Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pobudka następnego dnia okazała się istnym koszmarem. Czego innego jednak mogłem się spodziewać po topieniu smutków w alkoholu? Zdecydowanie nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć i byłem tego w pełni świadomy, kiedy wlewałem w siebie kolejne porcje whisky. A teraz musiałem odpokutować swoją niefrasobliwość.

Ostatni tydzień był dość pochmurny, ale dzisiaj, oczywiście jak na złość, przez okno wpadły promienie słoneczne i zahaczyły o moją twarz. Jęknąłem przeciągle, bo nawet normalnie tego nie znosiłem, a jak doskwierał mi kac, to wszelakie przejawy światła były dla mnie torturą. Dlatego też w mojej sypialni rolety były niemal cały czas spuszczone. Tutaj jednak najwyraźniej o to nie zadbałem. Lub ktoś zdążył jej już odsłonić.

Wraz z tą myślą niczym bumerang powróciły mgliste wspomnienia poprzedniego wieczoru. Bar, telefon od Daniela, szczera rozmowa z Elizą, kilka szklaneczek whisky, chwiejna droga do pokoju, próba położenia się do łóżka, pomoc Elizy, moje głupie pytanie i pocałunek. Cholera. Nie wyglądało to zbyt dobrze. A przynajmniej cztery końcowe pozycje, oczywiście z ostatnią na czele. Chociaż, o ile dobrze kojarzyłem fakty, to nie ja byłem jej inicjatorem. A przynajmniej nie bezpośrednio, bo gdyby nie moje durne użalanie się nad sobą, pewnie do niczego między mną i Elizą by nie doszło. Chociaż w sumie, kto to wie? Wyraźne napięcie między nami było wyczuwalne już od tego niedoszłego pocałunku w biurze. A może nawet i wcześniej. I najwyraźniej musiało w końcu znaleźć ujście. Przynajmniej tyle dobrze, że skończyło się tylko na w zasadzie niewinnym pocałunku. Gdybym w pijackim amoku próbował posunąć się dalej, na pewno bym tego żałował. Zresztą już teraz zżerał mnie nie tylko ten fizyczny kac, ale też moralny.

Naciągnąłem poduszkę na głowę i jęknąłem, dając werbalny wyraz łupaniu w czaszce, jak i świadomości, że poprzedniej nocy dopuściłem do czegoś, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. Czułem się z tym naprawdę okropnie. Co prawda raz już byłem o krok od takiej sytuacji, ale wtedy byłem trzeźwy i zdolny do zapanowania nad swoimi czynami. A przynajmniej tak mi się wydawało. Chociaż z drugiej strony alkohol mógł stanowić niezłą wymówkę. Mogłem udawać, że nic nie pamiętam. A przynajmniej od momentu opuszczenia baru. Przez chwilę wydawało się to całkiem dobrym planem, ale szybko doszedłem do wniosku, że takie zachowanie nie byłoby właściwe. Musiałem wziąć odpowiedzialność za to, co się stało. Tym bardziej, że już raz zbyliśmy podobny incydent milczeniem. Nie mogliśmy dłużej udawać, że nic się między nami nie dzieje, bo jeśli dalej będziemy sobie wmawiać, że to nic takiego, może się skończyć na tym, że ostatecznie znajdziemy się w takim punkcie, z którego nie będzie powrotu, a wszelkie niedomówienia zawisną nad nami niczym gilotyna. A tego na pewno nie chciałem. Nie znałem się zbytnio na związkach, ale szczerość to chyba podstawa. Elizy i mnie pewnie nie połączy nic więcej ponad to, co już miało miejsce, ale mimo wszystko powinniśmy sobie pewne kwestie wyjaśnić.

Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, co musiało świadczyć o tym, że Eliza wyszła z łazienki do pokoju, po którym zaczęła się krzątać. Starała się nie robić zbytniego hałasu, zapewne sądząc, że wciąż śpię. Ciekawe, która była godzina. Z tego, co zdążyłem się zorientować, moja sekretarka była rannym ptaszkiem, więc nie zdziwiłbym się, gdyby nie było nawet siódmej. Nie byłem pewien, o której zasnąłem, ale musiało być dobrze po północy. Zazwyczaj jakieś sześć godzin snu było dla mnie wystarczające, aby w miarę sprawnie funkcjonować. Obawiałem się jednak, że w obecnym stanie było to zdecydowanie za mało. Mimo to wiedziałem, że już nie zasnę. Mogłem udawać, że jeszcze się nie obudziłem lub podjąć próbę podniesienia się i stawienia czoła temu, co nieuchronne.

Ostatecznie postawiłem na opcję numer dwa, dochodząc do wniosku, że im szybciej uporam się z całą sprawą, tym lepiej. Poważna rozmowa na kacu pewnie nie będzie niczym łatwym i przyjemnym, ale chciałem mieć to już za sobą.

Ściągnąłem poduszkę z twarzy i uchyliłem nieco powieki. Światło słonecznie nie było już tak dotkliwe dla moich oczu, ale ból głowy nieco się nasilił. Kiedyś czułem się podobnie niemal każdego poranka i to ćmienie w skroniach stało się codziennością, z którą nauczyłem się żyć, ale odkąd skończyłem z imprezami, moja tolerancja na alkohol i związane z nim niedogodności dnia następnego zdecydowanie się zaniżyła. Następnym razem, kiedy postanowię się upić, powinienem zastanowić się nad tym dwa razy, zanim sięgnę po szklankę z trunkiem.

Obróciłem się lekko w stronę łóżka Elizy. Stała przy szafce nocnej i wkładała do uszu kolczyki. Była już w pełni ubrana, jej posłanie było zaścielone, a obok stała zamknięta walizka, gotowa do wyjazdu. Zmarszczyłem nieco brwi, zdając sobie sprawę, że musi być znacznie później, niż zakładałem, skoro moja sekretarka zdążyła już się spakować, przygotować do wyjścia i posprzątać w swojej części pokoju.

Chyba na zbyt długo zawiesiem wzrok na Elizie, bo spojrzała w moją stronę, zapewne wyczuwając, że się jej przyglądam. Spodziewałem się, że uraczy mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty dla mojego pijaństwa, ale tylko uśmiechnęła się lekko, po czym sięgnęła po coś leżącego na nocnej szafce i ruszyła w moją stronę. Zanim przysiadła na skraju mojego łóżka, udało mi się dość sprawnie podnieść do pozycji siedzącej, chociaż mięśnie miałem nieco ociężałe. Przez moment siedzieliśmy w milczeniu, przyglądając się sobie. Eliza wyglądała jak zwykle bez zarzutu, jakby wczoraj wcale nie zabalowała nieco ze swoim szefem. O mnie zapewne nie można było powiedzieć tego samego. Aż bałem się spojrzeć w lustro. To naprawdę musiał być widok godny pożałowania. A mimo to moja towarzyszka siedziała zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie, posyłała pocieszający uśmiech i oferowała mi szklankę wody oraz jakieś tabletki. Zapewne na ból głowy.

– No bierz – zachęciła, kiedy przez dłuższą chwilę tylko przypatrywałem się niewielkim pigułkom w jej dłoni. – Spokojnie, nie mam zamiaru cię otruć – dodała z szerokim uśmiechem.

Wziąłem ostrożnie tabletki, włożyłem do ust, po czym popiłem wodą. Cały czas przyglądałem się jednak uważnie Elizie. Spodziewałem się różnych reakcji na wczorajsze wydarzenia, ale na pewno nie takiej. Znów zachowywała się, jakby zupełnie nic się nie stało. I w dodatku była na tyle miła, aby zadbać o proszki na kaca dla mnie, chociaż wcale nie musiała, bo przecież sam byłem sobie winien. Jeszcze jakieś dwa tygodnie temu pewnie pozwoliłaby mi cierpieć samemu, rzucając jakąś kąśliwą uwagę na temat nierozważnego spożywania alkoholu, a tymczasem zajmowała się mną niczym przykładna żona niesfornym mężem, który postanowił zaszaleć z kolegami, nie przejmując się konsekwencjami. Nie będę zaprzeczał, że mi się to nie podobało, ale było to co najmniej dziwne, że w tak krótkim czasie jej zachowanie tak diametralnie się zmieniło. Gdybyśmy nie byli w takich relacjach zawodowych, w jakich byliśmy, pewnie próbowałbym przekuć tę jej troskę w coś więcej. Obecnie jednak nie wiedziałem, w którą stronę to wszystko powinno się przemieścić. Jak zwykle serce mówiło jedno, rozum drugie, a ja nie byłem pewien, którego powinienem posłuchać.

– Wszystko okej? – spytała wyraźnie zaniepokojona, kiedy nie odezwałem się przez dłuższą chwilę.

– Hm, jasne – wychrypiałem, przeczesując rozczochrane włosy palcami. – Tylko... – zacząłem, chcąc jakoś nawiązać do wczorajszych wydarzeń, ale widząc lekko spanikowaną minę Elizy, ostatecznie zrezygnowałem. – Która jest godzina?

Brunetka odetchnęła nieznacznie z ulgą, co potwierdziło moje przypuszczenia, że nie chciała rozmawiać o minionej nocy. Czyżby wstydziła się tego, co zrobiła? W końcu to ona zainicjowała pocałunek, chociaż ja też nie byłem bez winy, bo przecież jej nie odepchnąłem. Myślę, że po tej rozmowie, którą przeprowadziliśmy wcześniej, oboje potrzebowaliśmy chwili bliskości. Szukanie jej u siebie nawzajem może nie było najlepszym pomysłem, ale co się stało, to się nie odstanie. Wolałbym to wyjaśnić, ale nie chciałem naciskać, a Eliza wyraźnie nie czuła się na siłach tego przedyskutować. Albo sądziła, że faktycznie nic nie pamiętam, i przeraziła się, że jest inaczej i co może to dla nas oznaczać. Postanowiłem póki co nie wyprowadzać jej z błędu, ale obiecałem sobie, że nie zostawię tak tego. Musieliśmy postawić sprawę jasno. Tym bardziej, że z mojej strony to było chyba coś więcej niż chwila pijackiej uległości i musiałem się dowiedzieć, czy w przypadku mojej sekretarki było podobnie.

– Dochodzi w pół do dziewiątej – odparła, podnosząc się z mojego łóżka. – Jeśli się pospieszysz, zdążysz na ostatnie wystąpienie i oficjalne zakończenie konferencji – dodała, podchodząc do swojej walizki i wyciągając jej rączkę.

– A ty? – spytałem skonsternowany. – Wybierasz się gdzieś indziej?

Obróciła się w moją stronę, wcześniej sięgając po leżący na krześle płaszcz, który zaczęła ubierać. Posłała mi spojrzenie, które miało w sobie jakąś nutkę czułości i przeprosin. Nic z tego nie rozumiałem.

– Wracam do domu – oznajmiła neutralnym tonem głosu. – Za czterdzieści minut mam autobus z centrum.

A więc wszystko jasne. Wcale nie uważała naszego wczorajszego pocałunku za jedno wielkie nic. Czuła się z tym na tyle niekomfortowo, że postanowiła wracać do domu wcześniej, na własną rękę. Nie mogłem jej za to winić, bo sam miałem pewne wyrzuty sumienia. Ale w takim razie czemu zaledwie minutę temu siedziała tak blisko mnie, że czułem słodki zapach jej perfum, i z uśmiechem oferowała mi lekarstwo na pijackie dolegliwości? Czy tylko mnie te dwa fakty zupełnie się nie zgrywały i wysyłały sprzeczne sygnały? Zazwyczaj dość dobrze udawało mi się rozgryzać kobiece postępowanie, ale w tej chwili miałem w głowie kompletny mętlik. Tym bardziej, że objawy kaca mi tego nie ułatwiały.

– Czy to przez nasz wczorajszy...? – zacząłem, ale jak to często bywało, Eliza urwała mi w pół zdania.

– Nie, po prostu dostałam z samego rana telefon i muszę jak najszybciej wracać – odparła, zarzucając na ramię torebkę. – Rodzinna sprawa.

Kiwnąłem głową ze zrozumieniem i nadzieją, że to nie jest żadna tania wymówka. Nie znałem jeszcze Elizy na tyle dobrze, aby umieć wyłapać moment, kiedy mnie okłamywała. Być może dlatego, że do tej pory nigdy nie próbowała tego robić. Fakt, zatajała pewne sprawy ze swojego życia osobistego, ale nigdy celowo nie wprowadziła mnie w błąd. To ja raczej sobie coś dopowiadałem i kurczowo tego trzymałem. Wyglądało jednak na to, że tym razem też mówiła szczerze.

– Podwiózłbym cię na przystanek albo nawet wrócił już razem z tobą, ale przy moim obecnym stanie to nie jest najlepszy pomysł – oznajmiłem ze skruchą i wskazałem na swoje wymiętolone do granic możliwości ubranie, chociaż to oczywiście nie strój sprawiał kłopot, ale fakt, że gdyby zatrzymał mnie patrol policji i zlecił badanie alkomatem, zapewne pożegnałbym się z prawkiem na jakiś czas.

– Spokojnie, dam sobie radę – zapewniła Eliza, sprawdzając coś w swoim telefonie.

Mimo wszystko czułem się źle ze świadomością, że ją tutaj przywiozłem, a teraz przez swoją lekkomyślność, nie mogłem odstawić jej bezpiecznie do domu. Zapewne po drodze nic strasznego się jej nie stanie, ale w jakiś dziwny sposób czułem się za nią odpowiedzialny. Przyjechała tu właściwie na moją prośbę, po czym zachowałem się jak skończony palant, upiłem się, przystawiałem do niej i ostatecznie skazałem na samotną podróż powrotną. Nie dość, że fatalny ze mnie szef, to i facet też nie pierwsza klasa. Nagle jednak do głowy wpadło mi jeszcze jedno rozwiązanie tej sytuacji.

– Masz prawo jazdy? – spytałem, odkrywając kołdrę, spuszczając nogi z łóżka i siadając na jego skraju.

Do tej pory nie pozwoliłem nikomu zasiąść za sterami swojego bmw, ale kiedyś przecież musi być ten pierwszy raz. I w tej chwili nie miałem nic przeciwko temu, żeby to właśnie Eliza dostąpiła tego zaszczytu. Chociaż tak mogłem jej wynagrodzić te wszystkie niedogodności.

– Mam, a co? – Spojrzała na mnie skonsternowanym wzrokiem, chyba nie domyślając się, co właśnie mam zamiar jej zaproponować.

– Jeśli dasz mi dziesięć minut, to się ogarnę i możemy jechać – odparłem, podnosząc się niemrawo z posłania. Jęknąłem cicho, czując, jak bolą mnie niemal wszystkie mięśnie. Widocznie spałem w jakiejś wyjątkowo niewygodnej pozycji. – No może dwadzieścia – dodałem, bo żadne gwałtowne ruchy nie wchodziły w grę.

– Obawiam się, że nic z tego – Eliza jak zwykle ostudziła mój entuzjazm.

– Boisz się prowadzić mój samochód w obawie, że mogłabyś go rozbić? – spytałem, posyłając jej kpiarskie spojrzenie. – Czy może tego, że nie spodoba mi się twój styl jazdy? – dodałem z lekkim uśmiechem, podchodząc do swojej torby, w celu poszukania jakichś świeżych ciuchów.

– Wypraszam sobie. – Zrobiła lekko oburzoną minę. – Akurat kierowcą jestem naprawdę dobrym i nie boję się motoryzacyjnych wyzwań, ale sama też co nieco wczoraj wypiłam i nie jestem pewna, czy już nadaję się do roli szofera – wyjaśniła, również posyłając mi uśmiech.

No tak, byłem tak zaaferowany własnym kacem, że zupełnie wypadło mi z głowy, że moja towarzyszka również nie była poprzedniego wieczoru abstynentką, chociaż wcale nie było tego po niej widać. Albo musiała wypić znacznie mniej ode mnie, albo miała wyjątkowo mocną głowę. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie należało kusić losu i narażać się na ewentualny mandat czy inne nieprzyjemności.

– Poza tym powinieneś pokazać się jeszcze na konferencji – dodała, chowając telefon do torebki. – Ten inwestor z Norwegii chciał pogadać o jego pomyśle na jakiś kurort wypoczynkowy.

Rzeczywiście, obiecałem wczoraj jakiemuś gościowi, że zamienię z nim dzisiaj kilka słów. I z tego, co kojarzyłem, bardzo mu na tym zależało, więc niemądrze byłoby nie skorzystać z takiej okazji. To mogła być naprawdę spora szansa dla naszej firmy, aby wybić się na rynek europejski.

– Racja – odparłem z westchnieniem, bo wcale nie miałem ochoty tam iść. I nie tylko dlatego, że czułem się fatalnie, bo tabletki przeciwbólowe już zaczęły nieco działać. Bardziej doskwierał mi fakt, że nie będzie tam ze mną Elizy. Przez te dwa dni przywykłem już do jej obecności.

– Ogarnij się trochę, zjedz coś porządnego, wytrzeźwiej i załatw, co masz do załatwienia – zasugerowała brunetka, sięgając po rączkę walizki. – I nie zapomnij, że obiecałeś zabrać Mikołaja na andrzejki – dodała tonem sugerującym, że to najważniejszy punkt tego dnia. – Nie rób takiej skwaszonej miny – skarciła mnie, zapewne dostrzegając, że się skrzywiłem. – Młody na ciebie liczy. A poza tym może akurat tym razem przytrafi ci się coś dobrego – zasugerowała nieco tajemniczo, ale wyraz jej twarzy sugerował, że naprawdę wierzyła w to, że czeka mnie jakaś miła niespodzianka.

Byłem jednak zbyt rozbity zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie, aby przywiązać do tego większą uwagę. Jedyne, o czym marzyłem, to przeżyć ten dzień we względnym spokoju i z minimalnym bólem głowy. Miałem nadzieję, że jakoś mi się to uda i przy okazji wypełnię wszystkie obowiązki, które na mnie czekały.

– Dobra, ja muszę już lecieć – oznajmiła moja towarzyszka, kiedy nie odezwałem się przez dłuższą chwilę. – Poradzisz sobie? – spytała, a jej troska, chociaż autentyczna, zbiła mnie nieco z pantałyku, bo nigdy dotąd nie przejmowała się mną na tyle, aby zadawać tego typu pytania.

– A mam inne wyjście? – odparłem, posyłając jej blady uśmiech, który miał sugerować, że bywałem już w gorszych sytuacjach.

– No to pa – pożegnała się, odwzajemniając gest, po czym ruszyła w stronę drzwi, ciągnąc za sobą walizkę.

Stała już niemal w progu, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie zrobiłem jednej istotnej rzeczy i w ten sposób pewnie po raz kolejny wyszedłem na nieczułego dupka.

– Eliza? – zawołałem, zanim zdążyła opuścić pokój.

– Tak? – Odwróciła się w moją stronę i posłała lekki uśmiech.

– Dziękuję – odparłem. – Za... wszystko.

Przyglądała mi się chwilę uważnie, jakby próbowała zrozumieć, co właściwie kryje się po tym „wszystkim". Sam do końca nie byłem tego pewien, więc miałem nadzieję, że nie dopyta o szczegóły. Na szczęście tylko po raz kolejny się uśmiechnęła i powiedziała:

– Do usług.

A potem, nie czekając na moją reakcję, wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi.

Nie wiem, ile czasu wpatrywałem się w miejsce, za którym zniknęła, ale chyba długo nie mogłem się otrząsnąć z odrętwienia. W głowie miałem istny mętlik. Ta kobieta z każdym dniem zaskakiwała mnie coraz bardziej i sam nie byłem pewien, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.

Kiedy w końcu wróciłem do rzeczywistości, mój wzrok padł na zegarek i przekląłem pod nosem. Jeśli chciałem zdążyć na zakończenie konferencji, naprawdę musiałem się pospieszyć. Chwyciłem z torby potrzebne rzeczy i ruszyłem w stronę łazienki.

***

Kilka godzin później, zgodnie z obietnicą, zbliżałem się do domu mojego starszego brata. Miałem lekką czasową obsuwę, ale miałem nadzieję, że Mikołaj nie będzie mi miał tego za złe. Naprawdę nie chciałem go zawieść. Tym bardziej, że mimo mojego kiepskiego stanu fizycznego, pozostałe sprawy, które miałem do załatwienia, przebiegły jak najbardziej pomyślnie i nie chciałem się wyłożyć na ostatniej prostej tego, nie do końca mojego, dnia.

Po szybkim prysznicu i pożywnym śniadaniu zamówiłem taksówkę i pojechałem do centrum konferencyjnego. Tam niemal od razu wpadłem na tego norweskiego inwestora, który na mój widok ucieszył się, jakby co najmniej już nadeszły święta, a on znalazł swój wymarzony prezent pod choinką. Nasza rozmowa była bardzo owocna, ale też znacznie dłuższa, niż zakładałem. Nie miałem jednak zamiaru narzekać, bo byliśmy już wstępnie dogadani na naprawdę dużą budowę i pokaźne kwoty. Co prawda nie miałem jeszcze niczego na papierze, ale facet wydawał się naprawdę porządny i wierzyłem w to, że mnie nie okantuje. W dodatku chyba zupełnie nie zauważył, że nie byłem w formie i był wręcz zachwycony moimi propozycjami i podejściem do całej sprawy. Jedyne, nad czym ubolewał, to nieobecność mojej uroczej towarzyszki. Cóż, mnie ona też doskwierała.

Nasza dyskusja przeciągnęła się na tyle, że załapałem się ledwie na kilka ostatnich minut oficjalnego zakończenia konferencji. Może to i nawet lepiej, bo nie przepadałem za czczymi pogadankami. Ale w sumie nie żałowałem, że się tam stawiłem, bo na odchodnym każdy z uczestników dostał kilka biurowych gadżetów, które na pewno do czegoś wykorzystamy. Kiedy opuszczałem budynek, w którym odbywała się cała impreza, znów dopadł mnie głód, więc wstąpiłem do najbliższej restauracji i wrzuciłem coś na ząb. Po skończonym posiłku, zdałem sobie sprawę, że jeśli chcę się wyrobić na te całe andrzejki, to należało się zbierać. Nim jednak zamówiłem taksówkę, wstąpiłem na pobliski komisariat policji, aby upewnić się, że mogę już prowadzić. Miałem to szczęście, że alkohol dość szybko ze mnie wyparowywał i tym razem było podobnie. Miły policjant poinformował mnie z uśmiechem, że bez przeszkód mogę wsiadać za kółko. Niezwłocznie więc wróciłem do hotelu, zebrałem swoje rzeczy, zdałem kartę magnetyczną, rozliczyłem się i wsiadłem do bmw. Z przestrogi jednak jechałem dość ostrożnie i nawet na autostradzie nie przekraczałem dozwolonej prędkości. Lepiej dmuchać na zimne, niż się niemiło sparzyć.

Prędkość poniżej stu czterdziestu kilometrów na godzinę i korek na bramkach, sprawiły, że nie miałem już zbytniego zapasu czasu i wstąpienie do mieszkania nie wchodziło w grę. Może uda mi się chociaż wpaść na chwilę do łazienki u Daniela i Ani i odrobinę się odświeżyć. Co prawda nie było już czuć ode mnie gorzelnią, jak z samego rana, ale nie lubiłem po tak długich podróżach iść prosto na jakąś zabawę. Nawet jeśli to była zwykła potańcówka w podstawówce. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy spotka się kogoś wyjątkowego, a dobre pierwsze wrażenie to podstawa.

Ból głowy spowodowany kacem minął już dawno temu, ale podczas jazdy dopadł mnie zupełnie inny, tym razem związany z natłokiem myśli. Usilnie starałem się je od siebie odepchnąć i zagłuszyć donośną muzyką, ale nic to nie dało. Wciąż przetwarzałem w myślach wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek.

Chyba jeszcze nigdy nie otworzyłem się tak przed żadną kobietą. W głównej mierze pewnie dlatego, że właściwie do niedawna nie miałem się z czego zwierzać. Poza tym dziewczyny, z którymi się spotykałem, nie należały do tego typu, któremu można się wyżalić i oczekiwać, że coś z tego zrozumieją. Z Elizą było jednak inaczej. Sama wiele w życiu przeszła, zdecydowanie więcej ode mnie, i mimo że moje problemy były niczym w porównaniu do tego, z czym sama musiała się zmierzyć, miałem poczucie, że przynajmniej w jakimś stopniu mogłem liczyć na jej empatię. I chociaż jej chłodna fasada raczej zniechęcała do dzielenia się swoim troskami, to tak naprawdę okazała się świetną słuchaczką. A także całkiem niezłą pocieszycielką. Choć w sumie to chyba nie do końca trafne określenie. Ona po prostu podzieliła się ze mną swoimi doświadczeniami i przemyśleniami odnośnie nich. I chyba nawet nieświadomie trafiła w samo sedno. Może i mieliśmy inne życiowe rozterki, ale rada na nie była podobna – odpuścić sobie i dać losowi działać, nie przejmując się innymi czy zżerającymi nas od środka obawami. Wystarczyło, aby Eliza była ze mną szczera, a wszystko wydawało się jakieś łatwiejsze.

I o ile ta forma naszej bliskości była mi potrzebna i wyszła mi naprawdę na dobre, tak jeśli chodziło o to, co miało miejsce po rozmowie, nie byłem już taki pewien, czy poszło to w dobrym kierunku. I nie chodziło tu tylko o to, że łączyła nas relacja zawodowa. Temu można było jakoś zaradzić. Bardziej niepokoił mnie fakt, że Eliza wysyłała mi w tej kwestii dość sprzeczne sygnały. Z jednej strony wyraźnie troszczyła się o mnie i musiała czuć do mnie chociaż nić sympatii, bo wątpiłem, aby w innym wypadku zdecydowała się na ten pocałunek. A może po prostu zrobiło się jej mnie szkoda? Czy naprawdę byłem aż tak żałosny, że moja sekretarka, która wydawała się unikać jakichkolwiek bliższych relacji, zdecydowała się podnieść moją samoocenę tak intymnym gestem? Mógłbym jeszcze uznać, że podobnie jak przeze mnie przemawiał przez nią alkohol, ale mimo wszystko nie wydawała się aż tak wstawiona. Tym bardziej, że po wszystkim nie odsunęła się w popłochu, tylko patrzyła na mnie wzrokiem, w którym czaiła się troska i coś na kształt potrzeby bliskości. Może i byłem pijany, ale to spojrzenie odnotowałem bardzo wyraźnie. To nie była tylko pieszczota będąca wynikiem chwili słabości.

Tylko czy dla Elizy znaczyło to to samo co dla mnie? Skłamałbym gdybym wmawiał sobie, że ten pocałunek był dla mnie zwykłą przyjemnością, która za chwilę pójdzie w niepamięć. Nie było to nic wyszukanego czy namiętnego, ale wywołało we mnie emocje, jakich się po sobie nie spodziewałem. Do tej pory fizyczne kontakty służyły mi tylko do zaspokojenia swoich potrzeb i nigdy nie wiązałem ich z niczym, co miałoby jakikolwiek wymiar duchowy. Z Elizą było jednak zupełnie inaczej. I zakodowałem to uczucie mimo tego, że nie byłem do końca trzeźwy. Fakt, łatwo było pomylić pożądanie, które niewątpliwie odczuwałem wobec swojej sekretarki, z czymś więcej, ale byłem pewien jak nigdy w życiu, że tym razem miałem naprawdę właściwy ogląd sytuacji. Wczoraj spytałem Elizę, jak zrozumieć, czy jest się w kimś zakochanym, a ona odparła, że to się po prostu wie. I ja chyba właśnie wiedziałem. Może nie była to jeszcze miłość, ale zdecydowanie coś ponad zwykły pociąg fizyczny.

Czy to naprawdę możliwe, żebym się zakochał? I to w kimś takim jak Eliza? Oczywiście pod względem wyglądu zewnętrznego miała wszystko to, co zawsze mnie w kobietach pociągało. Nic więc dziwnego, że mi się podobała i tak intensywnie działała na moje zmysły. Nie dało się jednak ukryć, że wewnętrznie była bardzo skryta i skomplikowana. Z reguły nie zrażały mnie takie kobiety i traktowałem je jak pewnego rodzaju wyzwanie, ale coś czułem, że tym razem nie pójdzie mi tak łatwo. Eliza wiele już w życiu wycierpiała, a ja bałem się, że zamiast pomóc jej poradzić sobie z bólem, tylko bym jej go przysporzył. Ona potrzebowała kogoś u swojego boku, kto otoczy ją opieką i zadba o jej pokiereszowane serce, a ja chyba nie czułem się na siłach, aby być tą osobą. Oczywiście chciałem dla niej wszystkiego, co najlepsze, tyle że ja nie byłem w stanie tego jej dać. Do tej pory zbyt lekko podchodziłem do związków, o ile tak można by je nazwać, i pewnie minie sporo czasu, zanim odnajdę się w nowej dla mnie rzeczywistości. Nie mogłem więc narażać Elizy na te chwile niepewności. Może i starała się zgrywać przed innymi silną kobietę, której nic nie rusza, ale ja wiedziałem, że w głębi duszy była krucha niczym szkło. Jeden nieuważny ruch i rozbije się na tysiące małych kawałeczków, których nie sposób będzie poskładać na nowo. A ja nie chciałem być tym, który doprowadzi ją do takiego stanu. Może więc i byłem tchórzem bojącym się podjąć ryzyko, ale naprawdę wolałem uchronić zarówno ją, jak i siebie przed konsekwencjami, po których nie będzie już powrotu. Zresztą mogłem sobie tak gdybać, ale przecież nie wiedziałem najważniejszego – co tak naprawdę Eliza czuła do mnie?

Obawiałem się, że ten pocałunek mógł być faktycznie tylko chwilową potrzebą bliskości, za którą nie szły żadne głębsze uczucia. Sama przyznała, że od śmierci Wiktora z nikim się nie związała i chociaż próbowała wmówić sobie i innym, że nic jej nie doskwiera, nie wierzyłem w to, że nie czuła się samotna. Przeżyła wielką tragedię i to normalne, że po czymś takim ludzie się w sobie zamykają, ale po jakimś czasie chyba zaczyna brakować im bliskości drugiej osoby. Nasza wczorajsza rozmowa pewnie jej to tylko jeszcze bardziej uświadomiła. I z dużym prawdopodobieństwem właśnie dlatego doszło do tego, do czego doszło. Ona też mogła pomylić to przyciągnie, które było między nami od jakiegoś czasu, z innym, poważniejszym uczuciem. Chociaż dzisiaj rano zachowywała się, jakby zupełnie nic się nie stało i prawie nic nie zmieniło. Zwierzenia przy barze na pewno nas do siebie zbliżyły i to musiało mieć konsekwencje w naszej dalszej relacji. Nie miałem jednak pojęcia, jaki wpływ na nią będzie miał pocałunek. Dla mnie Eliza była już zdecydowanie kimś więcej niż tylko sekretarką, której opowiedziałem o parszywych momentach mojego życia. Ale czy ja dla niej będę kimś więcej niż szefem, któremu co nieco zwierzyła się ze swoich trosk? Z jednej strony jej poranna troska o mnie wyraźnie na to wskazywała. A z drugiej – czyż nie zasugerowała, że powinienem iść na tę imprezę do szkoły i otworzyć się na możliwości, pod którymi zapewne miała na myśli Izę? Czy tylko mnie wydawało się podejrzane, że w ciągu zaledwie kilku minut wysłała mi dwie zupełnie sprzeczne wiadomości? I jak ja niby mam się w tym połapać, złożyć w logiczną całość i nie wyciągnąć pochopnych wniosków? Na litość boską, jestem tylko facetem, a nie jakimś jasnowidzem.

Moje rozmyślania zakończyło dotarcie do celu. Zaparkowałem pod domem Daniela i Ani, po czym wysiadłem z auta i skierowałem się do drzwi. Po drodze zerknąłem na zegarek. Nie było tak źle. Lekkie spóźnienie, ale nie powinniśmy mieć problemu z dotarciem do szkoły na czas.

Drzwi otworzył mi Mikołaj. Miał na sobie buty i niezapiętą kurtkę. Najwyraźniej czekał już od jakiegoś czasu w przedpokoju.

– No nareszcie! – zawołał, nie racząc mnie żadnym „Cześć wujku, miło cię widzieć". – Już myślałem, że nie przyjedziesz – dodał z lekkim wyrzutem w głosie.

– Sorki, młody, ale na drodze był dość spory ruch – odparłem, co w sumie nie mijało się z prawdą, bo było piątkowe popołudnie i ludzie spieszyli się do domu na weekend. – Ale spokojnie, zdążymy – zapewniłem go z uśmiechem, a w tym samym momencie zza drzwi do salonu wyłoniła się Ania.

– O, jesteś. – Na mój widok wyraźnie odetchnęła z ulgą. – Mikołaj już od godziny przebiera nogami, a ciotka Wanda zaraz chyba dostanie szału – drugą część zdania dodała szeptem, skinąwszy w stronę pokoju gościnnego.

Jeszcze raz przeprosiłem za spóźnienie i wytłumaczyłem jego przyczynę, nie dodając, że wyjazd z Wrocławia opóźnił się nieco przez moje pijackie wybryki. Nie daj Bóg, usłyszałaby to jeszcze ciotka Wanda i uraczyła Ankę wykładem na temat tego, jaka wyrodna z niej matka, skoro oddaje swoje jedyne dziecko pod opiekę pijaka.

Wymieniliśmy kilka zdawkowych uwag, a w tym czasie młody zapiął kurtkę, włożył czapkę oraz szalik i był gotowy do wyjścia.

– Nie zapomnij o sercach – oznajmiła Ania, podając synowi spore kawałki papieru we wspomnianym kształcie. – No, to bawcie się dobrze – zawołała jeszcze, po czym wróciła do salonu, aby dalej zabawiać kapryśną krewną.

My natomiast wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do mojego samochodu.

– Do czego te serca? – zainteresowałem się, kiedy Mikołaj wsiadał ostrożnie do auta, aby nie pognieść trzymanego papieru.

– To moja wróżba – odparł. – Każdy z klasy miał jakąś przygotować. Mama więc wymyśliła, abym wyciął serca i na jednym z nich napisał imiona dziewczyn, a na drugim chłopaków. Ja będę je trzymał napisami do siebie, a inni będą wbijać szpilkę z drugiej strony i na jakie imię trafią, tak będzie się nazywała ich ukochana osoba.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem, przypominając sobie, że w podstawówce bawiłem się w podobne wróżby. Nigdy zbytnio nie wierzyłem w takie rzeczy, nawet jako dziecko, ale i tak z sentymentem wspominałem lanie wosku przez dziurkę w kluczu czy odkrywanie kubeczków, pod którymi kryły się przepowiednie na temat przyszłego stanu cywilnego. Z tego, co pamiętałem, nigdy nie trafiłem na ten oznaczający zostanie starym kawalerem, a chyba właśnie na to się zanosiło. Tak więc w moim przypadku te andrzejkowe zabawy zupełnie rozminęły się z prawdą. Nie chciałem jednak odbierać Mikołajowi radości, bo był wyraźnie bardzo podekscytowany zbliżającą się imprezą.

– Świetny pomysł – pochwaliłem, posyłając mu lekki uśmiech. – Ale nie będzie ci smutno jeśli Kornelia nie trafi w twoje imię, prawda? Albo ty w jej – upewniłem się, bo wolałbym uniknąć aktu rozpaczy na szkolnym korytarzu. To była tylko zabawa i chciałem, aby młody był tego świadomy.

– Wujku. – Spojrzał na mnie z politowaniem. – Przecież wiem, że te wróżby tak naprawdę nic nie znaczą. A przynajmniej nie na tyle, aby się nimi tak bardzo przejmować. Jeśli Kornelia naprawdę mnie lubi, to nieważne, w czyje imię trafi.

Matko, ten dzieciak był tak cholernie mądry. Naprawdę nie mogłem się nadziwić jego bystrości. Miał zaledwie osiem lat, a pojmował więcej niż niejeden dorosły. Daniel i Ania mają cholerne szczęście i mogą być naprawdę dumni z syna. Takie dziecko to skarb.

– To dobrze – odparłem, bo to oznaczało, że przynajmniej jedną ewentualną komplikację na ten wieczór miałem z głowy. Byłem zbyt zagubiony w swoim własnym życiu uczuciowym, aby jeszcze martwić się o to mojego bratanka.

– Jeśli chcesz, to też możesz spróbować – zaproponował niespodziewanie. – To tylko zabawa, ale może akurat się spełni – dodał z uśmiechem, a ja wyczułem w tym mały podstęp.

Nie zdziwiłbym się, gdyby miał przygotowane osobne serce, na którym znajdowałoby się tylko jedno imię, które wspólnie z Kornelią uważali za słuszne. I pewnie miałoby to na celu przekonanie mnie, że przeznaczenie jednak istnieje i nie powinienem go ignorować. Niezła próba, ale nie mogłem podsycać oczekiwań dzieciaków. To wszystko i tak zaszło już zbyt daleko.

– Chyba jestem już na to trochę za stary – odparłem, chcąc jakoś łagodnie zbyć temat. – Ale mam nadzieję, że wy będziecie się świetnie bawić.

Resztę drogi do szkoły spędziliśmy na omawianiu tego, co działo się u nas od naszego ostatniego widzenia. Oczywiście głównie to mówił Mikołaj, bo u mnie wszystkie zmiany kręciły się wokół pracy. No dobra, może nie wszystkie, ale nie miałem zamiaru zwierzać się ośmiolatkowi z faktu, że zacząłem żywić jakieś głębsze uczucia wobec mojej sekretarki. Tym bardziej, że on wyraźnie nadal miał nadzieję na to, że jednak zwiążę się z Izą.

Tym razem zabawa nie odbywała się na sali gimnastycznej, ale w klasie, w której przeprowadzane były się lekcje Mikołaja i jego kolegów. Tak jak obiecałem, nie spóźniliśmy się, chociaż większość dzieciaków już się stawiła. Dostrzegłem też wychowawczynię i kilka matek, które kojarzyłem z dyskoteki na dzień chłopaka. Najwyraźniej i tym razem odpowiadały za poczęstunek i względny porządek podczas imprezy. Posłałem im krótki uśmiech, po czym rozejrzałem się dookoła. Dostrzegłem Emilkę, ale po jej matce nie było śladu. Odetchnąłem z ulgą, bo naprawdę nie miałem dzisiaj siły na odpędzanie się od zalotów nachalnej Agnieszki.

W sali nie działo się nic szczególnego, chyba z uwagi na to, że nie wszyscy jeszcze dotarli, więc uznałem, że to dobry moment, aby wyjść na zewnątrz i trochę się ogarnąć. Mikołaj wskazał mi, gdzie znajduje się łazienka, więc ruszyłem w tamtym kierunku. Na szczęście nikogo tam nie zastałem, więc mogłem w spokoju przepłukać twarz wodą, mając nadzieję, że zmęczenie, które się na niej malowało, będzie chociaż odrobinę mniej widoczne. Przejrzałem się w lustrze, do którego musiałem się nieco schylić, bo było z wiadomych względów zawieszone dość nisko, i stwierdziłem, że nie ma takiej tragedii, jakiej się spodziewałem. Chyba mimo wszystko byłem bardziej zmęczony psychicznie niż fizyczne. Z tym fantem jednak w chwili obecnej nie byłem w stanie nic zrobić. Najważniejsze, że nie będę straszył dzieciaków worami pod oczami.

Kiedy stwierdziłem, że jestem gotowy na powrót i wciągnięcie się w andrzejkową zabawę, ruszyłem do wyjścia z toalety i dość gwałtownie otworzyłem drzwi. Pech chciał, że akurat w tym samym momencie ktoś przechodził korytarzem blisko nich i niechcący tego kogoś nimi uderzyłem.

– Och, najmocniej przepraszam – zawołałem ze skruchą, czym prędzej podchodząc do poszkodowanej kobiety. – Nic się pani nie sta... – zacząłem, po czym urwałem w pół słowa, zdając sobie sprawę, kto właśnie przede mną stał. – Eliza? – spytałem z niedowierzaniem, a na mojej twarzy musiał się malować istny szok.

– Adrian – odparła spokojnie, jakby zupełnie nie była zaskoczona moim widokiem. – A więc jednak udało ci się dotrzeć na czas – dodała z uśmiechem, jakbyśmy byli umówieni i nie było nic dziwnego w tym, że na siebie wpadliśmy.

– Jak widać – mruknąłem bezwiednie, bo mój mózg wciąż przetwarzał to, co właśnie się stało. – Ale co ty tutaj robisz?

To był jakiś żart? Spisek? Akcja w stylu „Mamy cię"? Po co Eliza miałaby się zjawiać w szkole mojego bratanka? Chciała mnie uchronić przed zalotami samotnych, napalonych matek, udając moją partnerkę? Przecież jeszcze kilka godzin temu sama zachęcała mnie, abym otworzył się na możliwości! To w ogóle nie miało sensu. A może przez ten czas, od którego się rozstaliśmy, zrozumiała, że czuje do mnie coś więcej niż zawodową sympatię, ale nie chciała czekać z wyznaniem mi tego do poniedziałku i spontanicznie postanowiła wpaść tam, gdzie wiedziała, że mnie zastanie? Ale skąd miałaby wiedzieć, która to konkretnie podstawówka? Nigdy jej przecież o tym nie wspominałem. Coś tu było mocno nie tak.

– Cóż – zaczęła i spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby miała zamiar za moment zdradzić mi najbardziej strzeżoną tajemnicę świata. – Ja przyszłam z...

– Mamo! – Usłyszałem za sobą znajomy dziewczęcy głos, a chwilę później w ramiona Elizy wpadła ośmioletnia brunetka. – Chodź, zaraz zaczynamy, a ty masz wszystkie potrzebne rzeczy! – zawołała, po czym chwyciła moją sekretarkę za rękę z zamiarem pociągnięcia jej w stronę klasy i dopiero kiedy obróciła się na pięcie, dostrzegła moją osobą. – O, dzień dobry! – ucieszyła się na mój widok. – Widzę, że poznał pan już moją mamę – dodała z szerokim uśmiechem Kornelia, wskazując na Elizę, a ja zamarłem jak rażony gromem. 

********************************************************** 

Hejka :) A więc tak – największa zagadka opowiadania rozwiązana. Chociaż to pewnie żadne zaskoczenie, bo większość z Was już dawno temu podejrzewała, że Eliza to mama Kornelii. Wyjaśnienie tej tajemnicy nie oznacza jednak końca historii, troszkę jeszcze przed nami (w końcu nie było jeszcze żadnej dramy z prawdziwego zdarzenia :P). W następnym rozdziale, na który zapraszam za tydzień, historia Elizy, która wyjaśni ewentualne niejasności ;) 

Dzięki za gwiazdki :)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro