꧁Dzień zagłady cz. 2꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❦Pierwsze starcie❦

Konie głośno rżały, a metalowe zbroje skrzypiały na rycerzach. Odgłos uderzających o ziemię kopyt sygnalizował, że bitwa rozpoczyna się powoli. Rycerze dwóch stron zbliżali się do siebie. Strach ustępował sile walki i chęci zwycięstwa. RON starał się zagłuszyć chaos, który opanowywał jego umysł. Pragnął zwycięstwa i po zwycięstwo także wyruszył.
Ów dzień miał zapisać się na kartach historii. Była to wielka chwila dla wielu. Jeźdźcy byli coraz bliżej aż w końcu nastała ta chwila, w której ostrze otarło się o ostrze. Bitwa rozpoczęła się, a już po kilku chwilach śmierć zebrała swoje żniwo. Śmierć towarzyszy dodawała chęci walki i zemsty. Ostrza mieczy przecinały powietrze, a także ciała wrogów. Wrony i kruki latały nad polem bitwy i wyszukiwały idealnych zdobyczy. Zwierzęta wiedziały, że gdzie wojna, tam będą i trupy...

RON dzielnie walczył, a z jego ręki zranionych zostało mnóstwo. Podobnie było z Imperium Rosyjskim. Obaj byli niezwykle podobni, a zarazem tak różni. Wtem rozległo się wołanie. Polscy rycerze oznajmiali, że wrogów jest coraz więcej. Gdy Rzeczpospolita rozejrzał się, dostrzegł wojska pruskie i austriackie. Rycerze zbierali się po obu stronach. Władca polski skutecznie odpierał ataki. W końcu zszedł z ukochanego rumaka i rozpoczął walkę na ziemi. Kroki stawiał pewne, machnięcia były precyzyjne. Właśnie zakończył żywot jednego z wrogich mu rycerzy, gdy ostrze szabli zbliżyło się do jego szyi. Kątem oka spojrzał na drugi koniec miecza. Stał tam nie kto inny jak wielkie Imperium Rosyjskie.

- Znów się spotykamy. - głos jego zdawał się obojętny, lecz i wrogi. RON wolnym krokiem odwrócił się w jego kierunku, by móc spojrzeć wprost na niego. Ostrze podążało za nim.

- Nie spodziewałbym się, że w takich okolicznościach. - odparł i spojrzał w jego błękitne oko.

- Los lubi być zdradliwy. - odparł. Wtem zamachnął się mieczem, a RON wykonał unik. Uniósł ostrze, które otarło się z carskim. Rozpoczęła się najważniejsza bitwa na polu. Dwaj mężczyźni, dwaj władcy, dwa państwa. Nikt nie miał prawa wtargnąć do ich pojedynku. Niektórzy mogli jedynie zaprzestać walk, by móc spoglądać na swe losy, o które walczyli. RON przewyższał Imperium siłą, lecz tamten potrafił w nadzwyczajny sposób przewidywać ataki Rzeczypospolitej. Dlatego bitwa ta była tak fascynująca. Niewidomym było, kto może zwyciężyć. Imperium zadał cios, RON uniknął go i wykonał kontratak. Ostrza znów uderzyły o siebie. Wtem Rzeczpospolitej Obojga Narodów udało się zranić carskiego syna. Ostrze jego miecza przejechało wzdłuż lewej ręki cara. Rozcięło szaty i skórę. Krew zabarwiła rozcięty materiał, a z ust cara wydobyło się ciche stęknięcie i syk. Car cofnął się, lecz RON nie pozwolił mu na to, by oddalił się zbytnio. Znów zaatakował, żeby car nie odzyskał 'rytmu' walki, lecz mimo rany wrogowi udało się uchronić przed atakiem. Wtem jego bok został zraniony. Ostrze carskie nacięło tkaninę i skórę. RON syknął z bólu i cofnął się nieco. Imperium wyprostował się, a z jego ostrza, które było pochylone ku ziemi, skapywała krew.

- Słabyś. - słowa Imperium zdenerwowały króla, lecz ten nie dał tego po sobie poznać.

- Idź w diabły. - mruknął o dziwo spokojnie i położył dłoń na boku. Imperium cicho się zaśmiał, co zdezorientowało króla.

- Myślisz, że dokąd zmierzam? - spytał, a w głosie jego była słyszana kpina.

- Więc czemu drogi nie zmienisz? - spytał władca.

- Dla mej osoby i duszy już dawno za późno. - mruknął i schował miecz do pochwy. Był to koniec pierwszego starcia. RON spoglądał za oddalającymi się wojskami wroga. Westchnął i wrócił do zamku, by oddać się w ręce medyka. Ten opatrzył go i zaopiekował się nim najlepiej, jak umiał. Odnotowano, że w starciu brały udział wojska również pruskie i austriackie. RON czuł zaniepokojenie, gdyż nie był pewny, czy uda mu się zapewnić dobrą przyszłość państwu. Wiedział bowiem, że im dłużej wojuje z Imperium, tym bardziej cierpi jego już dawno złamane serce. Noc nie była spokojna, gdyż nie było wiadomym, kiedy wróg planuje uderzyć ponownie. Rzeczpospolita przyjął taktykę obronną. Wolał pozostać w miejscu i bronić się, niż na siłę atakować i odpychać wroga. Wiedział, że ataki będą sprawiały, że wojska będą coraz słabsze.

❦Obóz wroga❦

Imperium spokojnie spoglądał na mapę. Dokładnie wyliczył, ile zyskają podczas wygranej i był gotów na wszystko. Rozmyślania przerwało mu pojawienie się Prusy. Wszedł on do namiotu carskiego syna. Skłonił się przed jego osobą i stanął obok.

- Więc tak będzie to wyglądać? - spytał, a Imperium spojrzał nań kątem oka.

- Cóż masz na myśli? Wszystko było ustalone dawno temu.

- Zgadza się, lecz bardziej rozchodzi się o starcia z Rzeczpospolitą. Dziś nie zakończyłeś jego żywota, choć byłeś tak bliski.

- Nie pragnę jego śmierci. Wręcz przeciwnie. Chcę, by jego żywe ciało znalazło się w moim posiadaniu.

- Po cóż?

- Mam swoje intencje względem tego. Nie musisz ich znać. - odparł. Prusak poczuł gniew, lecz nie mógł się unieść. Wiedział, że w tej chwili musiał znosić pychę rosyjskiego dziedzica.

W tym samym czasie Austria stał nieopodal obozu i spoglądał na piękne pola. Widok był naprawdę niezwykły, gdyż Słońce chylące się ku zachodowi, oblewało złotem cały horyzont. Wtem ktoś przyłożył dłoń do jego ust i przytrzymał jego osobę. Austria zaczął się wyrywać, lecz znajomy mu głos zaczął go upominać.

- Ciszej... Zaraz nas usłyszą... - szepnął mu do ucha nieznajomy. Po krótkiej chwili puścił go, a Austria odwrócił się w jego kierunku.

- Jesteś niestosowny. - skarcił go wzrokiem, lecz przez to, że był niższy, wyglądało to prędzej pociesznie, niż groźnie.

- Zrozum, że nie mogę pozostać obojętny, na to, co działasz memu bratu.

- Nie jest on twym bratem. To jest pierwszy błąd. Drugim jest to, że wiesz o mojej bezsilności względem woli kuzyna.

- Zgadza się, lecz naprawdę nie możesz odpuścić?

- Prusy domyśli się, że coś jest w nieporządku. Wie bowiem, że ot, tak me zdanie nie jest zmienne.

- Ja na nie wpływam...

- Lecz nie powiem mu o tym. Pomyśl waść. Przecież wtedy i twe państwo będzie chciał atakować.

- Masz rację, tak. Tego nie mogę ci zaprzeczyć. Jednakże proszę. - tu przerwał na moment. Rozejrzał się i gdy upewnił, że nikt nie jest w pobliżu, uklęknął, biorąc w swe dłonie jego.

- Cóż czynisz?! - Austriak spanikował.

- Proszę cię... Błagam... Choć jedno natarcie mu daruj... Jeden atak...

- Zgoda już! Zgoda! Tylko wstań, nim ktoś zauważy. - odparł pośpiesznie. Przybysz uśmiechnął się i ucałował jego dłonie, co wywołało czerwień na obliczu Austrii. Wstał i położył swe dłonie na licach niższego.

- Brutalny waść jest dla mej osoby.

- Cóż mówisz? Czemuż brutalny? Jam cię jak kwiat polny traktuje.

- Lecz skutecznie mną manipulujecie.

- Zrozum me zdanie. RON jest mi bliski. Nie chcę, by cierpiał.

- Zdaję sobie z tego sprawę mój drogi. - odparł Austriak. - Podobno jego syna przyjąć się zgodziłeś.

- Węgry tak bardzo uwielbia jego młodą duszyczkę, że grzechem byłoby się nie zgodzić. Oprócz tego jestem winny pomocy bliskim. Jak Bóg nakazał.

- Aleś mimo to grzeszny.

- Mym największym grzechem jest to, żeś me serce skradł, a ja bronić się nie raczyłem, lecz uległem ci ja cały.

- Już. Boś poematy zaczniesz mnie głosić.

- Z wielką chęcią przyznam ci. - zaśmiał się wesoło i spojrzał prosto w oczy Austrii. Przeczesał dłonią jego czarne włosy i położył dłoń na policzku. - Pięknyś każdego dnia bardziej.

- Tyś natomiast coraz to bardziej uciążliwy. - odparł Austriak i położył dłoń na jego, która ogrzewała swym ciepłem jego oblicze.

- Wiesz, że podobną sytuację mają ci, którym pomagamy? Rzeczpospolita Obojga Narodów wyznał mi, cóż łączyło go z Imperium.

- Imperium wciąż pozostał zamknięty w sobie. Nie mówi nam zbyt wiele, jednakże wiem, że nie chce on śmierci Rzeczpospolitej.

- Kamień z serca. - westchnął z ulgą przybysz. Po chwili spojrzał na niższego ze smutkiem.

- Muszę ja wracać. Nim się sługi me zaniepokoją. - odparł i cofnął się od Austrii.

- Królestwo... - zaczął Austria. Gdy mężczyzna spojrzał nań, ten zbliżył się, stanął na palcach i złożył krótki, aczkolwiek ciepły pocałunek na jego ustach. - Uważaj na siebie. Ja natomiast udam się do Imperium, by oznajmić o moim wycofaniu z jutrzejszego starcia.

- Bóg zapłać najdroższy. - Królestwo Węgier uśmiechnął się ciepło. - Z Bogiem. - dodał po chwili i zaczął iść w kierunku konia, uwiązanego przy lesie.

- Z Bogiem. - odparł Austria i po chwili także się wycofał. Udał się do namiotu, gdzie przebywał carski syn. Skłonił się mu i stanął obok.

- Tyś również przyszedł upewniać się o swój przydział? - spytał Imperium, nim Austriak zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Ależ skąd. Chciałem oznajmić, że w jutrzejszym starciu me wojska nie będą brać udziału.

- Skąd twa decyzja?

- Widzę, że wasi rycerze silni i wytrzymali. Moi zaś opadają z sił. Nie pragnę ich śmierci, więc chcę ofiarować im cenny odpoczynek. Ważne to by mogli pomóc w ostatnim pojedynku.

- Szanuję twą wolę. - odparł IR i odwrócił się do niego. - Dobrze pragniesz rządzić swym ludem.

- Jego dobro zawsze było mi najważniejsze.

- Szkoda, że i ja nie mam owych zdolności.

- Cóż waść prawisz? Wasza osoba idealnie się nadaje na carskiego władcę.

- Lud mój od wieków oczekuje zagłady wrogów.

- A waść?

- Ja? Jam zawsze liczył na to, że ich zdoła się zmienić. Mianować przyjaciółmi. Jednakże z pokolenia na pokolenie wszystko ulega zmianie. Jedynie system władzy pozostaje ten sam. System budowany na nieszczęściu i śmierci. System, który sprawia, że w naszym życiu nie ma miejsca na miłość.

- Ani grama ?

- Ni grama. Ojciec mój zawsze powtarzał mej osobie, że miłość jest słabością władców. Dlatego nakazał mi poślubić kobietę ze szlachty i z nią posiadać potomka. Me serce nie mogło poczuć nic do kogokolwiek.

- Nie mogło?

- Nie. To już nałożony system z góry. Nic tego nie naprawi.

- Po cóż ci ta wojna...

- By ojciec mój zmarł w spokoju.

- Chory?

- Przyjmijmy tą wersję. - mruknął Imperium. Austria westchnął.

- Pomogę w ostatnim starciu.

- Zgoda. Zależy mnie i tak jedynie na jednym.

- Na czym waści zależy?

- By Rzeczpospolita Obojga Narodów trafił w me ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro