Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Czas egzaminów powoli się kończył, trzecioklasistom została już tylko Historia Magii i Wróżbiarstwo, co Victoria przyjęła z ulgą. Przez ostatnie dni nie miała czasu nawet kiedy zjeść, spała tylko po trzy godziny dziennie, nie mówiąc już o jakimkolwiek odpoczynku. Trawenly wystarczyło zmyślić, na teście z Historii wymyślić daty, a Bins i tak przepuści każdego. Po szkole od dawna chodziły plotki, że duch nawet nie sprawdza ich prac i wyglądało na to, że była to prawda.

Jednak nie wszystko szło tak dobrze. Kilka dni wcześniej jej sowę dopadła dziwna choroba, więc dziewczyna zaniosła ją do Hagrida, wiedząc, że półolbrzym jej pomoże. Jak się jednak okazało Mirabella miała zakaźną chorobę przenoszoną przez ptaki i chcąc, nie chcąc, Black musiała zgodzić się na jej uśpienie, jeśli nie chciała by inne sowy też to dopadło i by jej pupilka nie cierpiała już więcej. Pochowali ją za chatką gajowego, a ten przygotował specjalnie miejsce z małą trumienką, za co nastolatka była mu naprawdę wdzięczna.

Jakby tego było mało, nieustannie ukrywała przed przyjaciółmi fakt, że wcale nie było lepiej. Mimo, że w ich obecności zachowywała się jak dawniej, nocami bez przerwy nawiedzały ją koszmary, a ona sama płakała, wspominając obraz z lustra. Z tego też powodu narzuciła na swoje łóżko zaklęcia wyciszające, by nie niepokoić współlokatorek.

Coraz częściej też miała ochotę wybuchnąć płaczem w jednej chwili, mimo, że wcześniej śmiała się do łez. Nie rozumiała co się z nią działo i z każdą sekundą przerażało ją to coraz bardziej.

Jednym z takich momentów był wieczór w Pokoju Wspólnym. Grała z przyjaciółmi w Eksplodującego Durnia, jednak jej myśli zaprzątało coś całkiem innego niż plan zwycięstwa.

- Wiecie, transmutacja była dużo łatwiejsza niż początkowo zakładaliśmy.- napomniał George.

- Łatwo się tak mówi, jak zmieniło się tą cholerną miskę w ślimaka winniczka.- burknął Lee, którego ślimak bardziej przypominał zmutowanego jeża.

- Dajcie spokój, zobaczycie, że wszyscy zdamy. Historia to pestka, a tej wariatce zmyśli się jakąś wielką tragedię międzynarodową i dostaniemy Wybitny.- powiedziała Alicja, zajadając się Czekoladowymi Żabami.

- Na szczęście jeszcze tylko trochę i wakacje.- westchnął Fred, po czym dodał- Angelina, twoja kolej.

Victoria nie wytrzymała, wybuchnęła płaczem, czym zwróciła uwagę całej grupy, a następnie uciekła do pokoju. Leżąc na łóżku i dławiąc się płaczem, nie zauważyła bliźniaków, którzy usiedli po obu jej stronach.

- Vix, co się dzieje? Od jakiegoś czasu nie jesteś sobą i nie myśl, że tego nie widzimy.- zaczął starszy z braci.

- I jesteśmy pewni, że nie tylko śmierć Mirabelli miała na to wpływ.- dokończył drugi.

Dziewczyna zaniosła się płaczem jeszcze bardziej, wtulając się w Weasleyów, na co ci w momencie ją do siebie przycisnęli. Po dłuższej chwili, gdy już się trochę uspokoiła, z jej ust wypłynął potok słów, przerywanych dławieniem się przez łzy.

- Bo ja poszłam znowu do tego lustra. Tak wiem, miałam tego nie robić, ale... ale przenieśli je gdzieś i chciałam w nie spojrzeć ostatni raz. I teraz nie mogę o tym zapomnieć, bo ten o-obraz wciąż jest w mojej gło-wie, a wiem, że to się nigdy... nie spełni. I najgorsze jest to, że nie mogę o tym zapomnieć, mam koszmary, wciąż chce mi się płakać, ale nie chcę was martwić. A odejście Mirabelli uświadomiło mi, że każdy kiedyś odejdzie i mnie zostawi... Ludzie mówią, że nigdy nie odejdą, zawsze będą przy nas, a prawda jest taka, że każdy patrzy tylko na siebie i te cholerne słowa nic nie znaczą! To jest prawda!

Bliźniacy patrzyli na nią skamieniali, pierwszy odezwał się Fred.

- Vix, nie wiem skąd ci to przyszło do głowy, ale my nigdy cię nie opuścimy. Tak samo jak twój brat, ciocia z wujkiem.

- Racja, nie powinnaś iść do tego zwierciadła, ale stało się. Teraz skup się na tym, by wyjść z tego. Nie zapatruj się w przeszłość, tylko patrz na to co będzie. Nie zmienisz już tego co było, a bez tego nie byłabyś teraz taka, jaka jesteś. Moglibyśmy tak sobie gdybać w nieskończoność ,,A co gdyby...''. Ale możemy też po prostu żyć.- dopowiedział młodszy Weasley i we dwójkę przytulili czternastolatkę.

Chwilę później drzwi się otworzyły i weszły przez nie zaniepokojone Alicja z Angeliną, ale wystarczyło pokręcenie głowami przez rudzielców, by znów zostali w pokoju we trójkę.

I tak pół godziny później Fred otworzył szafę, chcąc znaleźć album ze zdjęciami, by wspólnie go pooglądać. Zamiast tego jednak wyciągnął z niej sweter i czapkę, które ewidentnie zostały zrobione przez panią Weasley.

- Hej, to mój sweter!

- I moja czapka!- dołączył George.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Wasza mama i tak zrobi wam nowe, macie takich mnóstwo, a poza tym nawet nie zauważyliście ich nieobecności.

Minęło kilka chwil i cała trójka zajadała się kandyzowanymi ananasami, Fred bawił się włosami Victorii, a młodszy z braci głaskał obydwoje po głowie, czując się jak matka oraz przyzwoitka w jednym. I choć żadne z nich jeszcze tego nie wyznało, Georgie był pewien swego.

~

- Vix zaczekaj!

Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła Cedricka.

- Diggory, co tam?

Chłopak zmrużył oczy.

- Po nazwisku, Black?- powiedział groźnym tonem, ale zaraz potem się roześmiał- Mam świeżutkie informacje z pierwszej ręki i to bardzo ważne.

Usiedli przy jednym z okien na korytarzu, a Victoria zarzuciła nogi na jego kolana, na co ten tylko przewrócił oczami.

- Dawaj.

- W przyszłym roku dochodzi do was ktoś nowy, wiem, że już została przydzielona do domu. Ojciec nie dowiedział się wiele, ale ja trochę popytałem i oto, co udało mi się ustalić: Dziewczyna nazywa się Rose Adams, mieszka z ojcem, jest półkrwi, przenoszą się ze Stanów ze względu na pracę, chodziła do Ivermony, ma blond włosy, brązowe oczy, cięty język, lubi żółty kolor, uwielbia pływać i jest amerykańską wicemistrzynią w tej dziedzinie, piecze genialne ciastka, ma neutralny stosunek do Quidditcha, podobno zawsze jak się złości to marszczy nosek w uroczy sposób, a jej największym marzeniem jest praca w Instytucie Magicznych Stworzeń Imienia Newta Scamandera i ratowanie zwierząt.

- Skąd ty to wszystko wiesz?!- zapytała z niedowierzaniem, gdy dotarło do niej to wszystko.

- Mówiłem, że popytałem.- puchon wzruszył ramionami, jakby to było całkowicie normalne.

- Stalker.- mruknęła w odpowiedzi dziewczyna.

A jednak, po czasie, rozmyślając o tym w łóżku, wylewając kolejne łzy i nie dopuszczając do siebie nikogo, Victoria chciała wrócić do tych chwil, gdy jeszcze nic poważnego się nie działo, gdy była szczęśliwa i przede wszystkim nie sama, co dotarło do niej dużo później. O wiele za późno.




Hej, jak tam, żyjecie?

Dopiero co wróciłam i stwierdziłam, że taka próba podniesienia na duchu może się przydać. Dość luźny, ale bardzo ważny rozdział jeśli chodzi o dalsze wydarzenia. I nie zabijajcie za tą końcówkę, dobra?

No i z racji, że niestety zaczęła się szkoła, a ja jestem w trzeciej liceum, to nauki będzie dużo więcej i już typowo do matury, więc chyba wiecie co to oznacza. Rzadko wstawiane rozdziały, postaram się oczywiście w każdy weekend coś pisać, ale wiecie jak to z moimi obliczeniami i czasem bywa.

Rose Adams, bardzo ciekawa osóbka.

Nie rozgaduję się, bo nie mam jeszcze nic ogarniętego na jutro, łącznie z pakowaniem i podpisanymi zeszytami, więc muszę to załatwić, żeby wiedzieć chociaż co w czym pisać.

Także trzymajcie się i pamiętajcie, za dziesięć miesięcy wakacje, a za cztery święta! Mam nadzieję, że humor choć trochę poprawiony.

Dajcie znać czy rozdział się podoba i jak zawsze nie obrażę się na gwiazdki i ogrom komentarzy.

Do zobaczenia❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro