Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Mars nie jest już tak jasny jak przez ostatnie dni - westchnęła, odrywając się od teleskopu.

Wreszcie jakaś dobra wiadomość. Może ten rok jednak będzie spokojny? Kątem oka ujrzała gwiazdę Syriusza, położoną nisko nad południowym horyzontem. Ciekawe co robił tata...

Spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest już grubo po drugiej w nocy. W takim razie jeszcze kubek wody i kładzie się spać. Wzięła z szafki naczynie, starając się przy tym nie budzić Ginny i wyszła na korytarz, każdy krok stawiając ze skupieniem. Była już w połowie korytarza, gdy o mało się z kimś nie zderzyła.

- Fred? George? Ron? Co wy tu robicie o tej porze? - zapytała, spoglądając na nich kolejno ze zdziwieniem.

- Parszywek znowu uciekł, tym razem do ogrodu. Idziemy go szukać - powiedział młodszy bliźniak, stając na stopie Ronowi, który już otwierał usta.

- A ty? - zwrócił się do niej Fred.

- Oglądałam gwiazdy, idę się napić wody i wracam do łóżka. Trzeba wam pomóc?

- Nie, nie. Damy sobie radę. Mam trochę pestek z dyni, Parszywek je lubi - odezwał się najmłodszy Weasley, uśmiechając się się niemrawo.

Cała trójka ruszyła na zewnątrz, a Victoria po chwilowym rozmyślaniu ruszyła w stronę kuchni. Wystarczyło użyć Accio, ale skoro chcą się uganiać za tym szczurem pół nocy...

~

Następnego dnia wstała po siódmej i w tym momencie stała za ścianą, starając się nie wybuchnąć i czekając na dogodny moment.

- POCZEKAJCIE TYLKO AŻ OJCIEC WRÓCI Z PRACY! Harry, skarbie, poczekaj, śniadanie zaraz będzie gotowe. - Molly zakończyła swój wywód, prychając niczym wściekła kotka i udała się w stronę kuchni.

- Cóż, nic czego byśmy się nie spodziewali - wymamrotał po chwili jeden z bliźniaków, a starszy dodał - Lepiej módlmy się by Vix jeszcze nie wstała i nie dowiedziała się o naszej wyprawie.

- Myślicie, że będzie bardziej zła od waszej mamy? - zapytał Potter.

Ron pokiwał głową, a Freddie prychnął.

- Zła? Człowieku, ona nas rozszarpie gdy dowie się co zrobiliśmy i to jeszcze bez jej wiedzy.

- Dobrze, że macie tego świadomość - powiedziała grobowym głosem, wychodząc zza ściany z kamienną miną.

Cała czwórka przełknęła ślinę, a Percy minął ich z kubkiem kawy w dłoni i dodał tylko cicho:

- Przypominam, że wciąż ma okres, a w nocy miała koszmar i niezbyt dobrze spała. - I ci zbledli jeszcze bardziej.

- POLECIELIŚCIE AUTEM W ŚRODKU NOCY, ŁAMIĄC WSZELKIE PRZEPISY, JESZCZE PERFIDNIE MNIE OKŁAMUJĄC, ŻE IDZIECIE ŁAPAĆ SZCZURA! MOGLIŚCIE ZGINĄĆ, ZGUBIĆ SIĘ, UJAWNIĆ NASZ ŚWIAT! PODSUMOWUJĄC, JAK MOGLIŚCIE NIE WZIĄĆ MNIE ZE SOBĄ?! I NAWET MI SIĘ TU NIE ROZLUŹNIAĆ!

- No wiesz, nie zmieściłabyś się, ten samochód jest mały... - zaczął Georgie.

- I nie chcieliśmy ryzykować życiem Dursleyów - dodał Fred z psotnym uśmiechem.

- Poza tym mamy dla ciebie płytę The Beatles, Dudley jej nie chciał, więc zabrałem. - Harry wręczył jej prezent do ręki.

- Uh, nie znoszę was i tego, że jestem dla was taka miękka - wymamrotała dziewczyna, tuląc całą czwórkę. - Czy ja właśnie dałam się przekupić jedną płytą?

- Czyli już się nie gniewasz? - zapytał Potter, kiedy zasiedli do stołu.

Black zmierzwiła jego włosy.

- Nie, Bambi. Najważniejsze, że jesteś już z nami.

- To jak było w Stanach?

- Świetnie, nawet udało nam się przekroczyć granicę i dwa dni spędziliśmy w Kanadzie, w stanie Ontario. Mają tam cudowne wózki sklepowe, nawiasem mówiąc. I przywiozłam ci książkę o początkach Quidditcha, dam ci po śniadaniu.

- Nie musiałaś... - zaczął dwunastolatek.

- Ale chciałam. I spóźnionego wszystkiego najlepszego - przerwała mu brązowowłosa.

- Mamo, widziałaś mój sweter? - Ginny zbiegła ze schodów.

- Cześć. - Uśmiechnął się Harry, a parę sekund później dziewczynki już nie było. - Zrobiłem coś nie tak?

- Gada o tobie przez całe lato, chyba się zakochała - jęknął jego przyjaciel, na co bliźniacy parsknęli pod nosem.

- Zamknijcie się, marchewki. - Victoria uderzyła ich w tyły głowy i dodała - Tak jakbyś ty, George, nie podkochiwał się w księżnej Dianie.

- Wcale się nie dziwię - odparł avadooki, na co wspomniany rudzielec posłał przyjaciółce zwycięski uśmiech.

- Dzień dobry, Weasleyowie! - Artur dziarskim krokiem wszedł do kuchni.

- Cześć tato/ Panie Weasley! - rozległ się chórek.

- A ty od kiedy jesteś Weasley? - czarnowłosy szepnął do Black.

- Od momentu gdy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego domu. - Usłyszał w odpowiedzi.

A Black nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy pan Weasley powiedział, że przyjął stanowisko i mianowanie nastąpi pod koniec wakacji. Cornwell dobrze się spisał.
Ledwie minęło zamieszanie z samochodem (gołym okiem widać było, że mężczyzna był dumny z synów), a do pomieszczenia wleciały dwie sowy. To znaczy jedna wleciała, Errol uderzył w szybę.

- Listy ze szkoły - mruknął prefekt, podając każdemu własny.

- O nie... - Niebieskooka ze strachem wpatrywała się w kopertę przyniesioną przez drugiego ptaka.

- Co takiego zrobiłaś, że babka przysłała ci wyjca? - Roześmiał się Fred, rozpoznając brązową sowę.

Czternastolatka nie odpowiedziała, otworzyła kopertę i już chwilę później wszyscy mogli podziwiać wściekły głos staruszki.

- TY CHOLERO JEDNA! GDZIE SIĘ PODZIAŁO DWANAŚCIE BUTELEK WINA?! I NIE PRÓBUJ MI NAWET WMAWIAĆ, ŻE TO DLA CIEBIE, DOBRZE WIEM, ŻE NIE PRZEPADASZ ZA WINEM! TOM I JANE TEŻ BY TYLE NIE WYPILI! MYŚLAŁAŚ, ŻE SIĘ NIE DOWIEM? MOŻE I JESTEŚ WŁAŚCICIELKĄ PLANTACJI, ALE TO JA WCIĄŻ NIĄ ZARZĄDZAM! SŁUCHAM, CO ZROBIŁAŚ Z TAKĄ ILOŚCIĄ TRUNKU?! I LEPIEJ ŻEBYŚ SZYBKO WYSŁAŁA MI ODPOWIEDŹ! TWOJA MOCNO ZDENERWOWANA BABKA, THALITA!

Papier spalił się w popiół.

- Wino Massoletów? Jest uznawane za jedno z najlepszych na świecie, co ty zrobiłaś z taką jego ilością, Victorio? - odezwał się pan Weasley.

- Było mi do czegoś potrzebne, tajemnica rodowa - powiedziała z psotnym uśmiechem.

Nie było tak źle, jak się spodziewała. Może do babki nie dotarł jeszcze sam fakt?

Percy zmarszczył brwi i zaczął nad czymś rozmyślać.

~Merlinie, zapomniałam. Przecież on jest na to zbyt inteligentny. - Black z niepokojem patrzyła na rudzielca.

- Cóż, nocne marki zapraszam do odgnamiania ogrodu, reszcie życzę miłego dnia. Na Pokątną pójdziemy dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku - zarządziła Molly i dziewczyna z szerokim uśmiechem spędziła kolejne godziny, patrząc na starania braci w ogrodzie.

Mają za swoje, trzeba było mnie wziąć ze sobą. Czyli była trochę wredna? Być może i może nawet chciała ich przeprosić za te sceny, ale Blackowie nie przepraszają. Nigdy.



No i to by było na tyle! Króciutki, taki na pocieszenie, że znowu wracamy do tego pierdolnika.

Mam problem, żeby dodać zdjęcia, nie wiem co się stało, ale wypiszę tu miejsca i jak ktoś chce, to sobie zobaczy w Google.

Lion Safari (zwierzęta chodzą sobie luźno, dosłownie lew przeszedł nam przed maską samochodu, a małpa siadła na lusterku).

Stratford (zakochałam się, wracam tam na stałe po studiach), głównie jezioro z łabędziami i ogrody Szekspira.

Jeszcze trafiliśmy na Canada Day, więc ponad piętnaście minut sztucznych ogni.

Niagara

London

Toronto

Jezioro Erie (jest tak duże, że myślałam, że to morze, do brzegu jest ponad 40 km w lini prostej i plaża).

I takie, których nazw nie pamiętam xd.

Powodzenia dla mnie i dla was na ten rok (zdamy wszystko i tego się trzymam), zaopatrzmy się w melisę (ja musiałam, po tym jak dzisiaj zobaczyłam plan) i udajmy, że ci ludzie wcale nas nie denerwują.

Do zobaczenia nie wiem kiedy, bo maturka :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro