Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po skończonej lekcji udałam się do WS, wiedząc że spotkam tam bliźniaków, a przy okazji zwinę trochę drożdżówek z dżemem różanym ze stołu. Byłam ciekawa ile czasu minie zanim cała szkoła dowie się o porannej lekcji. W końcu jeśli ten chłopiec wyjaśni im dokładnie o co chodzi, to na pewno nie obejdzie się to bez plotek. Chociaż w sumie co miałoby ich to obchodzić? No tak, nie każdy widział Voldka na żywo, głupie pytanie. Nawet w wizjach nie wyglądał tak przerażająco. Jak tylko przypomnę sobie ten dzień, od razu przechodzą mnie dreszcze, jeszcze ten auror. Nie ma co, ja to jednak mam ciekawe życie. Zaczęłam się zastanawiać nad wzrokiem młodego Malfoy'a. O co mogło mu chodzić, naprawdę aż tak bardzo zafascynował się metamorfomagią? Nie spodobał mi się ten błysk w jego oku. A może on chce mnie zamordować za przedrzeźnianie jego ojca?! Merlinie co mi przyszło do głowy, że to zrobiłam. Chyba że też go to rozbawiło. Nie wyglądał jakoś bardzo przerażająco, bardziej jak taki mały słodki szatanek z zawziętą miną, którą robi by dostać słodycze. O mój boże co ja gadam! Cholera, jak ja nie znoszę czegoś nie wiedzieć, tak mnie to irytuję!

Rozmyślałam o tym wszystkim i nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do stołu. Od razu podeszłam do moich ulubionych rudzielców.

- Jak tam się wstawało rano?- zapytał George z uśmiechem.

- Nie było tak źle, z resztą po tym co zgotowałam waszemu braciszkowi i Harremu, to ja mogę tak wstawać codziennie. Gdybyście widzieli ich miny.

W między czasie jak to mówiłam, rozglądałam się za moim celem. Już po chwili go dostrzegłam, wzięłam sobie dwie drożdżówki i usiadłam z uśmiechem koło bliźniaków.

- No, zaciekawiłaś mnie. Zdradzisz nam szczegóły?- zapytał zaintrygowany Fred.

Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami, a kiedy skończyłam całą trójką pokładaliśmy się ze śmiechu. Po chwili jednak Fred spoważniał.

- Chwila, czyli ty widziałaś Sama-Wiesz-Kogo na żywo?- zapytał z niepokojem.

Super, wkopałam się. Na szczęście przed odpowiedzią uratowała mnie Angelina.

- Dobra ludzie, ruszcie te swoje leniwe dupy! Zaraz się spóźnimy na lekcje!

Udaliśmy się całą czwórką w stronę sali od wróżbiarstwa.

- Dlaczego w ogóle wybraliście ten przedmiot?- zapytała po chwili Jonson.- Ja go wzięłam, bo nic innego nie chciałam.

- No cóż, my tak naprawdę też. Numerologia i Starożytne runy w naszym wydaniu to by była katastrofa. Coś musieliśmy wybrać. Posiedzimy tam, pośmiejemy się z jej wróżb, a jak coś to zawsze możemy zrezygnować.- wyjaśnił Georgie.

- Remus mi mówił, że co roku ktoś umiera, więc jak myślicie, kto umiera w tym roku?- zapytałam po chwili ze śmiechem.

- Nie jestem pewny, ale... Freddie, strasznie jesteś dzisiaj blady.- odpowiedział ze śmiechem Georgie.

Zaczęłam się dusić ze śmiechu, zresztą podobnie jak reszta. W końcu udało nam się dojść do klapy w podłodze, prowadzącej do sali Trelawney. Z opowieści brata, taty i wszystkich innych osób wynikało, że musiałam duchowo przygotować się na te ,,zajęcia''. W końcu babka wpuściła nas do sali. Chociaż muszę się zastanowić, czy to nie jest pomieszczenie służące do trucia uczniów gazem. W całej sali śmierdziały te jej olejki i zapachy, podobno potrzebne do lekcji. Usiadłam z Angeliną, przed rudzielcami. Byliśmy akurat koło okna, więc jeszcze mogliśmy się ratować jak coś. Przed nami stała kobieta w wielkich okularach, na sobie miała jakieś dziwne ciuchy. Ogólnie za normalną osobę, to jej nie można było uznać. Jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym jej wypowiedź.

- Moi drodzy, proszę usiądźcie tak, aby w każdej ławce siedziała dziewczyna i chłopak. To wam pomoże w odnalezieniu waszego Wewnętrznego Oka.- powiedziała spokojnym głosem.

Z trudem powstrzymując powagę, usiadłam z Fredem, natomiast Angelina z drugim bliźniakiem. Widziałam, że ta trójka też zaraz nie wytrzyma i pęknie. Od razu po dołączeniu do chłopaka, cicho szepnęłam:

- I jak, znalazłeś już swoje Wewnętrzne Oko?

Starałam się zachować powagę, jednak nie za bardzo mi to wychodziło.

- Wiesz, jakoś nie. Może ty tak naprawdę jesteś chłopakiem i tylko zmieniłaś swój wygląd, dlatego to kretyńskie oko ode mnie ucieka. Przez Ciebie obleję teraz te arcyważne lekcje.

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Nie był jakiś głośny, ale wystarczył żeby zwrócić na siebie uwagę tej wariatki.

- Moja droga, uważaj na siebie. Nim zdążysz posmakować smaku życia, stracisz je.

Jak zwykle przy tym spokojny głos. Co z tego, że właśnie przepowiadam ,,śmierć'' jednej z uczennic?

W sali zapanowała cisza, a ja tylko popatrzyłam na nią z rozbawieniem. Znałam za dużo osób, którym przepowiedziała śmierć, żeby się tym przejmować. Dziwnym cudem każda z tych osób żyje. Postanowiłam jej grzecznie odpowiedzieć, tym samym uspokajając trochę klasę.

- Oczywiście. Umrę tak jak podobno moja ciocia, na swoim szóstym roku. O nie! To znaczy, że wychowuje mnie żywy trup!

Kilka osób słysząc to, uspokoiło się i już nie było blade jak pergamin. Nauczycielka to zignorowała i tylko popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Po chwili kazała nam wypić coś co było w filiżankach (nie nazwałabym tego ani herbatą, ani kawą, ogólnie chyba niczym), które mieliśmy przed sobą i odczytać co widzimy w fusach. Nie miałam zamiaru ryzykować zatruciem tym czymś, więc po prostu wylałam to do kwiatka, który akurat był obok na parapecie. Zaczęłam patrzeć w te fusy, próbując zobaczyć cokolwiek innego. Jak jej powiem, że widzę fusy, które mają mnie zamordować patelnią to mi zaliczy? Warto spróbować.

Dobra mam plan. Na SUMach muszę zdać przynajmniej jeden dodatkowy przedmiot. Powiem jej na egzaminie, że widzę czyjąś śmierć i mi zaliczy. Potem po piątym roku zrezygnuję z wróżbiarstwa i święto, już nie będę musiała się tego uczyć. Jestem genialna!

Cała lekcja minęła nam na wróżbach z tych fusów, kiedy w końcu wyszliśmy z sali, głos zajął George.

- Zapamiętaliście coś z tego?

- Nawet dwie rzeczy- przytaknęłam- Po pierwsze: umrę, a to ci niespodzianka. Normalnie w życiu bym nie pomyślała, że człowiek może umrzeć.- wszyscy się zaśmialiśmy.- Po drugie i najważniejsze: Wszyscy zginiemy!

Wybuchliśmy śmiechem i w takim nastroju dotarliśmy po salę do Transmutacji. Po drodze dołączyli do nas jeszcze Lee i Alicja prosto po runach. Kiedy wszyscy siedzieli już w ławkach, a McGonagall chciała zacząć lekcję zauważyła, że większa jej część jest blada i przerażona.

- Co wam się dzisiaj na Merlina stało.

- Przed chwilą mieliśmy wróżbiarstwo i wszyscy przerazili się moją jakże prawdziwą śmiercią.- powiedziałam z rozbawieniem.- Nie wiedziałam, że wszyscy aż tak mnie kochają.

- Z tego co widzę ty się tym nie przejmujesz?- zapytała profesorka.

- Pani profesor, ja znam co najmniej dwadzieścia osób, które już ,,umierały''. Mój tata, ciocia, wujek, dalsza ciotka, kuzynka, Nimfadora Tonks, która wyszła ze szkoły rok temu, Cerdic Diggory z Haffelpufu, ojciec chrzestny, babka od strony mamy, przyjaciel rodziny, sąsiad, mam wymieniać dalej?

Z rozbawieniem patrzyłam na większość zszokowanych twarzy. Kobieta cicho się zaśmiała.

- Panna Black ma rację. Trelawney zawsze przepowiada komuś śmierć. Jak dotąd nikt z tych osób nie umarł i jeszcze żyje. Ona po prostu postawiła sobie chyba za cel życiowy ,,uśmiercić'' całą magiczną Anglię. Raz nawet przepowiedziała śmierć Dumbledore'owi.

- Przecież to niemożliwe, żeby dyrektor umarł, on ma co najmniej sto pięćdziesiąt lat i trzyma się lepiej niż nie jeden na emeryturze.- stwierdził któryś z krukonów.

- Właśnie dlatego nie wierzę w jej przepowiednie. Wam też nie radzę, będziecie lepiej spać. Skoro wasza koleżanka się nie przejmuję tą przepowiednią, to wy też nie musicie. A teraz przechodzimy do lekcji.


No i mamy!

Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Tym razem nawet nie było tak długiego odstępu czasowego od poprzedniego.

Od razu wyjaśnię. Zmieniłam tutaj lata nauczania Trelawney w Hogwarcie. U mnie ona już uczyła za czasów huncwotów, bo jest mi to potrzebne.

A tak w ogóle, to czy u was też pada śnieg? Jak wstałam rano i popatrzyłam za okno, to myślałam, że to jakiś żart. Ewentualnie pogodzie pomyliły się miesiące. Nie ma innej opcji.

No nic, miejmy nadzieję, że nie będzie tak cały czas.

Czy tylko moim zdaniem to zdjęcie w mediach jest mega słodkie?

Trzymajcie się i do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro