꧁Życie poza granicami꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zaczekaj! - śmiech głośny roznosił się wśród krzewów. Młody Polak gnał przed siebie, nie zważając na to co było wokół jego osoby. Biegł, dając się ponieść na wietrze, niczym szybujący ptak. Za nim zaś jego przyjaciel, a zarazem brat biegł. Głośnym śmiechem dawał oznaki dobrej zabawy. Zabawą tą był zwyczajny berek, lecz mimo swej zwyczajności potrafił on zapewnić radość w sercach młodego pokolenia. Biegli, póki młodszy nie potknął się o kamienie. Upadł, lecz nie było słychać jęku bólu, zamiast tego śmiech był głośniejszy. Śmiech nie tylko dziecka leżącego, lecz i starszego, który dopiero dobiegł do jego osoby.

- Całyś? - spytał starszy, podając swą dłoń młodszemu.

- Tak, tak. - odparł śmiejąc się wesoło. Wstał on z pomocą swego brata i przytulili się obaj. Bliskość ta łatała wszelkie rany zadane w życiu. Polak po chwili spojrzał w oczy Węgrom.

- Wieści jakieś dotarły ze stron rosyjskich?

- Wciąż o ojcu myślicie? - spytał Węgry z lekkim uśmiechem, który na celu miał poprawienie humoru młodszemu. Młodszy jedynie skinął swą główką na potwierdzenie jego słów. Węgry cicho westchnął i ujął dłoń swego brata.

- Słuchaj uważnie bracie mój najdroższy. Jestem ja pewny, że ojciec wasz z pewnością powróci. Mój wciąż szuka sposobu by udać się tam i odbić go. Jednakże wojska rosyjskie liczne, a car ich bezwzględny. Słyszał ja, że nawet w zimę karze im ćwiczyć manewry, a zimą u nich naprawdę niebezpiecznie.

- To poprawić mnie na na duchu? - spytał z przerażeniem lekkim Polak.

- Nie to ja miał na myśli bracie mój! - zawołał Węgry i przytulił Polaka. Rzeczpospolita wtulił się w niego, by poczuć się bezpieczniej. Węgry mocno obejmował go, by owo uczucie się pojawiło. Wiedział, że skoro starszy on, to i musi nieść spokój swemu młodszemu bratu. Miał w głębi poważania myśli o tym, że nie są oni rodzeństwem prawdziwym. Przecież nie należyte jest, by krew z krwi była, by kogoś zwać bratem można było. Ich wspólnym ojcem Stwórca Najwyższy. Dlatego też są bliscy, są jak rodzina.

- Przysięgam ci ja na życie me, że jeżeli nie mój ojciec, to ja udam się na Rosję, by ci ojca sprowadzić.

- Jesteście mi tak bliscy. - szepnął młody chłopiec z uśmiechem. Węgry powstrzymywał swe wzruszenia łzy, które pragnęły wypłynąć z jego oczu na światło dzienne. Jednakże chciał pozostać silny w oczach swego towarzysza. Po chwili razem wrócili do pałacu, gdzie z uśmiechem powitał ich król.

- Synu mój, znów żeś Polskę na spacer zabrał nie mówiąc mi wcześniej ni słowa.

- Proszę się nań nie gniewać Wasza Wysokość. - wtrącił Rzeczpospolita stając przed Królestwem Węgier. - Tom ja wybiegł poza mury pałacu na ogrody, gdyż w berka grać zaczęliśmy. Uciekałem przed Waszej Wysokości synem, pomyślał ja, że tam będzie więcej miejsc do ukrycia i mniej możliwości uszkodzenia pamiątek rodzinnych.

- Widzę, że ojciec twój zadbał o twoje podejście odpowiednie do przeszłości.

- Tato mój uczył, że każda pamiątka nosi w sobie ziarno wspomnień. Gdy tylko o nie zadbamy, rozkwitnie i pomoże nam w trudnych chwilach.

- Waści rodziciel mądry. Czasem zastanawiam się ja, czy synem mędrców nie został. - Polska zaśmiał się na te słowa, a stojący u boku jego przyjaciel, chrząknął znacząco, jakby dając znak ojcu, że uraził swym podejściem syna. Królestwo zrozumiał, że możliwe jest, że jego syn pierworodny może nieco czuć się zazdrosny. Jednakże to nie w tym tkwiła rzecz. Węgrom od samego początku chodziło jedynie o spokój dla brata, który położony został przez los w niezwykle trudnej aczkolwiek pouczającej sytuacji. Nigdy nie należy w stu procentach być pewnym, że przyjaciel, jest nim, Człowiek nigdy nie jest pewien, czy nie było możliwie znalezienie się wśród hien. 

Słońce przyjemnie otulało oblicze króla, stojącego na swym pięknie zdobionym balkonie. Swym spojrzeniem obejmował horyzont i pojawiające się na nim Słońce. 

- Ach. Skoro i król nieba zaszczycił poddanych, tak i ja powinienem udać się na spotkanie. - westchnął pełen zachwytu dla potężnej gwiazdy. Przepełniony owym uczuciem nie usłyszał kroków pokornego sługi, który raczył się zbliżyć, by oznajmić o przybyłym paniczu. 

- Wasza Wysokość? - cichy, nieśmiały głos odezwał się, tym samym sprawiając, że monarcha nieco wystraszony nagłą obecnością sługi drgnął i szybkim ruchem zwrócił się do starszego. Sługa wręcz przerażony padł u jego stup przepraszając za haniebny czyn, którego dokonał. 

- Wstańcie. Przecież nie zamierzam was karać. - odparł monarcha. Starszy mężczyzna o polskich rysach twarzy spojrzał na króla. Jego jasne oczy z wdzięcznością i bólem przyglądały się majestatowi nowego monarchy. 

- Wybaczcie Panie. - odparł sługa wstając. 

- Słuchajcie. Jestem ja wymagający, lecz nie tyran. Proszę nie zrównujcie mnie z mym krewnym.  Prusy i ja różnimy się znacznie. 

- Tak jest Wasza Wysokość. Proszę o wybaczenie. 

- Otrzymacie je. Teraz powiedz mi proszę, cóż cię sprowadza? 

- Przybył Król i pragnie spotkania. Królestwo Węgier uprzejmie prosi, byś przyjął go, choć nie zapowiadał swego przybycia. 

- On nigdy nie nauczy się tego robić. - odparł z nutą śmiechu w swym głosie monarcha. - Zgoda, niech przybędzie do mych komnat. 

Na te słowa sługa skłonił się i oddalił. Po chwili do komnat znów zapukano, lecz tym razem król spoczywał na jednym ze zdobionych foteli. Udzielił pozwolenia na wejście, a w e wrotach stanął przybyły władca. Królestwo Węgier. Skłonił się, nim zbliżył swą osobę do monarchy. 

- Wasza Wysokość. - jego głos pełen powagi sprawił, że po plecach Austriaka przeszły dreszcze. 

- Mów cóż cię sprowadza. - odpowiedział. Był pewien, że nim Węgier rozpocznie swą mowę o tym co go sprowadziło, odda się chwili komplementowania osoby jego.

- Pragnę ci wyjawić, że niedługo żywot mój może ulec zakończeniu. - te poważne słowa zaskoczyły Austrię. Wstał on i podszedł do Węgra, który o dziwo odwrócił głowę swą w bok, by nie patrzeć w jego oczu, które napełniły się przejęciem o losy jego. Na ten czyn Austria zatrzymał się zdziwiony, a jego ciało lekko spięło spięło się w niepokoju.

- Królestwo? - cichy szept opuścił jego usta, a Węgier westchnął.

- Nie chcę byś patrzył na mnie w litościwy sposób. Com postanowił, zrobię. Nie chcę byś próbował zatrzymać mnie i odwieźć od tego.

- Ale cóż chcesz zrobić? Wiem jedynie, żem o twój żywot powinien się martwić.

- Planem mym najazd na Rosję Carską.

- Cóż? - zdziwił się Austria jeszcze bardziej. Położył dłoń na ramieniu starszego, lecz dłoń jego została ztrzęsiona. - D-dlaczego podjęliście ów krok? - spytał, a głos jego zadrżał na zachowanie Królestwa.

- Byłem ja świadkiem jak dziecko pragnie swego ojca ujrzeć. Nic nie zabierze mi tego widoku sprzed oczu. Muszę ja pomóc ojcu i synowi znów być razem.

- Dlatego nawet nie spojrzysz mi w twarz? W ten sposób zaczynam czuć, że... - Austria westchnął i odwrócił się na pięcie. - Nie zamierzam ja cię zatrzymać. I tak byście nie usłuchali. Róbcie co chcecie. Nie rozumiem tylko czemu tu przybyliście.

- Chciał ja cię ujrzeć po raz ostatni.

- A więc ujrzeliście. - odparł Austria nie odwracając się doń. Czuł jak serce ściska żal, a w kącikach oczu pojawiają się łzy. Nie chciał, aby Węgier spoglądał na niego a takim stanie. Lecz co przyczyniło się do ów stanu? Wiadomości? Sposób traktowania? A może wszystko? Tak, zdecydowanie wszystko miało na to wpływ. Austria czuł swą bezradność w tymże momencie.

Nastała cisza w komnacie. Żaden z obecnych nie odezwał się nie słowem. Królestwo czuł, że pragnie upaść do kolan Austrii i przepraszać go za ów słowa, a Austriak czuł, że traci swego ukochanego.

- Więc oddalę się, jeśli udzielicie mi pozwolenia. - wtrącił, zakłócając tym samym niezręczna ciszę.

- Macie me pozwolenie. - Austria starał się zabrzmieć neutralnie, lecz nie był on w stanie zapobiec drżeniu głosu. Królestwo Węgier westchnął i opuścił komnatę. Udał się na dziedziniec zamku, by odebrać swego konia od stajennego. W tym czasie Austria upadł, a serce jego cierpiało bólem niemiłosiernym. Łzy spłynęły z kącików i przemierzyły całe oblicze monarchy. Ten ból rozstania rozrywał ich obu. Żal ściskał serca, a wszystko to dlatego, że nie potrafili ujawnić swych prawdziwych odczuć. Przyzwyczajeni do życia w ukryciu ze swymi pragnieniami. Brak jakichkolwiek możliwości do okazywania swych odczuć publicznie. Skrywanie się w mroku i unikanie spojrzeć ludzi, którzy z powodu wysokiego stanu uważali, że to im świat powinien nieść pokłony. Austriak ujrzał, jak Węgier staje na środku dziedzińca i oczekuje na sługę, który przyprowadzi mu wierzchowca. Austria poczuł, że traci część siebie. Czy można byłoby uznać, że ich pożegnanie było godne? Nie! Austria wstał i poganka prędko w kierunku dziedzińca. Jego ukochany, choć skryty, ale równie bliski sercu co największe miłości, miał oddać swe życie za wyższe cele! Austria miał w poważaniu wszystko inne. Wybiegł na dziedziniec w ostatnim momencie. Ujrzał, że jeden ze sług podaje lejce Królestwu, a on gotów był dosiąść wierzchowca i ruszyć. Austria rozejrzał się pospiesznie, lecz po chwili zrezygnował. Nie zważając na wszystkich obecnych na dziedzińcu, postanowił walczyć o to, co było mu najbliższe.

- Królestwo! - krzyknął. Węgier zaskoczony zatrzymał się i odwrócił w jego kierunku. Zdziwił się widząc Austriaka, lecz jeszcze bardziej zaskoczył go ów fakt, że król miał oblicze pokryte łzami. Na krzyk Austrii odwrócił się nie tylko Królestwo, słudzy i dworzanie, którzy w tamtej chwili spacerowali po owym miejscu także zwrócili swą uwagę na władcę. Z pewnością rozpoczęły się szepty między nimi, lecz Austria miał to w poważaniu. Ruszył biegiem ku swemu ukochanemu. Gdy był blisko rzucił się na szyję jego i objął ramionami tak szczelnie, jakby chciał ochronić go przed najdrobniejszą błahostką, która mogłaby nawet w maleńkiej części zranić jego osobę. Królestwo zaskoczony objął go także, lecz rozglądając się wkoło, pochylił do ucha króla.

- Wszyscy Waści słudzy patrzą. - szepnął, a Austria wyłonił swe oblicze z szat starszego.

- Mam dość wszystkiego. Jedyne czego pragnę to twa osoba. Pragnę szczęścia, lecz u twego boku! - zawołał Austria i pod wpływem wszelkich emocji jakie towarzyszyć raczyły mu w tamtej chwili, złączył swe usta w pocałunku z ustami Węgra. Starszy całkiem zagubił się w sytuacji jaka miała miejsce. Cóż się stało? Jednakże czując na swych ustach pocałunek, odpędził wszelkie zwątpienia i odwzajemnił go. Wokół rozpoczęły się szepty, lecz władcy ignorowali je. Fakt ten zaskoczył Królestwo Węgier. Nie spodziewał się, że ów chwila kiedykolwiek opuści jego marzenia i stanie się chwilą realną.

UWAGA ! Poniżej znajduje się dłuższa wypowiedź, w której opowiadam o swoich problemach. Jeśli nie chcesz tego czytać, rozumiem to ^^ Możesz śmiało skoczyć do kolejnego rozdziału (jeśli takowy został już napisany)

❦Miłego dnia❦

꧁❦꧂

Zaiste, długo zwlekałam z rozdziałem. Powodów jest wiele, lecz udało mi się w końcu coś napisać.

Będę obecnie szczerą, ponieważ nie chcę was okłamywać.

Mogę przyznać, że przechodzę pewną blokadę twórczą, związaną z pisaniem.
Co się do tego przyczyniło?
Cóż... Z pewnością moje lenistwo w pewnej mierze, lecz także problemy związane z życiem prywatnym.

Studia, nieszczęśliwa miłość (lub zauroczenie), wiele obowiązków w domu i obawa przed dorosłym życiem.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele innych osób ma gorsze życie od mojego.
Ja kocham to co mam obecnie i nie zamieniłabym tego za nic w świecie. Chciałam po prostu przybliżyć wam nieco moją sytuację.
Wiem, że pewnie większość z was jest już zmęczona moimi ciągłymi przeprosinami, wytłumaczeniami itd.
Chciałam po prostu pokazać wam, że zależy mi na tym co tu tworzę i dla kogo. Często mam wyrzuty sumienia, że nie wstawiam rozdziałów na czas, że zaniedbuję książki i konto.
Jakiś czas temu uświadomiłam sobie to nawet poprzez zauważenie, że w tej książce, która miała być moim ideałem, są błędy o niedociągnięcia. Oczywiście można to wszystko naprawić i się tym nie przejmować, ale mój wrażliwy na wszystko charakter mocno utrudnia sytuację.
Podobnie było z rozstaniem... Ciężko jest mi się pogodzić z tym, że wszystko się zakończyło, gdy odnalazłam odwagę i zaczęłam bardziej się angażować...
Czasem zastanawiam się, czy to nie ze mną są jakieś problemy...

Jeśli mam szukać plusów to wiem, że na pewno moja romantyczna dusza pozostała i wciąż marzy mi się "rycerz na białym koniu", który będzie się o mnie starać. W sumie czego spodziewać się po dziewczynie wychowanej na bajkach Disneya, prawda? Człowiek dopiero z czasem uświadamia sobie różne rzeczy, które młodości były niedorzeczne. Ja jestem właśnie ta tym etapie. Uświadamiam sobie jak wiele rzeczy zrobiłam źle, bezsensownie. Czasu niestety nie da się cofnąć, a czasem naprawdę o tym marzę. Może wtedy wszystko wyglądałoby inaczej?

Pisanie książek od zawsze sprawiało mi radość. Było swego rodzaju odejściem od rzeczywistości. Tu jest świat, który ja sama tworzę i zmieniam wedle uznania. Jednakże trzeba czasem przystopować, gdyż w życiu nie ma opcji cofnij.

Do czego tak naprawdę w tym wszystkim zmierzam? Chciałam się otworzyć choć odrobinę. Potrzebowałam tego, by poczuć się nieco lepiej. Zależy mi na wielu rzeczach, ale często zaniedbuję swoje priorytety. Nie jestem z tego dumna. Obiecałam zalew rozdziałów przez wakacje.
Głupia poświęciłam się związkowi, który się zakończył, zostawiając tym samym we mnie żal, którego nie potrafię się pozbyć. Pustkę, która tkwi we mnie od wielu lat, lecz nie czułam jej, póki nie została pierwszy raz napełniona. Potem znów stała się pustką, która mi doskwierała. Sytuacja lubi się powtarzać. Gdy poczułam, że nie jest sama i mam kogoś kto się o mnie troszczy, a ja mogę troszczyć się o niego czułam ogromne szczęście.
Jak to mówią, człowiek zakochany to człowiek głupi... Ja nie słuchałam z początku rad rodziców i przez to poczułam silne przywiązanie do chłopaka. Teraz? Znów jestem singielką i brakuje mi chwil,  gdzie ktoś po prostu był obok, pogłaskał i powiedział kilka komplementów na poprawę humoru.

Najsmutniejsze jest to, że przed wszystkimi łączyła nas przyjaźń, a teraz? Nie czuję, że on pragnie ją zachować, a ja nie potrafię od tak tego porzucić. Ale co mogę?

Kilka problemów będzie powoli zanikać. W związku z tym, że od tego piątku zacznę studia, mama będzie mniej wołać mnie do pracy. Studia są zaoczne więc w tygodniu będę mieć wolne, ale w weekendy będą zjazdy. O pracy będę myśleć dopiero w listopadzie, ponieważ teraz muszę się oswoić z nowym otoczeniem. Wielkim miastem i całkiem nowym życiem. Choć większy obrót życia spotka mnie wtedy, gdy się postanowię wyprowadzić, co raczej szybko nie nastąpi. Zbyt mocno jestem zżyta z rodziną.

Cóż... To chyba wszystko. Jeśli chodzi o kwestie związane z książką to wygląda to tak, że będę starać się pogodzić studia/pracę/naukę i pisanie. Rozmyślam też nad próbą poprawki jej i nad tym, czy nie lepiej pisać nieco krótsze rozdziały. Wtedy może będą pojawiać się częściej.

To jeszcze jest pod znakiem zapytania.
Także dziękuję tym, którzy skusili się na przeczytanie tego wszystkiego.

Życzę wam wszystkiego dobrego. Powodzenia w szkole i domu.
Jeśli ktokolwiek chciałby ze mną popisać o czymkolwiek to śmiało. Proszę się nie krępować. Wiem jak to jest, gdy nieśmiałość bierze górę. Dlatego powoli do celu, prawda?

Dobrej nocy/dnia.
Trzymajcie się ciepło!

~ Autorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro