Rozdział XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

23.09.1933

Od pogrzebu Stefka minęły już dwa miesiące, a ja wciąż wracam myślami do tamtych chwil. Roman próbuje odwrócić moją uwagę od śmierci Stefka za wszelką cenę, ale jak mam nie myśleć o moim biednym bracie? Jak mam nie zastanawiać się nad tym, co go popchnęło do takiego czynu? Jego śmierć zmieniła przecież wszystko. Gdyby nie to, byłabym w tej chwili w zupełnie innym miejscu. Wróciłabym na studia i dalej się uczyła, mieszkałabym ze Stefkiem w naszym warszawskim mieszkanku, bawiła się na przyjęciach z przyjaciółkami i wdzięczyła do przystojnych chłopców.

A zamiast tego zrezygnowałam z nauki i teraz szykuję się do ślubu. Chciałam zostać i dalej się uczyć, ale Roman powiedział mi, że to bez sensu, bo on teraz zamierza osiąść na wsi, a ja nie będę przecież mieszkała z daleka od niego. Rozumiem to, bo jednak jako żona mam obowiązek być przy mężu przez większość czasu, ale wolałabym dużo bardziej zamieszkać w Warszawie. Roman by się tam mógł zajmować interesami, ja bym studiowała, może by mi się udało te studia już skończyć, chyba że by się pojawiło dziecko... A tak to bym się jeszcze bawiła i brylowała na salonach jako młoda żona wielkiego pana.

Ale jeśli Romek tak sobie życzy, to ja nic nie zrobię. Tylko jego teraz mam na świecie. No i Anielkę z jej mamą i ciocię Rozalię... Ale ciocia Rozalia to teraz uznała, że skoro Anielka zaraz jedzie na to stypendium do Paryża, to ona się wprowadzi do cioci Karoliny na jej miejsce, bo Roman sprzedał już i nasz dom, i mieszkanie. To takie okropne, tatuś tyle na to wszystko pracował, a Stefek tak lekkomyślnie to wszystko stracił, bo wolał pisać wiersze, zamiast wziąć się do roboty. Tej jednej rzeczy mu nie mogę wybaczyć. Ale i tak bym dała wszystko, żeby tu dalej był.

Teraz jesteśmy z Romkiem w jego mieszkaniu w Warszawie, bo szykujemy wesele i kupujemy różne potrzebne rzeczy. Nie chcę wychodzić za mąż w żałobie, ale Roman uznał, że skromny ślub możemy wziąć, bo biskup na pewno udzieli nam dyspensy, kiedy powiemy mu, że zostałam bez krewnych i muszę mieszkać u Romana. W teorii mogłabym się przenieść do jakiejś koleżanki, ale wiadomo, że jednak z narzeczonym to zupełnie inaczej, że mogę się już do niego przyzwyczaić, że już żyjemy jakby na swoim, a nie kątem u kogoś, zresztą to byłoby niekomfortowe tak się komuś naprzykrzać. Poza tym ja i Roman... Och, trochę się jednak wstydzę i trudno mi o tym napisać... Ale nie umiemy się powstrzymać. Jest mi trochę źle z faktem, że mimo wszystko żyję dość swobodnie i radośnie, a Stefek leży w grobie, tyle że ja tez muszę żyć, a nie tylko się smucić. Trudno rozstrzygnąć, co w takiej sytuacji należy robić...

Dzisiaj byliśmy z Romkiem u Anielki i cioci Karoliny zaprosić je na ślub, bo ciotka Rozalia to już dostała je dawno temu, jeszcze zanim sprzedaliśmy dom. Wiem, że mimo wszystko się jej ten ślub nie podoba. Sama go najpierw ustaliła, bo myślała, że Romek weźmie ją do swojego pałacu, żeby z nami zamieszkała, ale teraz to ma wyrzuty do Romka, że skończyła u cioci Karoliny, bo one to się nigdy nie lubiły, nawet zanim wujek Jan ożenił się z ciotką Karoliną. Ciotka Rozalia ponoć mówiła tylko, że to najgorszy wybór, jakiego wujek mógł dokonać, ale ostatecznie byli szczęśliwi, więc chyba się pomyliła.

A zresztą ciocia Rozalia to mnie niewiele obchodzi, niech sobie tam mówi, co chce, ona przez większość czasu wymyśla tylko jakieś głupoty. Dzisiaj to była strasznie wściekła, kiedy nas zobaczyła z Romkiem. Dalej się nie może pogodzić z tym, że mieszkamy razem, ale to już nie mój problem. Ciocia Karolina też chyba niezbyt jest zadowolona, bo popatrzyła na nas z niechęcią i pewną nawet pogardą... Anielka za to przynajmniej starała się do nas uśmiechać, choć z jej moralnością to pewnie miała ochotę nas skropić wodą święconą. Ale Anielka zna się na rzeczy i wie, że utyskiwanie nic nie da, bo ludzie i tak będą robili tak, jak im się podoba, nie zważając na opinię innych. Wyszła w tej swojej sukienczynie w kwiatki jak z zeszłego stulecia, w tych uroczych loczkach i bez makijażu. Niby jest ode mnie starsza, ale wygląda na dużo młodszą, jeszcze na dziewczynkę. Ale do niej to pasuje.

— Dzień dobry, kochanie — powiedziała z ciepłem i słodyczą.

Och, moja kochana Anielka! Nie zawsze się rozumiemy, a ostatnio coraz mniej, ale ona jest zawsze taka dobra i wyrozumiała! Jedyna osoba w tej rodzinie, która ma serce.

— Dzień dobry, Anielko! Poznałaś już Romana na pogrzebie, pamiętasz? — Pokazałam jej z dumą na Romka. 

Wyglądał dziś tak przystojnie w tym prążkowanym dwurzędowym garniturze, że nie mogłam przestać się nim cieszyć. Najchętniej obnosiłabym się z nim po całej Warszawie, wdzięcząc się dumnie i mówiąc, że żadna dziewczyna w Warszawie nie ma takiego narzeczonego!

— Tak, chociaż nie mieliśmy okazji zamienić słowa.

— Mam nadzieję, że to nadrobimy, bo Cecylka dużo dobrego mi o pani mówiła — powiedział Roman tym swoim aksamitnym głosem, aż Anielka się zarumieniła.

Stara, dobra Anielka! Nawet obcy mężczyzna, który się ani trochę nią nie interesuje, tak na nią działa! 

— Cecylia to przesadza, ja to wcale interesująca nie jestem. 

— Jak to nie! Jesteś najmądrzejsza w tej rodzinie, nie byle kto jedzie na stypendium do Paryża! — wykrzyknęłam.

— Właśnie — odezwała się ciotka Karolina z wnętrza mieszkania. — Anielka jest zdolna jak nikt w tej rodzinie. A teraz chodźcie, nie stójcie tak w drzwiach! 

Musiałam zdecydowanie potwierdzić. Może jedynie Stefek równał się z nią pod względem inteligencji, ale on...

Anielka zarumieniła się jeszcze mocniej po słowach matki i poprowadziła nas w głąb mieszkania. W dużym saloniku pełnym najróżniejszych bibelotów, które wujek Janek przywiózł ze swoich podróży, siedziały już obie ciocie. Na stole czekał imbryk malowany w jasnoróżowe różyczki i filiżanki, które wujek kupił w Bolesławcu. Pamiętam, że ciocia dostała je na któreś urodziny i była tak zachwycona, jakby otrzymała diamentową kolię. Od tamtej pory bolesławicki serwis był święty i wyciągano go tylko na specjalne okazje. Jego obecność na stole połechtała moją dumę. 

Ciocie wstały i zaczęły nas serdecznie witać. Potem nastąpiła krótka prezentacja Romka dokonana przez ciotkę Rozalię, która później zaatakowała go kanonadą pytań. Roman musiał opowiadać o sobie ciotce Karolinie, jakby zdawał jakiś egzamin z jego życia, a ja zajęłam się rozmową z Anielką. Na początku rozmawiałyśmy o tym, jakie sukienki Aniela powinna zabrać do Paryża, ale kiedy zauważyła, że ciotki nas nie słuchają, bo tak są pochłonięte Romanem, zapytała mnie cicho, tak że tylko ja usłyszałam:

— Jak znosisz brak Stefka? 

Przysunęłam się instynktownie do siedzącego obok Romana, który musiał wszystko słyszeć. Oplótł mnie mocno ramieniem i ujął drugą ręką moje dłonie. Wiedział, że musi mnie wesprzeć, kochany mój. Bo wciąż nie potrafiłam mówić o Stefku tak, jakby go nie było...

— Źle, ale Romek stara się mi pomóc, jak może.

— Ale mógłby robić to tak, żeby nie gorszyć przyzwoitych ludzi — sarknęła ciotka Rozalia, przerywając nagle swoją kanonadę pytań. 

— Wiem, że to nie do końca odpowiednie, pani Rozalko, ale chciałbym ten stan jak najprędzej zmienić — odezwał się spokojnie Roman. — Dlatego też chcemy wraz z Cecylką zaprosić panią Karolinę i pannę Anielę na nasz ślub, za miesiąc w Dunajewicach, mojej rodzinnej miejscowości. Oczywiście zapewnię paniom nocleg w naszym domu i wszystko, co tylko potrzebne.

Słowa Romana wywołały ogólne poruszenie w pokoju. Ciocia Rozalia natychmiast zaczęła przepraszać za to, że tak źle mówiła o Romku (chyba spodobała się jej perspektywa goszczenia w zamku na dłużej), a ciocia Karolina wypytywała o to, gdzie zamierzam zamówić suknię i czy możemy tak krótko po śmierci Stefka zorganizować takie przyjęcie. Tylko Anielka siedziała wyraźnie smutna i przybita.

— Och, Cecylko, tak mi żal, że będę wtedy we Francji! — westchnęła rozpaczliwie.

— Nie wrócisz na mój ślub?

— Obawiam się, że nie, kochanie, choć bardzo bym chciała. Ale podróż jest długa i droga, nie wiem, czy nas będzie stać.

— Nie mów mi! Tak się cieszę na twoje stypendium, ale tak mi teraz przykro!

— Nic nie zrobimy, że się tak złożyło. Możemy iść na chwilę do mnie do pokoju, Cecylko?

Zdziwiło mnie to jej pytanie, bo zazwyczaj nie miała żadnych sekretów, zwłaszcza przed swoją matką, ale chętnie poszłam z nią do pokoju. Przy Romku i ciotkach zdecydowanie nie można było rozmawiać o naszych dziewczęcych głupotkach bez ich czujnych spojrzeń.

Lubiłam ten pokoik Anielki, bo był całkiem podobny do mojego w naszym domu, tyle że więcej w nim różu i takich dziewczęcych, wręcz dziecięcych bibelotów, Zawsze mnie zachwycały te urocze koronkowe zasłonki i obszycia pościeli, te jej wszystkie figurki tancereczek i angielskie powieści z dziewiętnastego wieku wystawiane na półkach. Z Anielki to taka romantyczka, ale nigdy jej z żadnym mężczyzną nie widziałam!

Usiadłam przy jej toaletce, Anielka zaś ułożyła się na brzegu łóżka. Widziałam, że za ramę lustra miała zatknięte zdjęcie przedstawiające nas dwie w ramionach Stefka. Miał wtedy jakieś osiemnaście lat, a my po dziesięć i dwanaście. Byliśmy na wakacjach w naszym domu, a Stefek przechwalał się, jaki jest silny i wziął nas obie na ręce. Zaraz musiał nas obie wypuścić z ramion, bo nie mógł nas dźwignąć, ale przynajmniej zdążyliśmy zrobić zdjęcie.

Poczułam, jak ściska mi się serce, a do oczu napływają łzy. Mój Stefek... Dalej nie mogę pojąć, dlaczego on to zrobił. Może te długi też się do tego przyczyniły, a po odrzuceniu przez wydawcę i tym, co myśmy zrobili z Romkiem, już nie wytrzymał...

— Cecylko, mnie się ten twój Romek nie podoba — zaczęła nagle ostro Anielka, wyrywając mnie z zamyślenia.

Popatrzyłam na nią ze zdumieniem. Miałam nadzieję, że żartuje, ale Aniela była absolutnie poważna. Zmarszczone brwi tak zabawnie kontrastowały z jej dziecięcą buzią, że ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. 

— A co ci w nim przeszkadza, co? Przecież nie ma cudowniejszego mężczyzny na świecie! Jest przystojny, bogaty, czuły i troskliwy, no i kocha mnie.

— Nie powiedziałabym. On się na ciebie patrzy jak na rzecz, której posiadanie napawa go dumą. Głaszcze cię i pieści, ale nie ma w tym czegoś głębszego. Nie wiem, po co ci się oświadczył i czy chce wziąć ślub, bo coś do ciebie czuje, ale mnie to wygląda, jakby było mu cię szkoda i zrobił to z litości albo szukał żony, a ty mu się wydajesz świetnym wyborem, bo jesteś piękna, a do tego znalazłaś się w trudnej sytuacji i nie będziesz mu się sprzeciwiała, bo od jego zależy cała twoja przyszłość.

Nie mogłam tego słuchać. Miałam ochotę wstać i nakrzyczeć na Anielkę, zwyzywać ją od zazdrośnic i zdrajczyń, ale nie chciałam zachowywać się jak mała dziewczynka. Nie wypada mi już tak robić, skoro za miesiąc wychodzę za mąż i zostanę panią na zamku. Takie niedojrzałe zachowania i dogryzanie są dobre dla Anielki, nie dla mnie.

Uniosłam dumnie głowę i założyłam nogę na nogę, żeby wyglądać godniej. Popatrzyłam na Anielę z lekką wyższością i powiedziałam:

— Mylisz się. Nie wiem, skąd wyciągnęłaś takie wnioski, ale Roman mnie kocha.

Aniela prychnęła lekceważąco. Zaciskała wargi, jakby chciała się powstrzymać od wypowiedzenia czegoś nieprzyjemnego. I bardzo dobrze, bo jeszcze jedno złe słowo na Romka i chyba bym nie wytrzymała.

— Dobrze, Cecylio, jeśli tak uważasz — powiedziała w końcu. — Nie chcę się z tobą kłócić, bo wyjeżdżam na długo i nie wiem, kiedy się znów zobaczymy, a nie chcę się rozstawać w niezgodzie, ale martwię się o ciebie. Zostałaś sama, do tego zawsze byłaś podatna na mężczyzn i po prostu... Wasza decyzja jest bardzo nagła, nie spodziewałam się nawet, że wcześniej coś między wami było, rozumiesz chyba moją troskę...

— Tere fere, troska! Zazdrosna jesteś, bo sama żeś nigdy nikogo nie miała!

Wiem, że to nie było ładne z mojej strony, ale co ja miałam zrobić, jak tak mnie zdenerwowała! Co jej do tego, jakie powody nami kierowały przy zaręczynach? Ważne, że się kochamy i będziemy brać ślub.

— Wiesz co, Cecylko, nie spodziewałam się tego po tobie.

Jej głos był tak chłodny, jakby chciała na mnie chuchnąć i zamrozić mnie swoim oddechem.

— Czego się po mnie nie spodziewałaś? 

— Takiej... głupoty i zaślepienia. Widzisz tylko Romana, a o Stefciu to chyba już zapomniałaś! Jak możesz, on cię przecież tak kochał!

Zacisnęłam pięści, żeby powstrzymać swój gniew. Tak bardzo nie chciałam kłócić się z Anielką, ale ona nie pozostawiała mi innego wyboru. Żeby insynuować mi takie rzeczy! Może już nie rozpaczam tak bardzo po Stefku, ale to nie znaczy, że mi go nie brakuje i o nim nie myślę. Aniela nie ma pojęcia, że gdyby nie Romek, pewnie bym dawno zapłakała się na śmierć. Nie wie nic a nic. Wstałam z miejsca, nic nie mówiąc, żeby tylko nie rozognić konfliktu, i poszłam do salonu. Tam Romek rozmawiał z ciociami. Szepnęłam mu szybko do ucha, że chcę wracać do domu, i usiadłam na sofie. Na szczęście po chwili kazał mi się ubierać i pojechaliśmy.

Byłam taka zmęczona tymi emocjami, że położyłam się do łóżka. Nie chciałam się do tego przyznawać nawet przed samą sobą, ale Aniela zasiała w moim sercu ziarno niepewności. Może miała rację z tą nadmierną troską, wręcz litością Romana? Bo gdyby tak pomyśleć, to wcześniej nie bardzo wykazywał się taką troską i przejęciem...

Nagle wszedł do pokoju. Ściągnął marynarkę, rozwiązał krawat szybkim ruchem i odwiesił ubrania na krześle. Podchodził do mnie z błyszczącymi oczyma. W rozpiętej kamizelce i lekko zmierzwionych włosach wyglądał tak pociągająco, że ledwo wytrzymywałam. Marzyłam tylko o tym, żeby jego ciepłe usta znalazły się na moich...

Przysiadł na brzegu łóżka i wplótł dłonie w moje włosy. Uśmiechnęłam się szeroko na ten gest i wyciągnęłam ku niemu rekę, którą zaczęłam odpinać guziki jego kamizelki. Zsunęłam ją z niego i położyłam dłoń na szyi, by rozpiąć i koszulę, ale on nie chciał mi się poddać i położył się. Objął mnie, przyciągając mocno do siebie jednym zdecydowanym, wręcz brutalnym ruchem, a potem pocałował mocno.

— Kocham cię, moja śliczna — wyszeptał.

— Na pewno?

— A dlaczego wątpisz, kochanie? Czyż codziennie nie daję ci dowodów mego uczucia? — Przesunął dłonią w górę, w stronę moich piersi.

Wiem, że zrobił to specjalnie, żeby tylko odwrócić moją uwagę od tej rozmowy. Nie podobało mi się to ani trochę. Jest pora na romantyzm i zabawę, ale teraz potrzebowałam poważnie z nim porozmawiać. Może Anielka jednak miała rację...

— Dajesz, ale... Czy nie oświadczyłeś mi się z litości po śmierci Stefka? No wiesz, zrobiło ci się mnie szkoda, no i... — Popatrzyłam na niego z niepokojem. 

Roman popatrzył na mnie tak, jakby chciał się głośno roześmiać. 

— Oj, Cecylko... — szepnął, gładząc mnie po policzku. — Litość? Kto ci takich głupot nakładł do głowy! Tak, jego śmierć wszystko przyśpieszyła, ale to nie był główny powód...

— Czyli kochasz mnie?

— Oczywiście, że tak... W ogóle to... Dostałem dzisiaj telefon od dziadka, Jerzy jutro przyjeżdża do Dunajewic, więc pojedziemy tam w środę.

— Twój brat? Ten, co studiuje we Lwowie?

— Tak, znaczy się, on już skończył studia, ale uznał, że ma dość życia we Lwowie i równie dobrze może pracować w domu i jeździć tylko po zlecenia.

Tak bardzo nie chciałam znowu jeździć po ludziach! Dzisiejsza wizyta u Anielki tak mnie zmęczyła, że najchętniej bym nie wychodziła z domu przez tydzień. Ale Roman już znał moją rodzinę, a ja jego jeszcze nie, do tego i oni na pewno chcieli mnie poznać... Wypadało jechać...

— Musimy jechać? — zapytałam z męczeńską miną. — Tak bardzo nie chcę... Chcę zostać tutaj i mieć cię całego dla siebie...

— Musimy. Ale wcześniej mamy jeszcze troszkę czasu dla siebie...


Ten rozdział pisałam straaasznie długo, w sumie to nie wiem czemu, ale tak mi jakoś zeszło. Co sądzicie o reakcji Anielki? Czy zgrywa się z jej późniejszym podejściem do Romana? Czy dobrze czuła, że to nie taki cudowny amant, jak sobie wyobraża go Cecylia? I jak myślicie, co czeka Cecylię w Dunajewicach? Jak zareaguje Jerzy na jej przyjazd? To już niedługo, teraz mam więcej rozdziałów, więc może akurat w przyszłym tygodniu będą dwa, jak pisałam na insta :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro