Wietnam

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z cyklu: "opowieści z frontów".

Kiedy w Ameryce hipisi ćpają, w tym samym czasie w Azji Południowo-wschodniej toczy się walka o niepodległość na własnych zasadach. Lud został podzielony. Z jednej strony, bogaci, sprzymierzeni z francuskimi kolonizatorami, a z drugiej, biedny lud szukający wsparcia w jakiejś ideologii. I to te wsparcie znajduje biedny lud, biedny majątkiem, ale też ucierpiały podczas wojen i okupacji, znajduje je czerwonej gwieździe, znad północy, znad Chin, znad ZSRR.

Lud się burzy, wyłaniają się przywódcy, myśliciele, a po drugiej stornie marionetki francuskie. Sytuacja robi się napięta, dochodzi do potyczek, sytuacja się zaognia. Mały, lokalny konflikt, który może być rozwiązany szybko. Ale pojawia się problem. Do gry wchodzi potężny gracz, co on tu robi? Wtrąca się jak zawsze, miesza i pogarsza, jak na Kubie, w Indonezji, a teraz tutaj... W Wietnamie. USA, tak się zwie te mocarstwo.

Lud chwyta za łopaty, kopie wilcze doły i tunele, wspina się na drzewa, ukrywa się w dżungli. Walka się rozpoczęła, już się toczy. Muszą ściągać siły ze swojego dalekiego zaamorksiego kraju, helikoptery, statki, sprzęt i ludzi. Giną niepotrzebnie, bo rząd ich wysłał na nie swoją wojnę. Przegrywają w boju i publicznie. Pacyfiści, których sami zrodizli utrudniają im walkę, będąc w kraju. Protesty, apele, petycje. W końcu kolos się ugina, poddaje, rezygnuje, dżungla i nacisk społeczny wygrywa. Przegrać przez własne społeczeństwo - czyż to nie wstyd? Tym bardziej, kiedy ta wojna w ogóle och nie dotyczy i sami do niej przystąpili. Jednocześnie wywożą tysiące Wietnamskich sierot babyliftem za granicę.

Dżungla... Mokra, upalna, duszna... Niczym duszony kurczak w piekarniku. Ale KFC nic nie pomoże w tej wojnie. To nie Pepsi, ani Cola, nie mają kontaktów ze Związkiem Radzieckim, a szkoda. Czy ktoś widział Amerykanów? Nie, ponieważ uciekli słysząc jak drzewo rozmawia z nimi po Wietnamsku. Czy to było najstraszniejsze? Nie, najgorsze było to co działo się po tych ostrzeżeniach w obcym języku. Ból, krzyk i ubóstwo.

Ale zanim USA przegra tą wojnę, cofnijmy się trochę w czasie.
Czy to nie aby Ameryka tam idzie? Nie. On nie idzie. On się wykrwawia, wyglebia i wszystko inne co nie jest chodzeniem. Czy to wszystko? A gdzie tam! To dopiero początek, ostrzeżenie, delikatny wstęp do okrutnego przedstawienia niczym prolog.

Pacyfizm. To ruch na rzecz pokoju czy oceanu pacyficznego? Nie sposób stwierdzić czy lepiej by było jako było pierwsze czy drugie, gdyż to zależy dla kogo.

-Tamta czerwona bulwa to co to? - Jakże mądre spostrzeżenie wystosował na forum publicznym wśród swoich kolegów jeden z Amerykanów. Owa wspomniana przez niego "czerwona bulwa" to tak naprawdę obywatel Wietnamski, który masy nadmiarowej nie na akurat. Skąd więc bulwa? Zapewne stąd, iż nic lepszego do głowy mu nie przyszło, czego zresztą można było się domyśleć.

-Tamta "czerwona bulwa" to dumny mieszkaniec tego pięknego i cudownego kraju. - Odezwał się głos z drzewa jakby cała ta sytuacja nie była wystarczająco dziwna, podejrzana i wyjęta z kontekstu.

-Ah no tak. Chwilę... Co? - Obrócił się kilka razy, szukając skąd doszła do niego odpowiedź, ale na swoim poziomie nie mógł nikogo takiego znaleźć.

-Jajco batacie! - Czerwoni żołnierze ubrani w liście palmowe zeskakują z wysokiego drzewa i w parę chwil chwytają swoich wrogów w ciasne pęta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro