꧁Dzień zagłady cz.3꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❦Drugie starcie❦

Wraz z nastaniem kolejnego dnia, rozpoczęło się drugie starcie. Tym razem władcy nie brali w nim udziału. Spoglądali natomiast na walkę swych dzielnych rycerzy. Polska husaria, której skrzydła lśniły w słońcu była niezwykle silna. Skutecznie rozpraszała konie wrogów i napierali nań, by zdobyć przewagę. Tak też się działo do pewnego momentu. IR zaczął odczuwać niepokój, że owy bój mogą przegrać. Prusacy i Rosjanie starali się odepchnąć atak polskich  wojsk, lecz wciąż mieli trudności. Wtem z pomocą przybyła burza. Niebo okryło się mrocznymi chmurami, które postanowiły opłakiwać tragedię zmarłych wojaków. Powstałe na ziemi błogo sprawiło, że husaria zaczęła się zapadać, a wrogowie zaczęli to wykorzystywać. RON z zaniepokojeniem przyglądał się drugiemu upadkowi. Czuł, że długo już nie utrzyma obrony. Jego potężna armia została pokonana. By oszczędzić rannych, władca zarządził odwrót. Tym samym przypieczętował zwycięstwo wroga. Rycerze przepraszali go i padali przed nim, w geście błagania o przebaczenie. Władca czuł się winny przegranej. Nie winił swych poddanych, jedynie swą osobę. Zbliżył się do swego głównego dowódcy. Położył dłonie na jego skroniach i ucałował czubek głowy, gdy ten wraz z innymi rycerzami klęczał przed jego majestatem.

- Wstańcie i nie obwiniając się o przegraną, odpocznijcie. Nie wasza to wina, lecz ma. Jam źle przygotował was do wymarszu. Pogoda również nam nie sprzyja.

- Panie mój. Jam twym dowódcą.

- I tobie zawdzięczać będziemy jutrzejszą wygraną. - zapewnił monarcha. Dowódca skłonił się, a RON rozejrzał się z uśmiechem.

- Wszyscy jesteście mi całym światem. Dla was ja panował i dla was dbał o dobrobyt państwa. Wy jesteście mną, a ja wami. Jesteśmy jednością w naszym państwie. Nie poddamy się jutrzejszego dnia. Ukazać trzeba wrogim, że my jesteśmy Polską, a Polska nami. Dlatego zbierajcie sił moi dzielni. Jutro czeka nas wygrana. - odparł stanowczo. Rozpoczęły się wiwaty na cześć króla. Poddani kochali go ponad wszystko i byli gotowi życie oddać dla niego. Dlatego też każdy udał się do swego namiotu, by uzbierać sił. RON poprosił o konie i jednego z rycerzy. Postanowił udać się do wrogiego obozu by rozmówić się z wrogiem.  Szafir przyjął swego pana na grzbiet i poniósł go, do granicy bitewnej. Rycerz wyjął białą chustę i zaczął nią machać, by dać oznakę pokojowego przyjazdu w sprawach interesu. Jeden z rosyjskich rycerzy przepuścił ich. Gdy RON znalazł się w pobliżu głównego namiotu, czuł niepokój. Nie wiedział, czy Imperium należy do szlachetnych władców. Bał się, że może zechcieć wykorzystać jego obecność, by go pojmać. Po chwili z namiotu wyszedł jeden ze sług carskich i oznajmił, że Rzeczpospolita może wejść do środka. Król nie zawahał się ni chwili. Wszedł do namiotu i stanął przy jego wejściu.

- Przybyliście. Zaskoczyliście mą osobę.

- Mów cóż chcesz osiągnąć. - odparł srogo.

- Przybyliście prosto w paszczę lwa. Mimo to wciąż nie okazujecie szacunku innym. - odparł IR, odwracając się w jego kierunku.

- Mów cóż. - ostrzegł go król. 

- Azaisz to tak istotne? Tak bardzo pragniecie poznać prawdę ? Cóż jeśli prawda gorszą od kłamstwa lub niewiedzy?

- Nie mąćcie.

- Nie mące, nie taki mój zamiar. Pragnę byś przejrzał na oczy to co jest tak proste i przejrzyste.

- Czemuż nie możecie powiedzieć? Tylko wojnę prowadzić.

- Mym językiem jest wojna, a słowem ostrze miecza. Tak mnie ojciec uczył i tak będzie. To, o czym nie mogę zapomnieć, to posłuszeństwo względem cara i ojca.

- Prawo wasze srogie.

- Lecz prowadzi do zwycięstwa. Niekiedy trzeba poświęcić wszelkie swe dobra, by odnieść sukces.

- Po cóż to? Nie można swego szczęścia połączyć ze szczęściem królestwa?

- Nie w mym świecie drogi przyjacielu. 

- Już od dawna nie powinieneś tak się zwracać do mej osoby. 

- Srogiś i odważny. Ciężko racji ci nie przyznać. Jednakże mimo wszystko mi zawsze byłeś przyjacielem, dlatego ja zwracam się do ciebie tym mianem. To twa osoba nie ma we mnie sprzymierzeńca. 

- Imperium, dlaczego to wszystko czynisz? To naprawdę z powodu ojca? - spytał RON. Spojrzał w oko IR i podszedł nieco bliżej. Carski syn spiął się nieco, lecz nie poruszył, by nie okazać ni grama słabości. 

- Skorom twym przyjaciele, dlaczego mi to czynisz? Dla satysfakcji? Widzisz, że me królestwo jest w twych rękach. Wystarczy jeden atak, a upadnie, dlaczego więc nie odpuścisz? Wiesz, że jesteś silniejszy. 

- RON...

- Naprawdę ci na tym zależy? 

- Nie mogę ci niczego wyznać. Przygotuj się na jutrzejszy dzień. 

- Więc nie odpuścisz? 

- Na to za późno. 

- Myślałem, że masz serce. Kiedyś nawet myślałem, że mogłem się w nim znajdować. Teraz jednak dostrzegam, że wam carskim panom tylko władza i sława w głowie. - odparł spuszczając wzrok. Westchnął po czym spojrzał znów w niebieską tęczówkę wyższego. 

- Powinieneś przygotować się na starcie. - odparł Imperium zwracając się w innym kierunku. Rzeczpospolita Obojga Narodów westchnął.

- Obyś odnalazł upragniony spokój i odniósł sukces w tym co czynisz. Choć nie będę ci ja posłusznie pomagał. Nie ulegnę złu, które czynisz.

- Z Bogiem Rzeczpospolito.

- Z Bogiem Imperium. - odparł król i wyszedł. Wrócił do swych poddanych rycerzy i odpowiednio zmotywował do kolejnego starcia. Miało być go najważniejsze starcie w historii. Wszystko zależało od Boga. RON spędził kilka godzin na modlitwie. Prosił Ojca o to, by jeśli taka Jego wola, wygrał. Jednakże był gotów przyjąć również i klęskę, gdyż wiedział, ile Bóg uczynił dlań dobra. Po gorącej modlitwie wrócił do swego namiotu. Mimo licznych prób nie mógł zasnąć. Bał się... Bał o wszystko, co jest jego dziedzictwem. Dlaczego losy potoczyły się w taki sposób? Może gdyby udało się cofnąć czas i zmienić jedną rzecz, jedną sytuację to może wszystko potoczyło by się całkiem w inny sposób? Może on i carski syn byliby przyjaciółmi? Może nawet i kochankami jak za dawnych lat? Jednakże to tylko domysły. Czasu nie można cofnąć, nie można zmienić biegu zdarzeń. Można jedynie spoglądać na to, jak życie wciąż płynie, a z nim płyniemy my.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro