17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nigdy tak dobrze mi się nie spało! Próbowałam się przeciągnąć, choć coś mi w tym przeszkadzało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam...niebo? Co?   
   Spojrzałam się w bok i zobaczyłam uśmiechniętego blondyna, obok którego stał szatyn, który nie wiem czy sie uśmiechnął, ale wraz z swoim senpaiem trzymał mnie na rękach, podczas lotu na glinianym ptaku.

– C-co wy robicie?– zapytałam lekko przerażona jak i skrępowania zaistnałą sytuacja.

Czemu jestem tutaj a nie w łóżku? Czy to jest jakiś żart? Bo jeśli tak ti mało zabawny, zważając na to, że jest mi nieziemsko zimno przez wiatr lecący na mnie z takiej wysokości. Choć nie ma złego, co by na dobre Nie wyszło. Wyspałam się!

– Nie mogliśmy cie do budzić więc nie maronowaliśmy czasu i po po prostu wzieliśmy cię tutaj, hm. Ale ciągle sie kręciłaś i sam Tobi nie dawał rady z tobą wytrzymać, więc mu pomogłem.– wyjaśnił wszytko błękitno oki.

– Um, skoro tak mogli byście mnie zostwiać– złapałam sie ich za ramiona i stanęłam na własne nogi.– Ale dzięki.– w tym momencie spojrzałam na siebie.– Dlaczego jestem w piżamie...?

Naprawdę? Nie mogli mnie przebrać albo chociaż założyć płaszcz, albo - teraz się trzymajcie - wziąść ubrań na zmianę? Wiem, że to był szalony pomysł, ale bez przesady. Mogli wziąść cokolwiek...

– Żadnen z nas nie chciał cie rozbierać bo było by nam trochę...wstyd,hm. Więc postanowiliśmy cie wziąć w piżamie. – zaczerwienił sie artysta.

– Co wasze żony będą z wami miały...– mruknęłam tak cicho by nie usłyszeli. Jeśli tak będą zawsze sie zachowywać to... ah, szkoda gadać – który z was, mógłby mi pożyczyć płaszcz?

Jak na zawołanie zaczęli zdejmować z siebie swoje płaszcze, ale pierwszy był Tobi od którego przyjęłam odzienie.
Podziękowałam mu i zaczęłam ponownie się mu przyglądać. Znowu ma te swoje ciemne ubrania. Pasują mu. Przyglądałam mu sie dosyć uważnie, ale w moment to mi się znudziło i przygladałam się niebu.

– Tak poza tym, to gdzie lecimy?– zapytałam siadając.

– Zobaczysz, hm.– uśmiechnął sie chytrze Deidara.

– Niespodzianki. Jak ja je kocham– mruknęłam na tyle głośno by to usłyszeli.









Dotarliśmy do jakiegoś miejsca po kilku nastu minutach. Trochę dziwne miejce...

– Powiecie mi dlaczego tutaj jesteśmy?– pokazałam na otaczające nas drzewa. Tak, jesteśmy w lesie.

– Um, to ma być niesodzinka dlatego sie do niej przejdziemy. Gdybyśmy od razu o niej polecieli zobaczyła byś ją wcześniej i nici z naszych planów.– odpowiedział błękitno oki.

– O nie...znowu będę gdzieś iść..– jęknęłam niezadowolona.

– Heh, Nie martw sie. Jesteśmy nie daleko – złapał mnie za rękę i prowadził w nieznane mi miejce.










   

W chwili gdy wyszliśmy w końcu z tego lasu, moim oczom ukazało się pole ze zbożem? To jest to miejsce? Muszę przyznać że w swojej prostocie jest naprawdę ładne. Do tego na środku rosło duże drzewo, osłaniające i rzucające cień rośliną.

– Ładnie tutaj– przyznałam.

O tej porze roku nie rosną tego typu rośliny ale jesteśmy w wiosce w której ciągle świeci słońce, więc rośliny nie muszą się bać o wyziębienie a rolnicy mogą pracować przez większość roku. Choć i tak to robią.... Z jednej strony bardzo dobrze. Gospodarka tej wioski jest bardzo wysoka i nie trzeba martwić się o brak żywności. Jednak rozwalają konkurencje n samym początku i ciężko z nimi rywalizować, a sami rolnicy mają bardzo dużo pracy. Nie mają chwil dla siebie.

– Wiem. Dlatego tutaj cię zabraliśmy, hm.– głos Deidary wyrwał mnie z rozmyślań.

Poszłam w stronę drzewa i położyłam sie obok niego. Ku mojemu zdziwieniu reszta zrobiła to samo, tylko że ułożyli sie w taki sposób że leżeliśmy do sobie głowami. Słońce trochę raziło mnie w oczy, dlatego je zamknęłam i wsłuchwiałam się w szelest drzewa. 

W taki sposób leżałam tak z dziesięć minut, i coś tak myślę, że ktoś zasnął. Uznałam to, po płytkim i wyrównanym oddechu.

– Kto śpi?– zapytałam nadal nie otwierając oczu.

– Tobi, hm. Myślałem że ty. Nawet lepiej. Chciał bym z tobą o czymś porozmawiać.

– Ze mną? O czym?– zmarszczyłam brwi. Brzmi to dosyć poważnie.

– Wczoraj, jak rozmawiałaś z Tobim...nie spałem i słyszałem to. O kim wtedy mówiłaś?

– Ja...– chce być z nim szczera– O mojej rodzinie i przyjacielu.

– Który zabił ich?– ja w odpowiedzi kiwnęłam głową– Dlaczego go nie nienawidzisz?

– Czasami spotkasz kogoś komu wybaczysz wszytko.– tylko sie uśmiechnęłam.

– Tak,tak. Słyszałem to już od ciebie. Ale nadal nie rozumiem, hm.

– Zgadnij.– zaśmiałam się.

– Byłaś w nim zakochana? Nie traktowałaś go jak "zwykłego" przyjaciela?

– Zgadłeś. Nie dość że byłam to nadal jestem. Śmieszne co?

– On cie też kochał?– usłyszałam jak wstał.

– Nie...– spóściłam końciki ust.– Kochał kogoś innego.

– Skąd wiesz? Nie możesz czytać w jego umyśle.

– Opowidałam mi o niej i o tym co do niej czuje.– także wstałam i spojrzałam mu w oczy.

– Powiedziałaś mu o tym?– przekręcił głowę.

– To by było...bez sensu. Tak naprawdę nie liczyłam na nic. To znaczy liczyłam że w końcu odwzajemni moje uczucia. No bo jak? Mój cały świat mógł by tego nie odwazjemnieć? I wiesz co? Przez tyle lat czekam. Człowiek uczy sie w taki sposób czekania aż ktoś też cie pokocha.

– Przykro mi...– spóścił głowę.

– Nie martw sie. To normalne. Czasami myślałam że bez niego umrę, no i  chyba umarłam...

– Nie było żadnej opcji by coś między wami było?– nadal drążył temat.

– Nikt nie zasługuje by być traktowany jak opcja, Nie sądzisz? Ale raczej nie. On ją kochał tak jak ja kocham jego. Nie możliwe by coś między nami było innego niż przyjaźń– wzruszyłam ramionami.

– Przez ten cały czas go kochasz,hm? Przez to cierpisz.

– Cierpienie wymaga czasem większej odwagi niż śmierć. Choć to drugie go prawdopodobnie spotkało. Ciężko żyć z tą wiadomością. Oddała bym wszytko by tu był.

– Nie wierzę. Dała byś mu kolejną szansę?– zrobił duże oczy.

– Jasne. Drugą, trzecią a nawet piętnasta.– podrapałam sie zakłopotana po karku.

– Wydaje mi sie, że dawanie  komuś drugiej szansy to jak dawanie komuś drugiego powodu na zranienie.

– Ale jeśli to uczyni że będzie sie szczęśliwszym? Warto czasem zaryzykować choć miało by sie cierpieć bardziej.

– Nadal myślę, że to było by głupie, hm– wzruszył ramionami.

– Komiczne jest to, że przez cały ten czas szukałam czegoś co mogło by mi go zastąpić. I zawsze przekonywałam sie że on jest niezastąpiony i coraz bardziej mi go brakowało.

– Naprawdę musisz go kochać...– w końcu sie uśmiechnął.

– Nawet nie wiesz jak bardzo.– odwzajemniłam gest.

– Chciałbym kiedyś doświadczyć takiej miłości jak ty– zamyślił się.

– Osobiście to nie polecam– zaśmiałam się.

– Heh, mimo wszytko chciałbym. Opowiesz mi trochę o nim? Jak miał na imię?

– Obito. Ładnie, nie?– wyszczeżyłam się.– Był bardzo oddany swoim przyjaciąłom, waleczny, odważny, bardzo mądry i silny. Pomagał mi z każdym moim problemem. Nigdy nie opuszczał kogoś w potrzebie. Zdolny do poświęceń. Wspaniały charakter...

– Z tego co opowiadasz musiał być naprawdę świetny. Ale mówisz to bo jesteś w nim zakochana i nie widzisz jego wad, hm. Gdyby posiadał większość z nich to by był z tobą a nie nie wiadomo gdzie.

– Mylisz sie Deidara. Widziałam jego wady, ale nie miały dla mnie większego znaczenia. Można powiedzieć że je także pokochałam.

– Kobiety są bardzo skomplikowane, hm– zaśmiał sie.

– Nie wszytstkie. – pokręciłam roześmiana głową– jeżeli je słuchasz to wszytko będzie dla ciebie jasne.

– Zazdroszczę temu Obito że sie w nim zakochałaś. Jesteś wspaniałą i interesującą dziewczyną.– uśmiechnął się i ponownie położył sie na zbożu.

– Dziękuje.– także poszłam jego śladem– Dziękuje za wszytko.



Leżeliśmy tak z dłuższy czas Dopóki nie zaczęło sie ściemniać.  Postanowiliśmy stworzyć nasze klony a my sami poszliśmy sie gdzieś przejść. Okazało sie, że w pobliżu znajduje się nieoznakowana dróżka. Idealna dla nas.
Idąc tak, nie spodziewałam sie że będzie tu tak tłoczno. Ludzie i jeszcze raz ludzie! Spojrzeliśmy po sobie i uznaliśmy że jednak wrócimy. Niestety tłum tak sie pchał że przepchał też nas. Co. To. Ma. Być?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro