Kukułeczka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdzieś w małej wsi na granicy Polsko-Ukraińskiej. Nastała wiosna, w mieszkańcach, szczególnie tych młodszych buzują emocje i uczucia, życie odżywa. Młodzi bawią się w zaloty, czasem końskie. Starsi z radością przypatrują się temu zjawisku, wspominając swoje młodzieńcze lata i czasem im w tym pomagają. Często można słyszeć jakieś ludowe nuty wśród nich.

Pogoda idealna, pora nienaganna. Śpiewać każdy chce, tańce całe dnie. Sąsiady biesiadują, rodziny spraszają, stoły dostawiają, krzesła pożyczają. Lasy przemierzają, miasta opuszczają. Na łono natury, powracają ludy, każdy chce zobaczyć dzieciństwa kawałek, gdzie się urodziło, gdzie się wychowało, gdzie się zakochało, skąd się wyjechało.

Chałupy drewniane, barwione na biało. Dachy strzechą kryte, okna dechą podbite. Ganek mały stoi, progiem swoim gości wita. Przedsionek wiatrołapem, podmuchy wypycha. Słoneczko przez okieneczko zagląda do środka. Kuchnia tu się kłania i sypialnia też. Na piecu wielkim śpią i w nim pieką. Łoże wyłożone siankiem niczym obrus, jak stajenka Boża, jak komora miła. Obok domostwa małego szopka stoi fajna, i obora smukła, chlewnik i kurniczek. Zwierząt zagroda jest pełna, i ludzi, i dzieci. Wszędzie są sąsiady, sołtys i sędzina, proboszcz niedaleko i akuszerka w rogu. Wieś miła, zatłoczona, życiem tętni rokiem całym. Z kominów leci dymek, z chmurkami się łączy. Niebo niebieściutkie, mleczne ząbki ostrzy, słonko się przebija, zjawiska tu wietrzy. Panów nie znajdziecie, wszyscy wszystkim braćmi są. W biedzie i bogactwie dzielić się chcą. Wszystko w radości i z Bogiem robić chcą, kochają bliźniego jak pieorgi ojczyste są. Dzieci się tu bawią, starsi tu plotkują, młodzi tu pracują i też romansują.

-Kukułeczka kuka, panna męża szuka. - Śpiewała starsza kobieta, Królestwo Kongresowe, siedząc na ławeczce przy swojej chałupie razem z mężem i obserwując parę zakochanych.

-On na nią zerka, a ona ucieka. - Wtórował jej mąż,przytulając mocno.

-Wrona kracze, serca nie wybacze. - Kołysała sie ze swoim na ławeczce.

-On za nią podąża, ona kroczy coraz szybciej. - Śpiewał cały czas, idealnie wpasowując się do sytuacji.

-Dzięciołek stuka, marzenie wysłucha. - Pięknym głosem kontynuowaał, przerwy nie zrobiwszy, głosem pochwaliwszy się.

-Panna na polanie staje, swego chłopa czeka. Co jej przyniesie tego jestem ciekaw. - Śpiewając dawał radę młodemu, aby mu się udało.

-Bocianek przyleciał, swego miejsca nie chciał. - Spoglądała w niebo, chmury wzrokiem rozganiała, ptaki lecące uśmiechem pozdrawiała.

-Kwiaty, piękne, zdrowe, niesie kolorowe. - Z radością obserwował poczynania młodego.

-Sroczka z gniazdka wyleciała, nad głowami gwiazda zajaśniała. - Barwnym językiem zapraszała do wysłuchania.

-Słonko ładnie grzeje, niechaj wiatr nie wieje. - Prośba była też, dzięki były również.

-Gil brzuszko pokazuje, szczęście im zwiastuje. - Zwyczajom starym nowe światło daje.

-On jej kwiaty daje, ona oczy robi, dzięki składać jemu chciała, jednak chwilę pomyślała, postawiła sprawę jasno i buziaka dała jasno. - W głosie tym zbawienie, słychać dziękczynienie, wielkie uczucia kryją w tym się. Nowe plany, cała przyszłość, miłość oczywiście.

-Czapla kroki stawia, nikt im nie przeszkadza. - Z wielką radością pieśń swą wykańcza, głosu nie oszczędza, mocy jej nie braknie, tylko jej zazdrośić i się u niej szkolić.

-Oboje szczęśliwi, niech błogosławieni, ślub niedługo będzie, oni rozpromienieni. Chodźta muzykanty, przygrywajta młodym, niechaj im radości, nie zabraknie w życiu, młodym i w starości!

Muzyka przybyła, gości rozbawiła. Mieli i gitarę, skrzypce i garneczki, na tubie dął dzionek cały, bez wytchnienia maluch, grali i sąsiedzi, dogrywali wuje, klaskała sąsiadka, śpiewała zielarka. Ksiądz był też przybyły, gości pozdrowiły, usiadł nań przy stole, w najlepsiejszej porze, złożył pozdrowienia i dał dziękczynienia. Błogosławił parze i ślubu udzielał. Czerwiec stał się pełen, ciepło z nim przybyło, słońce na niebie, schodzić nie schodziło. Biesiada dzień ten trwała i nie przestawała, wszyscy się bawili, dni trwanie przedłużyli. Od niedzieli jednej do niedzieli drugiej, w tydzień załatwił weselich tuzin, wszyscy się bawili, wzdłuż wsi stoły ustawili. Jedzenie przynieśli, wódkę se naleli, kiełbasę wydobyli, świeży chleb wytworzyli, piekli noc całą, rankiem i od nowa w kółko że zboża złotego, jednego, polskiego, pięknego, smacznego i wyjątkowego.

Tak to się skończyło biesadowanie wielkie. Tydzień się zakończył się z ogromniastym sercem. Lecz to nadal lato dopiero jest. Szykują się ludziska na poprawiny przecież. Następny tydzień niedługo przybędzie. Wesel znów odprawić, Boży wysłannik przybędzie. I od nowa pląsy zaczną się, dzieci znów przybędzie i radości także.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro