zaśpiewaj mi do snu;

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Ten strach obezwładnia mnie w chwili kiedy

robisz złe rzeczy.

Kiedy starasz się odcisnąć na mej bladej skórze

ślad swych dłoni kamiennych..."

Upuściła pióro, słysząc utwór swojego ulubionego kompozytora.

Yiruma.

Jej osobisty wirtuoz romantycznych i wzruszających utworów fortepianowych. Zamknęła oczy, szlochając cicho i chowając twarz w dłonie. W umyśle odcisnął jej się obraz tragicznie zmarłego ukochanego, grającego jej do snu tę właśnie piosenkę, która przed chwilą wydobyła się z głośników. Ona jakby słyszała jego palce, odbijające się delikatnie od klawiatury instrumentu. Jego oddech, w chwili gdy wczuwał się w rozczulającą melodię, którą wystukiwał tylko dla niej. Oczyma wyobraźni widziała te pełne ciepła i czułości oczy; jasne tęczówki i promienny uśmiech na bladej twarzy. Poczuła się tak jak trzy lata temu. Jednak nie było już tak samo. Jego już tutaj nie było.

Pchnęła złote pióro dłonią, a czarny tusz rozpłynął się po kartce i – niczym cień – zakrył niektóre słowa poezji, wsiąkając w nie i pochłaniając jak świeże mięso. Ona nadal płakała. Wycierała pośpiesznie łzy, aby nie uronić na lakierowany blat ani kropli. Była przesądna, mało powiedziane – wierzyła w różne zjawiska, praktykowała dziwne tradycje. To wszystko nie miało jednak znaczenia. Całym sercem kochała tylko Jego. To właśnie on skradł je dla siebie, a w zamian oddał swoje, przepełnione bezgraniczną miłością, domowym ciepłem i męskim bezpieczeństwem.

Dlaczego akurat ty?, pytała się w myślach, jednak odpowiedź nigdy nie nadeszła. Pchnięta napadem tęsknoty wstała, podeszła niepewnie do odtwarzacza lampowego i po chwili namysłu gwałtownie przekręciła jedną ze srebrzystych gałek. Po całym mieszkaniu rozniósł się moll fortepianowej piosenki. Dla pary zakochanych wzruszający, dla niej – niezwykle przybijający, przypominający ten feralny dzień. Mimo to czuła, że tego potrzebuje. Że potrzebuje się wyszumieć przy smutnych utworach, że potrzebuje powspominać.

Wolnym krokiem zbliżyła się do stojącego w rogu pokoju czarnego fortepianu. Przejechała palcami po grubej warstwie kurzu, jakby bała się go dotykać. Wcześniej robił to tylko on, a czarna tafla zawsze lśniła nieskazitelną czystością. Teraz to ona pozostawiła na niej trzy krótkie linie. Głęboka czerń nadal błyszczała jak wszystkie gwiazdy nieba. Nadal była piękna, wręcz perfekcyjna, mimo brudu, który na niej osiadł.

Przysiadła na ozdobnym stoliczku i uchyliła delikatnie nakrywę, wlepiając wzrok w biało-czarną klawiaturę. Po raz kolejny musnęła palcami instrument, delikatnie nacisnęła jeden z klawiszy i wsłuchała się w czysty dźwięk g razkreślnego. Przymknęła wzruszona oczy, nie dopuszczając już do siebie muzyki Yirumy. Pozwoliła swoim palcom mimowolnie pływać po gładkiej jak aksamit dźwięcznej tafli. Nie robiła tego tyle lat, a mimo to grała jak zawodowiec. Płakała przy tym głośno, nie zważając już na łzy moczące stoliczek i parkiet pod nim...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro