Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeff (dupek)

Byliśmy w moim domu głównym dopiero dwie minuty, a już miałem ochotę wszystkich zabić.
Wszyscy się gapili na moją małpkę. I że niby ci debile tak nagle zainteresowali się swoją luną.

- Idziemy do mojego gabinetu. Jutro cię przedstawię- mruczę do ucha Rebeci, biorąc ją za rękę i prowadząc w stronę ciemno brązowych drzwi.

- Jesteś strasznie spięty. Coś się stało?- pyta, kiedy zamykam za nami drzwi.

- Wszyscy faceci się na ciebie gapili- warczę przyciskając ją do ściany.

- Bo jestem z innego stada.

- I co z tego. Nie mieli prawa tego robić. Powinienem ich za to ukarać.

- Przesadzasz- odpycha mnie od siebie.

- Nie. Cholera. Mam ochotę cię zamknąć w mojej sypialni i nie wypuszczać.

- Wiesz co ty się lepiej zajmij papierami.

- Co?- nie rozumiem jej.

- To- wskazuje ręką stertę kartek na moim biurku.

Ruszam w jego kierunku.

- Nienawidzę tego. Codziennie muszę czytać te całe sterty. To jest nudne.

- Mogę ci pomóc- proponuje.

- A robiłaś to już kiedyś?- pytam.

- Tata mnie uczył.

- Okej. To chodź- siadam na fotelu i klepię się po nodze, zachęcając by usiadła.

- A nie masz drugiego krzesła?

- Wolę cię na moich kolanach małpko.

- Będzie niewygodnie.

- Nie grymaś tylko siadaj.

Rebeca

Po około godzinie papiery zniknęły, a my mogliśmy na reszcie odpocząć.

Jeff zaprowadził mnie do swojej sypialni, oczywiście po drodze powarkując na każdego, kto spróbował na mnie spojrzeć.

- Oznaczyłeś teren?- pytam.

- Co?- patrzy na mnie marszcząc czoło.

- No wiesz. Czy siusiałeś w każdy kąt tego pokoju.

- Nie! Zwariowałaś? Skąd ci ten pomysł wpadł do głowy.

- Jesteś taki zaborczy, to pomyślałam, że o pokój też się tak troszczysz- prychnęłam.

- Nie jestem zaborczy- mówi patrząc na podłogę.

- Nie w ogóle. Ale warczysz na każdego.

- Jestem alfą.

- To nie ma znaczenia. Powinieneś się lepiej zachowywać.

- Mogę robić co chcę.

- Ugh. Jesteś strasznym dupkiem.

- Przestań z tym dupkiem małpko. To dziecinne.

- To ty przestań z tą małpką.

- Ale ty jesteś moją malutką małpką.

- Malutką?!- krzyczę wymachując rękami.

- Tak- klepie mnie po głowie.

- Zabieraj tą łapę bo cię walnę- mówię, chwytając jego rękę, a on zaczyna się śmiać- Jesteś głupi- obracam się od niego podchodząc do okna i wyglądając na zewnątrz.

- Oj małpko nie obrażaj się- szepcze mi do ucha owijając mnie od tyłu ramionami.

- To nie dawaj mi do tego powodów dupku. To nie moja wina że jestem taka niska.

- Przez to przynajmniej jesteś słodka- całuje moją szyję.

- Przynajmniej?- mrużę oczy.

- No tak.

- Dupek.

- Mówiłaś już to dzisiaj chyba z tysiąc razy.

- To będzie tysiąc jeden. Jesteś strasznym dupkiem.

- A ty seksowną laseczką.

- Jeszcze czego.

- Chcę cię w moim łóżku. Zapraszam- wskazuje ręką drogę do niego.

- Najpierw chcę się umyć. I nie wzięłam piżamy.

- To nie problem. Przy mnie możesz spać nago.

- Pomarzyć sobie możesz. Daj mi jakąś koszulkę i spodenki.

- Włączył ci się tryb księżniczkowania. Zapomniałaś użyć ładnych słów.

- Mam cię błagać na kolanach?

- Robiąc mi loda? Tak poproszę.

- Masz sprawne ręce. Poradzisz sobie z gorylem- podeszłam do szafy i sama sobie wzięłam jego czarną koszulkę i spodenki.

- Jesteś moim strasznie chciwym gościem małpko. Tak bez pytania?

- Sam mówiłeś że dom to miejsce gdzie jesteśmy razem, więc zamknij się dupku.

- To co ty na to by łazienka teraz stała się naszym domem?

- Nie będę się z tobą myć. Wybij to sobie z głowy.

- Jesteś okrutna.

- Trudno- powiedziałam wchodząc do łazienki i zamykając drzwi na klucz.

Po umyciu się wyszłam z łazienki ubrana w "piżamę". Jeff leży rozłożony na łóżku i klika coś na telefonie.

- Łazienka wolna- mówię, siadając na łóżku.

- Nareszcie. Ile można się myć?- pyta odrywając wzrok od komórki i patrząc na mnie.

- Nie przesadzaj.

- Jakże bym śmiał. Ale pokażę ci małpko mistrza w szybkim myciu się- mruknął do mnie, wziął spodenki z szafy i znikną za drzwiami łazienki.

- Dupek- mruknęłam. Położyłam się i przykryłam czarną kołdrą.

Po dwóch minutach do pokoju wrócił Jeffery z wielkim uśmiechem na ustach.

- Co się tak szczerzysz?- pytam.

- Pobiłem cię o równe pięćdziesiąt osiem minut.

- To nie był konkurs. Przestań zachowywać się jak dziecko- spojrzałam na niego mrużąc oczy.

- Kobiety to zawsze umieją zepsuć zabawę- mruczy pod nosem kładąc się i wyłączając lampkę nocną.

- Serio jesteś już strasznie irytujący.

- To dlatego że za niedługo pęłnia, a przez twojego tatusia nie będę mieć z tobą teraz dzidziusia.

- I tak nie będziemy mieć dzidziusia.

- Będziemy.

- Nie. Nie kłóć się i daj mi spać- zwijam się w kulkę ziewając.

- Dobrze. Ale i tak wygrałem z dzidziusiem.

- Zamknij się no! Zmęczona jestem!- krzyczę obracając się w jego stroną i bijąc go pięścią w brzuch.

- Ał- jęczy.

Po chwili czuję jak owija mnie ramionami i przyciąga do siebie. Układam się wygodniej na jego torsie. Szybko zasypiam czując jego obezwładniający zapach

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro