Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Nareszcie - westchnęła Victoria, rzucając się na swoje łóżko.

Była tak zmęczona lotem, że nie miała nawet siły, by się przebrać. Cała wizyta w Stanach przebiegła dobrze, pozwiedzali wszystko co mieli w planach, ona dokładnie obserwowała gwiazdy i zrobiła notatki, nie obeszło się też bez pamiątek. Uzdrowicielka rozwiała ich wszelkie wątpliwości, Livia nie odziedziczyła rodzinnej klątwy, choć kobieta zaznaczyła, że dziewczynka może czasem odczuwać nadmierne osłabienie czy ból głowy. Chyba nigdy nie widziała takiej ulgi u wujostwa i wcale im się nie dziwiła, zadręczali się tym niezmiennie od samego początku. To był też jeden z powodów, dlaczego dopiero teraz zdecydowali się na dziecko, gdyż według arystokracji, dziedzica powinni mieć już dawno, w końcu mieli prawie trzydzieści lat.

Rzuciła okiem na prezenty dla paru osób, przed których kupnem nie mogła się powstrzymać. Nie miała już siły pisać listów, stwierdziła, że zrobi to jutro. Uśmiechnęła się lekko na myśl o reakcjach niektórych na kupione przedmioty, po czym zakopała się w pierzynie i już po paru minutach było słychać jej miarowy oddech.

~

Azkaban. Najgorsze miejsce w świecie czarodziei, nikt nie chciał tu przebywać, chyba, że było to konieczne. Więzienie zewsząd otaczały zdradliwe wody, a przebywający w nim ludzie nie znali już uczucia radości lub też zepchnęli je wgłąb siebie, by nie zostało wyssane przez dementorów.

W jednej z najgorszych cel oparty o ścianę, siedział Syriusz Black. Na próżno było w nim szukać tego przystojnego mężczyzny, za którym w młodości oglądało się tyle osób. Czarne, skołtunione włosy sięgały mu już prawie do pasa, szare oczy pozostawały puste, a on sam kurczowo trzymał w dłoniach sponiewieranego już misia. Przyciskał go do siebie, jakby ten był jego najcenniejszym skarbem, gdyż w sumie tak było. Pamiętał jak w kilka tygodni po zesłaniu do tego piekła otrzymał paczkę, w której znajdował się właśnie ten pluszak, przysłany mu przez dzieci. Jego usta nieustannie się poruszały, a z pomiędzy uchylonych warg można było usłyszeć wypowiadane z czułością imiona wszystkich jego bliskich.

Wzdrygnął się, słysząc zbliżające się do jego celi kroki.

- Do ciebie - warknął strażnik, rzucając mu przez kraty pergamin.

Black prawie się rzucił na kawałek kartki, wciąż ściskając jednak misia. Jego skarby obiecały do niego napisać po powrocie z Ameryki, czyżby zbliżał się już środek wakacji?

- Za trzy dni masz wizytę - rzucił na odchodne mężczyzna i zniknął sprzed jego oczu.

Serce czarowłosego przyspieszyło, to oznaczało, że odwiedzi go Tom i przyniesie czekoladę! Szarooki wciąż nie wiedział jakim cudem jego rodzinie udało się załatwić taki rarytas, ale nie narzekał. Greengarss miał pozwolenie przychodzić średnio co miesiąc lub dwa z jedną tabliczką tego cudu, choć czasem udawało mu się przemycić trochę więcej. Za każdym razem Syriusz chował pokarm w miejsce w celi, o którym nikt nie wiedział i co kilka dni jadł ułamek słodyczy tak, by wystarczało mu do następnej wizyty. To właśnie dzięki temu tak nie zwariował, dzięki czekoladzie, listom i trzymaniu się myśli, że jest niewinny. Wszystkie radosne wspomnienia i emocje schował na dno serca i pozostawał obojętny, wtedy dementorzy nie byli w stanie mu ich odebrać, a on wciąż je posiadał. Większość czasu spędzał w swojej psiej postaci, co też dobrze wpływało na psychikę i samopoczucie.

Szybko podszedł do okna i kucnął przy nim z listem, światło księżyca w kształcie sierpa oświetlało mu tekst i był w stanie go przeczytać.

Tato,

Wczoraj wróciliśmy ze Stanów, całe szczęście Livia nie zachoruje, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Już za kilka dni jadę do Nory, a Remus do Matta, wciąż nie będzie miała szans na żadne randkiiii Wybacz, mój głupi brat (Ej!) wyrwał mi pióro z ręki, a teraz nade mną stoi, więc list będzie przeplatany naszymi pismami. Wujek wpadnie do ciebie niedługo, przyniesie ci też parę zdjęć z wakacji, ale już teraz możemy ci powiedzieć, że było świetnie! Wymknęliśmy się w nocy i chodziliśmy sami po Nowym Yorku, ciocia twierdzi, że mamy szczęście, że nie wylądowaliśmy w domu wariatów. No dobrze, może wyglądaliśmy trochę na takich, ale w naszej obronie powiem, że nikt nie ucierpiał! Nie licząc pękniętego na pół kontenera i wózka sklepowego. Nie zwracaj na nią uwagi, dosłownie godzinę temu dostała okres i wszystko ją denerwuje, już teraz współczuję Weasley'om. W KAŻDYM RAZIE u nas wszystko dobrze, korzystamy z wolnego.

Już za kilka dni Remus jedzie do Matta, a ja do Nory i postaram się ściągnąć tam też Harry'ego (o czym Dumbledore nie musi wiedzieć).

Kolejną wiadomość pozwolą nam wysłać pewnie gdzieś dopiero pod koniec września, więc od razu opowiemy ci wtedy o końcówce lata i trochę pomarudzimy na szkołę. Wybacz nam taki krótki list, ale obydwoje wciąż jesteśmy jeszcze zmęczeni, zmiana czasu dała nam się we znaki.

Trzymaj się, kochamy cię tato,

Kosmiczna kujonka i krukoński geniusz

Syriusz wziął drżący oddech i schował pergamin do pozostałych we wnęce muru. Jego małe dzieci to już nastolatki, powoli docierało do niego, że niedługo sami będą chodzić na randki, jak on z Samantą.

Harry, jego szczeniak. Obiecał Jamesowi, że gdyby coś się stało zaopiekuje się avadookim, przysięgał mu to. A teraz? Zawiódł chrześniaka, swoje dzieci, braci, ludzi, którzy byli dla niego jak rodzina. Kogo jeszcze przyjdzie mu zawieść?

Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie zapłakał. Trzeba było wiedzieć, że podczas tych wszystkich lat, nie krzyczał. Inni więźniowie robili to całe dnie, ale nie on, strażnicy nigdy nie rozumieli dlaczego. Black krzyczał tylko jeden dzień w miesiącu, wrzeszczał wtedy tak, jakby umierał, wciąż wołając to jedno imię. Noce, w których krzyczał to pełnia księżyca...

~

Niebieskooka siedziała na parapecie przy oknie, nerwowo stukając palcami o szybę. Minął już tydzień od ich powrotu i nie było żadnych wieści z Privet Drive, co doprowadzało ją powoli do szewskiej pasji.

Drzwi jej pokoju uchyliły się, słyszała kroki, a po chwili poczuła dłoń brata na swoim ramieniu. Remus delikatnie ją pomasował, rozluźniając nieznacznie, spięte mięśnie.

- Harry wciąż nie odpowiedział na żaden list - mruknęła po chwili dziewczyna.

- Może chce ci powiedzieć wszystko osobiście?

- Obiecał, że będzie pisał, ale możesz mieć rację...

- Skrzaty robią lasagne, zjesz z nami?

- W sumie mogę.

Po chwili Black syknęła i przyłożyła lewą dłoń do skroni.

- Znowu boli cię głowa? - Chłopak przyglądał jej się ze zmartwieniem.

- Po posiłku wezmę eliksir.

- Vix, nie możesz cały czas żyć na tych płynach. Za dużo medytujesz, próbujesz przywołać wizje, w ten sposób się wykończysz.

Victoria nie odpowiedziała, dobrze wiedziała, że jej brat miał rację, ale nie chciała tego powiedzieć na głos. Czarnooki przyłożył usta do jej głowy, a następnie złożył na niej pocałunek.

- Odpuść trochę, dobrze? Połóż się dzisiaj wcześniej, odpocznij w Norze. Zobaczysz, że to przyniesie dużo większe efekty, stres nie sprzyja niczemu.

- Yhm... Właściwie po co tu przyszedłeś? Nie, nie uwierzę, że bez powodu.

- Cóż, zbliża się piętnasta. - Chłopak stał się jeszcze bardziej poważny, a jego głos zniżył się do szeptu.

Brązowowłosej zrzędła mina.

- Oh, w porządku, chodźmy.

Rodzeństwo opuściło pokój, a Vix nie udało się ukryć grymasu na twarzy. Tylko tego jej jeszcze brakowało, w dodatku skończyły jej się tamte eliksiry, a kolejne kupi dopiero pod koniec wakacji na Pokątnej. Wiedziała jednak, że nie mogła zaprotestować, od tego zależały jej dalsze losy.

~

- Stary Cornwell przechodzi na emeryturę - rzucił wuj podczas posiłku.

- Główny szef biura niewłaściwego użycia produktów mugoli? - upewnił się Remus.

Victoria podniosła głowę znad talerza.

- Tak, jest lekkie zamieszanie, bo nie ma jednomyślnej decyzji co do następcy, a decydujący głos ma Cornwell, który nie wie kogo polecić.

Myśl zakiełkowała w głowie dziewczyny. A gdyby tak?... Uśmiechnęła się pod nosem. Środowisko, w którym dorastała nauczyło ją przydatnych umiejętności. Osiągnie swój cel, wystarczy tylko poruszyć za odpowiednie sznurki. W końcu każdy człowiek ma jakieś słabości. Michael Cornwell miał ich dwie, wino i żonę. Tak się składało, że kobieta uwielbiała szafiry, a Blackówna była w posiadaniu wspaniałej kolii rodowej wykonanej ze złota i tych właśnie kamieni szlachetnych. Co się zaś tyczyło drugiej rzeczy, ród jej babki od pokoleń słynął z wyśmienitych winnic i wina. Jedna z plantacji była przypisana na nią. Trzeba było wiedzieć, że słynny trunek Massoletów pławił się w międzynarodowej sławie i ludzie, a już zwłaszcza koneserzy, daliby się poćwiartować za samo dotknięcie butelki. Victoria zdawała sobie sprawę ze swojej pozycji, może i nie miała jeszcze takiej siły przebicia jak Lucjusz czy Dumbledore, ale była wystarczająco potężna, by zagrać w mniejsze polityczne gierki.

Od razu po posiłku napisała list i wysłała go sową ciotki. Wystarczyło już tylko spokojnie czekać na efekty.

~

- Na pewno spakowałaś wszystko? - zapytała Jane, patrząc jak jej bratanica ciągnie ze sobą wielki kufer.

- Raczej tak, aha i wzięłam z biblioteki księgę Sekrety magii umysłu, pomyślałam, że mogę coś jeszcze w niej znaleźć, więc jak coś to jej nie szukaj.

- Spakowałaś Prawdziwe oblicze historii magicznej?

- Tak - mruknęła dziewczyna.

Jej ciotka dużą wagę przykładała do ich znajomości historii, wiedząc, że od Binnsa niewiele się dowiedzą.

- Dobrze, w takim razie baw się dobrze - I pocałowała ją w czoło. - Benedicat tibi magicae*.

- Et vos** - odpowiedziała.

To było tradycyjne pożegnanie czarodziei używane już od wczesnego średniowiecza. Black cieszyła się, że wujostwo dbało o pielęgnowanie ich tradycji, oddając w ten sposób szacunek magii.

Stanęła w kominku, ustawiając odpowiednio bagaż i wzięła do ręki trochę proszku Fiuu.

- Nora!

Wyszła z płomieni i odkaszlnęła, czując drażniący zapach. Nie cierpiała swojej alergii na różnego rodzaju pyłki, choć i tak najgorzej było wiosną.

- Jesteś, kochanie!

Odwróciła się z uśmiechem w stronę skąd dobiegał głos i pozwoliła zgnieść w niedźwiedzim uścisku pani Weasley.

- Ojej! A co to za siniak, kochanieńka? - zapytała kobieta, patrząc na fioletowy ślad, zdobiący nogę dziewczyny.

- Wie pani, wakacje i te sprawy. Trochę się tego nabawiliśmy z Remusem - uśmiechnęła się uroczo, w gruncie rzeczy prawie nie skłamała.

- Później dam ci na to jakąś maść, skoro wyleczyła ślady bliźniaków, to z twoimi też powinna dać sobie radę.

- Co znowu zrobili?

- Byli cali poobijani i szczerze mówiąc, nawet nie chcę znać przyczyny.

Oh, czyżby udało im się w końcu opatentować ten teleskop? Musiała to jak najszybciej sprawdzić.

- Są na górze?

- Tak, wszyscy powinni być w pokoju bliźniaków.

Victoria uniosła brew, ale nie skomentowała tego i ruszyła po schodach. Jeśli faktycznie rodzeństwo było razem, jak to możliwe, że dom wciąż stał?

Dotarła pod właściwe drzwi i nie kwapiąc się pukaniem, weszła do środka. Widok jaki tam zastała był doprawdy osobliwy.

- Percy, no pożycz mi Hermesa! Chcę wysłać list do Harry'ego, a na Errola nie mam co liczyć! - jęczał Ron.

- Nie dzisiaj, sam muszę wysłać do kogoś wiadomość - mruknął najstarszy brat, który siedział przy biurku George'a i skrobał coś na pergaminie.

- Romantyczny wiersz do bibliotekarki w podzięce za zgodę na zabranie paru książek do domu? - zapytała z kpiącym uśmiechem siostra, przerywając na chwilę swoje zajęcie jakim było rzucanie lotkami do tarczy.

- Ginny, jak możesz?! To płomienny romas, który trwa już od miesięcy, uczucie jakim się darzą jest niezwykłe! - oburzyli się teatralnie bliźniacy, siedzący w rogu pokoju, pochyleni nad kolejnym dziełem.

- Na waszym miejscu rzuciłbym w końcu to zaklęcie na siniaki, zamiast się nabijać. Powinniście się cieszyć, że wam je podałem, bo działanie tamtej maści trwa o wiele dłużej. - Okularnik spojrzał na nich kątem oka i wrócił do przerwanej czynności.

- Chyba faktycznie powinniśmy znaleźć własną maść na te ślady, bo powoli kończą nam się wymówki w jaki sposób do tego dochodzi - westchnął Fred.

Urósł trochę przez ten czas, pomyślała dziewczyna. Stracił też dziecięcą twarz, a jego głos stał się niższy.

- Jeśli poświęcicie jej tyle zaangażowania co tym gadżetom, to raczej wróżę wam szybki sukces - odpowiedział Percy.

- Niemożliwe! Gred, czy mnie uszy nie mylą? Pan prefekt właśnie nas pochwalił? Czym zasłużyliśmy sobie na tak wielki zaszczyt?!

- Percy chwali swoje rodzeństwo. Ten rok zapowiada się doprawdy ciekawie - powiedziała głośno, zakładając ręce na piersiach.

Cała piątka odwróciła się gwałtownie w jej stronę, a blizniacy o mało się nie wywalili, gdy w ekspresowym tempie wstali z podłogi.

- Myśleliśmy, że będziesz dopiero wieczorem, gwiazdko - wymamrotał Fred w jej ramię, gdy razem z bratem dusili ją uściskiem.

- Miałabym kazać wam czekać tak długo? Uh, możecie mnie już puścić? Latałam z Remusem na miotłach i trochę się poobijałam.

- Przynajmniej nie zostałaś zaatakowana przez teleskop, jak ci dwaj - mruknął Percy i delikatnie ją przytulił, po czym szepnął do ucha - Znalazłem w książkach trochę informacji o wizjach, przyjdź do mnie po kolacji.

- To prawda, że profesor Snape i McGonagall mają romans? - zapytała zaraz najmłodsza Weasley, patrząc na dziewczynę wyczekująco.

Niebieskooka parsknęła pod nosem.

- Kusi mnie, żeby odpowiedzieć ci ,,tak'', ale Percy już patrzy się na mnie krzywo, więc muszę powiedzieć prawdę. Nie, ale w dalszym ciągu to najlepsze duo w Hogwarcie, nie ma takiej siły, która mogłaby rozwalić tą przyjaźń.

- Vix, masz jakieś wieści od Harry'ego? - zapytał po chwili Ron.

- Nie, wysłałam do niego ze trzy listy po powrocie, ale na żaden nie przyszła odpowiedź. Może chce wszystko powiedzieć osobiście, jak już go tu ściągniemy?

Dwunastolatek pokręcił głową.

- Od początku wakacji nie mam z nim kontaktu, obiecał, że będzie pisał, a nie daje znaku życia. Hermiona pisała mi, że ona ma podobnie.

- Akurat na brak odpowiedzi tej dziewczynie bym się nie dziwiła - mruknęła pod nosem Black - Pan Artur nic nie wie?

- Niestety, jak tak dalej pójdzie, to za dwa tygodnie ma zamiar osobiście iść do domu jego wujostwa i go stamtąd zabrać.

- Dwa tygodnie to za dużo - mruknęła Ginny.

- Coś wymyślimy - pocieszył ją George.

Zanim Pani Weasley zawołała ich na kolację, zdążyli wymyśleć co najmniej pięć wyjść awaryjnych w sprawie Harry'ego, a Victoria rozdała prezenty, jakie im kupiła. Wciąż nie mogła się zdecydować czy lepsze miny mieli bliźniacy, gdy przekazała im rzadkie składniki i ingrediencje niedostępne w Anglii, czy może Percy na widok trzech tomów o Historii magicznej starożytnego Egiptu, Aten i Grecji.

W jakiś niewytłumaczalny sposób polubiła tego rudzielca i mogła go nazywać przyjacielem. Zauważyła, że pod otoczką idealnego prefekta i kujona, kryje się wrażliwy, duszony przez oczekiwania matki, chłopak.

- IDIOCI I VIX, ZBIERAJCIE SIĘ! MAMY POZWOLENIE NA PIKNIK NA WZGÓRZU, ZA PIĘĆ MINUT WIDZĘ WAS PRZED DOMEM! - Mało nie spadła z łóżka, słysząc wrzask Ginny.

~ Merlinie, już zapomniałam jaki ta dziewczyna ma głos - myślała, pocierając swoje ramię.

Wzięła do ręki sweter, nie wiedząc ile czasu spędzą na dworze i wyszła z pokoju.

- Dlaczego ciebie zawołała po imieniu, a nas tak brzydko? - zapytał z wyrzutem Fred, który właśnie wychodził z pokoju wraz ze swoim bliźniakiem.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, zawołała nas wszystkich prawidłowo - odpowiedziała z niewinnym uśmiechem.

Już sekundę później zbiegała po schodach w ekspresowym tempie, o mało się na nich nie wywalając.

- Ginny, twój brat jest niebezpieczny dla otoczenia! Goni mnie z patelnią! Skąd on ją w ogóle wytrzasnął na środku korytarza?!

- Odwołaj te niecne słowa, Black albo wrzucę cię do jeziora! - Chłopak właśnie wbiegł do kuchni, na co niebieskooka schowała się za jedenastolatką.

- Ja stwierdziłam tylko fakt! I jesteś zbyt słaby, by mnie unieść!

- Podwójna zniewaga! Mam mięśnie!

Tu akurat miał rację. Dzięki treningom Quuditicha miał naprawdę wysportowaną sylwetkę, którą mógł się chwalić. Nie była ona może wyrobiona tak bardzo jak ta Wooda czy Remusa, ale wciąż było na co popatrzeć w szatni po treningach.

Potrząsnęła głową, ogarnij się, to twój przyjaciel.

- Nie wybaczę ci tej zniewagi tak łatwo, wisisz mi piwo kremowe podczas pierwszego wypadu do Hogsmeade - mruknął po chwili starszy bliźniak.

- Jakoś to przeżyję, o ile ty poobserwujesz ze mną gwiazdy w nocy piętnastego września.

- Na randeczki umawiamy się kiedy indziej, gołąbeczki - zaśmiał się George.

Obydwoje jedynie przewrócili oczami, ignorując wypowiedź rudzielca.

- PERCY, RUSZ SWÓJ TYŁEK, CIEBIE TEŻ WOŁAŁAM! - wrzasnęła po chwili najmłodsza Weasley, widząc, że prefekt wciąż nie zszedł.

- Jak tak dalej pójdzie, to do Hogwartu nie będę słyszeć zupełnie nic - mruknął Ron, masując swoje uszy.

- Nie sądzę, żeby wiele się w tej sprawie zmieniło - rzucił ze śmiechem młodszy bliźniak, na co rudzielec wystawił mu język.



*Niech magia cię błogosławi

**Ciebie również

Cóż, tak... Chyba nie będę już pzepraszać, bo to na nic.

Wstawiam na szybko, zaraz jadziemy na lotnisko. Do dwudziestego lipca będę w Kanadzie, więc na rozdziały nie będzie szans, bo nie zabieram laptopa. Na komentarze i jakieś teorie spiskowe odpowiem dopiero wieczorem jak dolecę na miejsce (w Polsce będzie to gdzieś późnym popołudniem, może trochę dłużej, zależy jak pójdzie odprawa).

Trzymajcie się, misie, dbajcie o siebie i do zobaczenia❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro