꧁Hańba꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Młody Moskal nie był świadom, że jego słowa zostały usłyszane przez księcia korony. Obaj wraz z Prusami zasiadali na białych zdobionych krzesełkach, wykonanych ze zdobionego drewna. Wśród nich rosły wszelakie kwiaty, które zdążyły już zwinąć się w pąki, delikatne niczym porcelana. Odgłos koni odjeżdżających, zwrócił uwagę dziedzica. Imperium zerknął w bok i ujrzał jedynie skrawek czerwonej flagi.

- Ciekawe, którz to ojca mego odwiedził. - odparł. Po chwili osoba, którą wspomniano zjawiła się tuż obok chłopców.

- Prusy. Racz wracać już do kraju swego. Syn mój ma wiele obowiązków. - odparł niezwykle chłodno. Prusy przełknął ślinę i skinął głową w kierunku cara.

- Rozkaz panie. Zatem zbierać się będę przyjacielu drogi. Spotkać może będzie nam dane się w czasie najbliższym. - mówiąc to zniknął za krzakami róż, czerwonych niczym wino.

- Ojcze. - zaczął Moskal, lecz ojciec nie odpowiedział na jego słowa. Zamiast tego z siłą uderzył syna w policzek. Malec ze łzami złapał się za bolące miejsce i spojrzał w rozgniewane oczy Carstwa.

- Przyniosłeś dziś hańby miano na swą osobę! Jakżeś bezczelnie zachować się raczył.

- A-ale ojcze... O.. o czym jest mowa? - spytał przerażony.

- Żeś przyznał przy księciu iż twym przyjacielem nie jest! Nie sądzisz, że ów czyn wszelkie plany przekreślił?! - spytał srogo.

- Ależ ja Rzeczypospolitej nic takie mówić nie raczyłem. - odparł cicho Moskal. Jego głos drżał.

- Więc wytłumacz, czemuż to książę po powrocie z naszych ogrodów oznajmił, że mamy do ich zamku nie przybywać?! Przyniosłeś na nas wstyd i hańbę!

- Ależ ojcze. Nie wiedziałem, że książę z królem przybyli. Rzeczpospolita musiał to usłyszeć, gdy Prusom mówiłem o owej sprawie.

- Rzecz to nie ważna! Ważne jest to, byś odkupił swe winy. - odparł car. - Mej pomocy nie otrzymasz. Radzić musisz sobie całkiem sam. Niechże Prusy ci pomoże. Tak jak pomógł z okryciem się hańbą. - skomentował władca i dostojnym, pewnym siebie krokiem odszedł od pierworodnego. Imperium ciągle miał w swojej głowie słowa ojca.
Okrył się hańbą. Będzie musiał odkupić winy. Stracił przyjaciela wraz z jego zaufaniem. Wszystko tylko dlatego, że chciał w końcu pokazać Prusom, że nie jest on narzędziem w rękach ojca. Zamiast to udowodnić, hańbą okrył swoje państwo. Z pewnością nie zostanie mu to szybko przebaczone. Najbardziej zabolała go utrata przyjaciela oraz strata w oczach ojca. Carstwo było niezwykle trudno zadowolić. Małe Imperium pod wpływem emocji pobiegło w kierunku osamotnionej na skraju ogrodu altanki. Tam zaś jego matka zazwyczaj przebywała. Ukrył się w jej kącie. Zamach wszelakich kwiatów unosił się w powietrzu, tworząc niezwykłą harmonię woni. Każda różniła się od siebie, lecz razem tworzyły woń niezwykle przyjemną. Imperium oparł głowę o drewniane ściany.

Jesteś hańbą!

Słowa te odbijały się echem po jego głowie.   Dziedzic czuł się tak samotnym. Nie wiedział do kogo może zwrócić się z radą. Spojrzawszy ma swój pierścień zamknął oczy, a nowa fala łez spłynęła z jego oczu. Białka stały się bardziej czerwone. Policzek także pozostał czerwony. Piekł chłopca, lecz ten chciał pokazać, że tak nie jest. Maskował odczuwalny ból. Westchnął i otarł łzy rękawem szaty.

- Muszę z nim porozmawiać. - odparł. Wstał i nieco chwiejnie zaczął podążać w kierunku zamku. Gdy doszedł do celu, udał się pod komnatę ojca. Stanął naprzeciw ogromnych, zdobionych drzwi, wykonanych z najcenniejszego drewna. Podniósł swą maleńką dłoń i przyłożył do drewna. Chciał zapukać, lecz poczuł się jakby zamrożonym. Nie mógł wykonać jakiegokolwiek ruchu. Nie wiedział jakie uczucie to spowodowało. Bowiem tak silnego strachu, nie odczuwał od dłuższego czasu. Błękitne oczęta wpatrywały się z wyczekiwaniem na wrota. Jakby miały zaraz otworzyć się samodzielnie. W końcu czucie wróciło. Imperium niepewnie zapukał w drewniane drzwi. Stał, wyczekując wyjścia ojca. Po chwili wrota uchyliły się. Stał w nich Carstwo. Spoglądał surowo na syna.

- Żeś nie zrozumiał słów mych? Mej pomoc nie otrzymasz.

- Chciałem jedynie o pozwolenie prosić. Muszę udać się do państwa jego. Jednak bez twej zgody nie mogę tego uczynić.

- Pozwolenie otrzymujesz. Jednakże nie spodziewaj się przywitania ciepłego. Jesteś tam obcym.

- Wiem ojcze. Źle postąpiłem. Dlatego i teraz chcę ja to odczynić. - wyznał Imperium. Zimny ton ojca jedynie bardziej zasmucał dziedzica. Car prychnął i zamknął wrota. Imperium czuł, że w jego oczach zbierają się łzy, jednak nie mógł się rozpłakać. Otarł rękawem szaty swoją twarz. Westchnął i udał się do stajni. Poprosił stajennego o swego konia. Gdy klacz została wyprowadzona, młody Moskal dosiadł jej i szalonym galopem ruszył za orszakiem króla. Jednak nie zdążył go dogonić nim wrócili do zamku. Noc imperium spędził samotnie. Na szczęście jedna z rosyjskich rodzin przyjęła go pod swój dach. Dzięki temu nie musiał on spać samotnie w lesie. Następnego dnia dotarł do murów zamku, który zdawał się mu teraz o wiele bardziej potężny i odizolowany. Wjechał do środka i zsiadł z klaczy. Zgłosił służącemu, iż pragnie spotkać się z księciem. Służący odszedł, by po chwili wrócić z wiadomością, że książę nie jest dysponowany. Imperium czuł jak coś ściska jego serduszko. Żal, mógł tak długo cieszyć się ich przyjaźnią. Czemu powiedział takie słowa Prusom? Przecież tak nie myślał. Racja... Chęć popisania się i utarcia nosa Prusom przysłoniły logiczne myślenie. Imperium znów poprosił sługę o konsultację z księciem. Pokorny sługa znów udał się do księcia, mimo iż wiedział co odpowie. Nie mylił się. Przyniósł Moskalowi te same wieści. Imperium westchnął zrezygnowany.
- Możesz waść przekazać mu wiadomość od mej osoby? - spytał Moskal z nadzieją. Starszy sługa uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Owszem panie. - odparł. Sługa dobrze znał imperium. Wiedział, że go dobry chłopiec. Wiedział jak na niego spoglądała królowa.
- Przekaż mu porszę te słowa. Książę Rzeczypospolito Obojga Narodów. Ja, Imperium Rosyjskie, syn Carstwa Rosyjskiego, postąpiłem haniebnie względem ciebie. Pragnę przeprosić cię za mój czyn. Kara ma, srogą powinna być. Przyjaźń twa najcenniejszą mi jest ponad wszystko. Zrozumiem jeśli zechcesz ją zakończyć. Jednakże wiedz, że zawsze byłeś mi niczym brat. Zachowaj mój pierścień, dzięki niemu wspomnisz te mniej przykre chwile. Jeżeli zaś zapragniesz mnie ujrzeć będę ja gotów przybyć na twe wezwanie w oka mgnieniu. Życzę ci, by państwo twe w dostatku się rozwijało, a ty sam, byś wyrósł na wspaniałego monarchę, godnego tronu.- zakończył imperium. Sługa pokornie skinął swą głową i zniknął za drewnianymi wrotami. Imperium zaś wrócił do swej klaczy, a następnie powrócił do swej ojczystej ziemi.

W tym samym czasie dziedzic korony leżał na swoim łożu. Jego twarzyczka pokryta była łzami. Oczka zaszły czerwonym kolorem oraz wyrażały zmęczenie. Król z żalem spoglądał na swego ukochanego syna. Tak bardzo pragnął go pocieszyć, jednak nie wiedział, jakich słów powinien użyć. Żałował, że nie ma przy jego boku Królestwa Polskiego. Żona jego zawsze wiedziała, jak wprowadzić szczęście wśród ludu. Teraz jednak nie było jej przy nich. Księstwo niepewnie zbliżył się i usiadł na rogu łoża. Ręką zaczął delikatnie głaskać syna po drobnym ciele.

- Dlaczego on tak postąpił? Dlaczego nie chciał się ze mną przyjaźnić? - malec był załamany. Tak bardzo polubił swojego przyjaciela. Nagle rozległo się pukanie. Ciche "proszę" wydobyło się z ust księcia, który usiadł na łóżku. Król ciągle głaskał go, by podnieść go na duchu. Do komnaty zajrzał sługa. Ten sam, który przed chwilą słuchał uważnie słów Imperium Rosyjskiego.

- Panie.- mówiąc to skłonił się nisko, na co król skinął głową.

- Wejdź. - odparł władca. Dziedzic spojrzał na przybyłego.

- Książę. Otrzymałem wiadomość od Imperium Rosyjskiego, którą pragnął księciu przekazać. - zaczął sługa z opuszczoną głową.

- Nie chcemy słuchać jego słów. - odparł stanowczo król. Umilkł jednak, gdy drobna rączka złapała jego ramię.

- Porszę ojcze. Chcę choć usłyszeć tę wiadomość.

- Zgoda, a więc mów. - rozkazał Król. Sługa skinął głową i zacytował słowa Imperium Rosyjskiego. Wszystko zgadzało się że sobą słowo, w słowo. Rzeczpospolita znów poczuł napływające łzy do jego zielonych oczu. Spojrzał na swoją drżącą dłoń, a następnie przyjrzał się pierścieniowi, który na niej widniał.

- Będę pamiętać. - szepnął uśmiechając się delikatnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro