Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Victoria

Obudziłam się przez światło słoneczne, które bezlitośnie świeciło mi prosto w twarz. Mogłam zasłonić okno wieczorem. Kiedy chciałam iść z powrotem spać, przypomniało mi się, że muszę być na lekcji transmutacji. Super, ja będę mamrać do dzieciaków, które w większości pewnie i tak będą mnie miały głęboko w poważaniu, a rudzielce będą sobie smacznie spać. No i gdzie tu jest sprawiedliwość, ja się pytam?

Z ciężkim westchnieniem, zwlekłam się z łóżka i po wzięciu ubrania, poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Po porannej toalecie, ubrałam się, a włosy splotłam w luźnego warkocza. Czasami lubię sobie pleść fryzury bez pomocy metamorfomagii. Zrobiłam go oczywiście na boku, by przykryć moją bliznę nad łukiem brwiowym. To jakiś cud, że jeszcze nikt się nie spostrzegł, że każda moja fryzura jest taka, by trochę włosów przykrywało prawy fragment czoła. Może jednak czasami życie chce ze mną współpracować i nie kłaść mi kłód pod nogi. Wyszłam z pokoju, większość osób albo wychodziło, albo siedziało w PW. Przynajmniej nie tylko ja musiałam wcześniej wstać. Skierowałam się do Wielkiej Sali na śniadanie, szybko zjadłam tosty i chciałam iść do sali od transmutacji, ale zatrzymała mnie Hermiona.

- Vix, widziałaś może Ronalda albo Harrego? Bo nigdzie ich nie ma, a zaraz mamy lekcję.

- Nie wiem gdzie są, ale nie martw się ten zamek to forteca, nic im nie grozi.- uspokoiłam ją.

Dziewczyna odeszła, a ja wolnym krokiem również skierowałam się w tamtym kierunku. Zaczęłam myśleć nad tym, co powiedziałam. Może jednak trochę przesadziłam z tym bezpieczeństwem w szkole. Obok jest las gdzie żyją potwory, wielkie drzewo, które jest zdolne cię zabić, korytarzami co rok przechodzą niestabilni umysłowo nauczyciele OPCM, no i Snape.

Skończyłam nad tym myśleć, bo doszłam pod drzwi. McGonagall kazała mi wejść bez czekania, więc tak zrobiłam. Przeszłam przez salę i stanęłam przy biurku, gdzie siedziała kobieta.

- Dzień dobry Pani profesor.- przywitałam się.

- Witaj Victorio, cieszę się, że przyszłaś. Zaraz zacznę lekcję. Chciałabym, żebyś poopowiadała uczniom o metamorfomagii, a przy okazji mogłabyś im też coś pokazać.

- W porządku.

- Dobrze, to stań sobie koło biurka, a ja wpuszczę dzieciaki.

Kobieta podeszła do drzwi, a ja stanęłam w wyznaczonym miejscu. Już po chwili do pomieszczenia weszło ze 30 dzieciaków. Kiedy już każdy siedział na miejscu, spostrzegłam się, że nadal nie ma Harrego i Rona. Co oni znowu robią? Jednak szybko przestałam nad tym myśleć, bo McGonagall zaczęła wyjaśniać moją obecność.

- Moi drodzy, dzisiaj zajmiemy się metamorfomagią, z tego też powodu zaprosiłam do nas uczennicę z trzeciego roku, Victorię Black. Jest ona jednym z metamorfomagów, więc na pewno dowiecie się od niej ciekawych rzeczy. Dobrze, Victorio możesz zaczynać.

Nauczycielka usunęła się na bok, a ja stanęłam na środku sali.

- Tak jak powiedziała pani profesor jestem metamorfomagiem. Czy ktoś z was wie może kto to jest?

Tylko ręka Hermiony podniosła się do góry. Skinęłam głową w jej stronę, dając jej zgodę na odpowiedź.

- Metamorfomag to czarodziej, który może przybrać dowolną postać, także jego włosy mogą zmieniać kolor.

- Bardzo dobrze.- odpowiedziałam i ciągnęłam dalej.- Jeśli chodzi o włosy, to bardzo często zmieniają one kolor pod wpływem emocji czarodzieja. Oczywiście da się je kontrolować. Różne kolory oznaczają różne emocję posiadacza w danym momencie. Czerwony oznacza złość, biały smutek, szary rozpacz i tak dalej. Można oczywiście samemu zmieniać sobie kolor na dowolny, również ułożenie fryzury. To jeden z przykładów.

Pomyślałam o fryzurze, a już po chwili miałam na głowie fioletowe włosy, które idealnie układały się w eleganckiego koka, oczywiście opadającego trochę na miejsce blizny. Większość dzieciaków patrzyła na mnie z szokiem. Z powrotem zmieniłam fryzurę.

- Dla mnie to normalne. Tak jak powiedziała wasza koleżanka, metamorfomag może też zmieniać swój wygląd. Właśnie dlatego bardzo często tacy czarodzieje pracują w ministerstwie jako aurorzy. Ich zmiana wyglądu bardzo często jest niesamowicie przydatna, na przykład w schwytaniu przestępców. Można zmieniać się w kogoś całkowicie wymyślonego, zmieniać część swojego ciała, ale również można zmienić się w kogoś realistycznego. Przyjmujemy wtedy również ich głos. Przedmioty i zwierzęta również się liczą. Czasami przez jakieś szokujące lub tragiczne przeżycia metamorfomag nie potrafi już zmienić całkowicie swojego wyglądu.

- A mogłabyś się tak zmienić?- zapytał jakiś chłopiec z pierwszej ławki.

Popatrzyłam ze znakiem zapytania na McGonagall, a kiedy ta skłoniła głową, więc zgodziłam się.

- Dobrze, tak więc może na początek przedmioty.

Pomyślałam chwilę i już po paru sekundach na podłodze leżała zwykła poduszka. Zmieniłam się w swój normalny wygląd i starałam się nie roześmiać na widok min tych biednych dzieci. Ciekawiło mnie jak zareagują na dalsze przemiany.

- Mogę się również zmieniać w zwierzęta, najbardziej lubię w wilka, kolibra i delfina, tego ostatniego nie dam rady wam tutaj pokazać, ale mogę się zmienić w wilka.

Cofnęłam się parę kroków, po czym skoczyłam przed siebie, w miedzy czasie zmieniając się w srebrno- białą samicę. Cichutko zawarczałam, by ich nie wystraszyć, po czym znowu stanęłam w swoim pełnym wyglądzie.

- Zmiana części swojego ciała, bardzo często służy po prostu po to, by kogoś rozśmieszyć.

Po tych słowach moja prawa ręka była teraz skrzydłem orła. Większość klasy się roześmiało, a inni przypatrywali się temu z fascynacją. Po kilku chwilach nauczycielka powiedziała bym zmieniła się w kota, który jest jej postacią animaga i pilnowała reszty zapisującej ważnych informacji, a ona rzuciła na siebie zaklęcie kameleona. Nie mam pojęcia po co jej to, ale nie będę się kłócić. Pod postacią czarnej kotki siedziałam na biurku, kiedy w końcu do pomieszczenia wbiegła moja zaginiona w akcji dwójka.

- Dobrze, że McGonagall jeszcze nie ma.- odezwał się Ron.

Minęła ponad połowa lekcji, jak mogłoby jej nie być? Postanowiłam, że się trochę ponabijam. Skoczyłam na ziemię zmieniając się w nauczycielkę. W tym momencie ich miny wynagrodziły mi wcześniejsze wstanie i to z nawiązką.

- Fajna sztuczka.- odezwał się Ron, chcąc uratować swoją sytuację.

- Dziękuję panie Weasley. Może powinnam zmienić pana lub pana Pottera w zegarek? Wtedy może choć jeden byłby na czas.- powiedziałam zirytowanym głosem.

Dlaczego wcześniej nie wykorzystywałam swoich zdolności? Widziałam, że cała klasa ledwie daję radę ukryć swoje rozbawienie całą tą sytuacją.

- Zgubiliśmy się.- odezwał się Harry.

- No to może w mapę? Traficie bez niej na swoje miejsce?

Chłopcy usiedli w wolnej ławce, a wtedy ja już nie wytrzymałam. Zmieniłam się z powrotem w siebie i wybuchnęłam śmiechem podobnie jak cała klasa i nauczycielka, która zdjęła z siebie zaklęcie.

- Właśnie moi drodzy, to jest metamorfomagia. Taki czarodziej może się zmienić nawet w Dumledore'a.- wyjaśniła nadal rozbawiona.

- Najpierw musi jednak wiedzieć jak dany cel wygląda. Oczywiście na żywo, zdjęcia czy opisy nic nie dadzą.- wtrąciłam.- Mogłabym się zmienić już w każdego z was.

Nauczycielka kazała mi ciągnąć temat, więc tak też zrobiłam.

- Metamorfomagii nie można się nauczyć trzeba się z nią urodzić. Zwykle ukazuję się ona średnio w wieku ośmiu lat, jednak nie zawsze tak jest. Mojemu bratu pokazała się ona kiedy miał jakieś siedem lat, ale mnie kiedy miałam nie więcej niż cztery latka. Są także czarodzieje, którym zdolności ukazują się dopiero w wieku ukończenia pełnoletności. Na to po prostu nie ma reguły.

Ciągnęłam temat jeszcze chwilę, a na koniec postanowiłam posłuchać co oni mają do powiedzenia.

- No i z podstawowych informacji to wszystko. Macie jakieś pytania?

W górę natychmiast wystrzeliła ręka jakiegoś chłopca z tyłu klasy.

- Tak?

- Czy mogłabyś się zmienić w Sama-Wiesz-Kogo?- zapytał prosto z mostu.

Przez chwilę panowała cisza, w końcu odpowiedziałam.

- Tak jak powiedziałam, mogę się zmieniać w każdego, kogo chociaż raz widziałam.- odparłam wymijająco.

Nie lubiłam o nim mówić, po prostu nienawidziłam mordercy mojej matki. Jednak chłopiec nie zamierzał się poddać.

- To już wiem, ale czy mogłabyś się w niego zmienić?

- Mogłabym, ale tego nie zrobię.- odpowiedziałam po chwili.- Macie jeszcze jakieś pytania?

- Czy mogłabyś się zmienić w mojego ojca?- zapytał jakiś chłopiec z domu węża.

Miał jasne, platynowe włosy, na które nawiasem mówiąc musiał wylać ze trzy tony żelu do włosów, jasne oczy i cwany uśmiech.

- A jak się nazywa?- zapytałam.

- Lucjusz Malfoy.- odpowiedział z pewnością siebie i dziwnym uśmiechem.

No tak, Malfoy. Znałam go i to dość dobrze. Wyszła za niego Narcyza Black, kuzynka mojego taty. Lubiłam ją, w przeciwieństwie do jej męża. Jak byłam jeszcze małym dzieckiem, to często bywałam w ich domu. Wychodzi na to, że ten chłopiec to ich jedyny syn. Miał imię podobne do smoka, z tego co zapamiętałam. Dracen, Draco? Jakoś tak. Zamknęłam oczy, przywołując w pamięci wygląd jego ojca. Naprawdę, będę musiała aż tak zbrzydnąć? Merlinie za jakie grzechy. Ja nie jestem jakąś Miss, no ale litości. W końcu, otworzyłam oczy i już po paru chwilach stałam na środku klasy w ciele Lucka.

- Stary, dobry Hogwart... Nic się nie zmieniło.- powiedziałam grobowym głosem, rozglądając się krytycznie po klasie.

Muszę przyznać, że jego głos faktycznie przeszywał aż do szpiku kości. Większość dzieciaków się wzdrygnęła, za to młody Malfoy patrzył się na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Trochę jakby fascynacją, ale i czymś jeszcze. Nie mam pojęcia. Nie chcąc dłużej być w tym ciele, zmieniłam swój wygląd na normalny.

- A pamiętasz jakąś najzabawniejszą sytuację, kiedy użyłaś do tego metamorfomagii?- padło po chwili pytanie z domu węża.

Od razu na myśl przyszła mi jedna sytuacja. Na samo wspomnienie jej uśmiechnęłam się delikatnie.

- Takich było dosyć sporo, ale jedna zapadła mi w pamięć.- widząc ich zaciekawienie i McGonagall, która kiwnęła głową, postanowiłam kontynuować.- Miałam wtedy może z siedem czy osiem lat. Nasz dom często odwiedzał minister, kiedy miał do obgadania jakieś ważne informacje. Pewnego razu kiedy też zapowiedział wizytę, sporo czasu przed jego przyjściem zmieniłam się w niego i pod tą postacią jak gdyby nigdy nic weszłam do domu. Normalnie rozmawiałam, ale musiałam się nieźle powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Zostałam odkryta dopiero wtedy, gdy przyszedł prawdziwy minister, ale muszę powiedzieć, że miny ich wszystkich były bezbłędne.

Klasa zaczęła się śmiać, a po chwili ktoś z Gryffindoru zabrał głos.

- To pewnie później ci się dostało od rodziców.

- To się akurat stało u mojego wujostwa, no ale fakt, zachwyceni to oni nie byli.- wyjaśniłam o dziwo ze spokojem.


Przepraszam, nie zabijajcie mnie! Wiem, że nie wstawiałam nic przez prawie miesiąc, ale nie miałam do tego ani weny, ani czasu. Obiecuję, że teraz postaram się częściej dodawać rozdziały.

Czy tylko ja mam wrażenie, że ten rozdział to jakieś gówno, za przeproszeniem?

No nic, trzymajcie się, a ja lecę się uczyć na fizykę. Co z tego, że nic nie rozumiem i nie na pewno nie zrozumiem? Pozory muszą być :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro