Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Detykuję:
HarleyQuinn0110
Wilczyca_psowata
Miss1098
Rebelll2
znienawidzonax
Nieznajoma222

(Jak kogoś nie napisałam to pisać, dopiszę 😉)

Rebeca

- Mamooo. Nie mogłaś wybrać lepszego momentu, by nam przeszkodzić? Daj nam dokończyć- jęczę opierając głowę na ramieniu dupka.

- Nie kochanie.

- Daj jeszcze godzinkę.

- Nie skarbie. Na pewno gdybyście teraz zaczęli nie wyszli byście z łóżka do rana, a nawet dłużej.

- To porozmawiamy jutro.

- Nie córeczko. Jest już po północy, co oznacza, że mało myślisz. Jeffy nie zabezpieczył się, więc byś była w ciąży gdybym nie ja.

Ta to musi patrzeć tam gdzie nie powinna. Ugh. Robię się zazdrosna o własną mamę.

Analizuję wszystko i nagle wyskakuję z łóżka.

- Za dziesięć minut widzę was w gabinecie Jeffa, a jak nie to wyślę tu idiotę-  Rozalinda szybko wychodzi trzaskając drzwiami.

Odwracam się wściekła do Jeffa, który wygląda, jakby ktoś mu popsuł plany. Dupek.

Podchodzę do niego z kamienną miną i mocno plaskam go otwartą dłonią w twarz.

- Ał, skarbie! Za co to!- jęczy, siadając.

- Nie udawaj że nie wierz dupku! Masz szczęście, że tego nie zrobiliśmy!

- Oj małpko. Przecież jeden dzidziuś to nic złego.

- Nic złego?! Nic?! Ja ci cholera  pokażę jakie nic!- idę to łazienki i wyjmuję kakaowy balsam do skóry- Co powiesz na brudnego pampersa?- pytam wylewając całą tubkę na jego głowę- A i jeszcze oczywiście, nie myśl sobie dupku, że w tą pełnię mnie dotkniesz!

- Skarbie nie dramatyzuj tak! Ja też zapomniałem o tym- wstaje otrzepując się z kremu, przez co ja też jestem brudna.

- Na przyszłość radzę ci używać mózgu- warczę wchodząc do łazienki i zamykając drzwi na klucz. Szybko się myję, słysząc jak Jeff szarpie się z klamką.

- Małpko otwórz drzwi!

- Spadaj!

- Cholera kobieto słuchaj mnie! Jak zaraz tego nie zrobisz wywarzę je!

- Nie będzie takiej potrzeby- otwieram mu drzwi ubrana i umyta, po czym omijam go mając zamiar iść do rodziców, ale oczywiście mi się to nie udaje, bo zostaję rzucona na łóżko- Co ty robisz?- syczę na chłopaka.

- Karzę niegrzeczną samicę- rozrywa moje różowe jeansy.

- Zostaw mnie! Zaraz tata przyjdzie.

- Wątpię, że w pełnie wytrzyma długo nie dotykając swojej kobiety. Ale jak się boisz to zamknę drzwi- bierze klucz z szafki i przekręca go w zamku- Zadowolona?- pyta.

- Nie!

- To masz pecha- chwyta moje nadgarstki związując je liną nad moją głową, po czym zdejmuje resztę moich ubrań.

- Nie próbuj nawet- warczę w jego stronę, kiedy robi piękny pokaz jak powinno się zabezpieczać.

- Cicho bądź. Mam na ciebie cholerną ochotę- rozszerza mi nogi i sunie językiem od wewnętrznej części moich ud. Jęczę mimowolnie czując przechodzące po moim ciele ciarki.

- Jeffery rozwiąż mnie i przestań!- krzyczę.

- Nie. Mam dość tego, że wszyscy nam przeszkadzają. Muszę cię mieć, bo mi zaraz jaja eksplodują- przybliża twarz do mojej gryząc moje usta.

- Jacy wy faceci jesteście wymagający- kręcę oczami, na co dostaję mocnego klapsa- Ał!

- Za dużo gadasz małpko.

- I kto to mówi?

- Ja to mówię- chwyta moje biodra szybko we mnie wchodząc i od razu się poruszając. Zaciskam dłonie w pięści czując to niesamowite uczucie.

- Dupku ukatrupię cię za to- jęczę mu do ucha.

- Ucisz się. Chcę słyszeć twoje jęki, a nie narzekanie.

- To się postaraj- prycham.

- Sama tego chciałaś- włącza turbo-szybkość na co nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, bo tracę kontrole nad ciałem. Po krótkim czasie widzę gwiazdy, krzycząc głośno imię dupka, a ten palant wgryza się w moje ramię.

- Zadowolony?- szepczę po pięciu minutach, kiedy mój oddech wraca do normy.

- Nie- kładzie głowę na moje piersi, wdychając mój zapach i ruszając biodrami.

- Żartujesz sobie dupku? Nadal jesteś twardy?

- Przy tobie nigdy nie zmięknę.

- Zobaczymy za parę lat mięczaku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro