꧁Cel꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY PRZEMOCY I NIEPOKOJĄCE OPISY BRUTALNOŚCI

Rzeczpospolita Obojga Narodów poczuł ból. Ociężałe powieki nie pozwalały spojrzeć na świat, lecz po walce niedługiej, poddały się jego woli. Obraz wpierw rozmazany, po chwili zaczął nabierać wyrazistości. Ukazał komnatę, w niej łoże wielkie. Na nim leżał RON. Pozbawiony szat, mógł swobodnie spoglądać na bandaże i okłady ziołowe, które miały odkazić rany, by te szybko zagoić się raczyły.

- Gdzież ja? - RON z trudem wstał do siadu i rozejrzał się po komnacie. Ujrzał w niej symbole węgierskie, co radości mu przyniosło. Herb i znaki na drewnie wyryte. Te zdobienia rozpozna na całym świecie.

- Więc jednak. - serce zabiło szybciej, lecz po chwili fala bólu znów zmusiła króla do położenia się. Czuł, że pragnie wybiec i szukać syna, przyjaciela i wszystkich mu bliskich. Jednakże ból przykuł go do łoża, niczym nowego więzienia.

- Nareszcie wolny. - szepnął Rzeczpospolita.

- Tak bardzo źle było ci u mnie? - znajomy głos sprawił, że serce się zatrzymało, a RON przerażony ponownie rozejrzał się po komnacie. W kącie stała sylwetka. Carska sylwetka...

- Skąd tyś?! - RON zaczął się cofać na łożu do ściany, lecz ból unieruchomił go skutecznie.

- Uważacie żem głupi? Wraz z wojskiem ruszył za tobą. Nie opuszczałem na krok. Gdy tylko przekroczyliście granicę, podpisaliście wyrok na najbliższych. Mówiłem ci ja, żeś mój na wieki.

- Cóż mówisz Imperium?! Jakiż wyrok?! - słowa te króla przeraziły, bowiem po carze spodziewać się można było wszelkich okrucieństw. Car zaśmiał się przeraźliwie. Wtem w jego dłoni znalazło się coś dziwnego. W ciemnościach nie można było dostrzec szczegółów, lecz Rzeczpospolita już po chwili krzyknął na całe gardło, gdy głową odcięta upadła na kolana jego. Głowa jego ukochanego brata... Królestwa Węgier.

- Ty potworze! Demonie nieczysty! - krzyknął Rzeczpospolita.Rozpacz, przerażenie i nienawiść jego serce opanowały. Mimo wszystko ujął głowę, wszelkie obrzydzenie w bok odeszło, a rozpacz sił dodała, by ów element ciała przytulić do siebie. Ból natychmiast w niepamięć oddalony. Łzy wręcz strumieniem spływać z królewskiego oka poczęły Car zdawał się z uśmiechem na niego spoglądać z kąta. Rozkoszując się bólem, jaki zadał byłej swej ukochanej osobie.

- Nie hamujcie się. Uwielbiam wasz gniew, wasz żal, wasz ból. - głos zdradzał satysfakcję jego. Rzeczpospolita wiele negatywnych uczuć doświadczył.

- Jak mogłem ci serce kiedyś ofiarować?! Jesteście bezduszni! Was opętano! - Rzeczpospolita na krańcu się odnalazł. Nie mógł uciec, więc zmuszony do znoszenia obecności tyrana. Miał ochotę wstać i żywot jego zakończyć, lecz ciało całkiem posłuszeństwa odmawiało. Pokryty krwią wciąż trzymał w swych objęciach odciętą głowę.

- Możecie myśleć o mej osobie dobrowolnie. Jam wiem jedno. Jam twym wybawieniem.

- S-słucham?! - złość z przerażeniem zmieszana, teraz także zdziwieniem doprawiona krążyła wokół Rzeczpospolitej.

- To ja nie pozwoliłem, by Bóg zabrał mi cię tak wcześnie. Jam zadbał, by Prusy nie zabił cię na miejscu. To jam podarował ci drugie życie. - duma Imperium zdradziła egoizm jego, lecz Rzeczpospolita już dawno doświadczył go na własnej skórze. Teraz także i ukochany brat ucierpiał z winy jego. Rzeczpospolita obwiniał się za śmierć jego. Po cóż on wrócił? Wtem gniew silny się w królu obudził.

- Miałem ja tkwić w twych celach! To nie życie, lecz kara! - zawołał RON. Ból znów się nasilił, przez co siły opadły jego. Ręce trząść się poczęły. Przez co ledwo utrzymywał brata kończynę.

- Spójrz że na siebie. Niczym dziecię się zachowujecie. Wciąż jedynie płacz widzę na waszym obliczu. Nie dostrzegam potęgi dawnej. Skutecznie żem ją zamazał. Teraz bezbronni jesteście, a ja panem waszym.

- Bóg ukaże cię za twe winy. Wyście niczym demon! Śmierci wam! Kary i potępienia! - krzyknął RON. Car zaczął iść w jego kierunku.

- Pamiętaj mój drogi, że to ja mam przewagę. Tyś ledwo żywy, ja wiem gdzie syn twój skryty.

- Tylko spróbujcie go tknąć! - RON gwałtownie się zerwał, co otwarciem rany zaskutkowało. Złapał się za ów bok bolący i skulił. - Czemuż? - ton jego w żałobny się przemienił. Z bólem na cara spojrzał.

- Och RON. - Imperium Rosyjskie tuż przed królewskim majestatem się zatrzymał. Pochylił się nieco, aby następnie dłoń jego spoczęła na policzku Rzeczpospolitej. Zjechał nią na szyję władcy, a następnie zacisnął boleśnie. Rzeczpospolita o powietrze walkę rozpoczął. Chwycił dłoń Imperium, która zdawała się być nadludzko silna. RON pewien był, że sam szatan obdarował go siłą. Wtem ciemność zaczęła świat okrążać dla Rzeczpospolitej.

- Imperium. - z ledwością wymówić ów słowo zdołał.

- Znów o litość błagać poczynasz. Nic nie wart, nie król lecz tchórz. Śmiesz królem jak twój ojciec się nazywać, lecz niczym od zwykłego pachołka się nie różnicie. Jesteście niczym beze mnie! Nic nie warci!

Wtem mrok całkiem opanował świat, a Rzeczpospolita poczuł jakby całkiem gdzieś indziej się znalazł. Zabłądził w ciemnościach bez wyjścia. Jednakże w oddali niewielki punkcik się ukazał. Światło przebijać się poczęło, a z jego głębi nawoływano imię Rzeczpospolitej. Czyż to Bóg wzywa go do siebie? To już koniec? Nie ujrzy ni syna ni innych bliskich? Jedynie z bratem będzie dane mu się spotkać. W wiecznej radości u boku Pana.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro