꧁ Rozdarcie... ꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od balu minęło kilka dni. Moskal ciągle czuł, że jest rozrywany w dwóch kierunkach. Nie mógł zdecydować, co należy czynić względem planu, do którego tak bardzo był przygotowywany. Czuł, że z Rzeczpospolitą, łączy go coś szczególnego. Nie wiedział, co dokładniej ich łączyło, lecz wiedział, że nakazywało mu uniknąć jakichkolwiek krzywd względem młodszego. Rzeczpospolita Obojga Narodów od czasu bali miał dużo spraw państwa na głowie. Skutkowało to nieobecnością u boku przyjaciela w chwili, gdy naprawdę potrzebował go przy sobie. Jego umysł jak i myśli domagały się uwagi władcy, jednak Moskala skutecznie unikał RON'a. Nie chciał narzucać mu swojego towarzystwa, a także zbyt zbliżać go do siebie. Jeżeli ostatecznie padłoby na podbój, nie chciał, by przyjaciel cierpiał dziesięciokrotnie mocniej, przez krzywdy zadane przez najbliższą osobę. Dlatego chciał, by król zapomniał o jego istnieniu. Już dawno wróciłby do matki Rosji, która zdawała się wołać go ku sobie, lecz wizja odejścia, bez pożegnania sprawiała, że jego serce nie mogło pozwolić na odejście. Dlatego wciąż czekał na ten jeden dzień, w którym monarcha znajdzie choć chwilę, by pożegnać się z nim.

Tego dnia Moskal postanowił, że przejdzie się do królewskich ogrodów. Dziś znów jego myśli wędrowały ku decyzji jaką miał podjąć. Gdy zasiadł na drewnianym krześle i spojrzał na zachodzące słońce, zrozumiał coś bardzo istotnego.

- Nawet, gdy odejdę od pomysłu mego ojca, użyje on moich sojuszników, by plan uczynić. Więc powinienem i ja być, by móc w razie potrzeby piersią ochronić Rzeczypospolitą. Tak więc muszę odejść... Przystanąć na los, który czeka na nas. Jednak nie dane będzie mi przyjaciela posiadać. - westchnął sam do siebie. Ptaki zbierały się nad ową altanką, w której przebywał syn cara. Śpiewały pieśni i zwiastowały o nadchodzącej jesieni. To właśnie ptaki pełniły rolę posłańców natury, która wciąż współgrała z ludzkim istnieniem. Imperium spoglądał na otaczające jego osobę widoki. Dostrzegł zbierających się z pola chłopów, wędrujących szlachciców i mieszczaństwo, które spędzało czas na wspólnych zabawach. Tak wiele rozmaitych światów można było dostrzec w tym jedynym miejscu. Wzbudzało to podziw u młodego dziedzica. Wciąż uczył się on zasad konkretnych światów. Uczył się, że ludzie wysokiego stanu, często pogrywali sobie z pospólstwem. Udawali, że zapewnią wszystko co niezbędne, a następnie spoglądali na naiwnych chłopów, śmiejąc się z nich.

W pewnej chwili poczuł, że ma już dosyć. Wiedział co należy uczynić, więc zapragnął spotkania z królem. Musiał się chociaż pożegnać, zanim całkiem straci swoje dobre imię. Gdy wrócił do zamku poinformowano go, że król ma ważnych gości. Zirytowany wrócił do swojej komnaty. Zasiadł na łożu i wpatrywał się w okno oraz widoki, które ukazywało. Godziny mijały, a Imperium był coraz to bardziej pozbawiony chęci pożegnania. Pragnął już jedynie wrócić do ojczystej ziemi. W końcu narastająca w nim złość, wygrała. Wstał on i wyszedł z komnaty. Skierował swe kroki ku wyjściu na dziedziniec. Jednak po drodze niechcący napotkał upragnioną osobę. Wpadł na króla, który prawie upadłby, gdyby nie ręce Imperium, które w geście ratunku przybliżyły go do siebie.

- Imperium? - zdziwił się władca lekko odchylając głowę. Nie wyrywał się on z objęć starczego, co było niemałym zaskoczeniem.

- Coś się stało?

- Nie spodziewałem się, że waść tu będziesz. Późno już, a sen większości oczy dawno już spowija.

- Me oko nie poddane mu.

- Cóż chciałeś czynić? Spieszno ci. - zauważył władca. Imperium zakłopotał się pytaniem przyjaciela. Jego ostateczne postanowienie, znów spowiła mgła niepewności.

- Od rana żeś wychwytywany. - zauważył, liczył na to, że uda mu się zmienić temat.

- Obowiązki władcy spadły na me barki.  Ciężko je utrzymać, lecz musiałem jakoś spróbować.

- Dobrze ci poszło. - odparł Imperium. W końcu puścił Rzeczpospolitą ze swych objęć.

- Myślisz?

- Nie słyszę głosów, które pragną twojej degradacji. - odparł. Rzeczpospolita uśmiechnął się.

- Miło słyszeć to z ust twoich. Pragnę byś udał się ze mną.

- Dokąd?

- Tym razem nie ujawnię ci tego. Proszę tylko, byś mi zaufał jak ja ufam tobie. - powiedział RON. Nawet nie miał pojęcia, jak bardzo słowa zabolały Moskala. Udali się razem na koniach. Galopem jechali przez drogi, mijając nielicznych, którzy jeszcze nie spali. Znaleźli się w lesie na obrzeżach miasta, gdzie zazwyczaj nikt nie raczył zaglądać. Konie pozostawili na łące, by mogły pasać się zieloną i świeżą trawą. Moskal prowadzony był przez młodszego na oślep. Zamknięte oko, które powodowało ciemność świata, utrudniało zachowanie równowagi, więc łatwo potykał się on o gałęzie. RON pilnował, aby jego towarzysz doszedł do miejsca cały i zdrowy. Zatrzymali się. RON nakazał, by starszy otworzył oko. Gdy to uczynił, ujrzał najwspanialszy widok, jaki było mu dane zobaczyć. Niewielki strumień wody spływał pośrodku polany otoczonej różnymi gatunkami roślin. Wielkie brzozy, dęby, wierzby i świerki rosły nietknięte ludzką ręką.

- Jest tu niebywale pięknie. - przyznał z uśmiechem. RON uśmiechnął się promiennie i zbliżył do strumienia.

- Niewielki on, ale im dalej, tym piękniejszą rzeką się staje.

- Podobnie będzie z tobą. - odparł Imperium. Rzeczpospolita spojrzał na niego.

- Cóż masz na myśli?

- Im starszy, tym lepszym królem będziesz. - odparł.

- Waść schlebiasz mi na każdym kroku. - odparł RON zbliżając się do Imperium. Ujął jego dłoń i trzymając ją w obu dłoniach spojrzał na niego. - W mym umyśle chaos potworny krąży. Mam ochotę czynić to, co zakazane.

- Cóż masz na myśli mówiąc to? - spytał Imperium nie do końca rozumiejąc o co chodzi młodszemu. Zaskoczył się, gdy RON przyłożył jego rękę do swoich delikatnych niczym jedwab warg. Czerwień zawitała na jego obliczu, a słowo utknęło w jego głębi. Nie wiedział co zrobić, cóż powiedzieć.

- Świat lepszym byłby, gdybym inaczej rodzony. Jeśliby Bóg obdarował mnie ciałem niewieścim, gdyby nasze kraje w  zgodzie żyć raczyły...

- Wtedy możliwe byłoby, że nie byłbyś tak wyjątkowy. - odparł Imperium kładąc dłonie na policzkach Rzeczpospolitej. Ich serca bił niezwykle mocno. Zdawały się wybijać rytm ballady. Imperium wiedział już, że stracił całkowicie zmysły. Rzeczpospolita, który tak naprawdę ciągle był jeszcze młody, niedoświadczony względem świata, taki niewinny pragnął dla niego popełnić grzech. Imperium mimo iż pragnął tego, nie mógł się na to zgodzić. Jednak zaistniała chwila, sprawiła że wszystko odeszło na bok. Zmartwienia, niepewność, obawy. Oboje usiedli na ziemi, spoglądali w wodę, która pięknie podkreślała spokój nocy.

- Czemuż takie słowa padły z ust twoich? - spytał Moskal po długiej chwili milczenia.

- Boję się, ponieważ wiem, że nie mogę cię tu zatrzymać. Sercem jesteś w Rosji... Nie tu...

- Lecz całą resztą jestem u twego boku RON.  - młodszy spojrzał na Imperium. W świetle gwiazd obaj wyglądali, jak dwa najbardziej drogocenne klejnoty. Cenne i łatwe do skruszenia. Ręka carskiego syna spoczęła na policzku króla. Delikatnie pogłaskał on go.

- Pragnę by Bóg mi wybaczył...

- Cóż ma ci przebaczyć? - spytał zaskoczony Moskal. W tej samej chwili poczuł on usta tak delikatne na swych wargach. Serce zdawało się zatrzymać, podobnie jak czas, a także otaczający ich świat. Wszystko stanęło w miejscu przez niewinny pocałunek. Noc stała się przepełniona magią. Drzewa zdawały się pochylać nad parą siedzącą przy strumieniu. Woda wybijała o kamienie kojące melodie.

- Odnalezienie podłoża życia. Sensu, dla którego serce me bije. - odparł zarumieniony król.

Nie wracali do zamku zbyt szybko. Gdyby nie upartość Imperium, mogliby spędzić tam całą noc. Jednak Moskala nie chciał męczyć młodego króla. Sen był niezwykle ważny, zwłaszcza w tak młodym wieku. Imperium wiedział, że to co miało miejsce to najniebezpieczniejsze, co mogło ich spotkać. Obaj związani zostali wstęgą miłości. Jednak musieli ją rozciąć, gdyż wyjście na jaw takich faktów, skutkowałoby ścięciem ich obu. Bynajmniej tego spodziewał się Moskal...

Wróciwszy do zamku rozstali się. Król z czerwonymi policzkami udał się do swej komnaty na spoczynek, Moskal zaś szedł powoli. Odnalazł rozwiązanie wszystkich problemów. Mógłby wrócić, aby przekonać ojca, że należy czekać z najazdem. Wtedy RON byłby bezpieczny. Po śmierci cara rozpatrzyły wszelkie wyjścia, które zbliżyłby dwa kraje do siebie. Może i nie można uniknąć kary za inwersję seksualną, lecz można sprawić, by mogli jednak bliżej siebie żyć...
Podpisanie dokumentów lub nawet zawiązanie sojuszu byłoby idealnym rozwiązaniem. Moskal musiał jedynie poczekać, aż nadejdą ostateczne dni jego rodziciela...

꧁❦꧂

Jesteście mi niczym gwiazdki z nieba ❤️
Dzięki wam moja motywacja rośnie, a to:

I to :

Naprawdę nie wiem jak wam dziękować ❤️
Możecie być pewni, że jest to dla mnie naprawdę wielka niespodzianka i... Popłakałam się ze wzruszenia
Obawiałam się, że książka może nie być przyjęta pozytywnie, że zostanie uznana za nieatrakcyjną. Dużo także rozmyślałam na temat języka i stylu w jakim staram się ją pisać.
Jednak widząc to myślę, że jednak nie jest źle, że podoba wam się ona. Czytając wasze komentarze, zawsze czuję ciepło i wzruszenie. Mogę śmiało przyznać, że dzięki wam czuję się doceniona i wszelkie zmartwienia znikają.

Nie mam zbyt wielkich umiejętności związanych z podziękowaniami, jednak chcę byście moja kochane misie widzieli, że bez was nie byłoby mnie tutaj, nie byłoby tych książek, historii. Jesteście ich sporą częścią ❤️
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział spodoba się wam i jeszcze raz dziękuję, dziękuję z całego mojego serca ❤️

Dobrej nocy wszystkim! Dobrego dnia!
Niech wam szczęście dopisuje na każdym kroku i pamiętajcie, że życzę wam wszystkim tego co najlepsze ^^

~Bakuś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro