16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Deidara, wstawaj– [imię] szturchała śpiącego Deidare w bok.

–  Hm, daj mi spać– mruknął i odwrócił się do nas tyłem.

– Ktoś mógł by cie teraz zgwałcić.– prychnęła [kolor] oka rozbawiona.

– Ty nie masz czym mnie zgwałcić, a Tobiemu na to nie pozwolisz,hm.– okrył się bardzie płaszczem.

Akurat w tym aspekcie nie ma racji. Za żadne skarby bym go nie zgwałcił.  Jak to się mówi... gówna nie tykam.
[Imię] tylko usiadła obok błękitno okiego i zamknęła oczy, intensywnie przy tym o czymś myśląc. W mojej głowie kształtowało się pytanie, które chciałem zadać jej dawno temu, ale przypomniało mi się dopiero w tym momencie. Może nie jest to pytanie godne filozofa, jednak wartę Obito Uchihy. Czyli w tej chwili nie wiele cenne. 

– [imię]-chan? Okłamałaś kiedyś swoich przyjaciół? 

Spojrzała na mnie zaskoczona, przymykając nie pewnie oczy. 

– Po części. Czasami robiłam to bo nie chciałam ich ranić. Ale zawsze starłam się mimo to być szczerą.– przyznała.

– Nienawidzisz kogoś?

– Co to za pytania Tobi– uniosła się  zdziwienia. – Można tak powiedzieć. Ale czym można nazwać nienawiść? Nie lubimy kogoś, tylko dlatego że nas zranił, albo mamy złe wspomnienia z tą osobą. Wszystko to dzieje się przypadkowo... - ucichła na chwilę. - Albo w trosce o kogoś innego. każdy chce być szczęśliwym, albo sprawić, że ktoś na kim nam zależy będzie szczęśliwy. Nikt za to nie chce być nienawidzonym. 

Czy teraz mówiła o mnie czy o swojej rodzinie? Choć łączy to dwie opcje...eh, sam już nie wiem. Nie jestem kłębkiem świata, nie musi myśleć tylko o przeszłości i... i o mnie. 

– Mówimy o nienawiści w chwili gdy jesteśmy źli. Nie należy o takich rzeczach decydować w złości...– kontynuowała, ale jej przerwałem.

– Ani obiecywać z szczęściu– dokończyłem za nią.

– Dokładnie Tobi. Dokładnie – otworzyła oczy i wydawała się nad czymś myśleć.– Często mówił mi to mój przyjaciel. - zaśmiała się przymykając przy tym oczy i zasłaniając usta dłonią -Teraz moja kolej zadać ci pytanie. Czy ty też uważasz, że lepiej jest umrzeć niezrozumianym niż tłumaczyć się przez całe życie?

W tym momencie jestem pewny, że mówi o mnie. O tym, czy to właśnie ona myśli dobrze i co powinna czuć.  Mówi o moim zniknięciu i życiu, które sprawiło. że skończyłem tu gdzie skończyłem, choć ona o tym nie wie. Nie wie o tym bólu i cierpieniu dotrzymującym mi towarzystwa gdziekolwiek bym poszedł. Jednak czemu o tym nie wie? Czemu nie chce mi pomóc z akceptacją tego? Przez to, że to był mój świadomy wybór niszczący nasze życia. Jedyną osobą do której mogę mieć żal, jestem ja sam, nikt inny. Sam zgotowałem sobie taki los. 

– Tobi-kun myśli...– czasami tak jest najprościej, ale nie zawsze się to udaje– Że czasami możemy poznać osoby dla których warto nadal żyć. Nie ma śmierci jeśli jest się dla kogoś ważnym.

– A co, jeśli wszyscy którzy są dla kogoś ważni nie istnieją? Umarli? Opuścili? Uciekli?– zacisnęła mocno zęby. 

Zawsze to robi gdy się złości. Rani przy tym język, który zawsze przygryza, choć teraz nie widzę żadnych oznak bólu z tego powodu na jej twarzy. Ehh to było kiedyś. W końcu się nauczyła tego unikać, jednak ja nadal przechadzam się w naszych wspomnieniach z młodości...  

– Każdy ma kogoś ważnego. [Imię]-chan ma Tobiego, Deidarę-senpai, a Tobi i Deidara-senpai mają [imię]-chan. Zawsze jest ktoś kogo może czasem nie widać. Ale to nie oznacza że go nie ma.

– Dziękuje.– uśmiechnęła się tym swoim typowym ostatecznym uśmiechem. Wiem, że nie czuje się teraz dobrze, i znowu zakłada swoją maskę szczęścia.

Przez dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy, ale ostatecznie postanowiliśmy zanieść błękitno okiego do bazy. Złapaliśmy go za ramiona (ja za jedno ona za drugie). Nasze ręce się o siebie stykały się, przez co przeszedł mnie taki sam dreszcz jak wtedy gdy pierwszy raz to zrobiła. Brakowało mi tego. Brakowało mi jej.




W końcu wróciliśmy do tej głupiej bazy w środku nocy! Gdyby nie zasnął byli byśmy tu już dawno temu, ale co tam. Pójdźmy spać. 

Rzuciłem go na łóżko niby przypadkiem, ale [imię] się na mnie dziwnie za to spojrzała. Podniosłem ręce w obronnym geście na co się zaśmiała. Lubię jej śmiech. I uśmiech. Lubię w niej wszytko. Jako pierwszy wszedłem do łazienki załatwiając w niej podstawowe czynności takie jak: umycie się. Po dosyć długiej chwili weszła po mnie [kolor] oka, ale nie wiem kiedy wyjdzie więc postanowiłem na nią bez sensu nie czekać i po prostu pójść spać. Przed snem jednak myślałem nad tym, jak dobrze dzisiaj walczyła. Jestem z niej taki dumny choć nie miło by to dla niej zbyt dużego znaczenia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro