Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzwonek do drzwi rozległ się w momencie, kiedy postawiłem na stole butelkę czerwonego wina – ostatni element nakrycia. Spojrzałem na całość – kremowy obrus, talerze, sztućce i kieliszki po dwie sztuki każde, serwetki oraz niewielki świecznik z zapaloną świeczką. Skromnie, ale chyba całkiem romantycznie. Pierwszy raz zaprosiłem kobietę do siebie na kolację, więc miałem obawy, że coś pójdzie nie tak. Miałem nadzieję, że gdybym, nie daj Bóg, popełnij jakąś gafę, Eliza przymknie na to oko. Naprawdę zależało mi na tym, aby ten ostatni wieczór w roku był dla nas wyjątkowy.

Dzwonek zabrzęczał po raz drugi, więc szybkim krokiem ruszyłem w stronę przedpokoju. Nie zerknąłem przez judasz, ale zanim otworzyłem drzwi, wygładziłem koszulę i przeczesałem dłońmi włosy. Czym ja się tak stresowałem? Znamy się już przecież na tyle, że ewentualna wpadka nie powinna jakoś druzgocąco wpłynąć na naszą relację. A mimo to czułem pewien dreszczyk równoczesnej ekscytacji i niepokoju. Było to dla mnie coś nowego, ale raczej motywującego niż paraliżującego.

Widok Elizy stojącej na progu mojego mieszkania i patrzącej na mnie lekko uwodzicielskim wzrokiem na moment odebrał mi mowę. Zwłaszcza że miała rozpięty płaszcz i doskonale widziałem, co miała na sobie. Na pierwszy rzut oka wąska granatowa sukienka na szerokich ramiączkach mogłaby wydawać się całkiem zwyczajna, może nawet skromna. Nie uszło jednak mojej uwadze, że była ona naprawdę obcisła i apetycznie podkreślała zgrabną figurę mojej kobiety, a lekko wcięty dekolt unosił i eksponował pełny biust. Przełknąłem ciężko ślinę, zdając sobie sprawę, że na ten wieczór Eliza postanowiła zupełnie porzucić swój wizerunek profesjonalnej sekretarki. Dzisiaj znów była odważną Elizą, która doskonale wie, czego chce, i daje mi to jasno do zrozumienia.

– Cześć – przywitała się, uśmiechając się do mnie zalotnie.

Uwielbiałem ją w tej uwodzicielskiej wersji, więc w odpowiedzi, przyciągnąłem ją do siebie, a potem zachłannie wbiłem w jej usta, równocześnie zatrzaskując za nami drzwi. Oddała pocałunek równie mocno, jakbyśmy nie wiedzieli się od wieków i naprawdę się za sobą stęsknili, chociaż tak naprawdę od naszego świątecznego wypadu na łyżwy widzieliśmy się jeszcze dwa razy. Tyle że oba spotkania miały miejsce także na lodowisku w towarzystwie Kornelii, a raz również Mikołaja. Dzieciaki świetnie radziły sobie same – Mikołaj nauczył się jeździć już kilka lat temu, a Kornelia w trymiga łapała nowe ruchy i sztuczki – więc ja mogłem skupić się na Elizie, która również czyniła postępy, ale w zdecydowanie wolniejszym tempie. I chociaż świetnie się razem bawiliśmy, miejsce publiczne i obecność dzieci niezbyt sprzyjały wymianie czułości. Teraz jednak byliśmy sami, cała noc przed nami i nie musieliśmy się już przed niczym powstrzymywać.

– Tę sukienkę też dostałaś od matki? – spytałem, kiedy w końcu oderwałem się od jej miękkich ust, ale wciąż nie wypuściłem z ramion.

Zaśmiała się cicho, zarzucając mi ręce na szyję.

– Tym razem sama się na nią zdecydowałam – odparła, trącając mój nos swoim. – Chociaż pod naciskiem zachwytów Dagmary. Stwierdziła, że to ten rodzaj sukienki, którą kupuje się tylko po to, żeby facet mógł ją z ciebie zdjąć. – Ostatnie zdanie szepnęła mi zmysłowo prosto do ucha.

Zesztywniałem, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na tę uwagę. Wiedziałem, że Eliza lubi być bezpośrednia, ale wciąż nie mogłem przywyknąć do tego, że ta bezpośredniość nie jest połączona z nutką bezczelności i oschłości, ale kokieterią i zmysłowością. Cholernie mi się to jednak podobało. Mimo to nie byłem pewien, jak odpowiedzieć. Czy naprawdę oczekiwała, że za sekundę zerwę z niej tę kieckę? Czy może tylko prowokowała mnie, chcąc sprawdzić, na ile potrafię się kontrolować? Bałem się powiedzieć cokolwiek, aby jej nie urazić, ale milczenie chyba też nie było najlepszym rozwiązaniem, bo mogłaby uznać, że zupełnie mnie nie pociągała. A to oczywiście kompletnie mijałoby się z prawdą.

Eliza chyba jednak nie dostrzegła mojego zmieszania albo nie przywiązywała do niego wagi, bo oderwała się ode mnie i rozejrzała dookoła.

– No, ale może najpierw mnie oprowadzisz i nakarmisz – zaproponowała, po czym zaczęła ściągać płaszcz. – Umieram z głodu – dodała, posyłając mi ciepły uśmiech.

Szybko otrząsnąłem się z osłupienia i pomogłem jej zdjąć okrycie, które potem odwiesiłem na wieszak. Teraz mogłem podziwiać ją w całej okazałości. Jedno spojrzenie na jej kształtne pośladki oraz odkryte plecy i już wiedziałem, że ta sukienka będzie moją zgubą, za którą miałem ochotę równocześnie podziękować i jednocześnie zrugać Dagmarę. Oj, będzie się działo. Ale póki co musiałem wziąć na wstrzymanie i zająć się odpowiednim ugoszczeniem mojego gościa.

Przeszliśmy do salonu połączonego z kuchnią. Eliza omiotła pomieszczenie wzrokiem, a ja na moment spiąłem się w oczekiwaniu na jakiś komentarz. Wiedziałem, że mojemu mieszkaniu brak nieco ciepła i przytulności, ale chyba nie było też najgorzej. Typowe lokum dla kawalera, który więcej czasu spędzał poza domem niż w nim.

Eliza podeszła do fotela, w którym lubiłem od czasu do czasu przesiadywać z książką i musnęła palcami jego oparcie, po czym skierowała wzrok na sporych rozmiarów okno, za którym rozpościerał się typowy wielkomiejski widok.

– Kiedyś marzyłam, że zamieszkam w takim nowoczesnym, wypasionym apartamencie na najwyższym piętrze wieżowca – odezwała się, nie odrywając wzroku od okna.

– A teraz już tego nie chcesz? – spytałem, kierując się do kuchni w celu wyciągnięcia naszej kolacji z piekarnika.

Zastanowiła się chwilę, zanim udzieliła odpowiedzi.

– Chyba nie – odparła, obracając się w moją stronę. – Takie wnętrza są zbyt sterylne, zbyt idealne i zbyt zimne. Kiedy mieszkałam z matką w ciasnym, zagraconym dwupokojowym mieszkanku, wyobrażałam sobie, jak cudownie byłoby mieć takie ogromne, połyskujące, wypielęgnowane przestrzenie, gdzie nie potykałabym się codziennie o porozrzucane po podłodze rupiecie. Ale mieszkając u Kuproniów, a potem mając małe dziecko, zrozumiałam, że w takim rozgardiaszu jest coś uroczego, coś prawdziwego. Po co komu idealne mieszkanie, kiedy nie na ma w nim tego, co najważniejsze – ciepła, miłości i bliskości drogiego człowieka?

Zastanowiłem się chwilę nad jej słowami i musiałem przyznać jej nieco racji. Miałem wielkie, modnie urządzone mieszkanie, ale czy czułem się tutaj jak w domu? Zdecydowanie nie. I to nie dlatego, że ściany były pomalowane na zimną biel, a meble miały niemal wszystkie odcienie szarości, ale dlatego, że nie miałem nikogo, z kim mógłbym dzielić tę przestrzeń. Jeszcze niedawno zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – w pełni odpowiadało. Teraz jednak, widząc stojącą pośrodku mojego salonu kobietę, czułem, że chcę to zmienić. Chcę wypełnić swój dom miłością. Jej miłością.

– Chyba coś w tym jest – mruknąłem, przenosząc naczynie żaroodporne z zapiekanką na stół. – Nigdy nie czułem się tu jakoś wyjątkowo dobrze.

Tyle że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Do tej pory zupełnie nie przywiązywałem wagi do tego, jaki mam stosunek do tego miejsca. Zresztą przez większość czasu i tak traktowałem ten apartament bardziej jak hotel. Dopiero po tym, jak zamieszkał tu Mikołaj, zacząłem postrzegać je jak prawdziwe mieszkanie. Nie zmieniało to jednak faktu, że miałem co do niego raczej neutralne uczucia. To nie było miejsce, do którego wracałbym z utęsknieniem.

– To może pora pomyśleć o jakiejś zmianie – zasugerowała Eliza, podchodząc do stołu.

– Może – odparłem, odsuwając dla niej krzesło, na którym niezwłocznie usiadła. – Chociaż wolałbym wstrzymać się z tym do momentu, aż będę miał z kim uwić to nowe, przytulne gniazdko – dodałem, posyłając jej znaczący uśmiech. – Wina? – spytałem, chwytając za butelkę. – Mam też szampan, ale pomyślałem, że zostawimy go sobie na północ.

– Chętnie – zgodziła się, uśmiechając się do mnie słodko.

Zająłem się napełnianiem kieliszków, a następnie nakładaniem dania na talerze. Przepis, na który się dzisiaj zdecydowałem, testowałem już kilka razy, więc miałem nadzieję, że wszystko udało się zgodnie z nim. Co prawda podszkoliłem nieco swoje zdolności kulinarne, ale wciąż nie czułem się w tej kwestii zbyt pewnie. Chciałem jednak zaimponować Elizie i pokazać, że stać mnie na gest od serca, a nie tylko wypady do drogich restauracji. Miałem nadzieję, że to doceni. Nawet gdyby efekt moich starań będzie niezjadliwy.

– Jeśli nie będzie ci smakować, to się nie obrażę – zapewniłem, zanim jeszcze zdążyła nabić kawałek mięsa na widelec. – Jak pewnie pamiętasz, kucharz ze mnie raczej marny.

– Nelcia twierdziła, że całkiem niezły – odparła, wkładając do ust pierwszy kęs.

– Ale tylko dzięki twoim przepisom – zastrzegłem. – Zanim nie musiałem wykarmić ośmiolatka, nie byłem nawet pewien, jak działa piekarnik. Nie śmiej się – obruszyłem się, kiedy zachichotała. – To szczera prawda. Gdybyś mnie wtedy nie poratowała, miałbym wyrzuty sumienia, że karmię młodego samymi fastfoodami.

– To naprawdę urocze, że zadałeś sobie tyle trudu dla dobra bratanka – pochwaliła. – Zresztą w ogóle chyba nieźle sobie z nim radzisz jak na faceta, który do tej pory raczej unikał tego typu odpowiedzialności. Myślę, że mimo wszystko byłby z ciebie całkiem dobry materiał na ojca.

Ta uwaga była rzucona niby beztrosko, ale czułem, że w ten sposób Eliza chciała skierować rozmowę na konkretne tory. Nieco mnie to zdziwiło, bo sądziłem, że dzisiejszy wieczór spędzimy na przyjemnościach, a nie poważnych rozmowach, ale nie miałem zamiaru się od niej wymigiwać. Chociaż sukienka, którą na sobie miała, rozpraszała mnie na tyle, że nie byłem w stanie w pełni skupić się na temacie, który chciała podjąć.

– Hm, w sumie nigdy na poważnie nie rozważałem mojej kandydatury na ojca – wyznałem szczerze, bo wiedziałem, że właśnie na to liczyła. – Ale to może dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałem kobiety, w której mógłbym upatrywać matkę dla moich dzieci – dodałem, posyłając jej ciepły uśmiech.

Miałem nadzieję, że Eliza załapie zawartą w tej wypowiedzi aluzję. Nie chciałem mówić niczego wprost, bo nie byłem pewien, czy to nie za wcześnie na takie deklaracje. Oczywiście omówienie ewentualnego potomstwa było ważnym elementem związku, ale chyba jeszcze nie na tym etapie.

– Wiem, że to może nieodpowiedni moment na poruszanie tej kwestii, ale sporo ostatnio o tym myślałam i chcę, abyśmy od początku wiedzieli, na czym stoimy – zaczęła Eliza, przyglądając mi się uważnie, a ja spiąłem się nieco pod tym przeszywającym spojrzeniem. – Kornelia jest dla mnie najważniejsza – oznajmiła dobitnie. – Nigdy nie podejmę żadnej decyzji tylko ze względu na swoją wygodę czy widzimisię. Każdy mój wybór jest podyktowany tym, co najlepsze dla mojej córki. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Jeśli więc nie czujesz się na siłach wiązać się z samotną matką, wychowywać nie swoje dziecko i brać na siebie taką odpowiedzialność, to po prostu mi to powiedz. Nie będę miała pretensji. Rozumiem, że nie każdy facet chciałby się na coś takiego pisać. Proszę więc tylko o to, abyś był ze mną szczery. Nie chcę narobić nadziei sobie i Nelci, tylko po to, aby za chwilę leczyć złamane serce.

Nie mogłem winić jej za to, że miała takie obawy. To naprawdę zrozumiałe. Przez osiem lat były tylko we dwie. W ich życiu nie było żadnego mężczyzny, który by się o nie troszczył, i nauczyły się bez niego żyć. Chociaż wyglądało na to, że obie liczyły na to, że wkrótce może się to zmienić. Tyle że Kornelii zależało przede wszystkim na tym, aby to jej mama była szczęśliwa, a Elizie na tym, aby jej córka nie zawiodła się na ewentualnym nowym tatusiu, któremu po chwili znudziłaby się zabawa w dom. I w sumie cieszyłem się, że Eliza już teraz poruszyła ten temat. Oznaczało to, że była naprawdę odpowiedzialną, troskliwą matką. W innym razie nie byłaby gotowa zrezygnować z własnego szczęścia i pragnień na rzecz dobra dziecka.

– Skarbie, doskonale wiem, że do tej pory nie byłem ucieleśnieniem wszelkich cnót. Zwłaszcza takich, którymi powinien wykazywać się przykładny mąż i ojciec – zacząłem, patrząc na nią z czułością. – Przyrzekam jednak, że tamto życie jest już daleko za mną. Opieka nad Mikołajem pomogła mi uświadomić sobie, że czas dorosnąć i zacząć podejmować odpowiedzialne decyzje. I że chcę właśnie tego, co ty i Kornelka możecie mi dać. Nie będę kłamał, że nie boję się tego, co mnie czeka. Ale to nie jest taki strach, który cię paraliżuje i odbiera chęć do działania. Nie, to ten motywujący dreszczyk emocji, który popycha cię do przodu, aby czym prędzej sprawdzić, co nowego, ekscytującego czeka cię na dalszej drodze. A dla mnie tą drogą jest związek z cudowną kobietą i opieka nad rezolutną ośmiolatką, zasługującymi na szczęście i miłość, które ja chcę im ofiarować. Nie oczekuję, że Kornelia będzie mnie traktować jak ojca, którego nie miała, ale mam nadzieję, że uda mi się dać jej chociaż namiastkę tego, co tak brutalnie jej odebrano. Jeśli oczywiście tylko mi na to pozwolisz. Jeśli obie mi na to pozwolicie.

Po raz pierwszy w oczach Elizy ujrzałem łzy. Nie bardzo wiedziałem, jak radzić sobie z płaczącymi kobietami, ale postanowiłem zdać się po prostu na instynkt. Niezwłocznie podniosłem się ze swojego miejsca, podszedłem do Elizy, kucnąłem przy jej krześle, obróciłem ją w swoją stronę i mocno przytuliłem.

– Skarbie, czemu płaczesz? – szepnąłem jej do ucha. – Powiedziałem coś nie tak?

Pokręciła przecząco głową i pociągnęła nosem.

– Nie, wręcz przeciwnie – przyznała. – Po prostu... wciąż nie mogę uwierzyć w to, że to się dzieje naprawdę. Tyle czasu sądziłam, że już nic dobrego mnie nie spotka, a potem trafiłeś mi się ty. Tak idealny, że co chwilę wydaje mi się, że aż nierealny. Naprawdę chcesz się wplątać w taki związek? Przecież mógłbyś mieć każdą. Bez dziecka, traumatycznych doświadczeń i całego tego gówna.

Sądziłem, że tego typu rozmowę mieliśmy już za sobą, że wtedy na lodowisku wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz zrozumiałem jednak, że być może jeszcze nieraz będę musiał przekonywać Elizę, że jest dokładnie tym, czego chcę. Gdzieś tam głęboko w niej nadal musiała tkwić ta sama nieśmiała, speszona szara myszka, którą była, kiedy poznała Wiktora. Już wtedy była przekonana, że nie zasługuje na zainteresowanie szkolnego przystojniaka. Nic więc dziwnego, że teraz trudno było jej uwierzyć w to, że los postanowił dać jej drugą szansę, skoro uważała, że już pierwsza się jej nie należała. Nie mogłem pozwolić na to, aby to przeświadczenie odebrało jej radość życia.

– Pamiętasz, co ci powiedziałem na lodowisku? – spytałem, odrywając jej głowę od swojego ramienia, tak abym mógł spojrzeć jej prosto w oczy. – Przyjmuję cię z całym twoim nierozłącznym pakietem. Nie mam zamiaru zostawić ciebie ani Kornelki tylko dlatego, że nie zawsze będzie sielsko i kolorowo. Jestem na to przygotowany. Wiem, że już nieraz zostałaś skrzywdzona i chcesz oszczędzić tego sobie i córce. Rozumiem też, że boisz się zaufać. Nie tylko mnie, ale pewnie każdemu innemu facetowi także. I chociaż nie możemy przewidzieć przyszłości, to zapewniam cię, że dołożę wszelkich starań, abyście obie były szczęśliwe – zapewniłem, nie spuszczając z niej wzroku. – Poza tym może się okazać, że będę w tym wszystkim totalnie beznadziejny i sama się mnie pozbędziesz – dodałem lżejszym tonem, dla rozluźnienia atmosfery, a Eliza zaśmiała się przez łzy.

Boże, jak ja kochałem ten uśmiech. I co ważniejsze, kochałem też jego właścicielkę.

Cholera, to była szczera prawda. Kiedyś Eliza powiedziała mi, że jeśli spotkam tę jedyną, to będę po prostu wiedział, że to ona. I właśnie teraz sobie to uświadomiłem. Kocham Elizę. Tak po prostu. Powinienem jej to teraz powiedzieć? Podniesie ją to na duchu czy to za wcześnie i tylko ją spłoszy i pogorszy sprawę? Nigdy nie powiedziałem tego żadnej kobiecie. Skąd miałem wiedzieć, kiedy jest na to odpowiedni moment?

Nim zdążyłem podjąć decyzję, Eliza postanowiła się odezwać.

– Bardzo w to wątpię – oznajmiła, posyłając mi szeroki uśmiech. – Będziesz świetny. Już jesteś. Nelcia po prostu cię uwielbia. I ja też.

Nie powiem, ta deklaracja niezmiernie mnie ucieszyła. Odwzajemniłem więc uśmiech, równocześnie ścierając kciukiem z policzka Elizy kilka łez, które nie zdążyły się jeszcze osuszyć.

– A ja was – odparłem. – Kornelka to naprawdę świetna dziewczynka – dodałem, aby miała pewność, że jej córka nie jest mi obojętna. – Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję lepiej się poznać. I że zaakceptuje moją obecność w waszym życiu.

– Na pewno. Przecież praktycznie sama chciała cię do niego wepchnąć – dodała, po czym oboje się zaśmialiśmy.

W moich planach nie tak miał przebiegać ten wieczór, ale nie miałem zamiaru narzekać. Czułem, że takie chwile były dla nas bardzo ważne. Oboje musieliśmy odnaleźć się w nowej rzeczywistości i potrzebowaliśmy zapewnienia, że druga strona chce dokładnie tego samego, co my. A do tego były konieczne rozmowy. Nie zawsze łatwe, ale potrzebne.

Wciąż trzymałem dłoń na policzku Elizy i przyglądałem się kobiecie, która od jakiegoś czasu stanowiła niemal cały mój świat. I chociaż kiedyś unikałem tego uczucia jak ognia, teraz kiedy je poznałem, nie chciałem zamieniać go już na żadne inne. I miałem nadzieję, że będzie ono trwało wiecznie.

Pochłonięty widokiem przede mną, nie zauważyłem, kiedy Eliza położyła swoją dłoń na przegubie mojej, tej która wciąż spoczywała na jej policzku, przymknęła oczy i mocniej się w nią wtuliła. Wstrzymałem na chwilę oddech, zdając sobie sprawę, że chciałbym mieć to na co dzień. Kobietę u swojego boku, która sprawiała, że nic innego się nie liczyło. Tylko ona i moja miłość do niej.

Już otwierałem usta, aby powiedzieć te dwa kluczowe słowa, zanim pryśnie nastrój lub zniknie moja odwaga, ale kiedy mój wzrok padł na jej dłoń, zauważyłem drobny szczegół, który nieco mnie zdeprymował.

– Co się stało z pierścionkiem? – spytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język, i całą romantyczną atmosferę szlag trafił.

Eliza otworzyła oczy i spojrzała na swoją dłoń, w którą ja także wlepiałem wzrok. Spodziewałem się, że zmiesza się i puści moją rękę, ale nic takiego nie nastąpiło.

– Stwierdziłam, że czas najwyższy go zdjąć – oznajmiła swobodnie. – Był dla mnie ważny, zawsze będzie, bo to symbol mojej miłości do Wiktora, ale zrozumiałam, że nie mogę się nim zasłaniać, jeśli chcę ruszyć do przodu. Zdałam sobie sprawę, że nosiłam go nie tylko z sentymentu, ale też po to, aby odstraszać ewentualnych zalotników. Tak po prostu było łatwiej. Ale teraz już go nie potrzebuję – oznajmiła zdecydowanie, po czym przeniosła wzrok na mnie i spojrzała mi prosto w oczy. – Zaczynam nowy etap swojego życia.

Przełknąłem ciężko ślinę, bo w jej spojrzeniu dostrzegłem coś, na co nie potrafiłem pozostać obojętnym. Tym wzrokiem, zdjęciem pierścionka od zmarłego narzeczonego, a nawet sukienką jasno dawała mi do zrozumienia, czego oczekuje. I chociaż nie miałem zamiaru naciskać ani się spieszyć, to nie mogłem zaprzeczyć, że nie chciałem tego samego. I niby jak mogłem się powstrzymać, skoro jej oczy były pełne pożądania?

Nie jestem pewien, kto zainicjował pocałunek. Z początku był dość delikatny, jak wszystkie poprzednie, ale szybko zmienił się w zachłanny i gwałtowny. Eliza niemal od razu rozchyliła wargi i pozwoliła, aby nasze języki splotły się w namiętnym tańcu, który po chwili zaczął bardziej przypominać walkę. Nieważne jednak było, kto ją wygra. Liczyło się tylko to, aby dostarczała jak najwięcej odurzających doznań.

Od kucania zaczęły mi drętwieć nogi, więc podniosłem się i pociągnąłem za sobą Elizę. Wstała tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedziała, zachwiało się i przewróciło, ale żadne z nas nie zwróciło na to uwagi. Przecisnąłem ją lekko do brzegu stołu, aby łatwiej było nam utrzymać równowagę. Objąłem ją mocno w pasie, a ona zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła się bawić moimi włosami, co nakręcało mnie jeszcze bardziej.

Oderwałem się od jej ust i przeniosłem swoje na jej szyję, którą szczodrze obdarowałem pocałunkami, kierując się w stronę obojczyka. Kiedy dotarłem do ramiączka sukienki, zasunąłem je, chcąc ułatwić sobie dostęp do jej rozgrzanego ciała. Ona w tym czasie rozpoczęła bitwę z rozpinaniem guzików mojej koszuli. Szybko jednak zatęskniłem za jej pełnymi, słodkimi wargami, więc znów wpiłem się w nie łapczywie, aż z jej gardła wydobył się rozkoszny jęk. O, tak. To był najbardziej podniecający dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem. Musiałem sprawić, aby znów mógł dotrzeć do moich uszu.

Moje dłonie zaczęły przesuwać się w górę po jej placach, aż natrafiły na zamek błyskawiczny. Chwyciłem go, ale nie pociągnąłem w dół. Musiałem się upewnić, że mam na to przyzwolenie.

– Mogę ją z ciebie zdjąć? – wydyszałem prosto w jej usta, między kolejnymi pocałunkami.

– A jak myślisz, po jaką cholerę, w ogóle ją włożyłam? – odparła, posyłając mi kokieteryjny uśmieszek, mówiący sam za siebie.

Odwzajemniłem gest i, nie zwlekając dłużej, jednym szybkim ruchem rozpiąłem zamek, a następnie zsunąłem sukienkę do pasa. Tym samym ukazał mi się czarny, koronkowy stanik bez ramiączek, który eksponował jej piersi jeszcze lepiej niż dekolt sukienki. Zagapiłem się chwilę na ten pociągający widok, ale z odrętwienia wyrwała mnie Eliza, która właśnie uporała się z ostatnim guzikiem mojej koszuli i zaczęła ją ze mnie ściągać. Pomogłem jej, wyciągając ręce z rękawów, a sekundę potem koszula wylądowała gdzieś za nami, a jej usta na moich.

Każdy kolejny pocałunek był coraz intensywniejszy. Wplotłem dłoń w jej gęste włosy i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie, tak aby mój nagi tors przyległ do jej piersi. To poskutkowało kolejnym słodkim jękiem, który wywołał szeroki uśmiech na moich ustach. Drugą ręką natomiast starałem się zasunąć z jej talii sukienkę, która w końcu po lekkiej szarpaninie opadła na podłogę. Kiedy nogi Elizy nie były już skrępowane wąską kiecką, chwyciłem jedną z nich i zarzuciłem sobie na biodro. Miałem zamiar zrobić to samo z drugą, ale nagle Eliza oderwała się ode mnie i położyła mi dłoń na piersi w geście stopu.

– Coś nie tak? – zaniepokoiłem się. – Jeśli to jednak za szybko...

– Nie – przerwała mi szybko, nieco drżącym głosem. – Tylko powinieneś wiedzieć, że... – urwała, a na jej twarzy pojawił się rumieniec, który raczej nie wynikał z naszej bliskości, ale bardziej jakby z zakłopotania. – Nie byłam z nikim po Wiktorze – przyznała cicho, nie patrząc mi w oczy, tylko na mój tors. – I pewnie wypadłam trochę z wprawy – dodała nieśmiało.

Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zawstydzonej. Było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Czyżby obawiała się, że zawiedzie mnie swoim brakiem doświadczenia i długą przerwą w intymnych kontaktach? Przecież to nie miało żadnego znaczenia. Dla mnie liczyło się tylko to, aby nasze zbliżenie było wyrazem uczuć, które wobec siebie żywiliśmy. Nie oczekiwałem nie wiadomo jakich sztuczek. Chciałem się z nią kochać, a nie pieprzyć, jak z pierwszą lepszą laską z brzegu.

– Skarbie, spójrz na mnie – poleciłem, a kiedy sama nie uniosła wzroku, złapałem ją lekko za brodę i skierowałem jej oczy wprost na swoje. – Nie myśl o tym. To nie jest ważne. Liczymy się tylko ja i ty, jasne? I niczego się nie wstydź. Chcę cię taką, jaka jesteś, pamiętasz? – spytałem, na co nieznacznie pokiwała głową. – Obiecuję, że będę delikatny – dodałem, szepcząc jej do ucha, po czym na potwierdzenie tych słów znów ją pocałowałem. Ale tym razem lekko i z czułością.

– Dobrze – odparła ledwo słyszalnie, posyłając mi ciepły uśmiech i wtulając się w mój nagi tors.

A potem pozwoliła mi zanieść się do sypialni.

***

O północy leżeliśmy w łóżku wtuleni w siebie, wpatrując się w rozpościerające się za oknem ferie kolorowych fajerwerków. A przynajmniej to Eliza się im przyglądała, bo ja wolałem podziwiać ją. Jej zarumienione policzki, rozsypane po poduszce włosy, błyszczące oczy, nabrzmiałe od pocałunków wargi i nagie ciało przylegające do mojego. To był naprawdę nieziemski widok, który z rozkoszą oglądałbym każdego poranka. W końcu w moim łóżku znalazła się odpowiednia kobieta, której najchętniej w ogóle bym z niego nie wypuszczał.

Jej obawy były zupełnie bezpodstawne. To, co wspólnie przeżyliśmy, było nieporównywalnie intensywniejsze od wszystkich moich dotychczasowych doświadczeń z innymi kobietami. Bardziej intymne, zmysłowe i czułe. Tamto to był tylko seks. Teraz to były przede wszystkim uczucia. Szczere i niczym nieograniczone.

Odgarnąłem delikatnie kosmyk włosów z jej ramienia i musnąłem palcami, przesuwając je w dół ręki, aż trafiłem na dłoń i splotłem jej palce ze swoimi. Odwzajemniła uścisk, przyciągając nasze złączone dłonie do swojej piersi okrytej pościelą.

– Szczęśliwego Nowego Roku – szepnąłem jej do ucha, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej odsłoniętej szyi.

– Szczęśliwego Nowego Roku – odparła, odrywając wzrok do okna i przenosząc go na mnie.

W lodówce miałem szampan, ale żadne z nas nawet nie pomyślało, aby się po niego pofatygować. Poza tym na stole nadal stało nietknięte wino i zimna już kolacja. Kto by się jednak tym przejmował, kiedy jedyne, czego w tej chwili naprawdę potrzebowaliśmy, to wzajemna bliskość?

Eliza podniosła lekko głowę, aby dosięgnąć moich ust. Nachyliłem się, aby ułatwić jej to zadanie.

– Jeśli będzie wyglądał tak jak ten wieczór, to na pewno będzie udany – szepnąłem, zanim pozwoliłem się jej pocałować.

Tym razem nie było żadnego pośpiechu. Po tym, jak przekroczyliśmy próg sypialni, sprawy potoczyły się dość dynamicznie. Oboje byliśmy zniecierpliwieni i głodni siebie nawzajem. Miałem jednak nadzieję, że mimo wszystko udało mi się zapewnić Elizie poczucie bezpieczeństwa i delikatność, którą obiecałem, bo chociaż starała się nie dać tego po sobie poznać, wiedziałem, że trochę się stresowała. Po wszystkim wtuliła się jednak we mnie mocno, więc uznałem, że jej nie zawiodłem. A na tym szczególnie mi zależało. To jej potrzeby były na pierwszym miejscu.

Po długim powolnym pocałunku, znów oparła głowę na moim torsie i zaczęła błądzić po nim palcami. Był to niby niewinny dotyk, ale wywoływał ciarki na całym ciele. Nie mogłem pozostać jej dłużny, więc objąłem ją, kładąc dłoń na płaskim brzuchu i niespiesznie wędrując nią w stronę piersi.

– Myślisz, że naprawdę może się nam udać? – spytała niespodziewanie. – Że możemy być razem szczęśliwi?

– Ja już jestem szczęśliwy – zapewniłem, całując ją w czubek głowy. – I to nie dlatego, że zamiast zacząć od kolacji, od razu przeszliśmy do deseru – dodałem, aby nie myślała, że moje zadowolenie wynikało wyłącznie z faktu, że wylądowaliśmy w łóżku. – Jestem szczęśliwy, bo jesteś przy mnie. Tak po prostu.

– Tak po prostu – powtórzyła niczym echo.

– Właśnie tak – potwierdziłem jeszcze raz. I będę to robił w nieskończoność, aż naprawdę uwierzy, że nie jest dla mnie tylko jakimś niewiele znaczącym, przelotnym romansem.

Nie powiedziała już nic więcej, więc rozkoszowaliśmy się swoją bliskością w ciszy, zakłóconej tylko odgłosem sztucznych ogni zza okna. I tak było idealnie. Dawno nie czułem się tak swobodnie w obecności kobiety. Milczenie z reguły mnie uwierało, ale teraz dostarczało o wiele więcej satysfakcji niż jakakolwiek wymiana zdań. Pozwalało nam nasycić się swoją obecnością.

– Och, prawie zapomniałam! – krzyknęła nagle podrywając głowę i odsuwając się nieco, tak aby mogła położyć się bokiem i oprzeć na łokciu. – Ala nalegała, żebym zaprosiła cię w niedzielę na obiad. Chciałaby cię bliżej poznać – dodała, zagryzając nerwowo dolną wargę.

Byłem nieco zaskoczony poruszeniem takiego tematu w takim momencie oraz rozczarowany tym, że jej ciało nie przylegało już tak ściśle do mojego, ale nie dałem tego po sobie poznać. Eliza wydawała się naprawdę przejęta, więc postanowiłem nie lekceważyć sprawy.

– Hm, chętnie przyjdę – odparłem zgodnie z prawdą. – Chociaż mieliśmy okazję się już poznać. I chyba nawet mnie polubiła.

Co prawda dawno się nie widzieliśmy, bo już nie bywałem pod szkołą Mikołaja, ale z tego, co pamiętałam, pani Alina była mi dość przychylna. Oczywiście cieszyło mnie jej zaproszenie, ale nie rozumiałem, dlaczego Eliza tak się tym stresowała, skoro to nie będzie nasze pierwsze spotkanie.

– No tak, ale wtedy nie byłeś jeszcze moim...  – zawiesiła głos, jakby szukała odpowiedniego słowa.

– Chłopakiem? – zasugerowałem, uśmiechając się cwaniacko, na co ona przewróciła oczami.

– Nie jesteś za stary na bycie chłopakiem? – zakpiła, przysuwając się nieco bliżej.

– No to kim mam być? – spytałem. – Szefem z dodatkami? – dodałem żartobliwie, ale Eliza chyba nie wyczuła mojego lekkiego tonu, bo nieco się spięła. – Hej, to był żart – zapewniłem szybko, mając nadzieję, że poprzednią uwagą nie zniszczyłem tego cudownego nastroju, który towarzyszył nam przez cały wieczór.

– Ale to nie zmienia faktu, że właśnie nim dla mnie jesteś – odparła, spuszczając wzrok. – Moim szefem – dodała, po czym gwałtownie podniosła się do siadu i zapatrzyła na ścianę przed sobą.

Cholera, spodziewałem się, że będziemy musieli kiedyś przeprowadzić tego typu rozmowę, ale naprawdę nie chciałem robić tego teraz. Nie kiedy zaledwie chwilę temu trzymałem ją w swoich ramionach i uważałem się za największego szczęściarza na świecie. Nie chciałem tego zepsuć. A czułem, że właśnie do tego będzie prowadzić ta dyskusja.

– A to naprawdę taki wielki problem? – spytałem, również siadając i lekko ją obejmując. – Przecież to nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić. Wiem, że profesjonalne podejście do pracy jest dla ciebie ważne, ale czy ważniejsze od tego, co do siebie czujemy? Zależy mi na tobie i tylko to się liczy – dodałem, całując ją w odsłonięte ramię.

– Ale co pomyślą sobie ludzie w firmie? – zapytała, jakby nie usłyszała ani słowa z tego, co właśnie jej powiedziałem. – Twoja rodzina? Twoja matka? Że jestem łatwą, zdzirowatą sekretarką, która poleciała na kasę wielkiego pana prezesa.

W jej głosie nie było rozżalenia. Wręcz przeciwnie – brzmiała, jakby stwierdzała oczywistość, którą zaakceptowała i się z nią zgadzała. Tyle że ja nie godziłem się na to, aby tak o sobie myślała.

– Skarbie, nie jesteś zdzirowata – zapewniłem ją najczulszym tonem głosu, na jaki było mnie stać. – A już na pewno nie łatwa. Mam ci przypomnieć, jakie miałem z tobą na początku ciężkie życie? – Po jej twarzy przemknął lekki uśmiech, więc czułem, że moje przekonywanie idzie w całkiem niezłym kierunku. – I nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą ludzie z firmy. Nie mają prawa nas oceniać. Podobnie jak moja matka. Chyba już ustaliliśmy, że nie będziemy się nią przejmować. A co do reszty rodziny, to już jesteś u nich na naprawdę dobrej pozycji. Mikołaj naprawdę cię lubi. Marcin już od dawna wyczuwał, że coś jest na rzeczy i sam zachęcał mnie, żebym się koło ciebie zakręcił. Nawet mojego ojca tak oczarowałaś, że niemal wprost zasugerował mi nawiązanie biurowego romansu!

Oboje się zaśmialiśmy, więc mogłem stwierdzić, że kryzys chwilowo został zażegnany. Czułem jednak, że jeszcze nieraz Elizę dopadną podobne wątpliwości. I nie było w tym nic dziwnego. Rozumiałem, że nie była to dla niej zbyt komfortowa sytuacja, ale naprawdę miałem nadzieję, że bardziej zależało jej na mnie niż na swojej reputacji.

– Twój tata jest naprawdę kochany – oznajmiła po chwili. – Kiedy wyszedł z twojego gabinetu, przez bite dziesięć minut prezentował mi wszystkie twoje zalety i zapewniał, że nie tylko dobry z ciebie szef, ale też nie najgorszy materiał na życiowego partnera.

Szczerze, mogłem sobie to wyobrazić. W obecności matki ojciec był potulny jak baranek, ale kiedy znikał z jej radaru, potrafił czarować kobiety jak mało kto. A przy tym lubił też robić dobry pijar swoim synom, kiedy wyczuwał, że jakaś dziewczyna mogłaby być nimi zainteresowana. I chociaż czasami było to nieco żenujące, to w głębi serca byłem mu wdzięczny za to, że chciał nas w ten sposób wspierać.

– I ty tego wszystkiego spokojnie wysłuchałaś? – zapytałem niemal z niedowierzaniem. – Mógłbym się założyć, że pogoniłabyś go po jednym pochlebnym zdaniu na mój temat.

Dopiero teraz przypomniało mi się, że podczas tej jednej wizyty w firmie, kiedy ojciec miał okazję poznać Elizę, ona była dla niego nad wyraz uprzejma, chociaż wobec mnie wciąż zachowywała się oschle. I jak bardzo mnie to wtedy zirytowało. Może teraz miałem okazję dowiedzieć się, czym była spowodowana ta rozbieżność.

– Nie miałam do tego serca – przyznała z uśmiechem.

– Ale mnie to nie miałaś skrupułów obrzucać swoim elsowym lodem – odparłem ze śmiechem, mając nadzieję, że nie potraktuje tego jak przytyku, tylko zabawną zaczepkę.

Oczekiwałem jakiejś równie lekkiej odpowiedzi, ale Eliza zamilkła i nawet na mnie nie spojrzała, jakby zupełnie odpłynęła gdzieś myślami. Nachyliłem się nieco do przodu i zauważyłem, że przygryza nerwowo dolną wargę, a w dłoniach miętosi róg kołdry. Wyglądała, jakby prowadziła jakąś wewnętrzną walkę. Obawiałem się, że przeszkodzenie jej, mogłoby się dla mnie źle skończyć, więc oparłem podbródek o jej ramię i cierpliwie czekałem na to, co będzie chciała mi powiedzieć.

– Spotkałam już kiedyś twojego tatę – oznajmiła w końcu, nie odrywając wzroku od ściany naprzeciwko. – Osiem lat temu. W szpitalu. To on... To on zgłosił wypadek, a potem czekał pod salą operacyjną na wieści o Wiktorze. Był przy mnie, kiedy lekarz oznajmiał mi, że robili wszystko co w ich mocy, ale niestety się nie udało. Wpadłam w taką histerię, że nikt nie potrafił mnie uspokoić. Twój tata był dla mnie zupełnie obcy, a mimo to objął mnie mocno i pozwolił mi wypłakać się w swoje ramię. Byłam w totalnym amoku i zupełnie nie kodowałam, kogo zalewam łzami. Pamiętam tylko jego łagodny głos, który przekonywał mnie, że mam sobie płakać do woli. Nie zarzucał mnie żadnymi banałami, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze. Po prostu pozwolił mi dać upust emocjom. Kiedy zasnęłam ze zmęczenia, musiał zanieść mnie do łóżka, bo właśnie tam się obudziłam. I nigdy więcej go nie widziałam. Jakiś czas później podsłuchałam rozmowę policjantów, którzy prowadzili sprawę wypadku, z której wynikało, że to właśnie on zawołał pomoc. I chyba... chyba znał tę dziewczynę, która wjechała w samochód Wiktora. Nie wnikałam jednak, bo wciąż byłam odrętwiała całą tą tragedią. W sumie to z biegiem czasu nawet zapomniałam, że ktoś taki był. Dopiero kiedy przyszedł wtedy do biura, zrozumiałam, kim był człowiek, który tak bezinteresownie się mną zaopiekował w najgorszym momencie mojego życia. On mnie nie poznał. Albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Nie miałam zamiaru mu o sobie przypominać, bo nie chciałam wracać do tamtych przeżyć, ale mogłam mu odwdzięczyć się chociaż uprzejmością za to, co dla mnie zrobił. Dla niego to pewnie nic znaczącego, ale dla mnie to było wtedy coś naprawdę istotnego. I właściwie nadal jest.

Po raz kolejny wysłuchałem wyznania Elizy niemal w totalnym osłupieniu. I o ile na te wcześniej przytoczone fragmenty jej życia byłem w jakiś sposób przygotowany, bo sam mogłem się ich domyślić, tak tutaj zostałem zupełnie zaskoczony. Czy to naprawdę tylko zbieg okoliczności, że nasze rodziny już od lat były w jakiś sposób połączone? Już sam fakt, że moja sekretarka okazała się kobietą, z którą chciał mnie wyswatać bratanek, było mało prawdopodobne. A teraz jeszcze to? Nie żebym nie wierzył w dobroduszność mojego ojca. Po prostu nie przypominałem sobie, aby kiedykolwiek wspominał o tym, że był świadkiem wypadku samochodowego i w dodatku pocieszał kobietę, która straciła w nim ukochanego. Czemu miałby to ukrywać przed rodziną? Czyżby nie chciał zdradzać, dlaczego znalazł się w tamtym miejscu? Ale co wstydliwego mogłoby wiązać się z przebywaniem w pobliżu szpitala? Przecież to nawet nie jest dobre miejsce na schadzkę z kochanką. Boże, o czym ja myślę? Mój ojciec w życiu nie miał kochanki! Ale jeśli podobno znał dziewczynę, która spowodowała wypadek... Czy naprawdę mógł nas aż tak okłamywać? I to przez lata?

– Adrian, powiedz coś. – Z zamyślenia wyrwał mnie nieco niepewny głos Elizy, a ja zdałem sobie sprawę, że od kilku minut trwamy w ciszy. – Jeśli myślisz, że zatrudniłam się u ciebie tylko dlatego, żeby mieć jakiś kontakt z waszą rodziną, to nieprawda. Nigdy wcześniej nie przyszło mi na myśl, że Andrzej Wolski, którego kiedyś spotkałam, to ten sam, który był prezesem wielkiej firmy budowlanej. Przysięgam.

Nie była roztrzęsiona, ale widziałem, że zależy jej na tym, abym jej uwierzył. I nie mogło być inaczej, bo poznałem ją już na tyle, aby wiedzieć, że nie posunęłaby się do czegoś takiego.

– Wiem, skarbie – odparłem, przyciągając ją do siebie, a następnie kładąc nas tak, że jej głowa znów wylądowała na mojej piersi. – Po prostu tata nigdy o tym nie wspominał i zastanawiam się, czy miał ku temu powód – przyznałem, gładząc jej ramię.

– Podejrzewasz go o romans? – spytała lekko zdziwiona, a ja wzruszyłem ramionami, bo sam już nie wiedziałem, co o tym myśleć. – To raczej mało prawdopodobne. Tamta dziewczyna była mniej więcej w naszym wieku.

Odetchnąłem nieco z ulgą, bo nie sądziłem, aby ojciec gustował w kobietach, które mogłyby być jego córkami. Zresztą naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że mógłby w ogóle zdradzać mamę. Fakt, matka miała niełatwy charakter, ale tata ją kochał. Co do tego nie miałem wątpliwości. Chociaż niektórzy twierdzą, że miłość to za mało.

– Przepraszam, jeśli zdenerwowałam cię tą historią – szepnęła Eliza, błądząc opuszkami placów po moim policzku i przesuwając je w stronę ust. – Chciałam, żebyś poznał ją z mojej perspektywy na wypadek, gdyby twój tata jednak coś sobie przypomniał.

– Nie przepraszaj – odparłem, chwytając jej dłoń i przykładając ją sobie do warg, aby złożyć na niej delikatny pocałunek. – Cieszę się, że zdecydowałaś się mi ją opowiedzieć – dodałem, po czym obróciłem nas tak, że jej ciało znalazło się pode mną i zaatakowałem jej usta, mając nadzieję, że jeden pocałunek przerodzi się w kolejny wielki wybuch namiętności.

Naprawdę schlebiało mi, że podzieliła się ze mną tamtym niełatwym dla niej doświadczeniem. I nie tylko dlatego, że dowiedziałem się czegoś nieoczekiwanego o swoim ojcu, ale przede wszystkim dlatego, że to oznaczało, iż naprawdę mi ufała. Z każdym kolejnym dniem otwierała się przede mną. Fizycznie i duchowo. A to drugie było wyjątkowo ważne. Dzięki temu stawaliśmy się sobie naprawdę bliscy, a szansa na wspólną, szczęśliwą przeszłość wydawała się coraz bardziej realna.

Jedno jednak nie dawało mi spokoju. Mój ojciec. Wypadek. Dziewczyna, która go spowodowała, a podobno znała mojego tatę. To kompletnie nie trzymało się kupy. Wiedziałem jednak, że Eliza niczego sobie nie wymyśliła, nie ubzdurała. Była ze mną w pełni szczera, tylko w tej całej układance brakowało jakiegoś istotnego elementu, który by wszystko jakoś logicznie wyjaśnił.

Już miałem dać sobie z tym spokój i w pełni skupić się na kobiecie, która była dla mnie w tej chwili najważniejsza i właśnie leżała ze mną w łóżku, ale nagle zapaliła mi się zielona lampka, a rozwiązanie zagadki wydawało się niemal oczywiste i sprowadzało się do jednego imienia.

Patrycja.  

******************************* 

Hejka :) Jak się Wam podoba rozdział? Wiem, że ten kolejny zbieg okoliczności może się wydawać nieco naciągany, ale uwierzcie mi, sama w swoim życiu doświadczyłam kilku takich sytuacji, które naprawdę wydawały się mało prawdopodobne, a jednak były prawdziwe. Chociaż dotyczyły znacznie bardziej pozytywnych rzeczy niż w przypadku Adriana i Elizy. Uznałam jednak, że skoro nawet w prawdziwym życiu świat czasami okazuje się naprawdę mały, to w ramach fikcji literackiej tym bardziej taki może być ;) 

Raczej nie mam obowiązku się z tego tłumaczyć, ale chciałam wyjaśnić, że z premedytacją odpuściłam sobie dokładny opis sceny erotycznej. Po pierwsze dlatego, że nie czuję się zbyt mocna w pisaniu takich fragmentów, a po drugie, uważam, że czasami lepiej pozostawić kilka niedomówień i pozwolić czytelnikowi, aby sam sobie pewne rzeczy wyobraził, po swojemu. Tak więc świadomie pozostawiłam pole do popisu Waszym wyobraźniom :P 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. 

Do napisania za tydzień :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro