sen, z którego chciał się obudzić.

To jednak nie był sen ani koszmar, lecz tragiczna rzeczywistość, której musieli stawić czoła.  

*********************************************************************************************** 

(data opublikowania: 25.04.2021)

Cześć!

Okazuje się, że gdy człowiek czasem odpuści, znajduje trochę czasu na inne rzeczy haha

Znalazłam go dziś na tyle, że wpadam z nowym rozdziałem i informacją, że... druga część rozpoczęta! Dawno nie pisałam, więc może moje podjaranie wynika właśnie stąd, a może jednak podoba mi się efekt końcowy napisanych dwóch rozdziałów. A może po trochu z każdego :p ocenicie sami za jakiś czas ^-^

Co do rozdziału- sporo scenek łączonych i nieco przeskoków w czasie, ale tak jak obiecałam Teresa dostarczona, a Hope straciła panowanie nad sobą w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przynajmniej wyjaśniły się dziwne bóle głowy... :p

Widzimy się w okolicach majówki ;)

Oleanderka :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro