꧁Bliski śmierci꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Katowania wciąż powtarzały się każdego dnia. Rzeczpospolita każdego dnia tracił resztki godności. Wiedział, że stał się zabawką w rękach Imperium. Dlaczego to właśnie car skradł jego serce? Dlaczego na tyle, że nie był w stanie oddać się czemuś innemu? Rzeczpospolita westchnął ciężko i spojrzał na ścianę. Zaschnięte plamy krwi, zabrudziły wielkie kafle celi. Tym samym sprawiając, że wygląd ten coraz bardziej przypominał salę tortur. Szaty RON'a już dawno były przemoczone już zaschniętą krwią. Nieprzyjemny zapach wypełniał celę, sprawiają, że sam RON czuł obrzydzenie swą osobą.

- A wielkim ja byłem królem. - szepnął do siebie, gdy wypoczywał oparty o ścianę. Oko już chyliło się ku dołowi, by pozwolić królowi skosztować odrobiny snu, gdy nagle drzwi otworzyły się skrzypiąc głośno. Rzeczpospolita Obojga Narodów uchylił powiekę i zerknął półprzytomny na przybyłego. Czerwonowłosy chłopak spoglądał z uwagą na RON'a. W jego złotych oczach, podobnie jak u Imperium, ciężko było wyczytać jakiekolwiek emocje.

- Czym sobie zasłużyłem na waści odwiedziny dziedzicu? - spytał upadły, gdy chłopak stanął przy kratach.

- Ojciec mój bardzo chory. - mruknął, lecz zdawało się jakby urwał swe zdanie, nie będąc pewnym tego co czyni. - Popadł w obłęd i jedynie o śmierci prawi.

- Domyśliłem się ja, że taki będzie mieć to koniec. Długo o tym z mą osobą rozmawiał. Stało się to teraz jego przekleństwem.

- Czemuś pozwolił mu je przyjąć? - spytał gniewnie młodszy. Król westchnął i spojrzał na kafle ziemi.

- Niejednokrotnie starałem się, by mu to z myśli wybić. Jednakże upartość Rosjan jest nie do zniesienia. Jeżeli coś postanowicie ciężko was od tego odciągnąć. Ma to swe plus, lecz i także minusy posiada.

- Nie mąć! Przyznaj się do swych win i wyjaw coś mu obiecał! Dlaczego wciąż twe imię w dziwny sposób powiada?! Jesteś synem wiedźmy?! Urok rzuciłeś?! Klątwą groziłeś? Mów!

- Wasza carska mość. Nie śmiał bym podnieść ręki na waszego ojca. Nigdy nie miałem ja styczności z wiedźmami, a ów określenie jedynie obraża mą świętej pamięci matkę. Była ona niezwykle dobrą osobą. Nigdy w jej głowie zguba ludzka nie tkwiła. Jedynie spokój i harmonia państwa naszego, które już nie istnieje.

- Żądam byś memu ojcu pomógł. - odparł rozkazująco dziedzic. Król uśmiechnął się lekko i spojrzał na niego życzliwie.

- Nie chcecie bym dał mu to, o co wciąż mnie prosi. - zapewnił.

- Bzdura! Masz dać to memu ojcu!

- Więc mam mu śmierć przynieść? Tak mam rozumieć twój rozkaz? Mam ojca twego zabić, by poczuł ulgę?

- Cóż?! Jakaż to znów śmierć?! - ZSRR nie mógł uwierzyć w słowa więźnia, który spoglądał na niego wciąż z cholernie irytującym uśmiechem na obliczu. Chłopak miał ochotę wtopić sztylet w skórę na jego szyi, lecz wiedział, że póki ojciec nie jest w swym żywiole, RON był potrzebny. Musiał jakoś uspokoić cara, który zawzięcie pragnął śmierci i to właśnie z ręki tego, któremu wszystko odebrał. Dziwne to, lecz taka była jego wola. RON czuł, ów więź, która łączyła ZSRR i Imperium. Jego przyjaciel i były kochanek z pewnością był bliski swojemu potomkowi. Jednakże wciąż coś ich dzieliło. RON spodziewał się, że to może być właśnie on. Nie byłby z tego dumny, lecz cóż miał czynić? Przecież nie mógł od tak zniknąć, prawda? Brak sił i kajdany uniemożliwiały ucieczkę.

- Jesteście przekleństwem. - warknął młody dziedzic. Rzeczpospolita dojrzał na jego obliczu łzy. Wzruszyło to króla i sprawiło, że pragnął mu dopomóc. Jednakże nie wiedział jak inaczej miałby się przydać. Wtem przed sobą ujrzał inny obraz, który zatrzymał na chwilę czas, a z czasem także i serce króla. Rzeczpospolita Polska, stojący i operujący się o kraty, które ich łączyły. Te zwidy były niezwykle bolesne. Uderzyły w serce, które od samego początku cierpiało najmocniej.

- Jesteś jak trucizna. - ciągnął dalej ZSRR. Jednakże król nie słuchał. Nie było to z czystej złośliwości, lecz spowodowane było to owym obrazem, który zdawał się coraz bardziej realnym. Jednakże skąd tu jego ukochany syn? IR nie mógł ściągnąć go tu na nowo, prawda? Wszystko tylko nie to. Nie chciał by jego syn spoglądał na bezsilnego ojca... Pokonanego i poniżonego.

- Słyszałeś kiedykolwiek bajkę o kawce i kruku?

- Nie szukaj zmiany tematu rozmowy!

- Wybacz mi panie, lecz nie jestem ja pewny, czy można uznać to za rozmowę. Aczkolwiek jest rozmówca, lecz czy słuchacz również?

- Śmiesz mi się przyznać, że nie słuchaliście mych mów? - spytał rozgniewany młodzieniec.

- Z bólem przyznaję się, żem uległ mym myślom. - odparł RON. Wtem dziedzic z siłą uderzył w kraty. Metal stęknął, a ZSRR syknął z bólu.

- Waść słabszy od metali. Siłą ich nie zniszczycie.

- Wszystko da się zniszczyć!

- Twa rządza zniszczenia przeraża mnie w niewielkim stopniu. W większym martwię się o przyszłość waszego państwa.

- Ponieważ mój ojciec śmierci pragnie?

- Nie. Zabrzmieć mogę niezwykle urażająco, lecz w tym ja prawdę dostrzegam. Jeżeli tyś na tronie zasiądziesz, kraj czeka zagłada.

- Cóż?! - ZSRR uderzył dłońmi znów o kratę.

- Twe plany związane ze zniszczeniem, przyniosą owoc w swej postaci na wasze państwo. Wybacz mi, lecz obawiam się żeś nie do końca odpowiednio do władzy przygotowany. Ojciec twój zaś... Utracił zdrowy rozsądek. W jego żyłach płynie nie tylko królewska krew, lecz także szaleństwo.

- Jak śmiesz ty psie!

- Wyrażaj się. - srogi głos przerwał kłótnię, jeśli można było nadać jej takowe miano. ZSRR przestraszony zamilkł i cofnął się o kilka kroków. - Rzeczpospolito. Nie sądziłem ja, żeś tak nienawistny względem mego potomka. - Imperium podszedł do krat. Wyglądał niepokojąco. Jego wszelkie barwy przypominały coraz to bardziej szarości odcienie. Jednakże oko wyróżniało się czerwienią. Zmęczenie, czy może duża ilość wylanych w samotności łez? RON nie wykluczał także choroby. W końcu Imperium nie był dobrego zdrowia.

- Ależ skąd. Nie darzę twego syna nienawiścią. Jednakże widzę w nim przyszłą zagładę.

- Skąd twe przekonanie?

- Do waści podobny. - odparł RON. Wtem ujrzał dziwny szał w oczach Imperium. Władca skinął głową i odszedł wraz z synem. Po nich przybyli dwaj strażnicy, którzy skatowali króla na tyle, że uczucie śmierci pojawiło się i było naprawdę silne. RON w stanie był poczuć, jak to objęcia śmierci ciągną go ku sobie. Jednakże on nie chciał im ulec. Pragnął przed śmiercią jednego, by spotkać i ujrzeć po raz ostatni swego ukochanego syna. Po okrutnym procesie katuszy, Rzeczpospolita został zaprowadzony do komnat carskich. Pchnięty na podłogę, upadł, a jego syk bólu rozniósł się po komnacie. Strażnicy wyszli, zostawiając go na zimnych kaflach podłogi, która powoli zmieniała kolor na krwistą czerwień.

- Twa upartość zaczyna drażnić mą osobę. - rzekł car, który stał przy oknie. W ręku trzymał kielich wypełniony winem. Po chwili odstawił go na stole i podszedł do klęczącego. Klęknął przed nim i ujął podbródek, by jegomość mógł spojrzeć w jego oko.

- Czemuż milczysz? Nie jesteście w stanie wypowiedzieć ni słowa? - IR zmarszczył brew. RON wciąż milczał, nie był bowiem na tyle silny, by móc wypowiedzieć cokolwiek. Imperium dłonią zjechał na jego szyję, następnie zacisnął na niej dłoń. RON stęknął i chwycił swymi dłońmi, rękę Imperium. Rozpoczął walkę o każdy wdech i wydech. Car patrzył na niego w tak dziwny, niby spokojny sposób. RON nie spodziewał się, że mógłby umrzeć z powodu uduszenia.

- Dalej milczycie? Żadne słowo nie padnie z waści ust?

- Cóż... Mam... Ci... Ja rzec? - mówienie sprawiało wielką trudność, a każdy oddech był krótki i zbyt ubogi w tlen, by zapewnić odpowiednią ilość tlenu w płucach. Tak oto zbliżał się koniec, koniec żywota króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, królestwa, które znikło z map.

- Powiedz mi waść jedno. Czyście wciąż mnie uczuciem darzyli? W te dni, gdym kazał katować was do nieprzytomności? Czyś wciąż myślał o mnie w ten sam sposób?

- Jesteście... po prostu... zagubieni... - odparł z trudnością RON. - Nigdy... Nie przestałem... kochać... Waści osoby... - dodał i poczuł, że to już kres żywota. Ciemność zaczynała spowijać oko, lecz gdy wydawało się, że to ostatnie sekundy, uścisk na szyi zanikł, a RON upadł na podłogę. Kaszląc, łapczywie zażywał każdego oddechu. Obraz nieco rozmyty, lecz pozbawiony czerni zagościł w jego oku.

- Jesteście głupsi niż jam myślał. - odparł car i podszedł do stolika. Ujął w dłoń kieliszek z winem i podszedł do Rzeczpospolitej. - Jak myślicie, czym szczery był zawsze z wami?

- Pojęcia nie mam. Jednakże wiem... Żem ja cię nigdy nie okłamał. Zawsze byłeś mi bliski. Zawsze cię kochałem. - odparł cicho król. Zamknął oko, gdy poczuł, że na jego głowę zostało wylane wino.

- Zniszczy cię to. Wiesz o tym? - car znów klęknął przed nim i chwycił jego szyję. Tym razem nie ściskał, lecz trzymał tak, by RON spoglądał na niego.

- Już za późno panie. Już dawno zostałem ja doszczętnie zniszczony. - odparł król z trudnością. Car pochylił się nad nim, a ich oblicza były niezwykle blisko siebie. Car spojrzał wprost w oko RON'a. Wino wolno spływało po obliczu króla.

- Ta czerwień pięknie zdobi twoje oblicze.

- Proszę, niech waść zakończy me cierpienia. Wypuście lub zabijcie.

- Prosiłem ja cię o to samo. - car zaczął kciukiem gładzić skórę na szyi króla. - Lecz ty mi tego nie dałeś. Dlaczego więc ja mam ci to podarować? Przecież chyba równi sobie jesteśmy, prawda to? - spytał, a RON milczał. Car zaśmiał się krótko.

- Cóż się dzieje? Myślałeś, żem całkiem twemu urokowi uległ? Żem będę ci ja jak pies wiernie służył? Przejrzałem nareszcie cóż waść knuł. Jednakże jedno przyznam bez zbędnego protestu. Zawróciliście w mej głowie. - mówiąc to car ucałował czoło króla i wstał. - Wciąż zastanawiam się czy podejmiesz się mej prośby. To jedyne co może cię uratować. Tak więc odpowiedz mi. Czy byłbyś w stanie zabić mnie dla twego odkupienia?

- Przecież macie syna....

- Nie z miłości, a obowiązku. Zrozum, że świat nie zawsze jest dla nas łaskaw. Sam doświadczyłeś utraty bliskich w bolesny sposób. Nigdy nie miałeś światu tego za złe? Jam swego ojca zabił, gdyż odkąd pamiętam był mi daleki, a ja jemu. Zapamiętam mój drogi. By coś zyskać, trzeba coś poświęcić. Jesteście niczym mała kawka wśród kruków. Mimo wszystko staracie się wtopić wśród kruki, lecz nie jesteś jak one. Jak kawka, jesteście delikatni i unikacie mordowania, a my kruki lecimy za wojskiem, by móc się posolić padliną.

- Imperium błagam cię.

- Wybierz. Nie wysłucham niczego innego. Nie chcę na tobie wywierać presji, lecz muszę.

- Dlaczego?

- Bom zbyt tchórzliwy, by móc samemu odebrać sobie życie. Próbowałem, lecz lękam się tego. Wiem jednak, że śmierć z twej ręki będzie mi zbawieniem.

- Lecz ja nie jestem w stanie życia twego zakończyć.

- Jesteście delikatni. - szepnął car i uśmiechnął się lekko. Podszedł do okna i spojrzał przez nie. - Ci ludzie już mnie nie obchodzą. Dawno już stali mi się obojętni. Bez względu na wszystko. Starałem się ja to zmienić, lecz na próżno. Tylko waść się dla mnie liczył. Jednakże teraz wiem, że daleko mi do was. Bliski ja szaleństwa. Sam gubię się we wszystkim, lecz wiem jedno. - car urwał, podszedł do króla i klęknął przy nim. - Pragnę, by to wasza dłoń wbiła we mnie sztylet.

꧁❦꧂

Długo zajęło mi napisanie rozdziału. Jednakże jestem z niego dumna i niestety zrozumiałam, że zbliża się już koniec tej historii.

Poprzedni rozdział miał być czysto symboliczny, lecz spodobały mi się wasze rozmyślania na temat tego, kim jest tajemniczy ojciec i syn.

Teraz uciekam już spać, gdyż czuję się naprawdę padnięta. Dużo się u mnie dzieje i są to nie tylko negatywne, lecz i pozytywne rzeczy.

Każdemu z was życzę miłego dnia i cieszcie się ostatnimi dniami wakacji.

Dobrej nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro