Rozdział XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aniela spędziła całe popołudnie na czytaniu pamiętnika kuzynki. Nie potrafiła wyjść ze zdumienia, jak głupią i naiwną dziewczyną była Cecylia. Znała jej próżną stronę i pamiętała, jak szaleńczo kuzynka zakochała się w Romanie, lecz nie przypuszczała, że to uczucie graniczyło z zupełnym zaślepieniem i, nie bała się tego przyznać, z głupotą. Od Romana po prostu biła specyficzna aura, która zdawała się krzyczeć, żeby się do niego nie zbliżać. Można było się przez jakiś czas pozachwycać jego niekwestionowaną urodą i męskością, ale kiedy się go bliżej poznawało, człowiek od razu widział, że to mężczyzna niebezpieczny. Cecylia była tak ślepa, że dała mu się zaprowadzić do łóżka, a potem przed ołtarz...

Najbardziej jednak bolał Anielę fakt, że do śmierci Stefka doprowadziła najprawdopodobniej głupota Cecylii. Biedak miał problemy finansowe, do tego nie udała się rozmowa z wydawcą, a kiedy wrócił do domu, zastał ukochaną siostrę z najlepszym przyjacielem in flagranti... Z jego wrażliwością mógł naprawdę sobie coś zrobić. Teraz jego śmierć nie zdawała się Anieli tak dziwna. 

Tylko ten szloch Romana, o którym Cecylia napisała na samym końcu fragmentu o zaręczynach... Aniela nie potrafiła sobie wyobrazić Romana płaczącego, a już zwłaszcza kiedy ktoś mógł go usłyszeć. W relacji Cecylii nie sprawiał też wrażenia szczególnie przejętego całą sytuacją, był wręcz zimny i obojętny na śmierć najlepszego przyjaciela. Próbowała sobie wytłumaczyć takie zachowanie tym, że czuł odpowiedzialność za Cecylię i jej ciotkę i nie chciał przed nimi pokazywać swojej rozpaczy. Tyle że Cecylia nie odmalowała u niego choćby najmniejszego smutku z powodu śmierci przyjaciela... 

Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem zdawało się jej stwierdzenie, że relacja Cecylii była niekompletna, pomijając zupełną subiektywność. Mogła skupić się na swoich uczuciach i w rozpaczy nie zwrócić uwagi na detale w zachowaniu Romana, a w pamięć zapadł jej tylko szloch, który posłyszała. Roman może i był złym człowiekiem, ale chyba nawet on miał serce. 

Z tą konkluzją Anielka odłożyła pamiętnik kuzynki i zaczęła się przygotowywać do kolacji. Poprawiła fryzurę, założyła żakiecik i poprawiła szminkę. Uważała tę konieczność spożywania posiłków w pełnym makijażu za nierozsądną, bo szminka i tak zaraz się rozmazywała, ale chyba by jej nie wybaczono, gdyby zasiadła do posiłku nieumalowana. 

Spojrzała przelotnie w lustro, chcąc upewnić się, że dobrze wygląda, i zeszła do jadalni. W środku siedział już Roman, który palił i przeglądał gazetę. Dym unoszący się z jego papierosa otaczał pokój niczym lina zaciskająca się na szyi skazańca stojącego na szubienicy. Aniela czuła się, jakby to właśnie na jej gardle ktoś zaciskał pętlę. A tym kimś był Roman...

— Dobrze, że kuzynka zeszła wcześniej, chciałbym z kuzynką pomówić — oświadczył zimnym jak lód głosem.

Anielę przeszył dreszcz. Przełknęła ślinę. Wyschnięte gardło aż zabolało. Czuła, że nie będzie się w stanie odezwać, ale udało się jej wydukać kilka słów:

— Na jaki temat?

— Jadzia powiedziała mi, że zniknął klucz do pokoju Cecylii i że widziała, jak kuzynka wchodzi do środka. Ja stanowczo zakazałem, żeby tam ktokolwiek się zjawiał. Czy może mi kuzynka to wytłumaczyć?

Aniela wydała z siebie cichy jęk. Maksymilian kazał się jej tym nie przejmować, ale najwyraźniej wywiad Romana doskonale działał. Tak doskonale, że wiedział o wszystkim, choć miała wrażenie, że nikogo nie widziała w korytarzu, gdy wchodziła do sypialni Cecylii.

Zachwiała się. Ręce oblał jej zimny pot. Położyła je na oparciu krzesła, ale zaraz je zabrała, czując, jak zostawia na nim mokre plamy. Uporczywie szukała w głowie jakiegoś wytłumaczenia, ale nie znajdowała niczego, co miałoby sens, a wrogie spojrzenie Romana skupione na jej osobie wcale jej w tym nie pomagało.

— Czekam na kuzynki odpowiedź — wycedził ostro Roman.

Zupełnie nie przypominał tego eleganckiego dżentelmena, który chciał ją uwieść w Rzeszowie jakiś czas temu. Srogie spojrzenie i nastroszone brwi upodabniały go raczej do przerażającego, bojara, który zamierza skazać poddanego na chłostę. Nie zdziwiłaby się, gdyby to właśnie jej zrobił... Albo coś jeszcze gorszego...

— Romuś, nie przesadzaj, nic takiego nie zrobiła. — Rozległ się nagle głos Jerzego.

Tak przestraszył Anielę, że aż podskoczyła. Popatrzyła na Jerzego ze zdumieniem i zamrugała, chcąc upewnić się, że nie śni.

— Jerzy, nie wtrącaj się, z łaski swojej. To sprawa między mną a Anielą. Ja jestem panem tego domu, a ona sprzeciwiła się mojej woli.

— Zachowujesz się jak jakiś hrabia ze średniowiecza, a mniemanie o sobie masz jeszcze większe — zadrwił. — Nie przesadzaj, co takiego się stało, że tam weszła? Zrobiłeś w tym pokoju jakąś cholerną świątynię i zamknąłeś go na klucz, żeby tam nikt nie wchodził do środka, jakby tam jakiś trup w szafie co najmniej był. Tęskni za kuzynką, chciała zobaczyć, jak się jej tu żyło, może chciała wziąć jakąś rzecz, która by jej Cecylię przypominała, a ty się pieklisz, jakby co najmniej cię okradła. Przestałbyś się bawić w tę dziecinadę, nie jesteś już chłopczykiem, masz trzydzieści dwa lata.

To rzekłszy, rozłożył się na krześle, nawet nie patrząc na Romana. Aniela była pod wrażeniem jego słów, ale jeszcze bardziej zdumiewało ją, a w pewien sposób też zachwycało, że stanął w jej obronie. Jerzy może i za nią nie przepadał, ale nie był taki zły, skoro mimo tej antypatii się za nią wstawił.

Widziała, jak z uszu Romana niemal wylatuje para. Przygryzał wargi ze złości, ale nic nie odpowiedział. Aniela nie chciała się zastanawiać, czy wolał nie doprowadzić do eskalacji konfliktu, czy nie potrafił znaleźć odpowiedniej riposty.

Ku jej uldze w jadalni zaraz zjawił się Antoś, a po nim przyszła Nina w towarzystwie Maksymiliana. Rozmawiali z zainteresowaniem o sztuce, którą właśnie grano w jednym z krakowskich teatrów, a na którą Nina zamierzała się wybrać. Przerwali, kiedy usiedli do stołu, bo Nina zajęła miejsce obok Jerzego, a Maksymilian usadowił się obok Anieli.

— Wszystko dobrze? Źle wyglądasz... — zapytał cicho, patrząc na Anielę z troską.

— Później opowiem — wyszeptała.

Maksymilian skinął porozumiewawczo głową. Najwyraźniej musiał się domyślać, jaka była przyczyna złego samopoczucia Anieli.

— Może chciałabyś wypić ze mną herbatę po obiedzie?

— Możemy, powiem wtedy o wszystkim. — Uśmiechnęła się lekko i zatrzepotała rzęsami tak uwodzicielsko, jak tylko było ją stać, czyli w gruncie rzeczy dość nieporadnie.

Maksymilianowi chyba jednak to wystarczyło, bo jego oblicze rozjaśniło się na moment. 

Po zjedzonej w ciszy kolacji wszyscy niemal natychmiast zaczęli się zbierać do swoich spraw. Tylko Maksymilian siedział w oczekiwaniu na Anielę, ale ona dalej stała i czekała, aż zostanie tu sama z Jerzym.

— Zaraz do ciebie przyjdę, zaczekaj na mnie w bibliotece — szepnęła do Opalińskiego.

— Dobrze, zajmę się herbatą. — Uśmiechnął się i wyszedł. 

Antoś wyskoczył z jadalni niemal tanecznym krokiem, a Roman wziął żonę za rękę i gdzieś z nią poszedł. Aniela ze zdumieniem pomyślała, że to chyba pierwszy raz, jak widzi ich razem. Wcześniej nie dostrzegała żadnych interakcji pomiędzy małżonkami. Gdyby nie znała zależności w domu Dunajewskich, uznałaby zapewne, że to Jerzy, ewentualnie Maksymilian, jest mężem Niny, nigdy Roman.

Jerzy siedział rozłożony w jadalni, zupełnie jakby wiedział, że Aniela chce z nim porozmawiać. Popatrzył na nią wręcz z zadowoleniem, zakładając ręce na piersi, jakby chciał powiedzieć, że nie ma za co mu dziękować. Nie znosiła tej jego arogancji, ale w tej chwili zignorowała ją. Jerzy naprawdę zasłużył na to, żeby mu podziękować.

— Dziękuję panu za obronę — wydukała szybko, jakby rozmowa z nim ją bolała. — Nie spodziewałam się tego po panu.

— Nie ma za co. Roman ma jakąś dziwną obsesję na punkcie tego pokoju, a to tylko głupie meble, nic poza tym. To smutne, że Cecylia zmarła tak wcześnie i tragicznie, ale nie ma potrzeby robić jej ołtarzyka, zwłaszcza że się tak szybko pocieszył. No i, przyznam się szczerze, że choć pani szczególnie nie lubię, to nie chciałbym, żeby panią zwolnił. Antoś panią uwielbia i po raz pierwszy jest zadowolony z nauczycielki. Widzę zresztą, że pani go dobrze traktuje i bardzo go lubi.

Aniela poczuła przypływ ciepła. Jej serce niemal fizycznie urosło z radości, a na usta wkradł się ogromny uśmiech. Antoś naprawdę musiał uwielbiać ich lekcje, skoro tak dobrze mówił ojcu na jej temat, a Jerzy jeszcze jej to powiedział. 

— Cieszę się, że pan jest ze mnie zadowolony. Nie myślałam, że pan z nim na mój temat rozmawia. Odwdzięczę się panu szczerością za szczerość... I cóż, trochę się niepokoiłam pańską relacją z synem, bo chyba nigdy nie widziałam, jak rozmawiacie.

— Niech się pani nie martwi, ja i Antoś rozmawiamy bardzo dużo, tyle że w momentach, kiedy pani smali cholewki do Maksa. Tak, wszystko widziałem. Pani pewnie o mnie źle myśli, ale ja dobrze zajmuję się dzieckiem, bo ma tylko mnie.

Aniela zarumieniła się na wzmiankę o Maksymilianie, więcej ze złości niż ze wstydu, bo insynuacje Jerzego uznała za więcej niż podłe. Nie rzekła nic jednak, zaciekawiona zaczętym przez Jerzego tematem. Poza tym świeżo pozyskanego sojusznika nie było co prowokować. 

— Dlaczego ma tylko pana? Czy jego matka... Ona nie żyje?

— Żyje, ale niestety nie utrzymujemy kontaktów.

To rzekłszy, podniósł się z miejsca. Aniela pomyślała, że to niezwykle niegrzeczne, ale jego zaciśnięte usta i oczy błyszczące od gromadzących się w nich łez sugerowały, że ten temat musiał go szczególnie boleć i najwyraźniej lepiej go było nie poruszać. Z tą myślą wyszła z pokoju i udała się do biblioteki. Maksymilian już tam na nią czekał. Siedział w głębokim, bordowym fotelu, popijając herbatę, i przeglądał powieść. Aniela dostrzegła, że to „Anna Karenina", którą Cecylia dostała od niej na osiemnaste urodziny. Pamiętała radość kuzynki, kiedy jej ją sprezentowała. Oczy święciły się jej tak, jakby Aniela dała jej co najmniej diamentową kolię. W tamtych czasach Cecylka niewiele potrzebowała do szczęścia...

Usiadła na fotelu obok Opalińskiego, krzyżując nogi. Przy nim czuła się jakoś pewniej siebie, bo zazwyczaj zaciskała mocno uda, wykrzywiając stopy jak nieporadne kaczątko.

— To co się dzieje, Anielo? — zapytał Maksymilian, odkładając książkę na stół.

Patrzył na wolumin z dziwnym sentymentem, Najwyraźniej i jego sercu powieść Tołstoja była z jakiegoś powodu szczególnie bliska.

— Jestem trochę oszołomiona tym, co przeczytałam w pamiętniku Cecylii... Wiedziałeś, że go prowadziła?

— Każdy wiedział, potrafiła siedzieć i spisywać go godzinami.

— Nie przypuszczałam, że pisała tak szczegółowo...

— I co takiego tam pisała?

— Przerzuciłam tylko trochę kartek z początku, z czasów, kiedy jeszcze nie była żoną Romana. Przyjechał do nich na wakacje na zaproszenie Stefka i uwiódł ją.

— Cóż, spodziewałem się, że powód tego małżeństwa mógł być właśnie taki — stwierdził beznamiętnie.

Aniela westchnęła, przesuwając ręką po czole i poprawiając włosy, które opadły jej na oczy. Wcale nie dziwił jej pewien cynizm wyczuwalny w głosie Maksymiliana. Znał Romana już wcześniej i musiał spodziewać się, do czego ten jest zdolny...

— Właściwie to wydaje mi się, że on oświadczył się jej, bo miał wyrzuty sumienia. Stefek przyłapał ich in flagranti, a następnego dnia się zastrzelił. Nie wiem, czy on aż tak się przejął, że jego najlepszy przyjaciel zwiódł jego siostrzyczkę, czy co się stało... Jeszcze przed pogrzebem jej się oświadczył, bo nie chciał, żeby została sama. To było dość szlachetne z jego strony...

— W istocie... Roman czasem potrafi pokazać lepszą stronę swojej osoby... Choć i tak nie traktował Cecylki za dobrze po tym wszystkim.

„Cecylki"... Tego spieszczenia używała zawsze tylko ona, czasem ciocia Rozalia, ale nikt inny. Stefek zawsze mówił o niej na wpół pieszczotliwie, na wpół złośliwie „Cesia", a Roman... Roman chyba używał jej pełnego imienia, bez żadnych zdrobnień i czułości. To było dość niezwykłe, żeby podwładny tak się spoufalał z przełożoną.

— Co jej takiego robił?

— Myślę, że powinnaś sama poczytać, co Cecylia miała na ten temat do powiedzenia, ja mogę nie być do końca obiektywny...

Aniela chciała mu powiedzieć, że to właśnie Cecylia nie była w swym osądzie obiektywna, ale powstrzymała się przed tym. Czuła, że dowie się jeszcze więcej, jeśli tylko odpowiednio tę kwestię rozegra, a na razie tematu nie należy zgłębiać. Miała jeszcze inne, w tej chwili ważniejsze pytania. 

— A czy Roman... Zażywał kiedyś przy Cecylii albo przy tobie... narkotyki? Cecylia pisała, że on i Stefek mieli jakieś proszki i tabletki, ona może była za niewinna na to, żeby wiedzieć, o co chodzi, ale ja od razu wiem... Napisała, że tamtego dnia, kiedy ją uwiódł, poszedł nalać ciotce wino, a ona potem od razu zasnęła. To brzmi dla mnie, jakby jej podał narkotyk albo tabletki nasenne...

— Na przyjęciach się zdarzało, to prawda, sam się przyznam, że raz czy dwa się poczęstowałem... Często się tym paskudztwem pobudzał, a potem łykał tabletki nasenne, żeby szybciej zasnąć. Myślę, że byłby w stanie komuś coś podać. Ten człowiek nie ma skrupułów.

Wypowiedział te słowa takim tonem, że Anielę aż przeszedł dreszcz. Roman nie wydawał się takim złym człowiekiem, ale pozory myliły. Kto wie, co robił biednej Cecylce...

— Naprawdę jest tak złym człowiekiem? Cecylia tak go kochała, więc myślałam zawsze, że to dobry człowiek...

— Niestety nie, ale możliwe, że Cecylia zorientowała się dopiero później...

Aniela nawet nie wiedziała, kiedy Maksymilian złapał ją za ręce. Gładził je czule, delikatnie, jakby bał się, że ją urazi. Nie patrzył jednak na nią, a na jej dłonie, z taką uporczywością, jakby od tego miało zależeć jego życie. A potem nagle puścił je i wyszedł z pokoju. Aniela była tak rozkojarzona, że aż zaczęła ją boleć głowa. Wyszła z pokoju, zapominając o przeznaczonej dla niej filiżance herbaty, którą przyniósł do biblioteki Maksymilian. Chciała jeszcze chwilę poczytać i położyć się spać. W „Eugeniuszu Onieginie" dotarła już do zdecydowanie najciekawszych, ale i najrozpaczliwszych fragmentów całości. Musiała oderwać się czymś od pamiętnika Cecylii i tych ponurych myśli.

W korytarzu wpadła nagle na Romana. Ten zaklął cicho, ale kiedy otrzepał marynarkę i zobaczył, że ma przed sobą Anielę, skłonił się przed nią i przeprosił.

— Myślałem, że to Jadzia, proszę o wybaczenie, nie powinienem tak się zachowywać. I ogółem chciałbym kuzynkę przeprosić za dzisiaj... Nie zachowałem się odpowiednio. Jerzy miał rację.

Mówił to z przekonaniem i skruchą, ale jego arogancki uśmiech i błyszczące oczy mówiły zupełnie coś innego. Nie miał w sobie ani trochę pokory czy żalu.

— Jeśli kuzyn mnie przeprasza, bo wstydzi się, że Jerzy kuzyna przy mnie skarcił, to tym bardziej mi przykro. A teraz niech mi kuzyn da spokój, idę spać, dobranoc.

Roman popatrzył na nią ze zdumieniem. Aniela uniosła wysoko głowę z zadowoleniem i skierowała kroki do swojej sypialni. Tam przebrała się szybko i wsunęła pod kołdrę z rozsypującym się „Onieginem". Tym samym, którego Cecylia dostała od Romana. Pamiętała, że i po pogrzebie, i kiedy przyjechała zaprosić ją na ślub, Cecylia ciągle czytała tę książkę. Teraz już wiedziała, co było powodem takiego zachwytu. Zapewne gdyby nie Roman, Cecylia nie interesowałaby się „Onieginem" aż tak. A ona myślała, że Cecylia sama kupiła tę książkę w antykwariacie...

Otworzyła książkę w miejscu, w którym ostatnio skończyła. Ze smutkiem uświadomiła sobie, że zbliża się już do fragmentów o pojedynku Leńskiego z Onieginem i śmierci tego pierwszego. Nigdy nie mogła przeżyć, że młody poeta zginął z ręki przyjaciela, bo w swej romantycznej głupocie wyzwał go na pojedynek z powodu kobiety. Zresztą i samego autora spotkał później podobny los. Pamiętała jeszcze, jak Cecylia snuła teorie, że poeta sam przewidział swoją przyszłość.

Na kolejnej stronie pojawiły się jakieś notatki. Aniela próbowała się w nie wczytać, lecz drobne, niewyraźne pismo jej to uniemożliwiało. Rozszyfrowała jedynie słowa „głupiec" i „jak ja". Na kolejnej stronie znalazło się kilka podkreśleń.

I pędzi. Pistoletów para —
Dwie kule — jednej kuli cios —
Rozstrzygną wkrótce jego los!...

Te trzy linijki brzmiały przerażająco. Co gorsza, kojarzyły się Anieli ze Stefanem. I jego los rozstrzygnęła kula, choć wystrzelona przez niego samego...

Kolejne strony znów zawierały notatki, dość świeże, wnioskując po wciąż wyraźnym kolorze atramentu, gorączkowe i pełne emocji, napisane pochyłym pismem, jakby kreśląca je ręka zamachiwała się ciągle energicznie. Jeszcze dalej znalazły się kolejne podkreślenia. Aniela czytała te fragmenty raz po razie, próbując się domyślić, czy czytający podkreślał je i dopisywał uwagi w ferworze emocji, czy miało to jakiś głębszy sens.

Grzecznie, lecz chłodno, bez ogródki,
Zapraszał przyjaciela w bój.

W bój... Przyjaciela... Taka tragedia... Aniela ledwo potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś mógłby pozbawić życia przyjaciela, jednej z najważniejszych osób w życiu. Chyba że Oniegin wcale naprawdę nie darzył Leńskiego przyjaźnią, jak to zastanawiała się nad tym Cecylia...

Zajęci... Odwróceni wpół
Wrogowie stoją... Oczy w dół...
Wrogowie⁈... Dawnoż ich rodziela
Krwi bratniej żądza — straszny głód?
Dawnoż śród słodkich chwil wesela
Dzielili uczty, myśli, trud?
A teraz gniewni i cyniczni,
Jakby wrogowie dwaj dziedziczni,
W śnie czy w obłędzie, z zimną krwią
W pierś przyjacielską mierzyć chcą
I knują zguby plan surowo?
Czyż się nie zaśmiać, zanim dłoń
Krwią nie powala bratnia skroń?
Czy się nie rozejść pokojowo?

Kolejne podkreślone fragmenty znajdowały się niewiele niżej i były jeszcze bardziej przerażające.

Idą wrogi,
Jeszcze nie mierząc, z zimną krwią,
Wolno i równo wznoszą nogi,
Trzy kroki przeszli... Ach, to są
Trzy stopnie, które w grób prowadzą.
Eugeniusz pierwszy, z wielką władzą
Nad sobą, ciągle krocząc w bój,
Pistolet jął podnosić swój.
Jeszcze pięć kroków przeszli... Leński
Przymruża oko... z ciężkim tchem
Celować począł... Ale wtem
Oniegin strzelił... Groźna klęski
Godzina bije... Leński dłoń
Rozwarł, wypuścił cicho broń...
Na pierś bez jęku składa rękę
I pada. Lecz zamglony wzrok
Śmierć wyobraził, a nie mękę.

Aniela wypuściła książkę z rąk. Czuła, że te fragmenty nie zostały podkreślone przypadkowo. A najgorsze było to, że ręka, która je podkreśliła i wynotowała te wszystkie uwagi, nie należała do Cecylii...


Fragmenty „Eugeniusza Oniegina" - Tł.Leo Belmont


Nie jestem pewna co do tego, czy ta końcówka jest odpowiednio emocjonalnie rozpisana i czy nie za dużo się tu dzieje, czekam bardzo mocno na Wasze opinie! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro