꧁Katusze꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdego dnia do celi zaglądał jeden rycerz. Zabierał on poległego króla do jednej komnaty, pełnej przyrządów do tortur. RON poddawany był każdemu możliwemu torturowaniu. Przypalano mu skórę, raniono, nacinano, topiono, policzkowano. RON nie był w stanie ustać na własnych nogach. Gdy powracał, a dokładniej gdy go przyciągano ponownie do jego celi, spędzał resztę dnia i nocy w kącie. Czasem zdołał się oprzeć, lecz większość czasu leżał tak, jak został przyciągnięty. Imperium długo nie zaszczycał go swą obecnością. Wyglądało to tak, jakby zapomniał o Polaku i jedynie dbał o to, by ten nie zapomniał o nim. O tym, do kogo obecnie należy. Z dnia na dzień król był coraz to słabszy. Nawet piękne sny o jego ukochanym Polsce, zanikły bez śladu. Przez katusze jakie cierpiał, ni mógł już skupiać się na czymkolwiek. Jedynie ból towarzyszył mu bez przerwy. 

Tego dnia RON leżał bezwładnie na chłodnej ziemi. Tym razem zdołał wstać do siadu i oprzeć całą górną część ciała o ścianę. Jego klatka piersiowa unosiła się powoli, prawie niewidocznie. Rzeczpospolita każdego dnia czuł, że śmierć śmieje się z jego cierpienia, dlatego jeszcze nie przybyła. Do uszu króla dotarły kroki. Nie był to rycerz, gdyż kroki te różniły się od chodu rycerskiego. Po chwili przed celą stanął ktoś, kto od dawna nie odwiedzał upadłego. Imperium skrzywił się widząc, jak żałośnie wygląda jego jeniec. 

- Podobnyś do trupa. Jednakże żyjesz. Tym się jedynie wyróżniasz. - rzekł. RON nie patrzył na niego. Wiedział, że nie ma już tego prawa. - Skierowałbym cię ja do szpitala, lecz nie mogę być pewnym, że do opiekunek nie będziecie się kleić. - odparł z pogardą. Król wciąż nie drgnął. Poczuł jedynie, że łzy zaczęły spływać z jego oka. Serce cierpiało, a wraz z nim dusza i godność. RON nie czuł się już królem. Czuł, że stał się zabawką w rękach Imperium, który pragnął zadać mu jak największą ilość cierpień przed śmiercią. 

- Nie byłem ja długo u ciebie, gdyż sprawy musiałem zakończyć. Teraz stoi przed tobą nowy car. Miałeś rację, jestem większy od swego ojca. To jam jest potęgą. - odparł, lecz wciąż odpowiadała mu jedynie cisza. - Martwyś? Odpowiadaj, gdy cię pytam! - skarcił go, lecz RON wciąż milczał. Łzy zmieszane z krwią kapały swobodnie na kafle. IR otworzył celę i wszedł do środka. Chwycił króla za podbródek i podniósł go. Jęk bólu wydobył się z sinych ust Rzeczpospolitej. Niegdyś zielone oko spojrzało na nowego cara, zaskakując go w duchu swą szarą barwą. 

- Cóż mi powiesz mój panie? - spytał kpiąco Imperium, lecz RON wciąż jedynie patrzał na niego czerwonym od łez okiem w ciszy, gdyż każde słowo było zbyt bolesne do wymowy. - Umierasz Rzeczpospolito. Tegoś pragnął, prawda? - Usta króla uchyliły się lekko. 

- Pragnąłem ja... byście zawsze byli... szczęśliwi... - odparł z trudnością. Imperium westchnął. 

- Łżesz, nawet w tej chwili. Zbyt dumny jesteś. To cię zgubi. 

- Me serce zawsze... twym było...- rzekł, a jego klatka zaczęła się widoczniej poruszać. 

- Śmiesz znów mną manipulować? - spytał zirytowany i zamachnął się z zamiarem uderzenia Polaka, lecz Rzeczpospolita nie drgnął. Był zbyt wykończony i kolejna dawka bólu nie była by dla niego tak bardzo odczuwalna. Moskal zrezygnował z uderzenia go i zacisnął rękę w pięść. 

- Cóż ty ze mną robisz... 

- Nie jestem w stanie... zrobić nic... - car klęknął przed leżącym i spojrzał na niego. 

- RON...

- Prawdę prawisz... jesteś od ojca swego silniejszy... - szepnął król i poczuł ucisk na klatce. Jęknął z bólu i zacisnął powiekę. Nie umknęło to uwadze cara, który westchnął cicho. 

- Chciałem ja tylko mieć cię dla swej osoby...

- Jam również tego pragnął... - po tych słowach RON zamknął oko. Imperium widząc to posłał po rycerzy i nakazał, by zaprowadzili Rzeczpospolitą do szpitala jak najszybciej. Tam zajął się nim lekarz dworski. Opatrzył rany i podał odpowiednie zioła i leki. RON nie zbudził się ze snu. Dopiero po upływie trzech dni zbudził się, lecz był na tyle słaby, że potrzebował pomocy, by móc coś zjeść i napoić się nieco. W szpitalu otoczono go opieką. Spędził tam około miesiąca. Po upływie tego czasu odesłano go. Rycerze prowadzili go przed oblicze cara. Zapukano do wrót, a gdy udzielono pozwolenia, by wejść, wprowadzono Rzeczpospolitą Obojga Narodów przed Imperium. Rycerze skłonili się i odeszli, a RON klęczał patrząc w ziemię.

 - Oko me wyżej, nie na ziemi. - rzekł car.

- Nie mam ja prawa patrzeć na ciebie. Jesteś wyżej ode mnie. Jam tylko twym jeńcem, twym sługą.

- To rozkaz, byś spojrzał na mnie i wstał. - odarł Imperium. RON wstał i niepewnie podniósł na niego wzrok. IR zbliżył się do niego, a Rzeczpospolita pozostał w tym samym miejscu. - Lepiej wyglądacie i o własnych siłach stoicie. 

- Dobrą opiekę miałem ja zapewnioną. Szybkom do zdrowia wrócił. 

- Dostrzegam to i rad jestem. Powiedzcie mi jedno. - rzekł IR, a następnie chwycił szyję Rzeczpospolitej i pchnął go na ścianę. Król oparł się o nią dłońmi i plecami. Nie walczył z Imperium, gdyż był świadom, że było to daremne.

- C-cóż? - powiedział z lekką trudnością. Ręka na jego szyi poluźniła nieco uścisk. 

- Jaka jest ostateczna prawda? Jeśli przyznacie się, żem kochacie mą osobę, każę was na nowo połamać. Jeśli przyznacie się do kłamstwa, wypuszczę.- ozwał car. 

- Zawszem kochał jedynie was. Nie straszna mi śmierć. Nie chcę was okłamywać, ani zamierzanie w błąd wprowadzać. - odparł RON. Wiedział, że była to swego rodzaju zagrywka od strony Moskala. Bóg wiedział, jak należy w nią grać, by wygrać. RON postawił wszystko na szczerość. 

- Byłbyś gotów na nowo oddać się mi? - spytał car z niezwykle trafnym ukryciem wszelkich emocji. 

- B-byłbym. 

- Jak to udowodnicie? 

- Jestem na każdy wasz rozkaz... - przyznał RON.

- Waść tak zdesperowany? Nigdy byście nie powiedzieli mi tego w me oblicze. 

- Przed odejściem waszym tak było. Byłem ja gotów na wszystko. Teraz znów jestem ,lecz nie z powodu uczucia. Ono... zanikło lub też skryło się w głębi i pragnie pozostać w ukryciu. 

- Więc wasze uczucie zanikło...

- Kochałem cię ja nade wszystko. Byłeś mi po raz pierwszy tak bliską osobą. Jednak oddaliłeś się, a ja tęsknotę starałem się ukryć poprzez różne zajęcia i prace. Z czasem niepielęgnowane uczucie zanikło. Teraz, nie poznaję ja cię ni drobinę. Jesteś mi obcym. Pragniesz mej zguby i wiecznego konania, a ja... Mogę jedynie przystanąć na to, gdyż sił nie mam by z tym walczyć. Wszystko co było mi ważne przepadło. Miłość, ojczyzna, syn... To wszystko jest teraz odległe. - rzekł król. Poczuł, że dłoń cara rozluźniła uścisk i zjechała na jego klatkę piersiową, która mimo sytuacji unosiła się powoli i równie wolno opadała. Oddech króla był spokojny, gdyż był on gotów na wszystko. Imperium pochylił się tak, że ich twarze były blisko siebie. Niebieska tęczówka wpatrywała się w zieloną, której blask lekko powrócił. 

- Manipulujesz mną sprawniej niż kiedykolwiek. - szepnął car, a jego gorący oddech sprawił, że król poczuł lekkie dreszcze. 

- Nigdym tego nie chciał. 

- Pragniecie mej zguby, prawda? Macie dość tego com czynię. 

- Nigdy bym ci tego nie życzył. Nie ważne co uczynisz. Możesz zabić mnie, zabić poddanych, moich bliskich, ale ja nigdy nie będę życzył ci źle. Bóg nakazuje wybaczać, a ja odnajduję swą winę w tym, że cierpisz. Winny ci ja przeprosiny. 

- Wiesz, że i ma miłość do ciebie zanikła? Pozostał jedynie obłęd. 

- Wybacz mi proszę. Mą winą jest stan twój. Jam źle postąpił. Byłeś wielki, a ja zachwiałem twą równowagę w uczuciach. Jednakże zadziałałeś podobnie. Nie jestem ja w stanie kochać. Jedynie syna mojego, pierworodnego kocham. Oczkiem w mej głowie jest od swych narodzin. 

- A twa ukochana? 

- Zaślubiny miały charakter planowy. Zapewniła mi dziedzica, a ja nie dałem jej tego czego pragnęła. Mej miłości. Ona od dawna była twą i nie potrafiła narodzić się na nowo. - Imperium chwycił szaty króla i przyciągnął go do siebie tak, że ledwo stał na własnych nogach. 

- Czemuś nie przestał mnie kochać? - warknął car. 

- Byłeś mi od lat najmłodszych najbliższy. Gdyby nie przeciwności, nie skrywał bym się z mą miłością. Zawsze czuwałeś nade mną. Nawet jeśli wszystko było udawane, to ja pokochałem cię prawdziwie. - mówiąc to dłonie jego przylgnęły do chłodnych policzków Imperium, który zdziwił się na ten czyn. - To ty ukazałeś mi piękno miłości i przy tobie pozostały me pierwsze doznania. Nikt inny nie doznał ich tak jak ty. Mimo iż moje gorące uczucie miłości zanikło, one pozostaną z tobą. 

- RON... Gubię się ja w twych wypowiedziach. Nie wiem już co ja czynić powinienem. 

- Czyń co serce podpowiada. Nie mam ja prawa decydować i narzucać ci swego zdania. 

- Twe słowa albo prawdziwe, albo skutecznie działają na mą osobę. 

- Mówiłem ci ja... Nie chcę cię okłamywać. 

- Więc wybierasz na nowo przeżyć te katusze? Gdyż wyznałeś mi, żeś mnie kochał.

- Jeśli taka twa wola. - odparł RON choć w duchu naprawdę pragnął jedynie śmierci lub wolności. Imperium znów pchnął go na ścianę. RON stęknął cicho, lecz nie był w stanie wypowiedzieć ni słowa, gdyż Moskal wpił się w jego wargi. Król jedynie mruknął zaskoczony i pozostał w bezruchu. Obawiał się jakichkolwiek działań ze swej strony. Jak mógł zareagować car na cokolwiek? Po chwili RON odczuł, że wargi Moskala są niebywale delikatne, a pocałunek, który zdawał się z początku brutalny, zaczął być delikatniejszy. W króla gwałtownie uderzyło wspomnienie ich pierwszego pocałunku. Królewskie wargi jakby same zaczęły mechanicznie oddawać się pieszczocie, co w duchu zaniepokoiło króla. Moskal położył dłoń na jego policzku, co spowodowało drgnięcie królewskiego ciała. Ciepło rozproszyło się po jego ciele, a RON poczuł, że serce na nowo rozpoczyna bić w rytmie miłosnego westchnienia. Upragnione doznanie dodało mu sił, co spowodowało kolejną dawkę zaskoczenia u Litwina. Imperium po chwili odsunął się od jego osoby i spojrzał głęboko w oko. Patrzył nań tak, jakby pragnął dotrzeć do jego duszy. Król nie zniósł długo owego spojrzenia i spuścił wzrok na ziemię.

- Pewien jest, że uczucie wygasło? - spytał go Imperium. RON spojrzał na niego i zdziwił się, gdy ujrzał jego uśmiech. Zamrugał kilkakrotnie i znów spojrzał na ziemię.

- Ja... Sam już nie wiem...

- RON. Sprawiasz, żem resztki zdrowego rozsądku tracę. - odparł Moskal i pogłaskał jego policzek. RON czuł się dziwnie. Wpadł w wir zmian dotyczących jego życia. Na przemian odwiedzały go boleści i radości. Cóż teraz powinien czynić? Trudno było mu odnaleźć się w tym wszystkim. Pytał Boga dlaczego spotyka go coś takiego. Czym zawinił? Dlaczego musiał wpaść w niewolę cara i Rosji? Dlaczego oddał mu swe serce? Tak wiele pytań, a odpowiadała mu jedynie cisza. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro