Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny dzień minął znacznie szybciej i przyjemniej niż poprzedni. Nasza prezentacja, mimo że robiona na ostatni moment i nie do końca dopracowana, przypadła do gustu wielu inwestorom, którzy chętnie podchodzili do naszego stanowiska. Chociaż, jeśli mam być szczery, to zagadywali do nas w głównej mierze z zupełnie innego powodu. Eliza nie dość, że prezentowała się wyśmienicie w dopasowanej granatowej sukience, to na dodatek była wyjątkowo miła i towarzyska. Co prawda sama nie zaczynała rozmów, ale kiedy ktoś ją o coś zapytał, odpowiadała ochoczo. I właściwie to przejęła na siebie cały ciężar nawiązywania kontaktów z nowymi klientami, a moja rola sprowadzała się niemal do paprotki. Wcale mnie to jednak nie martwiło. Moja sekretarka radziła sobie świetnie, angielskim posługiwała się na naprawdę wysokim poziomie, a uczestnicy konferencji wręcz do niej lgnęli. A nie mówiłem, że jej obecność może nam zapewnić nowych sprzymierzeńców?

Eliza była tak zajęta zachęcaniem ludzi do nawiązania współpracy z naszą firmą, że chyba nie zwróciła uwagi na to, że ja praktycznie cały dzień spędziłem na przyglądaniu się jej. Od wczorajszego wieczoru wręcz nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy wróciłem do pokoju po prysznicu, siedziała w łóżku opatulona pościelą i czytała książkę. Najwyraźniej uznała, że już nadto się naoglądałem jej odkrytego ciała. I pewnie miała rację, tyle że mnie było zdecydowanie mało. Nie śmiałem jednak jakkolwiek tego zasugerować, w obawie, że mógłbym użyć jakiegoś niefortunnego sformułowania i zostać źle zrozumianym. Zresztą, jak dać delikatnie do zrozumienia swojej sekretarce, że ma się na nią ochotę i nie zostać przy tym oskarżonym o molestowanie w miejscu pracy? Chyba nie ma na to dobrych słów. Dlatego też w milczeniu, przemknąłem do swojego łóżka i odpaliłem na chwilę laptop, aby sprawdzić pocztę i inne rzeczy, na które nie znalazłem czasu w ciągu dnia. Po jakiejś pół godzinie, zgodnie stwierdziliśmy, że pora zgasić światło i spróbować zasnąć. Tak też zrobiliśmy i nie odzywaliśmy się do siebie aż do rana.

Obudziły mnie dźwięki dochodzące z łazienki. Zerknąłem na telefon, który twierdził, że budzik rozdzwoni się dopiero za dziesięć minut. Postanowiłem więc, że poleżę sobie jeszcze tę chwilę w spokoju, skoro łazienka i tak była zajęta. Po jakichś dwóch minutach jednak drzwi do tego pomieszczenia uchyliły się nieco. Podniosłem lekko jedną powiekę, chcąc sprawdzić, czy Eliza opuściła łazienkę już na dobre, czy tylko wyszła na moment, bo czegoś zapomniała. Szybko przekonałem się, że to druga opcja była prawdziwa, ponieważ moja sekretarka najpierw zerknęła na mnie przelotnie, zapewne chcąc się upewnić, czy wciąż śpię, a kiedy uznała, że właśnie tak jest, podbiegła do swojej szafki nocnej. Mając na sobie tylko bieliznę. I to nie byle jaką. Moje oczy wciąż były zaspane i na wpół przymknięte, ale widok czarnych koronkowych fig, podkreślających jej jędrne pośladki i stanika do kompletu, nie miał prawa mi umknąć, a mój mózg momentalnie się obudził. Zresztą nie tylko on.

Przez chwilę stała do mnie tyłem, więc pozwoliłem sobie zlustrować jej nienaganną sylwetkę. Nieraz miała na sobie dość opięte ubrania, które podkreślały jej zgrabną figurę, kształtny tyłek i pełne piersi, ale teraz mogłem to wszystko stwierdzić ze stuprocentową pewnością. Jej kreacje nie musiały maskować mankamentów, bo Eliza po prostu ich nie miała. Kiedy odwróciła się w moją stronę, szybko zamknąłem oczy i starałem się wyrównać nieco przyspieszony oddech. Chyba spaliłbym się ze wstydu jak nastolatek, gdyby przyłapała mnie na wgapianiu się w jej niemal nagie ciało. Zazwyczaj takie sytuacje mnie nie peszyły – lubiłem kobiety, lubiłem przyglądać się ich kształtom, lubiłem wodzić po nich dotykiem i nigdy nie wstydziłem się do tego przyznać. Z Elizą było jednak inaczej. To nie był typ dziewczyny, którą mogłem pożerać wzrokiem i liczyć na to, że odda mi się na noc czy dwie. A mimo to przez cały dzień przyglądałem się jej ukradkiem jak zakochany smarkacz, który nie wie, jak zdobyć się na odwagę i zaprosić dziewczynę na randkę.

Przyłapałem się też na tym, że nie podobało mi się, jeśli któryś z jej rozmówców stawał zdecydowanie za blisko niej czy dotykał jej ramienia. Eliza, mimo uprzejmego podejścia do nich, starała się trzymać swój zwyczajowy dystans. Nie zmieniało to jednak faktu, że od czas do czasu czułem ukłucie zazdrości. Niezbyt mocne – w końcu nie miałem powodów, aby się tak czuć – ale jednak niezaprzeczalne. I nie mogłem oszukiwać samego siebie, że było inaczej. Zaczynałem mieć fioła na punkcie tej kobiety. I aż bałem się pomyśleć, dokąd mnie to wszystko zaprowadzi.

Przez większość czasu właściwie nie mieliśmy okazji zostać sam na sam. Z pokoju wyszliśmy zaraz po tym, jak każde z nas doprowadziło się do porządku, po czym zeszliśmy do hotelowej restauracji na śniadanie, podczas którego omawialiśmy jeszcze szczegóły naszej prezentacji. A prosto stamtąd udaliśmy się do centrum konferencyjnego, gdzie nie sposób było się odpędzić od ludzi. Kilka razy mój wzrok natknął się na Cieślaka, ale na szczęście chyba sobie odpuścił, bo omijał nasze stanowisko szerokim łukiem. W trakcie przerwy obiadowej dosiadł się do nas jeden z moich znajomych wraz ze swoim wspólnikiem. Właściwie nawet mnie to cieszyło, bo nie musiałem się obawiać, że rozmowa z Elizą zeszłaby na niewłaściwe tory. Nadal nie poruszyliśmy tematu niedoszłego pocałunku, który już znacznie mniej mnie uwierał, ale nadal tkwił gdzieś w odmętach pamięci. Naprawdę należałoby to omówić, tym bardziej że z każdym kolejnym spojrzeniem skierowanym na moją sekretarkę, utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie była jednorazowa chwila słabości.

Jednak okazja do tego, aby coś sobie na spokojnie wyjaśnić, natrafiła się dopiero wieczorem, kiedy wróciliśmy do hotelu. W drodze powrotnej wymieniliśmy uwagi związane z minionym dniem i zawartymi nowymi znajomościami, które mogłyby zaowocować w przyszłości. Tak dobrze się nam rozmawiało, że spontanicznie zaproponowałem, abyśmy udali się do hotelowego baru i uczcili ten sukces symbolicznym drinkiem. Sądziłem, że Eliza spróbuje wymigać się zmęczeniem, ale ku mojemu zaskoczeniu zgodziła się bez wahania i to naprawdę ochoczo.

Z parkingu udaliśmy się prosto do baru. Usiedliśmy na wprost barmana, u którego zamówiliśmy trunki – ja whisky, a Eliza jakiś owocowy koktajl z wódką. Po chwili otrzymaliśmy nasze drinki i wznieśliśmy toast za udaną konferencję. Co prawda jeszcze się ona nie skończyła – jutro do południa były zaplanowane jakieś wystąpienia, ale dzisiejszy dzień naprawdę mogliśmy zaliczyć na konto sukcesów. I to w dużej mierze właśnie dzięki mojej towarzyszce.

Nie zdążyliśmy na dobrze zacząć rozmowy, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni, a na ekranie wyświetliło się imię mojego starszego brata. Zmarszczyłem brwi w konsternacji, bo ostatnio raczej rzadko do mnie dzwonił. Poza tym zapewne wiedział, że jestem poza miastem. Miałem tylko nadzieję, że nie stało się nic złego. Aby się o tym przekonać, musiałem jednak odebrać. Przeprosiłem więc Elizę i przeciągnąłem zieloną słuchawkę.

– Cześć, coś się stało? – spytałem lekko zaniepokojony.

– Cześć. Co robisz jutro po południu? – spytał Daniel, nie kłopocząc się zbytnimi uprzejmościami.

– Hm, pewnie będę w drodze do domu – odparłem, sięgając po szklaneczkę z nieco upitym trunkiem. – Jestem na trzydniowej konferencji we Wrocławiu – dodałem dla jasności.

– A mógłbyś wyjechać wcześniej i być u nas przed siedemnastą?

Nie powiem, że mnie to nie zaskoczyło. Daniel rzadko mnie o coś prosił, a już na pewno nie tak stanowczo i bezpośrednio. A tym razem jego pytanie brzmiało niemal jak rozkaz.

– Może i bym mógł. A o co chodzi?

Po drugiej stronie usłyszałem głębokie westchnienie i to zdecydowanie bardziej brzmiało jak mój brat. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że jego pytanie nie zabrzmiało zbyt uprzejmie.

– W szkole Mikołaja organizują imprezę andrzejkową – wyjaśnił. – Młody odchorował już fiasko z Halloween i tak się napalił na tę zabawę, że nie ma przebacz. Tylko że nie ma kto go tam zabrać. Ja już jakiś czas temu obiecałem jednej z kursantek dodatkowe jazdy przed egzaminem, a do Ani ma przyjechać ciotka Wanda. Wiesz która, ta co wprasza się na ostatni moment i jest oburzona, kiedy się jej odmawia. No a że żadne z nas się nie rozdwoi, no to musimy znaleźć kogoś, kto ogarnie młodego. Miałem zamiar poprosić mamę, ale Mikołaj się uparł, że chce iść z tobą. Twierdzi, że dawno się nie wiedzieliście i się stęsknił.

Jęknąłem w duchu, bo wiedziałem, że to nie jedyny powód, dla którego bratanek nalegał na moją obecność. Już kiedyś wspominał, że te andrzejki mogłoby być dobrą okazją do podjęcia kolejnej próby poznania mnie z Izą. I chociaż miałem już sobie odpuścić tę kobietę, nie miałem serca odmawiać Mikołajowi wspólnie spędzonego czasu. Tym bardziej, że obiecałem mu, iż będziemy widywać się częściej, a ostatnio byłem tak zajęty pracą, że zaniedbałem to postanowienie.

– No to jak będzie? – ponaglił mnie Daniel, kiedy nie odezwałem się przez dłuższą chwilę. – Jeśli nie dasz rady dojechać na czas, to okej. Zadzwonię do matki, a młody będzie musiał jakoś to przeboleć.

Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, jakie rozwiązanie tej sytuacji byłoby najlepsze. Mogłem przecież iść na tę imprezę, zupełnie nie myśląc o Izie. Wpadniemy na siebie – super, może coś zaiskrzy, znów coś stanie nam na drodze – trudno, nie będę tego przeżywał jak wcześniej, bo już się pogodziłem, że nic z tego nie będzie. Martwiłem się jednak o dzieciaki. Zapewne nadal miały nadzieję, że się zejdziemy, a kolejna porażka mogła być dla nich naprawdę dotkliwa. Z drugiej jednak strony, jeśli odmówię, mogą uznać, że tym razem to ja wszystko zepsułem, a Mikołaj może się na mnie poważnie obrazić. Oczywiście mogłem wymówić się pracą, ale Iza też tak zrobiła za pierwszym razem i nic dobrego z tego nie wyszło. Wyglądało na to, że wpakowałem się w sytuację, z której nie było jednoznacznie dobrego wyjścia.

– Dobrze, zabiorę go na te andrzejki – odparłem po dłuższej chwili. – Faktyczne dawno się nie widzieliśmy, więc chętnie spędzę z nim trochę czasu – dodałem, aby Daniel nie miał poczucia, że zmusił mnie do czegoś, na co nie mam ochoty.

– Super, wielkie dzięki – ucieszył się mój brat. – Mikołaj będzie wniebowzięty.

Daniel najwyraźniej nie wyczuł, że w całej sprawie jest drugie dno. Albo zapomniał już o całej aferze ze mną i Izą w roli głównej, albo uznał, że to już zamknięta sprawa i zarówno ja, jaki i Mikołaj z Kornelią daliśmy temu spokój. Cóż, miałem przeczucie, że w rzeczywistości było całkiem inaczej.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdawkowych zdań, po czym obiecałem, że jutro stawię się na czas, a następnie zakończyłem rozmowę. Kiedy tylko połączenie się zakończyło, chwyciłem mocnej szklankę z trunkiem i wziąłem spory łyk.

Dlaczego to wszystko musiało być takie popieprzone? Czy naprawdę nie mogłem poznać jakiejś fajnej, miłej kobiety, która byłaby skłonna związać ze mną swoją przyszłość? Czy byłem aż tak beznadziejny? Wiedziałem, że nie jestem ucieleśnieniem wszelkich cnót, ale chyba nie było aż tak źle. Jak na mój gust, byłem całkiem niezłą partią, a mimo to wciąż tkwiłem w kawalerskim stanie. Z Izą było mi nie po drodze, Michalina wolała swojego opornego agenta nieruchomości, a Eliza wydawała się dla mnie niedostępna. I to nie tylko dlatego, że była moją pracownicą. Byliśmy zbyt rożni, aby to mogło się udać.

– Wszystko okej? – Z zamyślenia wyrwał mnie łagodny ton głosu mojej towarzyszki.

Obróciłem się w jej stronę i dostrzegłem, że przygląda mi się uważnie. Jej drink był w połowie wypity, a ona bawiła się słomką.

– I tak i nie – odparłem, wpatrując się z powrotem w brązowy płyn, którego znacznie ubyło. – Jak to możliwe, że w sferze zawodowej wszystko idzie mi jak z płatka, a w tej osobistej ponoszę same klęski? – spytałem retorycznie, po czym uniosłem szklankę do ust i opróżniłem ją do dna. Następnie skinąłem na barmana, który niezwłocznie ją uzupełnił.

– Nie może być aż tak źle – odparła Eliza, jakby była przekonana, że ktoś taki jak ja ma na pęczki kobiet, które byłby gotowe rzucić się w moje ramiona i przyjąć oświadczyny.

– Oj, uwierz mi, jest naprawdę tragicznie, skoro nawet mój ośmioletni bratanek, próbuje znaleźć mi żonę – oznajmiłem, pociągając kolejny łyk whisky.

Brunetka zmarszczyła nieco brwi, ale nie wyśmiała mnie, jak się spodziewałem. Ja na jej miejscu jak nic parsknąłbym śmiechem. Im dłużej zastanawiałem się nad tą sytuacją, tym bardziej wydawała mi się ona absurdalna. Jak mogłem wierzyć w to, że ot tak wpadnę sobie na kobietę na szkolnej potańcówce, a ona bez wahania wpuści mnie do życia swojego i swojej córki? I to tylko dlatego, że jej pociecha i jej przyjaciel tak sobie wymyślili? To nie miało prawa się udać, a ja zbyt długo łudziłem się, że będzie inaczej.

– Masz na myśli tego bratanka, którym się przez jakiś czas opiekowałeś? – Ku mojemu zdziwieniu Eliza nie zbyła tematu dotyczącego życia prywatnego, ale nawet sama do niego nawiązała.

– Dokładnie tego – odparłem, biorąc kolejny łyk trunku. – To naprawdę mądry dzieciak.

– Niewątpliwie, skoro sam stwierdził, że przyda ci się żona – potwierdziła z uśmiechem.

– To akurat było stwierdzenie mojej matki – mruknąłem bardziej do siebie, ale Eliza i tak to dosłyszała.

Nie miałem zamiaru poruszać tematu mojej rodzicielki. Raz, że nie miałem na to zbytniej ochoty, a dwa nie chciałem wyjść na markotnego trzydziestolatka, któremu mamusia ustawia życie. Naprawdę nie było się czym w tej kwestii chwalić, ale słowa jakoś same zaczęły wypływać z moich ust. Może po prostu miałem dość tłumienia w sobie tej złości na matkę i musiałem to w końcu z siebie wyrzucić. Oczywiście wcześniej żaliłem się braciom, ale miałem wrażenie, że paradoksalnie wcale nie współczuli mi tak bardzo, jak powinni. Wiedzieli, że mama ma trudny charakter, ale żaden z nich nigdy nie był z nią w żadnym poważnym konflikcie. A nawet jeśli, to tylko dlatego, że stawali w mojej obronie. Nie miałem im tego za złe, ale wydawało mi się, że spoglądali na fanaberie naszej matki z pewnym przymrużeniem oka. Ja niestety nie byłem w stanie zrobić tego samego. I podświadomie chyba czułem, że Eliza podzieli moje zdanie, patrząc na to, że sama miała nienajlepsze relacje ze swoją rodzicielką.

Chyba trochę niepotrzebnie w swojej opowieści cofnąłem się do czasów studenckich, kiedy to doprowadzałem matkę do szału swoim ciągłym imprezowaniem i różnymi niepochlebnymi wybrykami. Potem przeszedłem płynnie do momentu, kiedy ze względu na stan zdrowia tata został zmuszony do zrezygnowania z prowadzenia firmy, a ja postanowiłem wziąć to na swoje barki z nadzieją, że matka doceni moje starania i w końcu ze mnie zejdzie. Na jakiś czas owszem spuściła z tonu, ale mimo zadowolenia co do kwestii zawodowej, zaczęła się czepiać sfery uczuciowej. I ta kłótnia sprzed trzech miesięcy nie była jednorazową sprzeczką, tylko którąś z kolei, która w końcu przelała czarę goryczy.

– Mniej więcej w tym samym czasie Daniel poprosił mnie o opiekę nad Mikołajem – kontynuowałem, zbliżając się w końcu do sedna sprawy, a mój głos zaczynał być już nieco bełkotliwy z uwagi na ilość wypitego alkoholu. – Młody chciał mi jakoś pomóc, więc razem ze swoją koleżanką z klasy wpadli na genialny plan wyswatania mnie z matką tej dziewczynki. Początkowo nie byłem do tego przekonany, bo wcale nie miałem zamiaru szukać sobie żony tylko dlatego, że matka mi kazała. Przemyślałem jednak sprawę i znałem, że w sumie co mi szkodzi. Przecież nie muszę się tej kobiecie od razu oświadczać, ale właściwie fajnie byłoby kogoś poznać. Tym bardziej, że doszedłem do wniosku, że lata lecą i nim się obejrzę faktycznie zostanę zgorzkniałym, samotnym jak palec starym kawalerem. Pozwoliłem więc dzieciakom wszystko zorganizować. Mieliśmy się poznać na dyskotece w szkole i wydawało się, że wszystko jest przygotowane na tip-top, ale niestety ona się nie zjawiła. Podobno musiała zostać w pracy, chociaż to pewnie jakaś marna wymówka. No ale mniejsza o to, zdarza się. Dzieciaki były rozczarowane tym niepowodzeniem, więc żeby ich udobruchać, zgodziłem się na podejście numer dwa. Zresztą do tej pory gustowałem raczej w panienkach na jedną noc i nie wiedziałem, jak zabrać się za poszukiwania kobiety, która nadawałaby się na żonę i matkę, więc było mi to na rękę. Niestety i tym razem coś musiało pójść nie tak. Kornelia się rozchorowała i kolejna szansa przepadła.

– Kornelia? – spytała Eliza, która do tej pory słuchała mojej opowieści w milczeniu, a teraz przyglądała mi się nieco podejrzliwie.

– Tak ma na imię ta dziewczynka, z której matką miałem się spiknąć – wyjaśniłem, uznając, że może opowiadałem wszystko zbyt chaotycznie i moja rozmówczyni nieco się pogubiła. – No ale ostatecznie nic z tego nie wyszło i stwierdziłem, że dam sobie spokój, skoro los najwyraźniej nam nie sprzyja. A teraz dzwonił do mnie Daniel z prośbą, żebym zabrał jutro Mikołaja na kolejną szkolną imprezę i podobno młody nalegał, żebym to właśnie ja się z nim wybrał – dodałem, po czym zrobiłem chwilę przerwy na kolejne opróżnienie szklaneczki i skinienie na barmana, aby ją ponownie napełnił.

– Bo ma nadzieję, że tym razem uda im się poznać cię z tą kobietą – Eliza zakończyła za mnie konkluzję, która zawisła w powietrzu.

– Otóż to – podsumowałem, posyłając jej blady uśmiech.

Zapadła chwila ciszy, którą przeznaczyłem na kolejny łyk trunku. Już jakiś czas temu powinna mi się zapalić lampka ostrzegawcza, sugerująca, aby nieco zwolnić tempo picia – w końcu jutro rano wypadałoby się jeszcze stawić na konferencji, a potem czekała mnie kilkugodzinna droga do domu i szkolna potańcówka – ale jakoś nie mogłem sobie odmówić. Przez ostatnie lata odzwyczaiłem swój organizm od przyjmowania takich końskich dawek alkoholu na raz i zapewne jutro będę tego żałował, ale czułem, że potrzebuję jakoś zagłuszyć swoje szalejące emocje.

– A to coś złego? – spytała niespodziewanie moja towarzyszka. – Przecież wcześniej chciałeś poznać tę kobietę – dodała, kiedy spojrzałem na nią niezrozumiale. – Co się zmieniło, że już nie chcesz?

I to było bardzo dobre pytanie. Czyżbym zbyt łatwo się zniechęcił i poddał? Ale z drugiej strony czy jest sens czekać na coś, co już kilka razy nie doszło do skutku, nie mając gwarancji, że faktycznie przyniesie jakieś korzyści? Nie pomagał też fakt, że Ania i Daniel wyraźnie dali mi do zrozumienia, że Iza to nie kobieta dla mnie. Tylko czy mądre jest skreślanie człowieka, którego nie miało się okazji poznać? Przecież sam tłumaczyłem Mikołajowi, że nie można nikogo oceniać, wcześniej go nie poznawszy, a teraz robiłem dokładnie to samo. Ale w tym wszystkim była jeszcze jedna kwestia, o której nie powinienem zapominać – Iza podobno się z kimś spotykała i była przy nim szczęśliwa. Czy roztropnym więc było robienie sobie nadziei, skoro sprawa i tak była praktycznie przegrana? Sam już nie wiedziałem, jaki front w tej sprawie powinienem przyjąć.

– Chyba po prostu uznałem, że nie ma sensu marnować czasu na coś, co raczej i tak się nie uda – odparłem zrezygnowany. – Tym bardziej, że podobno ona w międzyczasie już sobie kogoś znalazła. Po co się więc łudzić? Lepiej zacząć szukać szczęścia gdzie indziej – dodałem z wyczuwalną goryczą w głosie, bo moje poczynania w tym kierunku były póki co dość marne.

– I jak idą te poszukiwania? – Eliza chyba czytała mi w myślach i zadała pytanie, którego wolałbym uniknąć.

– Kiepsko – przyznałem niechętnie, zapijając to rozczarowanie kolejnym łykiem whisky. – Umówiłem się z przyjaciółką mojej bratowej, która kiedyś się we mnie podkochiwała. Okazało się jednak, że ma na oku kogoś, kto niezbyt zwraca na nią uwagę, a na randkę ze mną zdecydowała się tylko po to, aby przekonać się, czy faktycznie aż tak bardzo zależy jej na tamtym kolesiu.

Nie byłem jeszcze na tyle pijany, aby dodać, że ja podczas tego spotkania też bujałem w obłokach i rozmyślałem o innej kobiecie. Samo przyznanie się do tych dwóch porażek – z Izą i z Michaliną – było już wystarczająco zawstydzające. Nie miałem zamiaru pogrążyć się totalnie, mówiąc, że w znacznej mierze powodem tych niepowodzeń była siedząca właśnie obok mnie moja sekretarka. Ale taka była prawda. Moja niechęć do poznania matki Kornelii nie wynikała tylko z tego, że do tej pory było nam nie po drodze, a ona najwyraźniej była już zajęta. Jej źródłem był przede wszystkim fakt, że ja już chyba poznałem kobietę, z którą chciałbym spróbować się związać. I chociaż wiedziałem, że jest to raczej niemożliwe z różnych względów, to przeszła mi ochota na poznawanie innych ewentualnych kandydatek na żonę.

– No, to faktycznie coś brak ci szczęścia – podsumowała moje żale Eliza. – Ale nie przejmuj się. Miłość to nie jest coś, co się znajduje ot tak. Zazwyczaj przychodzi sama i to w najmniej oczekiwanym momencie – dodała, posyłając mi lekki uśmiech w ramach otuchy.

– Ta, powiedz to mojej matce – mruknąłem pod nosem, wpatrując się w brązowy płyn, który znów niebezpiecznie szybko znikał ze szklaneczki.

– Ważne, żebyś to ty o tym pamiętał – odparła z pełnym przekonaniem w głosie. – Szukanie miłości na siłę, nigdy nie kończy się niczym dobrym. Przekonujesz sam siebie, że tak jest dobrze, a nawet jeśli nie do końca, to z czasem na pewno tak będzie. Ale to gówno prawda. Im dalej w las, tym jest gorzej, aż w końcu dochodzisz do wniosku, że lepiej być samotnym niż pakować się w coś, co tylko cię unieszczęśliwia – dodała, po czym także wzięła spory łyk swojego drinka.

Spojrzałem na nią zdziwiony. Nie spodziewałem się po niej takiego wyznania. Zapewne nie mijała się z prawdą, a takie stwierdzania były dość powszechne, ale w jej głosie było coś takiego, że nie brzmiało to tylko jak pusty frazes. Miało się wrażenie, jakby sama coś takiego przeżyła. Tyle że zupełnie nie pasowało mi to do tego, co już o niej wiedziałem.

– Próbowałaś związać się z kimś, no wiesz, po Wiktorze? – zaryzykowałem pytanie, które mogło nieco wyjaśnić te niejasności, które mnie nurtowały.

– Nie – odparła rzeczowo. – Ale ktoś usilnie próbował związać się ze mną. I przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl, że to może wcale nie taki głupi pomysł. Szybko zrozumiałam jednak, że to nie miałoby nic wspólnego z miłością. A przynajmniej nie z mojej strony. I bardzo dobrze, że w to nie poszłam, bo teraz jestem już stuprocentowo pewna, że bym tego gorzko żałowała. Dlatego naprawdę radzę ci, zastanów się dwa razy, zanim pomylisz miłość ze złudną potrzebą bliskości czy źle rozumianą chęcią uszczęśliwienia kogoś innego.

Tak, to zdecydowanie była zasada, której powinienem się trzymać. Do tej pory myślałem tylko o tym, żeby zadowolić matkę i nie zawieść Mikołaja i Kornelii. A gdzie w tym wszystkim byłem ja i moje uczucia? Przecież to one powinny być najważniejsze. Eliza miała rację. Lepiej spoglądać w lustrze na twarz człowieka samotnego z wyboru niż unieszczęśliwionego przez wybory podjęte z niewłaściwych pobudek.

– Ale jak poznać tę prawdziwą miłość? – zadałem pytanie, które było bardziej rzucone w eter niż skierowane do konkretnej osoby. – Nie jestem nawet pewien, czy kiedykolwiek byłem zakochany, a co dopiero mówić o miłości. Skąd mam więc wiedzieć, że to właśnie to?

Nigdy nie powiedziałem żadnej kobiecie, że ją kocham. Od lat w moim życiu nie było takiej, do której mógłbym poczuć coś więcej niż pociąg fizyczny i zaledwie cień sympatii. Dziewczynę ostatnio miałem gdzieś na początku studiów. Lubiłem ją – owszem, ale czy mogłem powiedzieć, że ją kochałem? Raczej nie. Nie szalałem za nią jak wariat, nie tęskniłem po zaledwie kilku godzinach rozłąki, nie zabiegałem o to, aby spędzać z nią każdą wolną chwilę, nie byłem o nią zbytnio zazdrosny. Było nam razem dobrze, ale nic poza tym. Nie. Zdecydowanie jej nie kochałem.

– To się po prostu wie. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Elizy. – Patrzysz na tę osobę i trudno jest ci wyobrazić sobie świat, w którym by jej nie było. A kiedy faktycznie jej zabraknie, całe twoje życie obraca się w gruz i nie masz pojęcia od czego zacząć, żeby zbudować je na nowo. Albo nawet wcale nie masz na to sił ani ochoty. Bo to już nigdy nie będzie to samo.

W jej głosie wyczuwalna była nutka nostalgii, ale znacznie mniejsza niż jeszcze niedawno, podczas naszej rozmowy na balkonie po aukcji dobroczynnej. Wtedy Eliza mówiła, że mimo upływu czasu nie potrafi pogodzić się ze śmiercią narzeczonego, ale właśnie chyba zaczęła to robić. Nie wiedziałem, co było impulsem, który pozwolił jej zrobić pierwszy krok ku wyjściu z żałoby, ale zmiana była naprawdę widoczna.

– Kochałaś Wiktora – powiedziałem, chociaż ten komentarz był całkowicie zbędny i sam nie wiedziałem, co chciałem przez niego osiągnąć. Chyba zaczął przemawiać przez ze mnie alkohol.

– Oczywiście, że go kochałam – odparła, ale nie z pretensją, tylko raczej rozrzewnieniem. – I po jego odejściu przez długi czas sądziłam, że mój limit szczęścia już się wyczerpał. Że miałam swoje pięć minut wielkiej miłości i żadna inna już mnie nie czeka.

– A teraz uważasz inaczej? – spytałem, mając nadzieję, że odpowiedź da mi wskazówkę co do tego, czy ewentualnie miałbym jakiekolwiek szanse, jeśli przyznałbym się do mojego zainteresowanie jej osobą.

– Bliska mi osoba uświadomiła mi niedawno, że śmierć Wiktora nie oznacza dla mnie końca miłości. Że wiele jeszcze przede mną, że naprawdę mogę znaleźć kogoś, kto mnie uszczęśliwi, tylko muszę przestać czuć się, jakbym go w ten sposób zdradzała. On by chciał, abym ruszyła do przodu, znów się zakochała i była szczęśliwa. To wcale nie jest takie proste, ale zrozumiałam, że muszę się w końcu otworzyć na ludzi, na możliwości, na życie. I przede wszystkim znaleźć to, co dobre w odpuszczeniu sobie.

Przysłuchiwałem się temu z uwagą i stwierdziłem, że to dobrze, że Eliza ma wokół siebie ludzi, którzy ją wspierają, służą dobrą radą i chcą dla niej jak najlepiej. Ja również nie mogłem narzekać na brak bliskich, którzy zazwyczaj stali za mną murem, ale w ostatnim czasie, kiedy najbardziej potrzebowałem ich otuchy, słyszałem raczej słowa krytyki. Matka wiadomo – miała pretensje niemal o wszystko. Ojciec niby mnie rozumiał, ale mimo wszystko dawał lekko do zrozumienia, że mama ma nieco racji. Daniel uważał, że źle zrobiłem, zgadzając się na plan Mikołaja i Kornelii, a Marcin potrafił tylko przypominać mi, w jak kiepskiej sytuacji się znalazłem i naśmiewał się z mojego rzekomego (chociaż chyba jednak autentycznego) zauroczenia moją sekretarką. I to by było na tyle w kwestii realnego, podnoszącego na duchu wsparcia. Nic więc dziwnego, że moja frustracja znalazła ujście w alkoholu, którego zdecydowanie za dużo w siebie wlałem.

W pamięci szczególnie utkwiło mi ostatnie zdanie – znaleźć to, co dobre w odpuszczeniu sobie. Mnie też było tego trzeba, chociaż z zupełnie innych powodów niż Elizie. Ona musiała otrząsnąć się z żałoby i przestać zadręczać się tym, że śmierć Wiktora wszystko dla niej przekreśliła. Była przecież młodą kobietą, całe życie przed nią i naprawdę powinna przestać zastanawiać się nad tym, czy zasługiwała jeszcze na coś dobrego. Ja natomiast musiałem skończyć z zadowalaniem wszystkich dookoła oprócz mnie samego. Byłem tym już zmęczony i chciałem wreszcie skupić się tylko na sobie i swoich potrzebach. Inaczej nigdy nie będę tak naprawdę szczęśliwy.

– W takim razie za odpuszczenie sobie – wzniosłem toast i uniosłem do góry szklaneczkę z whisky. – I znalezienie w tym tego, co dla nas dobre.

– Oraz powodzenie w budowaniu szczęścia na nowo – dodała Eliza z uśmiechem, po czym stuknęła swoją szklanką o moją i napiliśmy się.

W barze przesiedzieliśmy jeszcze jakieś pół godziny, rozmawiając na nieco luźniejsze tematy, zanim barman dał nam lekko do zrozumienia, że nasz, a przynajmniej mój, stan kwalifikuje się raczej do zalegnięcia w łóżku niż kontynuowania alkoholowej konsumpcji. Zgodziłem się z nim potulnie, bo faktycznie zrobiło się dość późno, ja do trzeźwych nie należałem, a jutro było kilka spraw do załatwienia. Nie sądziłem, że jest ze mną aż tak źle, ale kiedy podniosłem się z barowego krzesła, nieco mną zachwiało. Na szczęście stojąca obok Eliza chwyciła mnie w porę za ramię i postawiła w miarę do pionu. Nie byłem pewien, ile ona wypiła, ale nawet jeśli było to więcej niż jeden drink, znajdowała się w o wiele lepszej kondycji niż ja. Pewnie powinno mi być wstyd, że moja sekretarka ogląda mnie w takim godnym pożałowania stanie i w dodatku poczuwa się w obowiązku doprowadzić mnie bezpiecznie do hotelowego pokoju, ale w tamtej chwili było mi to całkiem obojętne.

Zresztą drogę do pokoju pamiętałem jak przez mgłę. Nie byłem jeszcze aż tak pijany, żeby totalnie urwał mi się film, ale dopadła mnie senność, która w połączeniu z alkoholem niemal gwarantowała zaniki pamięci. Nie jestem pewien, ale chyba przez większość dystansu wspierałem się na ramieniu Elizy, starającej się uchronić mnie przed wszelakimi przeszkodami, które mogłem zaliczyć. Moment oprzytomnienia nastąpił w windzie, kiedy moja towarzyszka pochyliła się, aby wcisnąć przycisk z odpowiednim piętrem. Do moich nozdrzy doszedł zapach jej perfum, a bliskość podziałała niemal otrzeźwiająco. Przez umysł przemknęły mi nieco sprośne myśli, ale na szczęście zachowałem jakąś jasność umysłu i nie wcieliłem ich w życie. Stałem grzecznie oparty o jedną ze ścian windy i czekałem, aż znajdziemy się na naszym piętrze, przyglądając się spod przymkniętych powiek mojej sekretarce. Podobnie jak rano obraz był nieco zamglony, ale i tak nie mogłem oderwać od niego wzroku.

Kiedy już stanęliśmy przed właściwymi drzwiami, trwało trochę, zanim udało mi się wygrzebać z kieszeni kartę magnetyczną. Eliza czekała cierpliwie, przyglądając się moim nieporadnym wygibasom, chociaż miałem wrażenie, że w pewnym momencie miała ochotę sama przegrzebać wszystkie moje kieszenie. Dobrze, że jednak się na to nie zdecydowała, bo jej dotyk mógłby mnie popchnąć w nieodpowiednim kierunku, którego mógłbym później żałować.

Po tym, jak misja otworzenia pokoju ostatecznie zakończyła się sukcesem, weszliśmy do środka i Eliza od razu skierowała mnie w stronę mojego łóżka, na które opadłem bezwładnie. Senność już naprawdę brała nade mną górę, więc byłem w stanie zasnąć dokładnie w takiej pozycji, w jakiej się znajdowałem. Moja towarzyszka postanowiła jednak zadbać o jakieś standardy.

– Ściągnij chociaż buty i marynarkę, bo będzie ci niewygodnie – poleciła, zapalając nocną lampkę przy swoim posłaniu, która w tamtej chwili stanowiła jedyne źródło światła w pomieszczeniu.

Posłusznie, chociaż w ślimaczym tempie, podniosłem się do siadu i zająłem zdejmowaniem obuwia. Z lewym butem poszło mi całkiem nieźle, ale w prawym zrobił się supeł na sznurówce, a ja nie czułem się na siłach, aby z nim walczyć. Miałem zamiar się już poddać, kiedy Eliza postanowiła przybyć mi z pomocą. Usiadła na skraju mojego łóżka i zajęła się nieszczęsną plątaniną sznurków.

Kiedy ona toczyła bój z moim butem, ja po raz kolejny tego dnia miałem okazję, aby się jej przyjrzeć, ale tym razem z naprawdę bliska. Dzieliło nas może kilkanaście centymetrów i teraz mogłem dostrzec niemal każdy detal jej twarzy. Oprócz dużych, hipnotyzujących oczu, pełnych ust, zgrabnego nosa i mocno zarysowanych kości policzkowych, zauważyłem także niewielką bliznę nad lewą brwią oraz malutki pieprzyk na prawym policzku. Ktoś mógłby uznać, że to mankamenty, ale dla mnie były to urocze detale, które dodawały jej urody.

Nim się obejrzałem, prawy but zniknął z mojej stopy i wylądował na podłodze, a Eliza zajęła się zdejmowaniem mojej marynarki. Pozwoliłem jej na to, wykazując minimum wysiłku ze swojej strony. I to nie dlatego, że byłam zbyt zmęczony, chociaż ten powód też miał niemałe znaczenie. Zwyczajnie podobało mi się, że ktoś się o mnie troszczy. I pal licho, że miało to miejsce w tak upokarzającym momencie mojego życia. Chciałem po prostu poczuć, że chociaż raz ktoś martwi się o mnie, a nie ja o innych. I to było naprawdę świetne uczucie.

– Czy ze mną jest coś nie tak? – Niespodziewanie usłyszałem swój żałosny, pijacki głos. – Dlaczego żadna kobieta mnie nie chce? Czy czegoś mi brakuje?

Zadawanie tych pytań zapewne nie było dobrym posunięciem i stawiało mnie w raczej kiepskim świetle. Tym bardziej, że ich adresatką była moja sekretarka, która właśnie w akcie miłosierdzia kładła moje pijackie zwłoki do łóżka. Nic nie mogłem jednak poradzić na to, że wszedłem na ten etap upojenia alkoholowego, kiedy człowieka nachodzą egzystencjalne przemyślenia i negacja własnej wartości. Zresztą nie było się co dziwić, że do tego doszło, skoro moje życie uczuciowe to nic innego jak pasmo wiecznych porażek.

– Absolutnie niczego ci nie brakuje – odparła Eliza z takim przekonaniem w głosie, który rzadko można było u niej usłyszeć. – Jesteś fajnym, przystojnym, dobrym, troskliwym, odpowiedzialnym facetem ze świetnym poczuciem humoru i chyba całkiem niezłym podejściem do dzieci. Prawie ideał – dodała, posyłając mi ciepły uśmiech.

– Czemu więc żadna kobieta tego nie dostrzega? – dalej lamentowałam, bo naprawdę nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego potencjalne kandydatki na żonę wciąż mną gardzą, skoro podobno jestem całkiem niezłą partią.

– Widocznie są ślepe – skwitowała Eliza, spoglądając mi prosto w oczy. – Albo po prostu nie potrafią tego docenić.

– A ty byś potrafiła? – Pytanie wymsknęło mi się szybciej, niż zdążyłem się nad nim zastanowić i dojść do wniosku, że nie powinienem go zadawać.

Wyraz twarzy Elizy momentalnie się zmienił. Zniknęła z niego nutka rozbawienia i pobłażania, a pojawiła się powaga i skupienie. Wstrzymałem na moment oddech, bojąc się, że posunąłem się za daleko i zaraz poczuję tego konsekwencje. Byłem jednak sam sobie winien. Gdyby nie pijacki przypływ odwagi, taka sugestia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Cisza trwała niczym wieczność i już myślałem, że Eliza nie odpowie, tylko uraczy mnie jakąś karcącą uwagą lub pozostawi to zupełnie bez komentarza, obróci się na pięcie i odejdzie, ale po raz kolejny postanowiła mnie zaskoczyć. Kompletnie nie spodziewałem się, że przesunie się jeszcze bliżej mnie, przyłoży dłoń do policzka i spojrzy głęboko w oczy.

– Myślę, że tak – szepnęła prosto w moje usta, po czym musnęła je swoimi miękkimi wargami.

Przez chwilę pozostawałem w kompletnym szoku, nie będąc pewnym, czy to rzeczywistość, czy tylko jakiś pijacki majak. Kiedy jednak stwierdziłem, że to dzieje się naprawdę, objąłem ją lekko, przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie i oddałem pocałunek. Nie było to nic wielkiego, zachłannego czy namiętnego. Zwykły całus, którym mogłaby się wymienić dwójka zawstydzonych nastolatków. A ja mimo to poczułem się, jakby to był najlepszy pocałunek mojego życia. Serce zabiło mi mocniej, oddech przyspieszył, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło. Dawno już nie czułem się tak wspaniale.

Zanim jednak nawet pomyślałbym o posunięciu się o krok dalej, Eliza przerwała pocałunek. Spodziewałem się, że odskoczy ode mnie w popłochu, zdając sobie sprawę, jaki błąd właśnie popełniła. Nie odsunęła się jednak. Oparła swoje czoło o moje i pogładziła policzek dłonią. Jej delikatny dotyk sprawiał, że moja skóra niemal płonęła, ale to był ten rodzaj uczucia, którego za żadne skarby świata nie chcesz się pozbywać.

– Lepiej się już połóż – zasugerowała szeptem, tym samym przerywając błogą ciszę, równocześnie nie zmieniając pozycji i posyłając mi lekki uśmiech. – Pogadamy jutro.

Kiwnąłem głową na zgodę, po czym z jej pomocą przeniosłem się do pozycji leżącej i przykryłem kołdrą.

– Dobranoc – szepnęła, odgarniając mi z czoła kosmyk włosów, który opadł na nie bezwładnie.

– Dobranoc – odparłem tym samym tonem i uśmiechnąłem się pod nosem, bo byłem przekonany, że będzie dobra.

I taka właśnie była. Zasnąłem niemal w sekundę, a w moich snach główną rolę odgrywała kobieta, w której chyba się zakochałem.

********************************************************** 

Hej :) I jak się Wam podoba rozdział i nowe oblicze Elizy? Mam nadzieję, że teraz już łatwiej będzie Wam ją polubić ;) 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. Następny jak zwykle za tydzień. 

P.S. Co prawda pisałam już o tym niedawno, ale ponawiam moją prośbę – jeśli poświęcacie pół godziny na przeczytanie mojego rozdziału, znajdźcie też sekundę na kliknięcie gwiazdki.  Naprawdę nie wymagam obszernych komentarzy (za które bardzo serdecznie dziękuję Szaafirowej <3), ale jeśli czytacie, dajcie o sobie znać. To naprawdę podnosi na duchu i dodaje motywacji do dalszego pisania, a Was niewiele kosztuje :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro