Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano obudziłam się w swoim łóżku, więc ktoś musiał mnie tu zanieść, ale nie myślałam nad tym długo, ponieważ zostało mi 20 minut do lekcji. Postanowiłam, że odpuszczę sobie dzisiaj śniadanie, szybko się ubrałam i popędziłam na lekcje. Na pierwszej godzinie mieliśmy zajęcia z McGonagall.

Usiadłam w ławce obok Angeliny, kiedy lekcja trwała już na dobre, zaczęła mnie delikatnie boleć głowa i poczułam, jak odpływam. Znałam to uczucie, to była kolejna wizja. Wiedzieli o nich tylko ciocia z wujkiem, tata, mój brat i Remus- mój ojciec chrzestny. Zobaczyłam obraz:

Były kwalifikacje do drużyny, bliźniacy dostali się na pozycje pałkarzy, a ja z Angeliną zostałyśmy ścigającymi. Widziałam też, że mój brat również dostał się do drużyny w swoim domu na pozycję pałkarza.

Wizja się skończyła, a ja przestałam trzymać się za głowę. Usłyszałam zaniepokojony głos Freda, siedzącego w ławce z tyłu a przede mną stała McGonagall.

- Vix, co się stało? Odpłynęłaś na chwilę trzymając się za głowę.- pytał Fred

Zastanawiałam się nad tym czy powiedzieć mu prawdę, ale w końcu zdecydowałam, że na razie zachowam to dla siebie.

- Wszystko, w porządku, po prostu głowa mnie rozbolała- odpowiedziałam, ale po minie McGonagall widać było, że nauczycielka mi nie wierzy. Myślałam, że będzie ciągnąć temat, ale ona tylko powiedziała:

- Zostań chwilę po lekcji.

Po skończonych zajęciach, kiedy wszyscy wyszli już z klasy podeszłam do jej biurka.

- Panno Black, obie wiemy, że to nie był tylko ból głowy.

Milczałam nie wiedząc, czy powiedzieć jej prawdę.

- Chodźmy do dyrektora, musimy porozmawiać.

Dotarłyśmy do posągu a ona powiedziała:

- Cytrynowy sorbet.

Weszłyśmy do gabinetu a Dumbledore uśmiechnął się i zapytał co się stało. Kiedy McGonagall opowiedziała mu wszystko ten zastanawiał się nad czymś, a w końcu powiedział.

- Victorio, to była jedna z wizji, prawda?

- Skąd profesor to wie?

- Usiądź moja droga, musisz się czegoś dowiedzieć- powiedział i wskazał na krzesło.

Usiadłam na nim z niecierpliwością czekając na to, co usłyszę.

- Posłuchaj wiem, że to może być dla ciebie szokiem, ale jesteś bardzo potężną czarownicą. Te wizje które widzisz to przyszłość, wiesz o tym prawda?- na moje skinienie głową kontynuował.- Chociaż oczywiście to może się zmienić, bo to są tylko obiektywne wersje. Jednak oprócz tego masz w sobie jeszcze jedną, bardzo potężną i rzadką moc. Kiedy się wkurzysz wokół ciebie pojawią się sople lodu i mogą one uderzyć w twój cel, a nawet go zabić. Jednak to nie wszystko. Jesteś też jedną z niewielu żyjących osób, które potrafią uzdrowić swoją mocą nawet najcięższe rany. Najbardziej wyćwiczeni czarodzieje potrafili nawet ożywiać zmarłych, choć oczywiście to wymaga niemałej koncentracji.

Patrzyłam na niego wielkimi oczami, byłam cała blada.

-.... ale jest Pan pewien, że to na pewno dotyczy mnie?- zapytałam go drżącym głosem.

- Absolutnie. Dzisiaj jesteś już zwolniona z zajęć, oswój się z tą informacją i od jutra będziesz do mnie przychodzić 3 razy w tygodniu. Musisz ćwiczyć swoje zdolności uzdrawiania, dobrze?

- W porządku. Mogę już iść?- zapytałam

Wskazał mi ręką drzwi a ja wyszłam z jego gabinetu i z prędkością światła biegłam na błonie. Wciąż nie docierało do mnie co właśnie usłyszałam. Byłam przerażona, większość osób na moim miejscu pewnie by się ucieszyła, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co będzie kiedy ktoś mnie zdenerwuje. Ja nie chcę nikogo zabić. Siedziałam tam do wieczora i dopiero kiedy zdałam sobie sprawę, że zaraz będzie kolacja, a ja nic nie jadłam od rana, postanowiłam wrócić do zamku. Zastanawiałam się co mam powiedzieć przyjaciołom kiedy zapytają mnie dlaczego nie było mnie na zajęciach i obiedzie.

Kiedy usiadłam przy stole od razu zaczął się istny młyn.

- Vix, gdzie ty byłaś?

- Dlaczego nie było cię na lekcjach?

- Czego chciała McGonagall?

- Wszystko w porządku?

- Cały dzień cię szukamy!

- Wszystko w porządku, a McGonagall prosiła mnie o pomoc w układaniu książek i tyle. Na reszcie lekcji mnie nie było bo źle się czułam, więc poszłam do pani Pomfrey. Dostałam jakiś eliksir i już jest dobrze.- Źle się czułam z tym, że ich okłamuje, ale nie wiedziałam, czy dobrze bym zrobiła mówiąc im prawdę.

Na szczęście już nie drążyli tematu i mogłam w spokoju zjeść kolację. Kiedy po skończonym posiłku kierowałam się do dormitorium zostałam zatrzymana przez Remusa.

- Vix, słyszałem o tym co się stało na lekcji u McGonagall, co widziałaś?- słyszałam w jego głosie troskę, ale nie ma się co dziwić. Po tym jak w wieku 5 lat zobaczyłam chwilę śmierci mamy, cały czas się bali o to co zobaczę.

Rozglądnęłam się czy nikogo nie ma w pobliżu, ale na szczęście byliśmy sami, więc zaczęłam mówić.

- Wszystko w porządku, widziałam tylko jak dostaje się do drużyny jako ścigająca. Ty także będziesz w drużynie, tylko na pozycji pałkarza.

Remus wyraźnie się uspokoił, że to nie jest nic złego. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozeszliśmy się do swoich dormitoriów.

Kiedy tylko przekroczyłam próg PW poczułam jak bardzo zmęczona jestem i nie patrząc na nic od razu po dotarciu do sypialni, umyłam się i położyłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro