Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rebeca

- Nie zasłużyłeś.

- Oddałem stanik- zmarszczył brwi.

- Nie po dobroci. Dopiero jak ci przypomniałam o innych wilkołakach.

- I co z tego?

- Daj mi w końcu wrócić.

- To daj całusa.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Nie pocałuję cię.

- Dlaczego?

- Bo nie mam ochoty?

- Masz- położył dłoń na moim policzku. Zmrużyłam lekko oczy od ciepła płynącego z jego ciała.

- Nie chcę.

- Chcesz- odparł stanowczo przybliżając twarz do mojej.

- Nie- szepnęłam ledwie słyszalnie.

- Wiem że kłamiesz- mrukną ocierając usta o moje, a ja zapragnęłam więcej.

- Jesteś okropny- położyłam ręce na jego wyrzeźbionej klatce.

- Wiem- pocałował mnie mocno, aż ugięły się pode mną kolana. Przywarłam do niego całym ciałem upajając się jego zapachem. Otoczył mnie silnymi ramionami wokół tali bym nie upadła. Jego język zaczął smakować wnętrze mojej buzi. To był mój pierwszy pocałunek w życiu i zdecydowanie najlepszy. Powoli czuję, że zaczyna mi się kręcić w głowie z braku powietrza ale nie chcę kończyć. To jest takie cudowne. Mruknęłam niezadowolona, kiedy oddalił się ode mnie.

- Nadal nie chcesz żebym cię całował- uśmiechną się zadowolony widząc moją rozmarzoną minę.

- Dupek.

- Małpka.

- Goryl.

- Tylko dla ciebie.

- Muszę wracać.

- Wiem- pocałował mnie krótko jeszcze raz.

- To pa.

- Do zobaczenia małpko.

Obróciłam się. Przede mną piętnaście minut drogi do domu głównego. Z westchnięciem ruszyłam przed siebie. Czym dalej byłam od Jeffa tym bardziej odczuwałam tęsknotę. Kiedy doszłam na miejsce zaczęło się już ściemniać.

Będę miała kłopoty, pomyślałam.

Po cichu weszłam do domu alfy oddalonego o kilometr od domu głównego zamykając za sobą drzwi. Na palcach skierowałam się po schodach w stronę pokoju jednak w połowie drogi zatrzymał mnie głos mamy.

- Gdzie byłaś córeczko?- spytała.

Nikt nie wiedział o moich wyprawach nad jezioro. Dlaczego? Z pewnością tata by się dowiedział, a nie zareagował by spokojnie na wieści, że jego księżniczka pływa sobie nago w środku lasu narażona na napalone spojrzenia samców.

- Zrobiłam sobie mały trening w lesie- powiedziałam to co zawsze. Nie często zdarza się mi wymykać z domu.

- I ten mały trening zajął ci połowę dnia?

- No tak. Zagadałam się z chłopakiem- zakręciłam pasemko włosów na palcu.

- A wyjaśnisz mi dlaczego jesteś taka mokra- spytała podejrzliwie.

- Spociłam się?- bardziej stwierdziłam niż spytałam- to chyba normalne.

- Wilkołaki się nie pocą skarbie- podeszła do mnie kładąc ręce na moich ramionach- Chyba że po porządnym pieprzeniu.

- Okej. Wpadłam do wody.

- Słucham?- zrobiła zdziwioną minę.

- No do jeziora w lesie.

- Doprawdy?- zmarszczyła brwi- Mnie możesz powiedzieć kochanie. Nie wygadam się ojcu. Znalazłaś bratnią dusze?

- Nie- zaprzeczyłam. Mówi że nie powie, ale tata i tak z niej wszystko wyciągnie.

- Na pewno?

- Tak. Mogę iść do pokoju? Chciała bym się ogarnąć.

- Dobrze. Ale rano porozmawiaj z ojcem.

- Co?!

- Też jest ciekawy gdzie się podziewałaś tyle czasu, a ja nie mam do tego nerwów. Twoi bracia mnie wykończyli.

Przekręciłam oczami. Mam sześciu braci. Jestem jedyną córką. To jest koszmar. Mój tata ma zdecydowanie zbyt mocne geny.

- Dobranoc- cmoknęłam ją w policzek i poszłam do pokoju, gdzie po napisaniu sms-a z informacją do Jeffa od razu ruszyłam do łazienki myjąc się. Oczywiście zajęło mi to dużo czasu, ponieważ musiałam zmyć zapach dupka. Po prysznicu owinięta w ręcznik wyszłam.

Stanęłam jak wryta widząc to, a raczej go w moim pokoju, leżącego na moim łóżku bez koszulki w samych spodenkach nisko zwisających na biodrach

To są chyba jakieś żarty?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro