Diagnoza VI: Słodyczoholizm

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął sobie tydzień. Przyzwyczailiśmy się do siebie, polubiliśmy się, zaufaliśmy sobie i... pewna taka sprawa... Feliks nieustannie zabiera MOJE słodycze! Ale może od początku, dobra?

No to, to było tak...

Pewnego słonecznego dnia siedzieliśmy w domu. Żadnemu z nas nic się nie chciało. Leżałem na kanapie z nogami na oparciu i zawzięcie czytałem o zaburzeniach pamięci. Ciekawostka, wiecie, że psychopatologia pochodzi od greckich słów "Dusza" i "Cierpienie"? Jeśli nie wiedzieliście to ja jestem doskonałym przykładem cierpiącej duszy... Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy Felek wszedł do salonu i głosem męczennika oznajmił, że skończyły się słodycze. Nie przejęło mnie to, więc wzruszyłem ramionami i mimochodem powiedziałem mu o swoich zapasach. Wróciłem do czytania książki, kiedy nagle poczułem, że ktoś (no ciekawe kto?) zaczyna szarpać mnie za ramię.

-Powiedz, gdzie masz słodyczeee!-Prawie płakał.

-Nie ma opcji.- Nawet nie oderwałem wzroku od gęsto zadrukowanych kartek .- Idź do sklepu.

-Kiedy mnie się nie chce...-nie przestawał torturować mojego ramienia.

-Sorry, taki mamy klimat.- Wstał i powoli powłócząc nogami, poszedł do kuchni, skąd zaraz zacząłem słyszeć jak w poszukiwaniach trzaska szafkami.

Po kilku minutach wszystko ucichło, jakby osiągnął swój cel. Ale przecież już tylko ja jedyny posiadałem słodycze... nie możliwe, żeby je znalazł, bo przecież mam je u siebie... dziwne.

Odłożyłem czytadło i z trudem zgramoliłem się z sofy. Kiedy otworzyłem kuchenne drzwi, moim oczom ukazał się następujący widok... Siedzący pod ścianą na podłodze blondyn z opakowaniem kakao i łyżką w ręce. Zaniemówiłem, nie myślałem, że będzie to jadł na sucho. Chłopak zaraz spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i uśmiechnął się, pokazując przy tym całkiem brązowe zęby... w sumie całą twarz miał uciapaną... co głód może zrobić z człowiekiem?

-I ho? Daem hobie hadę- wymamrotał, pełnymi kakao ustami.

-Jesteś pewien, że ci to smakuje?- Uniosłem brwi w geście zapytania.

-W sumie, to jednak za słodkie...-zamknął pudełko.- Daj słodycze.

-Prawo dżungli. Wygrywa silniejszy.- Ponownie wzruszyłem ramionami i wróciłem do salonu, on tak jakby się tak dziwnie uśmiechnął.

Potem wypadki potoczyły się bardzo szybko i w sumie nawet nie wiem kiedy zostałem związany sznurkiem do wieszania prania... Ja tylko na chwilę wziąłem książkę. Potem wszedł Felek z czarną chustką na twarzy. Myślałem, że się wydurnia... do czasu. A dokładniej do momentu, kiedy zorientowałem się, że nie mogę się uwolnić, a Feliks świeci mi lampką w twarz.

-Gadaj, gdzie masz cuksy? Prawo dżungli, pamiętasz?- Gdybym mógł, strzeliłbym facepalm, no ale byłem związany. Uświadomiłem sobie, że Felek nie rozumie sarkazmu...

-Po moim trupie!- Posłałem mu zaczepny uśmiech, na co on się wyszczerzył- Nie, czekaj, wróć.-zmitygowałem się- To taki żart, nie zabijaj mnie, wszystko ci powiem.

-Na prawdę?- zdjął chustkę z twarzy.

-Tak, a co mam zrobić?- westchnąłem- są w szufladzie.- szczęśliwy podbiegł do szafki. Odsunął delikatnie szufladę, jakby kryła najcenniejszy skarb i wyjął żelkowe misie i czekoladę. Wyrwał mu się okrzyk zachwytu i w dzikiej radości odtańczył coś na kształt tańca szczęścia. Po pewnym czasie nawet sobie o mnie przypomniał (wcale mu w tym nie pomogłem...) i podzieliliśmy się łupem. Tylko szkoda, że łup został wyłudzony ode mnie...

Myślałem, że on tak tylko jednorazowo, ale bardzo się myliłem. Zamiast kupić sobie słodycze na później, on zjada wszystko od razu... a najbardziej cierpię na tym właśnie ja! A, że boję się, że kiedyś znowu mu odbije, nie bronię mu podbierania MOICH słodyczy.

I właśnie w tym momencie wytłumaczyłem wszystko od początku do końca. Jak było, zgodnie z prawdą, bez ściemy czy propagandy. Amen. A teraz idę wybić temu durniowi z głowy jeszcze durniejsze pomysły.

***********************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro