Rozdział 45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Vix, mogłabyś choć trochę przyspieszyć?! Zjedzą nam wszystkie słodycze! - Usłyszała jak Fred jęczy z dołu i przewróciła oczami.

Tego wieczoru miała na sobie kombinezon w kolorze butelkowej zieleni, posiadający szerokie rękawy i dzwony, do którego założyła czarne buty na platformie. Zdecydowanie uwielbiała modę lat 70. Do tego pierścionki oraz sygnet Blacków na palce i kilka naszyjników. Włosy rozstawiła rozpuszczone, nie dbając o bliznę, przestała ją zakrywać.

Rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro i zeszła na dół, już żałując, że dała się namówić na tą całą imprezę.

- W porządku, końcowy efekt wynagradza nam czekanie z nadwyżką, ale i tak nie chcę słuchać, że zabrakło kandyzowanych ananasów. - Weasley patrzył na nią z tym swoim charakterystycznym uśmiechem.

- Z każdym kolejnym rokiem zaczynam coraz bardziej rozumieć Filcha, jego niechęć do ludzi i życie z kotem. Myślicie, że jeszcze mogę się wkręcić razem z Golden Trio na tą imprezę duchów?

- Spróbować zawsze możesz, ale wątpię, żeby mieli tam coś dobrego do jedzenia, jeśli nie jesteś umarlakiem. - Rose wzruszyła ramionami.

Dziewczyna jęknęła pokonana. Tak jak się spodziewała, na uczcie nie było niczego wartego uwagi, z wyjątkiem jedzenia. Rose gadała z Cedrikiem, przyznając, że jest całkiem znośny, Lee zamienił parę zdań z Nicolasem, z którym siedział nieprzerwanie na Obronie, a potem zajadali się potrawami, narzekając nieco na brak atrakcji w porównaniu do zeszłego roku. Jak się jednak okazało, szkoła postanowiła wziąć pod uwagę ich zażalenia. Przy końcówce tego ,,spędu bydła'', jak określiła to Victoria, zaczęły się pojawiać pierwsze głosy, że złota trójca znowu jest w coś zamieszana. Nie trzeba było długo czekać, by cała szkoła zgromadziła się w jednym miejscu.

Trójka drugoklasistów stała naprzeciwko ściany z napisem ,,Komnata Tajemnic została otwarta. Strzeżcie się, wrogowie dziedzica.'' i kotki Filcha, która była wyjątkowo skamieniała.

- Merlinie, a zapowiadał się taki spokojny rok - jęknęła Alicja.

- Wszyscy uczniowie mają się udać w trybie natychmiastowym do swoich pokoi. Wasza trójka, panna Black i pan Weasley zostają. Percy Weasley. Ktoś musi was potem zaprowadzić. - Dumbledore'owi udało się w końcu jakoś zapanować nad tłumem.

- Ma mnie pan za nieodpowiedzialną? - Black uśmiechnęła się kpiąco.

Gdy przyjaciele w końcu wyjaśnili skąd się tam wzięli, miała ochotę zaśmiać się z bezsilności. Czy oni już zawsze będą się w coś pakować?

- Jak ona mogła zostać spetryfikowana? - McGonagall zadała to jedno pytanie, które cisnęło się na usta każdemu.

- Mogłabym spróbować... - Victoria podeszła do kotki, po chwili z lekkim zawahaniem dotykając jej sierści.

To była chwila. Głośny pisk w uszach, uczucie parzenia w skórę, po którym natychmiast oderwała swoją dłoń ze zduszonym krzykiem. Cofnęła się gwałtownie w tył, wpadając na Percy'iego. Minęło dobre parę sekund, nim była w stanie sięgnąć po eliksir na wzmocnienie, podany przez Snape'a.

- To nie było zwykłe zaklęcie.

- Czarna Magia? - zapytała ze strachem Sprout.

- Nie wiem, ale nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Nie potrafię nawet tego przyporządkować do jakiejś kategorii.

- Bez paniki. Przywrócimy panią Noris, gdy mandragory dorosną. - Ostatecznie Albus odesłał wszystkich do łóżek.

Blackówna nie mogła w to wszystko uwierzyć. Żadnych obostrzeń, nowych zasad, jakichkolwiek kroków, by zapewnić ochronę uczniom. Co on sobie myślał, że to się rozejdzie po kościach?!

- Dumbledore jest walnięty - oświadczyła przyjaciołom tego wieczoru.

~

Mimo tego całego ataku i różnych plotek, powstających wokół niego, cała reszta toczyła się normalnie. W ostatnich ławkach na lekcjach nadal odbywał się bufet, uczniowie udawali, że wiedzą o czym mówi się na lekcji, Vix na jeden test z transmutacji przygotowała sobie ściągę w języku arabskim, bo przecież to tylko jakieś szlaczki (uczyła się go dwie doby), nie odbyło się też bez śmiesznych sytuacji, jak wtedy gdy Snape zapytał Adams skąd ma takie doświadczenie w warzeniu eliksirów (z bólem serca wystawił jej wtedy PW), a ta odpowiedziała, że pomagała ojcu pędzić bimber na wakacjach (tygodniowy szlaban był warty jego miny), a McGonagall raz narzekała na ich test, który według jej zapewnień miał najgorszy wynik w całej jej karierze nauczycielskiej (bez przesady, Victoria wiedziała od Lupina, że ich rocznikowi poszedł on znacznie gorzej).

Podsumowując, prawie wszystko wydawało się być w normie, nie licząc wciąż niewyjaśnionych okoliczności ataku.

Gdy pewnego dnia Victoria przyszła na lekcję do profesora Binnsa, będąc zmuszoną zaliczyć ostatni sprawdzian, na który nie była w stanie przyjść w terminie (zrobiła sobie wolne), nie spodziewała się, że trafi akurat na drugi rocznik. Nie żeby to była jakaś różnica, duch wszystkim wykładał to samo- gobliny.

Usiadła spokojnie w jednej z ławek i zaczęła czytać pytania (Dlaczego to zawsze muszą być gobliny? Nie żeby nie miała ściąg przyklejonych do ud pod spódnicą (dop.aut. Kto tak nie robił, nie zna życia), dzięki czemu zdawała ten przedmiot.), gdy stało się coś nieprawdopodobnego. Granger podniosła rękę, co nie miało miejsca w całej karierze mężczyzny, sądząc po jego minie.

- Czy mógłby pan opowiedzieć legendę Komnaty Tajemnic?

Przerwała pisanie, odrywając pióro od pergaminu i wyprostowała się zszokowana. Binns z początku próbował ominąć ten temat najbardziej jak tylko było to możliwe, ale mugolaczka była uparta. Blackówna uniosła brwi z rozbawieniem, przynajmniej miała rozrywkę. Swoją drogą, żeby nie znać tej historii...

- W porządku. Jak wszyscy oczywiście wiemy, Hogwart został założony ponad tysiąc lat temu przez czwórkę najpotężniejszych czarodziei tamtych czasów; Godryka Gryffindora, Helgę Huffelpuff, Rowenę Ravenclaw i Salazara Slytherina. Szkoła miała uczyć panować nad magią, ale być także azylem dla wszystkich prześladowanych z powodu ich zdolności. O ile w tym czwórka przyjaciół zgadzała się w zupełności, tak Salazar Slytherin uważał, że wiedzy magicznej nie powinny poznawać dzieci, których rodzice byli mugolami. A trzeba zaznaczyć, że nienawidził mugoli z całego serca. Po kłótni z pozostałą trójką postanowił opuścić Hogwart raz na zawsze. Istnieje legenda, według której zbudował tutaj komnatę, miejsce, które mógł otworzyć tylko jego dziedzic, a gdy to się stanie, potwór mieszkający tam miałby wypędzić ze szkoły wszystkich, którzy mieli być niegodni studiowania magii. Oczywiście szkołę przeszukiwano wielokrotnie, lecz komnaty nie znaleziono, co jasno dowodzi, że takie miejsce nie istnieje.

- Ale panie profesorze, przecież to oczywiste, że dziedzic musiałby się posługiwać jakimś kluczem, zaklęciem, które może znać tylko potomek Slytherina! Z pewnością musi być jakoś ukryta i zabezpieczona! - odezwał się Dean Thomas.

~Gdy okazuje się, że dwunastoletnie dzieci są mądrzejsze od połowy magicznej Anglii.

- Wystarczy! To tylko legenda, która nie ma żadnego odniesienia w rzeczywistości, wracamy do lekcji! Nie ma żadnego dowodu, by Salazar Slytherin zbudował w tej szkole choćby tajny schowek na miotły!

~Schowek może nie, ale w kronice spisanej przez jednego z pracowników szkoły w ich czasach jasno wynika, że Pokój Życzeń stworzył razem z Godrykiem w tajemnicy przed pozostałą dwójką i wszyscy wiemy, po co im to było. Ale o tym oczywiście nikt oficjalnie nie mówi, bo przecież gryfoni i ślizgoni mają się nienawidzić.

I cała klasa znów pogrążyła się w drzemce, a ona dokończyła test i wyszła z sali. Po południu miała jeszcze korepetycje z Blaisem.

~

- Cała szkoła plotkuje już o pojedynku Granger z Binnsem - powiedział ślizgon, gdy tylko ją zobaczył.

Uśmiechnęła się pół kłębkiem, siadając przy jednym z biurek.

- To było... ciekawe zjawisko. Dobra, co mieliście ostatnio?

- Ruch planetarny i właściwości wszystkich planet. - Chłopak otworzył swoje notatki w odpowiednim miejscu.

Szatynka uniosła głowę, marszcząc brwi.

- Wszystkich znanych planet? Przecież to materiał z siódmego roku.

- No bez przesady, większość z nas daje sobie z tym radę, to tylko kilka planet.

- Czyli nie mówiliście o wszystkich, a tylko Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun. Jest tego o wiele więcej.

- Ja znam jeszcze tylko Plutona. - Skrzywił się dwunastolatek.

- Dobre i to. W porządku, od czego wolisz zacząć?

- Może planety? Wydają się mniej skomplikowane.

- Bo poznajecie absolutne minimum o nich - zaśmiała się rozbawiona - Ale w porządku...

- No i wtedy profesor powiedział...

- Cicho - syknęła bibliotekarka w stronę dwóch dziewczyn z Ravenclaw, na co te zamilkły.

- Zirytowała mnie ta lekcja - napomniał Zabini, a Victoria uniosła z zaciekawieniem głowę.

- Wiesz dlaczego Salazar Slytherin tak bardzo nienawidził mugoli?

- Oczywiście, większość rodzin czystej krwi dba o naszą wiedzę w tym zakresie. Salazar miał przyjaciółkę, która była dla niego jak siostra, jednak w dużej mierze przez wzgląd na tamte czasy była kimś w rodzaju obskurodziciela, choć nie takiego książkowego przykładu. Miała bardzo duży problem z posługiwaniem się magią, a o zaklęciach defensywnych czy ofensywnych nie było w ogóle mowy. Aż w końcu mugole ją dorwali, oskarżyli o czary i skazali na spalenie na stosie. Podobno założyciele nie byli w stanie nic zrobić, niektórzy tłumaczą to faktem, że wtedy nie było jeszcze tak wielu zaklęć jak teraz, a moc opierano w dużej mierze na naturze i duszy. Matka Dracona twierdzi, że miała na imię Sezirl, gdy spłonęła Slytherin wpadł w szał. Jego nienawiść do mugolskiego świata osiągnęła apogeum, pogrążył się w pragnieniu zemsty, podobno z tego miasteczka nie pozostał nawet kamień na kamieniu, zniszczył wszystko. Mówią, że po kłótni z pozostałymi założycielami osiedlił się w Japonii i prowadził badania nad przywracaniem zmarłych do życia, ale nigdy nie znaleziono żadnych jego zapisków na ten temat. Zawsze intrygowało mnie jakie słowa musiały paść podczas kłótni z Godrykiem, że z dwójki ukochanych stali się wrogami, a ich nienawiść przeszła na te dwa domy i po tylu wiekach wciąż trwa.

- A wiedziałeś, że ta kłótnia dotyczyła właśnie Sezirl?

- Co?

- Slytherina nie było w miasteczku gdy to się stało, podobno wyjechał do Irlandii, a gdy wrócił zastał już palące się zwłoki dziewczyny. Ona była powodem zerwania relacji z Godrykiem. Przed wyjazdem Gryffindor przysięgał chronić Sezirl, nie udało się. Salazar obwiniał go o to wszystko, podobno doszło nawet do pojedynku. Po tym wszystkim nie potrafił nawet spojrzeć na ukochanego, twierdził, że ta śmierć była mu na rękę, bo zawsze był zazdrosny o relację jaką mieli.

~

- Vix, musisz nam pomóc! - Złota Trójca dopadła ją, gdy tylko przekroczyła próg Pokoju Wspólnego.

- Niech zgadnę, wpadliście na cudowny pomysł odkrycia tożsamości sprawcy ataków i rozwiązania całej sprawy, bo przecież macie cholerny kompleks bohatera i musicie ratować nas z każdej opresji.

- Udam, że nie słyszeliśmy tego sarkazmu. Póki co mamy podejrzenia co do dziedzica i chcemy, żebyś nam pomogła, bo końcowo i tak to zrobisz - przyznał Ron.

Westchnęła. Dlaczego nie miała w sobie na tyle asertywności, by im odmówić i pójść z tym McGonagall?

- To co wymyśliły te wasze wspaniałe mózgi?

- Malfoy jest potomkiem Slytherina - powiedzieli zgodnie.

Szatynka zamrugała mało inteligentnie, będąc pewną, że młodsi sobie żartują. Dopiero po chwili gdy na ich twarzach wciąż malowała się powaga, wybuchła tak głośnym śmiechem, że Fred spojrzał na nią z drugiego końca pokoju. Oparła się o ścianę, próbując unormować oddech, co udało jej się dopiero po kilku minutach.

- Pomijając już kompletnie fakt, że to najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadliście, Malfoy'owie jako rodzina pierwotnie pochodzą z Francji, nie mieszkają w Anglii na tyle długo, by być potomkami Slytherina czy któregokolwiek z założycieli. Draco i Komnata Tajemnic pasują do siebie tak bardzo jak Snape i Gryffindor.

- A co z twoją rodziną? Sama mówiłaś, że od wieków większość trafia do ślizgonów, a jego matka pochodzi z Blacków - zauważyła Granger.

- Może od razu ja i Remus jesteśmy dziedzicami? Przynależność do poszczególnych domów nie ma nic do rzeczy, poza tym ród Blacków swoje korzenie ma w Grecji. Z tego co się orientuję, ostatnim rodem po Slytherinie byli Gauntowie, ale jedyny syn zmarł bezpotomnie wiele lat temu. Ślad się urywa.

- Sprawdźmy Malfoy'a. - Upierał się avadooki.

- Mhm, cudowny pomysł. Po prostu złapiemy go na środku korytarza i zapytamy - syknęła, nie szczędząc sarkazmu.

- Nie, dostaniemy się do pokoju ślizgonów i przesłuchamy go bez jego wiedzy - stwierdziła dwunastolatka.

- A co, umiesz posługiwać się legilimencją na tyle, by złamać bariery członka rodu, który od wieków specjalizuje się w Magii Umysłu?

- Jest pewien eliksir... Ale przyrządza się go aż miesiąc.

- Jeśli powiesz mi jeszcze, że myślisz o wielosok...

- Tak. - Przerwała jej mugolaczka.

- Granger, to szaleństwo. Nawet jeśli udałoby się go przygotować, bo kupno nie wchodzi w grę, znając wasze umiejętności merytoryczne, wydalibyście nas w sekundę. Poza tym, nie macie pojęcia jak drogie są składniki. Jasne, mogłabym je zamówić i przysłaliby je sową, ale do tak poważnego zakupu potrzebna byłaby magiczna sygnatura, a i tak moja ciotka dostałaby pisemne zawiadomienie z racji, że jestem niepełnoletnia.

- A Harry? Nie ma opiekuna magicznego - zauważył Weasley.

- Więc założę się, że informację dostałby Dumbledore.

- A co ze składzikiem profesora Snape'a? Jestem pewna, że znajdziemy tam potrzebne składniki.

- A byłam pewna, że wyczerpaliście już pokłady debilizmu. - Nastolatka załamała ręce.

- Chwila, jak właściwie działa ten eliksir? - zapytał Harry, wkręcając się już w to po całości.

- Pozwoli nam na określony czas zmienić się w danych ślizgonów i porozmawiać z Malfoy'em.

- Ten eliksir znajduje się w księdze w dziale ksiąg zakazanych. Nikt z kadry nie jest na tyle głupi, by udzielić nam pisemnej zgody. - Blackówna złapała się ostatniej deski ratunku.

Weasley z Potterem spojrzeli na siebie.

- Lockhart - stwierdzili zgodnie, a dziewczyna jęknęła.



Myślałam, że zdążę na Dzień Kobiet, ale jednak się przeliczyłam. W ogóle, udało mi się jakoś przywrócić zwiędłego tulipana do życia.

Trochę głupie pytanie, ale jak delikatnie dać komuś kosza, nie raniąc go przy tym?

Teraz wchodzimy w fabułę zarówno z komnatą, jak i naszymi gołąbeczkami, które być może zaczną już coś robić albo chociaż myśleć.

A tak z ciekawostek mojego życia, to ostatnio złapałam w bibliotece ,,Dewajtis'', serial na jej podstawie był świetny, więc mam nadzieję, że książka również.

Pani od historii się załamuje nad poziomem naszej wiedzy (chyba postawiła sobie za punkt honoru, że wszyscy zdamy na min. 80%, co nigdy się nie wydarzy xd), a ja w tym tygodniu piszę sprawdziany powtórzeniowe z Piastów i Jagiellonów (dobrze ogarniam tylko Łokietka, Kazimierza, Jadwigę i Jagiełłę, dzięki ci babciu i Korono Królów).

Złapała mnie wena na pisanie, nie na naukę, korzystam.

Pamiętajcie, że święta już ostatniego marca!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro