Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczął się grudzień i jak zwykle ostatni miesiąc w roku przebiegał mi znacznie szybciej niż pozostałe. Głównie dlatego, że koniec roku wiązał się z pewnymi podsumowaniami, raportami zbiorczymi, zamykaniem projektów i mnóstwem papierkowej roboty, za którą nie przepadałem, a którą należało zrobić, jeśli chciało się mieć święty spokój w przerwie świąteczno-noworocznej. Tak więc cały tydzień praktycznie nie wyściubiałem nosa ze swojego gabinetu, chcąc jak najszybciej uporać się ze swoimi obowiązkami. Znając życie, konieczne będą jakieś poprawki, a ja nie znosiłem zajmować się takimi rzeczami na ostatni moment.

W związku z natłokiem pracy, przez cały tydzień nie mieliśmy z Elizą czasu nawet na dłuższą rozmowę, a co dopiero na jakieś spotkanie. Na szczęście najważniejsze kwestie dotyczące naszych relacji udało nam się ustalić podczas piątkowego spotkania w szkole. Dzieciaki bawiły się świetnie do wieczora, a my w pełni wykorzystaliśmy ten czas nie tylko na okazywanie sobie wzajemnego zainteresowania, ale także określenie kilku zasad, którymi chcieliśmy się kierować. Po pierwsze – nie zamierzaliśmy się z niczym spieszyć. Żadnych wielkich planów czy deklaracji, zanim nie poczujemy na sto procent, że to właśnie to. Zaczniemy od kilku spotkań na gruncie prywatnym, aby lepiej się poznać, a potem się zobaczy, jak rozwinie się sytuacja. Drugim istotnym warunkiem było to, aby w pracy, przynajmniej póki co, pozostać w czysto formalnych stosunkach. Nie chodziło o to, aby się jakoś skrzętnie ukrywać, ale aby nie podsycać firmowych plotek. Nie chciałem, aby szeptano za naszymi plecami lub naśmiewano się, że porwaliśmy się na miłosne uniesienia rodem z najtandetniejszego harlequina. Bo w końcu to takie sztampowe – szef i sekretarka. Jak nic stalibyśmy się obiektem kpin. Mnie by to tam w sumie zwisało – rzadko przejmowałem się opiniami innych, ale nie chciałem narażać na to Elizy. Wiedziałem, że zależało jej na tym, aby była doceniana za swoją rzetelną pracę, a nie prowadzanie się z panem prezesem. Dlatego też zgodnie doszliśmy do wniosku, że poza faktem, że przeszliśmy na ty, nikt ze współpracowników nie może zauważać żadnej większej zmiany między nami. Stwarzanie pozorów, że nic nas nie łączy, nie powinno być zbyt trudne, bo poza Marcinem właściwie nikt nie zaglądał do mojego biura czy sekretariatu, więc zbytnia konspiracja nie będzie potrzebna. Chociaż paradoksalnie to właśnie z moim bratem mógłby być największy problem. No ale może uda mi się chociaż przez jakiś czas utrzymać tę paplę w niewiedzy.

Albo przynajmniej do momentu, aż sam jakoś ogarnę swoje rozbiegane uczucia. Oczywiście nie miałem wątpliwości co do tego, że chcę spotykać się z Elizą. Moje uczucia wobec niej, chociaż sam jeszcze nie do końca widziałem, czym dokładnie są, były jak najbardziej szczere. Podobała mi się ta kobieta, miałem do niej słabość i chciałem przekonać się, czy będę w stanie spełnić jej oczekiwania. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż miałem lekki mętlik w głowie w związku z odkryciem tożsamości matki Kornelii. Z jednej strony ułatwiało to całą sprawę z moim poszukiwaniem kandydatki na żonę, ale z drugiej wciąż nie mogłem uwierzyć, że dwie kobiety, którymi byłem zainteresowany, okazały się jedną i tą samą. Może to samolubne z mojej strony, ale gdyby było ich jednak dwie, miałbym jakąś alternatywę, gdyby z jedną coś nie wypaliło. A tak, jak coś spieprzę, to już na amen. Drugiej szansy prawdopodobnie nie będzie. Musiałem więc dać z siebie wszystko i zadbać o to, aby Eliza nie uciekła ode mnie z krzykiem. No i oczywiście nie mogłem zawieść dzieciaków. Chociaż nie przyznaliśmy się, że znamy się już od jakiegoś czasu, Kornelia i Mikołaj na pewno zauważyli, że mamy się ku sobie. I oczywiście bardzo się z tego cieszyli, myśląc, że to wszystko dzięki nim. Cóż, nie do końca, ale jakiś udział w tym wszystkim niewątpliwie mieli, więc póki co niech żyją w tym przekonaniu. Nie mieliśmy serca odbierać im tej autentycznej radości.

No i wydawałoby się, że wszystko zmierzało w jak najlepszym kierunku, ale paradoksalnie zacząłem odczuwać jeszcze większy niepokój niż dotychczas. Do tej pory to było tylko takie gdybanie, z którego niewiele wynikało. Nie było żadnych konkretów, więc podchodziłem do sprawy trochę nonszalancko, dochodząc do wniosku, że będę się martwić później. I to później właśnie nastąpiło, a ja kompletnie nie wiedziałem co robić. We w miarę stałym związku byłem ostatni raz jakieś dziesięć lat temu i nie było to nic na tyle dojrzałego, aby przetrwało próbę czasu. Albo raczej to ja nie byłem na tyle rozsądny, aby zadbać o tę relację. Teraz, dekadę później, byłem zdecydowanie dojrzalszy i odpowiedzialniejszy, ale czy w pełni gotowy na to, aby dzielić codzienność z drugą osobą? To byłaby dla mnie ogromna zmiana, której z jednej strony pragnąłem, ale z drugiej się bałem. Tym bardziej, że Eliza nie była jakąś tam zwykłą dziewczyną poszukującą stabilności tak jak ja. Miała już za sobą doświadczenia, których mnie brakowało. Wiedziała, jak to jest kochać kogoś całym sercem i jak bardzo boli strata tej osoby. Ja natomiast nie miałem okazji poczuć ani jednego, ani drugiego. Czy w takim wypadku będziemy w stanie stworzyć coś trwałego? Eliza na pewno miała jakieś oczekiwania, a ja nie byłem pewien, czy będę w stanie im sprostać. Nie chciałem jej zranić, wiedząc, jak wiele już w życiu wycierpiała, a miałem przeczucie, że nawet przy moich największych staraniach nigdy nie będę w stanie dorównać temu, co miała, będąc u boku Wiktora. Chciałem dla niej oczywiście wszystkiego, co najlepsze, ale nie oznaczało to, że będę w stanie jej to dać.

Próbowałem przekonać samego siebie, że nie powinienem się póki co tym zadręczać i pozwolić sytuacji samoistnie się rozwijać. Przecież nie miałem zamiaru zaraz się oświadczać. Na poważne decyzje i kompromisy jeszcze przyjdzie czas. Na razie powinniśmy przede wszystkim lepiej się poznać. Mój sposób bycia w stosunkach prywatnych niewiele różnił się od tego, jak zachowywałem się w pracy, ale czułem, że w przypadku Elizy różnica mogła być kolosalna. Zresztą było to dość dobrze widać podczas naszego wyjazdu. Była wtedy zdecydowanie bardziej otwarta, beztroska, bezpośrednia, zabawniejsza i śmielsza. I ta Eliza oczywiście podobała mi się dużo bardziej niż w wersji chłodnej profesjonalistki. Miałem więc nadzieję, że uda mi się jeszcze bardziej zgłębić to jej dostępniejsze oblicze. Już nie mogłem się tego doczekać, chociaż nie miałem pojęcia, kiedy nadarzy się do tego okazja, bo póki co wciąż tonąłem w stosie papierów, którego końca widać nie było. Pocieszałem się jednak świadomością, że im szybciej uporam się z robotą, tym wcześniej będę mógł zabrać się za sprawy dotyczące mojego życia osobistego.

Sięgałem właśnie po teczkę z dokumentami, które musiałem przejrzeć przed poniedziałkowym spotkaniem z ważnym klientem, który oczekiwał rocznego sprawozdania z postępów budowy, kiedy ktoś zapukał do drzwi mojego gabinetu. Po sposobie pukania doskonale wiedziałem, że za progiem stoi Eliza, więc uśmiechnąłem się szeroko i zaprosiłem ją do środka.

Drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się moja sekretarka, piękna jak zawsze. Miała dzisiaj na sobie bluzkę w kwiaty z dość głębokim dekoltem oraz ciemną, plisowaną spódnicę do kolan i oczywiście szpilki, które wysmuklały jej i tak zgrabne nogi. Przez ten tydzień przywiązywałem znacznie większą uwagę do jej ubioru niż dotychczas. Ona chyba również bardziej przykładała się do wyboru swojego stroju, bo mimo że jej stylizacje nie byłby zbyt wyzywające, to zdecydowane bardziej kolorowe i odważne niż jeszcze jakiś czas temu. Zastanawiało mnie, czy ta zmiana nastąpiła ze względu na mnie, czy po prostu Eliza stwierdziła, że ma ochotę nieco zaszaleć, ale w sumie nie miało to znaczenia. Cieszyłem się, że dzięki temu mogłem podziwiać jej wdzięki, chociaż to raczej niekorzystnie wpływało na moje skupienie w pracy. Tym bardziej, że od prawie trzech miesięcy nie miałem bliższego kontaktu z żadną kobietą, więc moje zmysły były wyjątkowo wyczulone i zniecierpliwione. Musiałem jednak nad nimi zapanować, jeśli nie chciałem niczego schrzanić już na samym wstępie. Nie było to łatwe, ale miałem zamiar dzielnie przetrwać tę posuchę, aby potem w pełni rozkoszować się urzeczywistnieniem wizji, które nachodziły mnie już od jakiegoś czasu.

– Pomyślałam, że przyda ci się zastrzyk kofeiny – oznajmiła Eliza, podchodząc do mojego biurka i stawiając na nim filiżankę z kawą.

– O tak, tego właśnie mi trzeba – odparłem w wdzięcznością. – Zaraz zasnę przy tych raportach.

– W takim razie mam chyba dobrą wiadomość – zaczęła, opierając się biodrem o stojące po drugiej stronie biurka krzesło. – Dzwonił Jankowski i przełożył spotkanie na następny tydzień, bo wyskoczył mu jakiś niespodziewany wyjazd.

Treść jej wypowiedzi nie do razu do mnie dotarła, bo moja uwaga skupiła się nie na słowach, a na widoku, jaki się przede mną rozpościerał. Doskonale wiedziałem, że to przeczyło naszej zasadzie zachowania profesjonalizmu w miejscu pracy, ale nie mogłem się powstrzymać przed dokładnym otaksowaniem jej wzrokiem. Poza tym byliśmy w pomieszczeniu sami i de facto nie robiliśmy niczego niewłaściwego. Jeśli ktoś chciałby wejść, najpierw by zapukał, co dałoby mi czas na przybranie wyrazu twarzy pod hasłem „tak, jestem poważnym, wymagającym szefem, który w skupieniu wysłuchuje tego, co jego sekretarka ma do powiedzenia".

– Słuchasz mnie w ogóle? – Z zamyślenia wyrwał mnie lekko poirytowany ton głosu Elizy. – Mam w poniedziałek przyjść ubrana w bezkształtny worek na ziemniaki, żebyś był w stanie zakodować to, co do ciebie mówię? – dodała z rozbawieniem, orientując się najwyraźniej, co powoduje moje rozkojarzenie.

– Ha, ha bardzo zabawne – odburknąłem. – Wystarczyłoby, żebyś nie kręciła tak biodrami – dodałem, chcąc zobaczyć, na jak wiele mogę sobie pozwolić w naszej nowej relacji.

– To znaczy jak? – spytała zalotnie, czego zupełnie się po niej nie spodziewałem. – Tak? – dopytała, po czym odepchnęła się od krzesła, o które się opierała, i okrążając biurko, ruszyła w moją stronę. Kręcąc biodrami niczym zawodowa tancerka salsy.

Oż, cholera! Jeszcze chwila i moje postanowienie o samokontroli szlag trafi. Przełknąłem ciężko ślinę, powstrzymując się przed przyciągnięciem jej do siebie, posadzeniem sobie na kolanach i namiętnym pocałowaniem. Miałem na to wielką ochotę, ale znając moje szczęście, sekundę później do gabinetu wpadłby Marcin i fama o naszym romansie rozniosłaby się po firmie z prędkością światła.

– Błagam, przestań – udało mi się wykrztusić, kiedy przysiadła na skraju biurka zaledwie kilka centymetrów ode mnie. – Nie żeby mi się nie podobało – dodałem szybko, aby nie zrozumiała tego opacznie. – Problem w tym, że podoba mi się tak bardzo, że zaraz nie będę za siebie ręczył.

I to była szczera prawda. Aż zacisnąłem dłonie na podłokietnikach obrotowego fotela, na którym siedziałem, aby powstrzymać je przed niekontrolowanym błądzeniem po ciele znajdującej się obok kobiety.

– Hm, dobrze wiedzieć, że jednak potrafię działać na facetów – odparła, uśmiechając się pod nosem, jakby dopiero teraz zdawała sobie sprawę ze swojego seksapilu.

Chociaż niewykluczone, że tak właśnie było. Jak sama przyznała, kiedy poznała Wiktora, była szarą myszką, a potem chyba nie miała okazji przekonać się, jak mężczyźni mogą na nią reagować. Gdzieś w głębi serca poczułem dumę, że to ja mogłem być tym, który może podziwiać jej nieskrępowaną atrakcyjność w pełnej krasie.

– Kobieto, istna z ciebie kusicielka – mruknąłem, nie wytrzymując i wstając z krzesła, aby następnie stanąć naprzeciwko niej i oprzeć ręce o biurko tak, że znalazła się w pułapce. – Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał – szepnąłem jej prosto do ucha, równocześnie modląc się, aby nikt w tej chwili nie postanowił nam przeszkodzić, bo naprawdę trudno byłoby nam wyjaśnić tę niedwuznaczną sytuację. Poza tym chciałem się nacieszyć tą bliskością, bo kolejna mogła się nieprędko nadarzyć.

– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – odparła, opierając dłonie na moim torsie i spoglądając mi prosto w oczy.

Jeśli to pożądanie, które dostrzegłem w jej wzroku, było chociaż w połowie autentyczne, to chyba nie potrawa długo, zanim nasza relacja przejdzie na kolejny etap. I chociaż bardzo tego chciałem, wiedziałem, że nie tędy droga. Tak wyglądały moje dotychczasowe relacje z kobietami, z których nie byłem dumny, bo poza kilkuminutową wymianą zdań o niczym i igraszkami w sypialni, nic mnie z nimi nie łączyło. A tym razem miało być zupełnie inaczej i nie chciałem, aby wzajemny pociąg fizyczny był jedynym, na czym oprze się nasz związek. Oczywiście to też istotny element i na pewno do niego dojdziemy, ale jeszcze nie teraz.

– A więc chętnie bym się czegoś ciekawego dowiedział – odpowiedziałem, nieco się od niej odsuwając. – I chyba od tego powinniśmy zacząć – dodałem, mając nadzieję, że moja aluzja będzie jasna. – Na razie porozmawiajmy, na czułości przyjdzie czas.

Eliza nie wydawała się w żadnym stopniu rozczarowana. Chyba sama doszła do wniosku, że nieco się przed momentem zagalopowaliśmy. Oczywiście nie było to nic niewłaściwego, ale jeśli chcieliśmy, aby coś z tego wyszło, należało zachować odpowiednią kolejność aspektów poznawania się. Najpierw ten duchowy, dopiero potem cielesny.

– Masz jakieś plany na popołudnie? – Pozornie zmieniła temat, chociaż miałem nadzieję, że ma to związek z tym, aby wprowadzić w końcu w życie plan poznania się na gruncie prywatnym.

– Miałem zamiar wpaść do Mikołaja z prezentem – odparłem, z powrotem zajmując swój obrotowy fotel. – Co prawda u mnie w rodzinie nie obchodzi się imienin, ale to w końcu mikołajki, a dzieciak był grzeczny, więc należy mu się jakaś nagroda.

Nie byłem zwolennikiem zbytniego rozpieszczania dzieci, ale młodemu naprawdę należał się jakiś podarunek w podzięce za to, jak się o mnie troszczył. Nie było to nic wyszukanego – nowa piłka do nogi, bo stara była już nieco wymęczona, ale miałem nadzieję, że się ucieszy. Tym bardziej, że dorzuciłem do tego jego ulubione słodycze.

– To miło z twojej strony – odparła z uśmiechem Eliza. – Chociaż miałam nadzieję, że miałbyś ochotę wybrać się ze mną do kina – dodała, z lekkim rozczarowaniem.

Matko, kiedy ja ostatnio byłem w kinie? I to z dziewczyną? Chyba lata świetlne temu. I chociaż wiedziałem, że siedząc w ciemnej sali obok Elizy, nie byłbym w stanie kompletnie skupić się na filmie, to wizja takiej randki bardzo mi się spodobała. Czy mogłem to pogodzić z dotychczasowymi planami?

– To kusząca propozycja – odparłem, nachylając się lekko w jej stronę. – Jeśli odpowiada ci jakiś późniejszy seans, to zwinę się wcześniej od Mikołaja i możemy się spotkać.

Tak, to było całkiem zgrabne rozwiązanie. Młody pewnie nie będzie miał nic przeciwko mojej skróconej wizycie, jeśli wyjawię powód wcześniejszego wyjścia.

– Nie ma takiej potrzeby – stwierdziła Eliza, zapewne uznając, że nie powinienem ze względu na nią zaniedbywać bratanka i już miałem zaprotestować, kiedy dodała: – Możesz zabrać go ze sobą.

Moja twarz musiała wyrażać istne zaskoczenie, bo Eliza zaśmiała się gromko, po czym, korzystając z mojego osłupienia, wstała i obeszła biurko, aby znaleźć się bliżej wyjścia. Stanęła za wolnym krzesłem po drugiej stronie i czekała na moją reakcję.

Przez dłuższą chwilę nie mogłem pojąć, czemu proponowała, abym zabrał na naszą pierwszą randkę dziecko, ale w końcu klapka mi się otwarła. Kornelia. Zapewne wybierała się do kina z córką w ramach mikołajek i uznała, że w takim razie ja mogę zabrać Mikołaja. Było to całkiem logiczne, ale wciąż nie mogłem przywyknąć do myśli, że moja sekretarka miała dziecko. Chyba musiałem popracować nad tym, aby o tym nie zapominać, bo to jednak dość istotna kwestia.

– Seans o osiemnastej piętnaście w Multikinie – oznajmiła, kiedy zauważyła, że moja konsternacja zamieniła się w przebłysk olśnienia. – Nelcia na pewno się ucieszy, jeśli przyjdziecie – dodała, po czym ruszyła w stronę wyjścia z głupkowatym uśmiechem na twarzy.

Nadal pozostawałem w pewnym szoku, ale kiedy stała już w progu, udało mi się sklecić chociaż jedno sensowne zdanie.

– A co będziemy oglądać? – spytałem, spodziewając się, że odpowiedź będzie tytułem jakiegoś filmu animowanego bądź familijnego, który i tak niewiele mi powie.

Eliza obróciła się w moją stronę i posłała mi szeroki uśmiech pełen zadowolenia.

– „Krainę lodu 2".

***

Przyznaję się bez bicia, że zanim nie zatrudniłem Elizy i pani Bożenka nie nadała jej miana Elsy, nie miałem zielonego pojęcia, czym jest „Kraina lodu". Pewnie powinienem się wstydzić, bo to podobno istny fenomen ostatnich lat i przynajmniej tytuł powinien obić mi się o uszy, ale przysięgam na wszystkie świętości, że naprawdę nie kojarzyłem zimnej blondynki w lodowo-niebieskiej sukience, jej sympatycznej siostry i gadającego bałwana. Może gdybym miał bratanicę, a nie bratanka, to sprawa wyglądałaby inaczej, bo podobno połowa obecnych zabawek dla dziewczynek miała motyw z Elsą, Anną lub Olafem. Ale niestety Mikołaj był chłopakiem, więc nawet jeśli szedłem do Smyka czy innego podobnego sklepu, omijałem półki z lalkami i innymi dziewczęcymi akcesoriami szerokim łukiem, kierując się do tych z klockami Lego. I tak oto przeżyłem sześć lat w nieświadomości, że piosenka „Mam tę moc" bije wszelkie rekordy popularności wśród uczennic wczesnej podstawówki.

Dzisiaj jednak moja ignorancja miała dobiec kresu. Co prawda pewnie powinienem się najpierw zapoznać z pierwszą częścią, skoro to już niemal kultowa bajka, ale nie miałem na to czasu. Zresztą, jaki normalny trzydziestolatek oglądałby samotnie animację dla siedmiolatek? Nie byłem w aż takiej desperacji. Poza tym i tak nie miałem zamiaru zbytnio skupiać się na filmie, więc znajomość jedynki wydawała się zbędna.

Mikołaj był oczywiście zachwycony wizją wspólnego wyjścia do kina z Kornelią i jej mamą. Nawet bardziej niż nową piłką, chociaż z niej też się ucieszył. Ania i Daniel nie mieli nic przeciwko, abym porwał ich syna na wieczór. Wręcz przeciwnie, dawno nie mieli chwili dla siebie, więc w sumie było im to na rękę. No i gites – wszyscy zadowoleni.

Kiedy dotarliśmy do kina, Eliza i Kornelka czekały na nas nieopodal kas. Dziewczynka rozpromieniła się na nasz widok. Najwidoczniej matka nie powiedziała jej, że do nich dołączymy. Pewnie chciała jej zrobić niespodziankę.

Po tym jak wszyscy się ze wszystkimi przywitali, ruszyliśmy w stronę kasy. Chciałem zapłacić za całą naszą czwórkę, ale Eliza uparła się, że ona pokryje koszty biletu swojego i córki. Nie chciałem wszczynać niepotrzebnej kłótni w miejscu publicznym, więc niechętnie na to przystałem. Wykazałem się jednak większym refleksem przy zakupie popcornu. Eliza wyraźnie miała przez moment ochotę protestować, ale ostatecznie dała za wygraną. Jeśli tak to miało zwykle wyglądać, to musiałem przyzwyczaić ją do faktu, że matka dobrze mnie wychowała i nauczyła, że o kobietę trzeba dbać, co przejawia się między innymi pokrywaniem kosztów randki. Być może to trochę staroświeckie, w końcu niby mamy uprawnienie i kobiety chcą być niezależne także finansowo, a to spotkanie nie było właściwie randką, ale i tak chciałem postawić na swoim. Bo w moim mniemaniu tak po prostu wypada.

Kiedy weszliśmy na salę, część miejsc była już zajęta. Oczywiście większość widowni stanowiły dziewczynki w przedziale wieku pięć-dziesięć lat i ich rodzice, głównie matki. Mikołaj i ja nieco wyróżnialiśmy się na tle tej damskiej zgrai, ale nie miałem zamiaru się tym przejmować. Zresztą dla postronnych ludzi pewnie wyglądaliśmy jak rodzice z dwójką swoich pociech – bliźniaków. Nikt się nie domyśli, że to zestawienie to tak naprawdę szef i sekretarka, którzy mają się ku sobie, oraz jej córka i jego bratanek, którzy się przyjaźnią. W sumie to całkiem zabawne, jak rzeczywistość może się różnić od pozorów.

Dzieciaki znalazły odpowiedni rząd i weszły w niego, szukając naszych miejsc. Eliza ruszyła za nimi, ale złapałem ją za rękę, po czym pociągnąłem za sobą, wchodząc dwa schody dalej i kierując się do jednego rzędu siedzeń wyżej niż przewidywały nasze bilety.

– Adrian, co ty robisz? – zapytała konspiracyjnym szeptem, zapewne po to, aby nie wzbudzać zainteresowania postronnych osób.

Nie odpowiedziałem od razu, bo przez chwilę rozkoszowałem się dźwiękiem mojego imienia wypowiedzianym przez jej melodyjny głos. Wciąż nie mogłem się do tego przyzwyczaić, a moje imię w jej ustach to miód na moje uszy.

– Naprawdę masz zamiar to oglądać? – spytałem, obracając się w jej stronę i nie kłopocząc się ściszeniem tonu głosu, więc jakaś siedząca rząd wyżej dziewczynka prychnęła z niezadowoleniem.

– A ty nie? – odparła Eliza, posyłając mi zdegustowane spojrzenie.

Cholera, ona serio myślała, że będę grzecznie siedział przez dwie godziny i śledził losy bajkowej idolki pięciolatek? Chyba mieliśmy zupełnie odmienne wizje co do tego, jak spędzić ten seans.

– Y, no, niekoniecznie – wydukałem w końcu lekko skonsternowany. – Rozumiem jednak, że nie mam innego wyjścia.

Nie bardzo mi się to podobało, ale cóż mogłem zrobić? Przecież doskonale wiedziałem, na jaki film się wybieram. A to, że nie wziąłem pod uwagę, iż będę musiał go faktycznie oglądać, to już moje niedopatrzenie.

– Jeśli ma się córkę, która po wyjściu z kina wymaga, aby przedyskutowało się z nią każdą scenę, piosenkę i bohatera, to trzeba kojarzyć chociaż piąte przez dziesiąte z całego filmy – odparła, przyglądając mi się uważnie.

– Ale ja nie mam takiej córki – oznajmiłem nad wyraz inteligentnie, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

– A ja tak – odparła tak beznamiętnym tonem głosu, iż odniosłem wrażenie, że poczuła się dotknięta moją wcześniejszą uwagą.

Kurczę, powinienem bardziej uważać na słowa. I na pewno nie miałem prawa oczekiwać, że Eliza poświęci mi całą uwagę podczas filmu, skoro wybrała się tu właśnie z córką i to z nią powinna dzielić radość z seansu. A ja znowu wyszedłem na samolubnego dupka, którego nie obchodzi, że dla kogoś, na kim w sumie powinno mi zależeć, ta bajka może być naprawdę ważna. Chyba musiałem się nauczyć dostrzegać nie tylko swoje potrzeby i widzimisię, ale także to, co istotne dla osób, które są mi bliskie.

Już miałem przeprosić za swój nietakt i zaproponować, abyśmy jednak usiedli koło dzieciaków, ale niespodziewanie Eliza podeszła do mnie na tyle blisko, że uderzyła mnie nagła fala gorąca. Brunetka złapała mnie za ramię, stanęła na palcach, aby dosięgnąć mojego ucha, po czym szepnęła prosto do niego:

– Poza tym myślałam, że będziesz chciał poznać prawdziwą Elsę, upewnić się, jak wiele mam z nią wspólnego, i zdecydować, która z nas jest bardziej sexy.

Powiedziała to tak uwodzicielskim głosem, że aż zaschło mi w gardle. W dodatku zabrzmiało to tak, jakby Elsa była jej jakimś niegrzecznym alter ego, a nie postacią z bajki, która zapewne mimo chłodnego obycia, była przykładną dobrą dziewczyną. I to wszystko oczywiście pobudziło moją wyobraźnię do tego stopnia, że teraz to już na pewno nie będę mógł się skupić na filmie. Czy ta kobieta chciała ze mnie zrobić bezmózgiego, napalonego troglodytę?

Nie czekając na moją reakcję, Eliza wyminęła mnie, ocierając się o mnie swoim ciałem, po czym ruszyła dalej rzędem, w który ją zaciągnąłem i zajęła miejsce znajdujące się jakieś dwa siedzenia na lewo od naszych dzieciaków. Dosłownie sekundę później w sali zgasło światło, a na ekranie zaczęły lecieć zapowiedzi nowych filmów i reklamy.

Stałem w miejscu niczym słup soli, póki ta sama dziewczynka, która wcześniej wyraziła swoje oburzenie dla mojej ignorancji względem Elsy i spółki, oznajmiła bezceremonialnie, że mam się przesunąć, bo zasłaniam jej cały ekran. Matka chyba skarciła ją za brak uprzejmości, ale równocześnie posłała mi znaczące spojrzenie, mówiące „znikaj stąd człowieku, bo irytujesz mi dziecko". Dlatego też czym prędzej ruszyłem w stronę Elizy i zająłem miejsce obok. Na szczęście niemal cały ten rząd był wolny i nie zapowiadało się na to, że ktoś miałby nas przegonić za to, że go podsiedliśmy.

Odpuściłem sobie próbę skupienia się na jakimś lecącym właśnie trailerze  i przeniosłem wzrok na moją towarzyszkę, która uparcie wpatrywała się w ekran i skutecznie ignorowała moje świdrujące spojrzenie, chociaż to ona zaledwie minutę temu zachowywała się niczym zawodowa uwodzicielka. Naprawdę nie ogarniałem tej kobiety. Świadomie rozpalała moje zmysły tylko po to, aby za chwilę grać zimną i niedostępną. Z jednej strony te wszystkie sprzeczności doprowadzały mnie to do szału, ale z drugiej jeszcze bardziej nakręcały.

Przez pierwsze piętnaście minut filmu starałem się patrzeć na ekran, ale kiepsko mi to wychodziło. Średnio co pięć sekund mój wzrok i tak kierował się na Elizę, która wciąż pozostawała niezruszona na moje gapienie się na nią. Ciekawiło mnie, czy faktycznie tak wciągnęła ją bajka, czy tylko ćwiczyła moją i swoją cierpliwość. Skoro jednak zrezygnowała z siedzenia koło swojej córki i wybrała wyłącznie moje towarzystwo, stawiałem na to drugie. I związku z tym postanowiłem urządzić nam mały konkurs na to, kto pierwszy pęknie i zrobi jakiś ruch. Byłem przekonany, że to ja przegram, bo moja samokontrola była już na wyczerpaniu, ale postanowiłem sprawdzić, na ile jeszcze mnie stać.

Po zdawkowym zakodowaniu kilku scen z bajkową Elsą w roli głównej, doszedłem do oczywistego wniosku, że zdecydowanie bardziej interesuje mnie ta, która siedzi obok mnie. Dlatego też z pełną świadomością porażki, dałem sobie spokój z tą grą „kto dłużej będzie się opierał". Nie miałem zamiaru walczyć z pragnieniami, które w gruncie rzeczy nie były niczym złym. Dlatego też, najciszej jak potrafiłem, przysunąłem się do Elizy i szepnąłem jej do ucha:

– Nie kręcą mnie blondynki, więc tamta wersja Elsy odpada. Za to moja Elsa, cholernie mnie pociąga, więc fajnie by było, gdyby w końcu poświęciła mi chociaż ułamek swojej uwagi.

Eliza drgnęła lekko, najwidoczniej nie spodziewając się takich słów z mojej strony, ale przecież sama mnie wcześniej sprowokowała. Zdawałem sobie sprawę, że sala kinowa pełna dzieci poniżej dziesiątego roku życia nie nadaje się do dyskretnego flirtowania, ale nie mogłem się powstrzymać. Poza tym, kiedy wcześniej rozejrzałem się dookoła, nawet w półmroku mogłem dostrzec, jak cała nieletnia widownia z fascynacją śledzi losy swoich ulubionych bohaterów, więc ryzyko, że ktoś zwróci na nas uwagę, było naprawdę znikome. I zamierzałem to umiejętnie wykorzystać.

Eliza nie zareagowała na moją zaczepkę, więc postanowiłem przyciągnąć jej uwagę w inny sposób. Odnalazłem jej dłoń i ująłem w swoją. Przez chwilę po prostu ją trzymałem, licząc na jakąś reakcję, ale nic nie nastąpiło, więc zacząłem wodzić kciukiem najpierw po zewnętrznej, a następnie wewnętrznej części jej dłoni. Myślałem, że się wyrwie, ale pozwoliła mi kontynuować tę niezbyt intymną pieszczotę, wciąż nie odrywając wzroku od ekranu. Dopiero kiedy przesunąłem palcami po jej ręce, ramieniu i dotarłem do odkrytej szyi, coś w niej drgnęło.

– Adrian, przestań – skarciła mnie ledwo słyszalnie. – Próbuję skupić się na filmie.

– A ja skupiam się na tobie – odparłem równie cicho, nachylając się jeszcze bardziej i składając lekki pocałunek na jej szyi, gdzie wyczuwalny był puls.

Dopiero to zagranie z mojej strony zmusiło ją do oderwania wzroku od ekranu i przeniesienia go na mnie. Spodziewałem się, że będzie ciskać we mnie piorunami za takie śmiałe poczynanie sobie w miejscu publicznym, ale ku mojemu zaskoczeniu, nawet w półmroku bardzo wyraźnie mogłem dostrzec, że jej oczy były lekko zamglone i to, co się w nich czaiło, na pewno nie było tylko czystą irytacją.

– Jesteś niemożliwy – mruknęła, ocierając swoim nosem o mój. – Tutaj jest pełno dzieci!

– I co z tego? – odparłem, zbliżając swoje usta do jej. – I tak są zbyt zajęci bajkową Elsą, żeby się zorientować, co się święci – dodałem, po czym niemal natychmiastowo wpiłem się w jej wargi.

Przez moment zastygła w bezruchu, jakby zupełnie nie spodziewała się takiego rozwoju sytuacji. Wystarczyło jednak, abym lekko przygryzł jej dolną wargę, a zaczęła oddawać pocałunek. Po chwili rozchyliła usta na tyle, że nasze języki w końcu mogły się spotkać. Jakby z oddali do moich uszu doszedł cichy jęk rozkoszy. Nie byłem pewien, z czyjego gardła się on wydobył, ale mało mnie to wtedy obchodziło. Jedyne, czego chciałem, to więcej. Więcej Elizy.

Niestety, a może właśnie stety, zanim zdążylibyśmy pogłębić pocałunek i przekroczyć granicę przyzwoitości, poczułem, jak coś małego i lekkiego trafiło mnie w policzek, a potem spadło na kolana. Jeden raz. Drugi. Trzeci. Usilnie chciałem to zignorować, ale po czwartym ziarnku popcornu, które odbiło się od mojej twarzy, musiałem skapitulować. Oderwałem się od Elizy i przeniosłem wzrok w miejsce, skąd wystrzeliwana była amunicja.

Mikołaj i Kornelia patrzyli na nas z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, a w dłoniach trzymali kolejne popcornowe pociski w pełnej gotowości. Najwyraźniej w starciu „akcja żona dla wujka/mąż dla mamy" contra „Kraina lodu 2" byliśmy na przegranej pozycji. Dobrze wiedzieć, jakie dzieciaki mają priorytety.

– Przeszkadzacie – fuknął mój bratanek. – Jak chcecie się miziać, to wyjdźcie na korytarz i nie róbcie nam wstydu – dodał, po czym oboje obrócili się z powrotem w stronę ekranu, pozostawiając mnie i Elizę w kompletnej konsternacji.

Nie wiem, które pierwsze z nas parsknęło śmiechem, ale staraliśmy się robić to na tyle cicho, aby nie zwracać już niczyjej uwagi. Nasze dzieciaki mogły się na nas skarżyć, ale gdyby skarcił nas ktoś obcy, pewnie zrobiłoby się nam naprawdę głupio. Zresztą już powinno być.

– Skąd oni biorą takie teksty? – spytałem najciszej, jak potrafiłem, kiedy już nieco się uspokoiliśmy. – Miziać się? Serio?

– Nie wiem – odparła równie cicho. – Ale najwyraźniej nie możemy się już miziać, jeśli nie chcemy się narażać na zażenowane spojrzenia naszych dzieci.

Również wolałem uniknąć kolejnych niezręcznych wpadek, więc przez resztę seansu zachowywaliśmy się, jak na przykładnych rodziców przystało. No prawie, bo pozwoliliśmy sobie jednak na małe mizianko, ograniczające się do trzymania się za ręce i wodzenia po nich palcami. Na szczęście to już nikomu nie przeszkadzało.

Po skończonym seansie Kornelia i Mikołaj byli tak zaaferowani dyskusją o filmie, że nawet nie starali się poruszyć tematu naszego pocałunku. Zdawali się także nie zauważyć, że opuściliśmy salę kinową, trzymając się za ręce. W sumie to sam się tym zdziwiłem, bo sądziłem, że kiedy tylko zaświecą się światła, Eliza postanowi znów wprowadzić między nami bezpieczny dystans. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyrwała jednak dłoni, ale nawet nieco mocniej ścisnęła moją, jakby chciała mi przekazać, że pozwala na ten gest z pełną świadomością.

Kiedy wyszliśmy z kina, było już po dwudziestej, a dzieciaki były nieco zmęczone po całym tygodniu (my zresztą też), więc zgodnie ustaliliśmy, że na tym skończymy nasze dzisiejsze wyjście. Wstępnie umówiliśmy się jednak na kolejne spotkanie we czwórkę. Miałem nadzieję, że będę miał wtedy okazję bliżej poznać Kornelię i jej relacje z Elizą. Jeśli chciałbym kiedyś dołączyć do ich małej rodziny, powinienem chyba najpierw zorientować się, jak wyglądają ich stosunki, aby nie narazić się na popełnienie jakiejś gafy. Wydawało się, że póki co nie musiałem się tym martwić, ale chyba warto mieć to na uwadze.

Odprowadziliśmy dziewczyny do ich samochodu, który okazał się granatowym citroenem C3, który kilka razy widziałem zaparkowany pod firmą. Dobrze wiedzieć, do kogo należy. Mikołaj i Kornelia stanęli przy tylnych drzwiach, a Eliza i ja przy tych od strony kierowcy. Kosmyk włosów opadł jej na oczy, a ja instynktownie dotknąłem go i założyłem jej za ucho, a potem musnąłem palcami jej chłodny policzek. Uśmiechnęła się lekko.

– W przyszły weekend zabiorę cię na porządną randkę – oznajmiłem, przesuwając palce na jej brodę.

– A ta nie była porządna? – spytała zaczepnie, kładąc dłonie na moim torsie.

– Nie, skoro nie mogliśmy się bezwstydnie miziać do woli – odparłem, patrząc znacząco w stronę dzieciaków. – Ale obiecuję, że następnym razem zadbam o to, aby nikt nam w tym nie przeszkadzał – dodałem, pochylając się w jej stronę, tak że dzieliły nas dosłownie centymetry.

– Trzymam cię za słowo – odszepnęła, po czym przyciągnęła mnie jeszcze bliżej siebie.

Miałem zamiar na pożegnanie pocałować ją w usta, ale kątem oka dostrzegłem, że Mikołaj i Kornelka się nam przyglądają, więc ostatecznie moje wargi wylądowały na jej policzku. Oboje mieliśmy ochotę na więcej, ale mogło nas za bardzo ponieść, a dzieciaki nie powinny tego oglądać. Może i chcieli, abyśmy się pokochali, ale wątpiłem w to, aby spodobał im się widok takiego nadmiernego wyrazu uczuć, który nie był odpowiedni dla ich oczu.

Po jeszcze kilku słowach pożegnania, dziewczyny wsiadły do samochodu i odjechały, a ja z Mikołajem skierowaliśmy się w stronę mojego bmw.

– I jak podobał ci się film? – spytałem bratanka, aby przerwać nieco krępującą ciszę.

– Całkiem fajny – odparł. – Kornelia była zachwycona. A tobie się podobało? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.

Niezłe zagranie, młody. Na bank wiedział, że zupełnie nie skupiałem się na bajce, i teraz perfidnie chciał mnie podejść.

– Cóż, bawiłem się naprawdę nieźle – odparłem zgodnie z prawdą, chociaż można było to różnie zinterpretować.

– Chyba całując mamę Kornelii, a nie oglądając film – odburknął, a mnie na moment zrobiło się naprawdę głupio. – Spoko, wujku, nie przejmuj się – dodał po chwili, kiedy podchodziliśmy do mojego samochodu. – W sumie to się cieszę, że ją polubiłeś. Tylko następnym razem, jeśli znów będziecie mieli zamiar się całować, to nie zabierajcie nas ze sobą, okej?

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo właśnie taki miałem zamiar.

– Okej – odparłem, otwierając Mikołajowi drzwi auta i wpuszczając go do środka.

– Ale pani Eliza naprawdę ci się podoba, prawda? – upewnił się, zanim wsiadł.

– A myślisz, że całowałbym ją, gdyby mi się nie podobała? – spytałem zaczepnie, posyłając mu szeroki uśmiech i mając nadzieję, że taka odpowiedź mówi sama za siebie.

– To dobrze – stwierdził, oddając gest. – Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.

– Ja też – odparłem, po czym zamknąłem za nim drzwi i ruszyłem do tych od strony kierowcy, uświadamiając sobie, że naprawdę już bardzo dawno nie czułem się tak dobrze. I miałem nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.   

***************************************************** 

Hej :) Dzisiaj taki rozdział trochę "zapchajdziura", ale mam nadzieję, że mimo wszystko się podobał. Uznałam, że przyda się taka lżejsza część między tymi poważniejszymi, bo za tydzień będzie dość ważna rozmowa Adriana i Elizy. U nas Walentynki, a tu Mikołajki, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Kiedy pisałam ten rozdział, był początek grudnia, a więc ja byłam na bieżąco :P 

Dziękuję za gwiazdki i komentarz :) 

P.S. Wczoraj skończyłam pisać epilog, a więc dla mnie ta historia jest już zamknięta, ale postanowiłam, że utrzymam cotygodniową publikację. Liczę na to, że w tym czasie  uda mi się popracować nad kolejnym opowiadaniem i ruszyć z jego publikacją niedługo po zakończeniu "Zbudować szczęście" ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro