8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem rozgromiliśmy Akademie Królewską. Okazała się bardzo słabą drużyną w porównaniu do naszych umiejętności ale przecież nikt nie może się równać z naszą potęgą. Przecież dostajemy napój Bogów do Mistrza. Nadal jedynie nie rozumiem dlaczego musiałam nosić tą opaskę przecież to jest wogóle bez sensu. To i tak nie miało wpływu na moją grę. Moja twarz znowu nie okazywała uczuć ale to przez ten płyn. W sumie to nigdy nie czułam takiego uczucia. Znaczy z dzieciństwa nic nie pamiętam przez wypadek i utratę pamięci więc nawet nie pamiętam tej radości dziecka. Ten okuralnik nawet nie wszedł na boisko przez tą swoją kontuzję po meczu z tymi idiotami z gimnazjum Raimona. Możliwe jednak jest to że to jednak z nimi spotakamy się w finale ale co z tego przecież i tak wygramy. Liceum Zeusa przecież idzie po mistrzostwo. Moja drużyna poszła do sztni a Ci którzy zostali ranni opatrywani byli przez lekarzy sportowych. Nagle podszedł do mnie ten okularnik w pelerynce z ławki.

- Wam to naprawdę sprawia przyjemność? - zapytał się z poważną miną. Czemu on wogóle chce ze mną rozmawiać

- Wykonujemy tylko polecenia mistrza to wszystko a ty nie masz nic do tego - powiedziałam bez emocji. On tylko węstchnął przy okazji zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Naprawdę chcecie być jego marionetkami!? - wkurzył się na mnie ale ja nawet nie rozumiałam o co mu chodzi - Nie widzisz że to tylko iluzja!? On z nami zrobił to samo co z wami. Otłumił i narzucił własne poglądy i pragnienia. Robi z was kopie ideii własnych piłkarzy a nie myśli wogóle o waszych uczuciach!

- Nie mów tak o nim! To on się nami zaopiekował i wskazawł właściwą drogę a wy stchórzyliście od niego bo nie potrafiliście znieść jego potęgi - powiedziałam wkurzona. On mi działał na nerwy ale jeśli on ma faktycznie rację? Jeśli to wszystko iluzja za którą ślepo dążymy bo on daje nam skosztować napój bogów abyśmy się wzmocnili.

Nie nie słuchaj go on Ci jedynie próbuje namieszać w głowie abyś odeszła od mistrza. On po chwili poszedł do swojej drużyny a ja zostałam sama bijąc się z myślami. Jeśli to prawda? To naprawdę tylko iluzja? Przez kilka dni chodziłam przybita dopóki nie dowiedziałam się z kim gramy w finale. No oczywiście że z tymi idiotami. Postanowiłam iść do nich na przeszpiegi oczywiście bez przebrania bo oczywiście że zostaną rozgromieni i na pewno wylądują w szpitalu po tym meczu tak jak inne drużyny

- Ale super! Potrafisz zatrzymać Smocze Tornado i Podwójną szybkość za jednym razem! Musisz być genialnym brakarzem! - krzyknął cały podekscytowany bramkarz w pomarańczowej bandzie. Znowu ta moja nędzna kopia. Dobra teraz trzeba robić minę do złej gry i tu będzie zabawa.

- Dzięki ale bramkarzem nie jestem. Bramkarz mojej drużyny zatrzymał by te dwa żałosne strzały czubkiem palca. - odparłam pewna siebie i zakręciłam jedną piłką na palcu wskazującym.

- Masz na myśli bramkarza Zeusa prawda? Margaret Love. - podszedł do mnie okularnik z założonymi rękami na klatce piersiowej.

- CO!? - krzyknęli wszyscy na raz. Jeju muszą się tak drzeć jeszcze chyba nikogo tak irytującego jak oni to nie widziałam. Odwróciłam się do Marka

- A ty to pewnie Mark Evans Co? Pozwól że się przedstawię jestem Margaret Love z liceum Zeusa. Wiem o was wszystko dzięki mistrzowi Reyowi. - powiedziłam. To prawda dzięki niemu umiem wszystko. Przeczesałam swoje włosy palcami.

- Acha czyli miałem rację że Liceum Zeusa jest z nim powiązane - powiedział Jude pod nosem i zaczął się zastanawiać. Czyli teraz jeszcze to dołoży do tamtego nędznego mologu.

- Czego ty chcesz tu dziewczyko? Zmierzyć się z nami czy jak? - krzyknął wkurzony różowowłosy, który miał włosy jak posypaka do babeczek. Taka jak dla małych dziewczynek

- Nie rozmieszaj mnie - zachichotałam, przecież z nimi się już razem zmieryłam i wypadli strasznie słabo. Nawet nie powiem że tragicznie.

- Co cię tak bawi? - posypka dla małych dziewczynek jeszcze bardziej się wkurwiła.

- Sugerujesz że jestem tutaj że będę z wami walczyć, a ja nie mam żadnego zamiaru się do was zbliżać. Mówiąc szczerze nie polecałbym wam walki ze mną - zaczęłam swoją gadtkę. No oczywiście przyszłam tu jeszcze aby poniszczyć ich morale i osłabić psychikę

- Niby czemu? - zapytał brązowowłosy chłopak, który był już tak samo zdenerwowany jak różowa posypka. Za bardzo mi się spodobała ta nazwa dla niego.

- Dlatego że przegralibyście. Kiedy ludzie próbują walczyć z boskimi istotami rezultat może być tylko jeden. - odpowiedziałam spokojnie ignorując ich coraz bardziej.

- Myślisz że jesteś od nas lepsza? - odpowiedział mi jeszcze bardziej wyprowadzony z równowagi ten brązowowłosy. W sumie uroczy.

- A masz wątpliwości? - odparłam przekrzywiając głowę na bok i chwyciłam brodę w dwa palce

- To się okaże jak zagramy ze sobą mecz - krzyknął do mnie tak samo wkurwuiny bramkarz.

- Naiwny jesteś. Musisz wkońcu otworzyć oczy. Pora wkońcu pogodzić się z tym że na świecie jest tyle praw którym nie można zaprzeczyć. Twój kolega Jude Sharp powinien wiedzieć o tym najlepiej. Prawda Jude? Powinniście odpuścić swoje wysiłki i tak żadne treningi nie zmniejszą przepaści jaka dzieli bogów i ludzi. Szkoda waszego czasu. - dobra ja to jednak chyba lubię najbardziej na świecie robi

- Przytkaj się. Za kogo ty się uważasz. Przyłazisz tu i głosisz swoje frazesy. Trening to sedno życia każdego piłkarza. To pokarm który odżywia nasze ciała i umysły. - kuźwa gorszej głupoty to ja chyba nie słyszałam. Nie no to było mocne. Roześmiałam się

- To naprawdę jest zabawne. Trening cię odżywia znakomity żarcik. - znowu się zaśmiałam bo jedynie tylko to chciałam powiedzieć.

- W tym nie ma nic zabawnego. - ale przynajmniej zgasiłam tego chłopczyka w bandzie.

- Wciąż nie rozumiesz? W takim razie chętnie zademonstruje o co mi chodzi. - powiedziałam i kopnęłam piłkę w niebo po chwili dosłownie sekundę później się koło niej pojawiłam. Po chwili kopnęłam piłkę otoczoną jakąś czarną energią. On nie mógł tego obronić. Po chwili wpadł do bramki.

Cała drużyna tych słabełuszy do niego dopadła i sprawdzała jak się czuje. To było śmiszne. Jednak po chwili on się obudził

- Odsuńcie się - nagle tak jakby odsunął innych ręką i wstał ale ja i tak mu jeszcze pomagali się trzymać. - Strzelaj! Strzelaj jeszcze raz! Możesz kopnąć mocniej! - krzyknął Mark i się wyrwał od Jude'a. - Tylko tym razem się nie oszczędzaj! - po chwili upadł na kolana ale powstał tylko na jedno kolano. Zaśmiałam się.

- To imponujące. Jesteś pierwszym który był w stanie dotknąć piłki. Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać naszego meczu - uśmiechnęłam się i po chwili pojawiła się mgła w której zniknęłam. To może być bardzo ciekawy mecz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro