23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stodoła, a w niej zwierzęta gospodarcze. I Kał. Takowy nie był miły do sprzątania, ale i tak robiły to z pełnymi brzuchami. W czym niby to miejsce jest takie okropnie w porównaniu do Centrum pomocy psychicznej? Kiedy skończyły, miały przerwę. Dorwała Jagodę i do niej zagadała:

- Cześć, to ty jesteś Jagoda?

Ciemnoniebieskie oczy, niczym jak jej imię, popatrzyły na nią, jakby Róża była gorszym sortem. W końcu nowa.

- No...? Czego ode mnie chcesz?

Gdyby były w szkole, a nie jako służba, ta pewnie żułaby teraz gumę balonową. Róża jednak nie straciła pewności siebie. Uda się jej ją złamać.

- CPP.

Starsza zaczęła rozszerzać powoli powieki, niepokoić się.

- Twoje notki.

Wystawiła dłoń w jej kierunku.

- I medalion.

Chwyciła ją za ramię, zaczęła nie dowierzać. Wpadła w amok.

- Ty... masz... MÓJ... medalion? – widać, że chciała krzyczeć, jednak tłumiła tą chęć, a jej głos nie był wysokich decybelów. W końcu była przy ludziach, w tym przed nią stał jak widać jej nowy wróg. Nie udało się ją sobie podporządkować.

- Nawet przy sobie. – niewzruszona odpięła guziki koszuli i ze stanika wydostała omawiany przedmiot. Szybko został jej odebrany, a czarnowłosa z czułością i niedowierzaniem gładziła złotawy metal, a w tym czasie brązowooka zapięła ubranie.

- Mam na imię Róża Dobra.

Uniosła ku niej wzrok.

- Nie pierdol.

- Pamiętasz tę małą dziewczynkę kiedy przychodziłaś do ciotki nażreć się za darmo, bo twoja matka musiała zastępować ci również ojca i harować podwójnie tylko po to, aby zapłacić czynsz? Tak, ta mała dziewczynka to ja.

- NIE PIERDOL.

To był rozkaz. Gdyby Jagoda nosiła makijaż ten już by spływał po jej policzkach.

- Tak, jesteś moją K U Z Y N E C Z K Ą – przeliterowała specjalnie ostatni wyraz.

- Co ty tu robisz?!
- Wymknęłam się z CPP... i złapał mnie Pesymisty.

- Podoba ci się tu pewnie, co? – parsknęła. – A tak naprawdę nigdy nie możesz być pewna, kiedy ten chuj nie przypierdoli ci za mocno i twoje martwe ciało będzie musiało być posprzątane przez nas, służby. Mariusz Pesymista jest sadystą. O dziwo osoby prowadzące psychiatryki często nimi są, a sama placówka jest siedliskiem patologii.

- Chcesz mi powiedzieć, że to jest psychiatryk?

- Taa... porywanie i późniejsze wykradanie sobie z rąk pacjentów to norma. W końcu ich ilość musi być stabilna.

- A jeżeli ludzi jest za dużo?

- Nie słyszałaś? W ten sposób albo wyrzucają cię na ulicę, albo ciach!- zrobiła poziomy gest dłonią na szyi oznaczający umieranie.

- Czyli w każdej chwili tu można umrzeć?

- Głucha jesteś? TAK, W KAŻDEJ JEBANEJ CHWILI MOŻNA TU UMRZEĆ. Wszystko zależy od widzimisię tego pojeba.A teraz pozwól, ale nudzi mi się gadanie z tobą, „kuzyneczko".

Poszła, zabierając ze sobą jedyną pamiątkę po matce. Ta jak widać wolała oddać swoje dziecko, by móc kupić za oszczędzone pieniądze na niej na maszynę do szycia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro