꧁Powrót do Rosji꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Rzeczpospolita z żalem spoglądał na Imperium, który właśnie przygotowywał konia do drogi. Zbędne były błagania, prośby i słowa. Dlatego król jedynie patrzył. Serce ściskał ból, dusza traciła swą część. RON znów miał stać się samotny. W duchu zastanawiał się, czy jest to boska kara za zło w jego życiu? Stracił wszystko co było mu bliskie. Rodziców, przyjaciela i ukochanego... Dlaczego tak właśnie miało być? Długo nad tym myślał, lecz nie doszukał się żadnych sensownych rozwiązań. Z żalem odprowadził Imperium pod bramę. Stanął w niej i spoglądał na niego. Imperium czuł na sobie jego spojrzenie, czuł jak bardzo było bolesne. Jednak sam także cierpiał, nie mógł znieść szczęścia Rzeczpospolitej u boku Księstwa. Żal opanował duszę, a rozpacz odebrała wszelkie szczęśliwe myśli. Wsiadł na konia milcząc. Chwycił za wodzę (jeśli się mylę proszę napiszcie ^^ ~aut), a następnie ruszył przed siebie. Nie obejrzał się. Wiedział, że jeżeli to zrobi... Nie odejdzie... Serce na to nie pozwoli... W duszy i tak grało już pieśń cierpienia. Jego głośne lamentowanie opanowało całe ciało i wprawiło każdy mięsień w lekkie drgania. Pojedyncza łza spłynęła z jego oka ku ziemi. Spłynęła wstydliwie, szybko brnąc ku ziemi, aby jak najszybciej skryć się w ziemi przed wzrokiem innych.

Rzeczpospolita spoglądał za nim. Błagał Boga by Imperium odwrócił się choć raz. Jednak nie nastąpiło to, a władca czuł jak jego serce rwie się na kawałki. Czuł jak ponure myśli bawią się nim, ranią jego młodą osobę. W umyśle narodziła się myśl, myśl przeraźliwa i ostateczna. Grzechem podszyta. Jednak silny duch, który był jedynym pozostałym, stanowczo zabronił myśli powracać. Życie jest ważnym darem, nawet gdy wszystko zaczyna się odwracać.

Droga była długa i męcząca. Nie pchała go już chęć powrotu, a spowalniała myśl rozpaczy. Odjeżdża, pozostawia część siebie w polskim kraju. Odrzuca ją i pragnie jej zguby. Zdawało mu się, że RON nadjeżdża na swym koniu. Jego donośny głos pogania Szafira, a ten dumnie kroczy przed siebie. Zbliżają się do Imperium, a twarz Rzeczpospolitej wyraża ból i cierpienie.

- Dlaczego? - słyszy Imperium... Zamyka oczy gwałtownie i kręci głową.

- Precz! Maro nieczysta! Ciebie jak i go już nie ma! - zawołał. Łzy znów napłynęły do oczu, którym po otworzeniu nie narzucał się już widok dziwnej mary. Jedyne co zobaczył to droga prowadząca do Rosji. Im bliżej jej był, tym chłód stawał się silniejszy. Zbliżałam się zima, a z nią wiele trudności. Ludzie znów będą musieli walczyć o życie, a on będzie musiał im pomóc. Co jeżeli jego serce nie czuje już współczucia? Musi udawać? Rozmyślania dobiegły końca, gdy stanął na znajomej mu drodze. Koń spokojnie szedł przed siebie. Kilka godzin drogi, lecz warto było znów spojrzeć w utęsknioną ojczyznę. Westchnął, a zmartwienia znikły na krótką chwilę. Gdy dotarł na plac zamkowy zarządał spotkania z ojcem. Sługa pokornie się skłonił, lecz widoczna była w jego oczach pogarda. Oczywiście ciągle uważano go za zdrajcę...

Car wyszedł na spotkanie z synem. Uradowany jego widokiem natychmiast zabrał go do siebie i zaczął wypytywać o wszystko. Widząc jednak brak chęci syna, zrezygnował z dalszych prób. Rozkazał, by przygotowano na nowo komnatę dziedzica i ogłosił ludowi, że syn jego błędnie został określony mianem zdrajcy. Wychwalał jego postawę i zapowiedział, że Imperium przyczyni się do wielkiego przypływu chwały dla Rosji. W mgnieniu oka złe zdanie o carskim synu zanikło, zastąpione uwielbieniem ludu. Imperium przekonał się, jak bardzo ludzie potrafią być bezduszni. Gdy dobrze im się dzieje, życzliwie mówią o osobie, lecz gdy błąd ona popełni, pragnął jej śmierci i zguby. Wieczór Imperium spędził w swojej komnacie. Przeglądał pamiątki po czasach dzieciństwa. Odnalazł mały portret jego matki, gdy była ona jeszcze młodą damą. Jej uroda zawsze urzekała Moskala, nigdy nie odnalazł drugiej tak pięknej kobiety. Car w pewnym momencie postanowił zajrzeć do syna. Zapukał, a wrota uchyliły się.

- Synu mój? Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony car. Moskal spojrzał na ojca, odkładając portret na miejsce.

- Tak ojcze. - odparł i spokojnym krokiem zbliżył się do rodziciela.

- Martwiłem się, gdyż nie pojawiłeś się na kolacji. Musisz coś zjeść. Długa droga za tobą.

- Masz rację. Zaraz zejdę. Muszę się tylko przygotować. A ty już zjadłeś?

- Tak, lecz jeśli taka twa wola, mogę z przyjemnością ci towarzyszyć.

- Proszę o to ojcze... Muszę ci wiele powiedzieć. - odparł Imperium. Następnie podszedł do szafy, a Carstwo zniknął z komnaty. Domyślił się o czym chce rozmawiać jego syn, dlatego nie chcąc go w jakikolwiek sposób urazić, oddalił się do kuchni. Minęło kilka chwil, zanim Moskal zasiadł na przeciw ojca. Służące podały mu posiłek i szybko oddaliły się. Car z uwagą spoglądał na syna, który powoli spożywał podaną mu potrawę. Po chwili jego wzrok powędrował na ojca.

- Jest silny, lecz musimy jeszcze poczekać. Teraz będzie czujnym.

- Ah! - zawołał car rozumiejąc co ma na myśli jego syn. Przysunął się bliżej, by lepiej słyszeć go i uważnie nastawił uszu.

- Długo byłem u jego boku. Ufa mi, lecz ostatnio źle się między nami zadziało, dlatego lepiej odprawić plan na później. - stanowczy ton syna skutecznie przekonywał cara. Można było to zauważyć po mimice jego twarzy. Zmarszczył brwi, gdyż liczył na to, by szybciej plan w życie wprowadzić. Informacje o czekaniu zawiodły jego oczekiwania, lecz doceniał, że syn zrozumiał jego cel. Imperium powiedział mu wszystko, co wydawało się istotne, by zapewnić ojca w sytuacji. Ten uważnie słuchał i co jakiś czas przytakiwał skinieniem głowy, że rozumie powagę sytuacji. Spoglądał na syna wzrokiem dumnym. Dostrzegał w nim świetlaną przyszłość Rosji. Po wspólnym posiłku, Imperium udał się do swoich ogrodów. Nie były tak zjawiskowe jak ogrody Rzeczpospolitej, jednak pomogły mu uspokoić ducha. Mógł na spokojnie zastanowić się nad wszystkim co się zadziało. Żal ściskał jego serce z powodu obrazu, który ciągle widniał przed nim. Najdroższy przy obcej, innej...
Ten uśmiech... uśmiech który miał należeć jedynie do niego... On jedynie miał go powodować... Czuł się zdradzony, zraniony i zapomniany. Nie mógł znów myśleć o nim tak, jak wcześniej. Ciągle ból gościł z boku. Nastał wieczór, a ogrody napełniły się różnymi nocnymi stworzeniami. Gdzieś z oddali słychać było sowę, świetliki zaczęły opuszczać swoje schronienia nadając ogrodom tajemniczego i magicznego nastroju. Imperium spoglądał wokół spokojnym spojrzeniem. Udało mu się choć w najmniejszym stopniu uspokoić myśli, rozluźnić się i trzeźwo pomyśleć. Spokojna noc nastała nad Rosją. Niebo było czyste i przyozdobione gwiazdami. Imperium po chwili poczuł chłód, który ciągle się nasilał. Wrócił do swojej komnaty. Położył się i zaczął rozmyślać o wszystkim. Nim się obejrzał, pochłonął go sen...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro