꧁Koszmary꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od kilku dni Moskal nie mógł zaznać spokojnego snu. Za każdym razem budził się cały pokryty potem. Wpłynęło to na jego samopoczucie i energię. Przez ostatnie dni był nieco nieobecny. Ciągle zamyślał się i widział przed oczyma obie kobiety. RON zauważył, że coś jest nie tak. Długo nad tym rozmyślał, ale ostatecznie postanowił, że zajmie się Moskalem.

- Panie. - zwrócił się do niego, gdy Moskal przesiadywał w bibliotece.

- Wasza wysokość. - odparł wstając i kłaniając się mu. Król również lekko się skłonił.

- Waść ostatnio źle sypia? - spytał siadając obok. Imperium westchnął zmęczony.

- To nic wielkiego Panie. - odparł pocierając czoło.

- Cóż cię męczy? - spytał RON. IR milczał. Nie chciał wyjawiać mu tego wszystkiego, ale czuł, że tego potrzebuje. Musiał walczyć sam ze sobą. Jego pewna część, która zdawała się umrzeć dawno temu, teraz odżyła i wzbudzała w nim emocje, które ukrywał w głębi duszy.

- Koszmary. - odparł jedynie tyle Moskal.

- Jakieś konkretne? - Rzeczpospolita nie chciał dać za wygraną. Musiał dowiedzieć się co dręczy przyjaciela jego. Dlatego też ujął delikatnie jego dłoń, co zaskutkowało lekkim wzdrygnięciem się Rosjanina.

- Wasza wysokość...

- Proszę bądź ze mną szczery. Przecież byliśmy przyjaciółmi. - słowa te odbiły się po głowie Moskala. Przyjaciele. Tak bardzo raniło go to słowo, bynajmniej jego wrażliwą część. Imperium westchnął i spojrzał w zielone oko swego towarzysza, który z uwagą przyglądał się jego osobie. Cisza panującą w bibliotece zdawała się oznaczać, że nic ani nikt nie jest w niej nie licząc ich dwójki. Świat jakby zatrzymał się na moment, nie pozwalając czasu dalej płynąć.

- Od kilku dni śnią mi się dwie doby, które już dawno po tym świecie nie kroczą.

- Któż?

- Matka moja, a także i twa wasza wysokość.

- Ależ jak to? Ma matka śni się tobie?

- Jam też zaskoczony tym, jednak czuje, że to nie przypadek, a przeznaczenie.

- Cóż masz na myśli?

- Sprawa ta zbyt delikatną jest. Nie gotów jestem dzielić się nią ze światem.

- Szanuję to, dlatego nie będę dłużej naciskać na twą osobę. Wiedz jednak, że masz we mnie przyjaciela skłonnego wysłuchać cię bez względu na porę dnia.

- Dziękuję wasza wysokość.

- Proszę. Zwracaj się do mnie imieniem. Jesteś mi przyjacielem Imperium. Mimo iż wiele lat temu, tylko ja sądziłem tak o nas.

- Mylisz się. Ja również dostrzegałem przyjaźń między nami.

- Przecież tamtego dnia twierdziłeś inaczej. - zauważył władca. Ciągle trzymał w dłoni t Imperium. Sprawiało to, że Moskal chciał mu powiedzieć tak wiele.

- Prawdą jest, że ojciec mój nakazał mi przyjaźni z tobą. Jednak była ona prawdziwa między nami. Słowa, które skierowałem do Prus owego dnia, spowodowane były chęcią przypodobania się innej jednostce. - wyznał Moskal. Rzeczpospolita był zaskoczony. Nigdy nie myślał, że owa sprawa mogła tak wyglądać. Dostrzegał wszystko jedynie ze swego punktu widzenia, który okazał się błędnym.

- Przepraszam cię, za moje zachowanie. Gdyby nie ono, moglibyśmy się dalej przyjaźnić.

- Wina leży po mojej stronie. Powinienem być szczery z ważną dla mnie osobą. - odparł Moskal. Rzeczpospolita milczał. W jego głowie panował chaos myśli.

- Będę już szedł. - odparł Imperium wstając. RON nie poruszył się. Dopiero, gdy Imperium zbliżył się do wrót biblioteki, spojrzał na niego.

- Dobrej nocy Imperium. - powiedział. IR zatrzymał się. Spojrzał kątem oka na władcę.

- Dobrej nocy Rzeczpospolito. - odparł Rosjanin i zniknął za drewnianymi wrotami. Udał się do swej komnaty. Ciągle męczyły go myśli. Dawne uczucia z dzieciństwa dawały się we znaki. Przyjaźń między nimi. Kto by pomyślał, że coś takiego może mieć miejsce? Że teraz to wszystko będzie dręczyć carskiego dziedzica oraz stanie na drodze do chwały Rosji. Moskal miał nadzieję, że uczucia są chwilowe. Że za chwilę pękną niczym bańka. Jednak tak się nie działo. Gdy położył się ciągle myślał o dawnych czasach. Był zmęczony, lecz nie mógł spać. Ciągle obrazy przeszłości powodowały, że jego umysł okrążony był we wszelakich obrazach wspomnień. Śmiech, radość, płacz, łzy. To wszystko jakby działo się w jednym czasie. Wszelkie obietnice, zabawy i przysięgi odbijały się w jego głowie tworząc nieznośną falę dźwięków, która przypominała zaklęcie. Zirytowany wstał. Spojrzał w okno, za  którym widniała czarna noc. Na czarnym sklepieniu widniały jasne punkty, które rozpraszały częściowo mrok. Księżyc skrył się za zamkiem, dlatego oko Moskala nie mogło go dojrzeć. Noc zdawała się spokojna. Głosy natury zlały się w kołysankę, która zaczęła usypiać IR. Chłopak cofnął się i przeciągnął. Następnie ponownie ułożył się na łożu. Tym razem szybko udało mi się zasnąć, a noc minęła bez koszmarów. Tym razem dręczyły one kogoś innego. Samego RON'a.

Młody jelonek skakał wesoło pośród źdźbeł traw. Tarzał się w nich i skubał je co jakiś czas. Po chwili zauważył, że w jego kierunku zbliża się inny jelonek, lecz dużo straszy z pięknymi  rogami. Skoczył on obok młodszego i zrobił kilka kółek wokół jelonka. Machając głową zaprosił go do wspólnej zabawy. Młodszy zgodził się i razem udali się do lasu. Jednak im głębiej szli, tym las zdawał się bardziej mroczny i pozbawiony żywej duszy. Po chwili dorosły jeleń jakby znikł, rozpłynął się wśród mgły, która pojawiła się w koło. Młody jelonek rozpaczliwie szukał wyjścia. Po chwili zauważył swojego towarzysza, lecz ten spoglądał na niego dziwnie. Po chwili skóra rozerwała się i ukazała wilcze futro. Zaraz za nim wyszła cała wataha wilków, które rzuciły się na małego, bezbronnego jelonka. Mimo jego wszelkich prób, nie był w stanie się wydostać. Wilki rozszarpały go.

Rzeczpospolita obudził się i rozejrzał po komnacie.

- No już RON. To tylko jakiś dziwny, nic nie znaczący koszmar. - powiedział do siebie. I znów zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro