꧁Inny Świat꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał kolejny dzień, w którym RON żałował, że jego powieki nie opadły na stałe. Był obecnie ciągnięty przez dwóch rosyjskich żołnierzy. Prowadzili go oni przed oblicze carskiego syna. RON nie miał sił. Już od tygodnia Imperium stara się złamać jego dumę, wymusić na nim uległość. RON jednak nie ma zamiaru ulegać. Nawet jeśli będzie musiał wybrać śmierć. Gdy przeprowadzono go przez wielkie drewniane, zdobione wrota, został puszczony na ziemię. Jęknął, gdy jego obolałe i posiniaczone ciało z siłą zetknęło się z kafelkami podłogi. 

- Jak nakazałeś nasz panie. - odparł jeden z rycerzy, gdy obaj złożyli pokłon siedzącemu przy drewnianym stole Imperium. - Oto twój więzień. Jak nakazałeś. Pięćdziesiąt uderzeń batem na gołe plecy, wczoraj został ukarany oblaniem wrzątkiem. 

- Dobrze. Odejdźcie. Jam zajmę się nim. - wtrącił ze spokojem. Rycerze skłonili się i odeszli. Imperium wstał od stołu, na którym wypełniał jakieś papiery. Zbliżył się do leżącego na ziemi króla. RON czuł jak hańba okrywa jego osobę. Pozwala traktować się w ten okropny sposób. Cierpi na tym jego królewski majestat, lecz cóż tak naprawdę może uczynić? Jest bezsilny względem oprawców. 

- Na cóż było ci twe zachowanie? Nie lepiej poddać się? - spytał Imperium przeczesując włosy króla. RON milczał. Zaciskał pięści i starał się wyrównać oddech. IR chwycił jego czerwone kosmyki i pociągnął w tył, by odchylić głowę Polaka. Ten jęknął i odchylił głowę. Nie miał sił, by stawiać silny opór. 

- Wyglądacie tak nędznie. Zero w was krwi królewskiej. 

- Nie po wyglądzie ocenia się pochodzenie, lecz po charakterze. - wtrącił RON. 

- Widać, żeś Polak. Upartość twa nie zna granic i nie wie kiedy odpuścić. - odparł Imperium Rosyjskie i sprawnie chwycił za szaty króla. Zmusił go do powstania, a następnie pchnął na stół. RON wpadając na drewniany róg, syknął i spojrzeniem pełnym nienawiści spojrzał na IR, który stał przed nim, opierając dłonie po jego obu stronach. Nogi Rzeczpospolitej uginały się pod ciężarem ciała. IR położył dłoń na jego zakrwawionym policzku. 

- Tak piękny, gdybyś mi się poddał, twa skóra nie zaznałaby takiej zniewagi. 

- Lecz ma duma owszem. Wciąż cierpię będąc przy twej osobie. 

- Wciąż niczego się nie uczysz. - odparł IR i chwycił włosy RON'a. Ciągnąc je odchylił głowę króla, który cicho stękał z bólu. 

- Skończ waść. Przestań traktować mnie w ten haniebny sposób. 

- Sam prowadzisz do tego. - odparł Imperium spoglądając wprost w jego oko.  

- Cóż uczyniłem? Czemu karacie mnie za me czyny, jeśli jestem bez winy? 

- Bez winy? Ha! Cóż za absurd. 

- Więc cóż zrobił? - spytał RON, lecz IR wciąż karcił go spojrzeniem. 

- Tamtego dnia. Czemuś mnie nie zatrzymał? Pozwoliłeś mi odejść.  

- W dniu twego odejścia z mego zamku? Przecież nalegałem byś pozostał. 

- Mylisz się mój drogi. Sam mnie z niego wypędziłeś.

- Ależ łżesz! Jam zawsze miał dla twej osoby wszystko otwarte. Mogliście chodzić gdzie was dusza prowadziła. Robić co pragnęliście. 

- Mimo to zapomnieliście o mnie. Skupiliście się na Księstwu Warszawskim, a ja pozostałem sam. Sam w królestwie, gdzie nigdy nie mogłem poczuć się dobrze. Twa szlachta szeptała na mój temat na każdym kroku. Słyszałem ja to niejednokrotnie. Szeptali, żem potwór, żem nie powinien być z tobą, gdyż miejsce me u boku ojca. Więc proszę. Nawet wtedy, gdy oznajmiłem, że odchodzę szybko ulegliście. Nie starałeś się mnie zatrzymać. Jedynie przystanęliście na to i zostaliście wraz z Księstwem. Czułem się sam, dlatego wróciłem, do miejsca, gdzie samotność nie dokuczała mi w tak wielkiej mierze. Leczy wy mimo wszystko zawsze potrafiliście mi się ukazywać we śnie. Nigdy nie mogłem zapomnieć was i waszej twarzy. W snach wszystko wyglądało tak pięknie, lecz gdy zbudzałem się sam w swym łożu, przekonywałem się, że ma idea jest niezwykle bolesna. Ojciec mój korzystał z chwil mej słabości na każdym kroku. Zaczął karmić mą ciemną duszę chęcią zemsty. Dlategom taki nieczuły. Gdyż ciągle myślę tylko o jednym. O zemście.

- Przecież wiedziałeś, że me serce bije dla ciebie.

- Wiedziałem, lecz wątpić zacząłem, gdy czas spędzać zacząłeś z nią. Czułem się jak niepotrzebny przedmiot. Odrzucony w kąt. Jak widzę nie było to przypadkowe. Teraz waść masz syna i to z nią. Szczęśliwa Polska cała, gdyż jej król potomka ofiarował na tron. Jednakże, gdy wasz syn przybędzie po tron, nie będziecie mieli gdzie go posadzić.

- Imperium! Zlituj się! Ze względu na syna mego! Błagam.

- Syn jest twym, nie mym. Jam skazany był na podobny los co waści. Szkoda, że w mym życiu nigdy nie liczono się z pięknymi uczuciami. Nawet w stanie nie jestem powiedzieć, czy wciąż kichać potrafię. Waści najchętniej bym skazał na ścięcie. Jednakże wtem zabawy nie będzie.

- Cóż chcesz ze mną czynić? Jeżeli ma być to zabawa.

- Będę patrzył jak twa osoba cierpi. Wtem wynagrodzę sobie wszelkie lata cierpień.

- Imperium...

- Nie próbuj przepraszać. Nie zdołasz dostrzec do mej osoby. Zbyt długo tkwię w ciemności. - odparł Imperium i puścił włosy Rzeczpospolitej. Król z cichym westchnieniem ulgi przyjął wygodniejsze ułożenie głowy i szyi. Spojrzał w niebieską tęczówkę starszego.

- Rozbierz się. - nakazał Imperium.

- Cóż?!

- Chcę spojrzeć na twe rany. Czy medyk jest  im potrzebny. - mimo obojętnego tonu IR, RON nie czuł się pewnie. Bał się, że Imperium postanowi to w jakiś sposób wykorzystać. Jednak po chwili, gdy nie uczynił prośby starszego, ten siłą zdjął jego górną część szat. Odsłonił pokaleczone plecy i dłonią błądził po skórze. Król zadrżał lekko i spojrzał w ziemię. IR wciąż badał zmysłem dotyku ciało króla. Przyglądał się mu i oceniał. Spojrzenie zatrzymało się na jego boku.

- Wciąż czujecie ból boku?

- Tak wiele zadajecie mi każdego dnia, żem nie jest w stanie rozpoznać co dokładnie boli.

- A więc częściowy sukces można uznać.

- Jeśli myśli się w tak bezduszny sposób.

- RON. - powiedział Imperium i nim Rzeczpospolita zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, złączył ich usta w krótkim pocałunku. - Zbyt dużo mówisz jak na jeńca

- Cóż to było?! - czerwień zagościła na jego obliczu.

- Sposób by uciszyć cię. Działa. Gdyż nie drążysz niewygodnych tematów. Za każdym razem, w ten sposób uciszać cię będę.

- To niedorzeczne!

- Lecz zaspokajające dla tego, który marzył o tobie każdego dnia.

- Bóg cię opuścił?!

- Już dawno temu. Jedynym który był przy mej osobie byłeś ty, lecz i ty zostawiłeś mnie samego. Cały świat nie docenia geniuszu. Należy się do tego przyzwyczaić. Teraz odeślę cię ponownie do celi. Widzimy się za jakiś czas. Zajrzę do ciebie, by się przekonać, że życie.

- Waść zwariował. Całkiem zmysły stracił. - wyszeptał król. Imperium pochylił się ponownie. Król zadrżał. Dzieliły ich tylko milimetry, a młodszy czuł oddech starszego na karku.

- Ludzie z obsesją również miewają uczucia.  Skutecznie ranisz wszystkie, które mi jeszcze pozostały. - odparł i odsunął się. Zbliżył się do wrót i po chwili wrócił do króla wraz z rycerzami, którzy go przyprowadzili. RON został ponownie zaprowadzony do celi, gdzie spędził kolejny bolesny tydzień. Każdego dnia spotykała go inna kara, za sprzeciwianie się rosyjskim władzom. Rzeczpospolita z dnia na dzień czuł się coraz słabiej. Błagał by śmierć nadeszła lada chwila.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro