Rozdział V - Nowe oblicze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cross pov.

Cały następny dzień wydawał mi się jakoś złudnie spokojny, zwłaszcza w odniesieniu do wczorajszej nocy, jej echo zdawało się, hucznie rozbrzmiewać w moim umyśle sprawiając, że jedynym, na co miałem ochotę, było zniknięcie, albo chociaż odcięcie się od tego wszystkiego... Co miały oznaczać jego słowa? Czy on na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że nie ważne co powie, nie stanę po jego stronie? Nie wiedziałem, o czym myślał, przez co w mojej głowie powoli wzrastało ziarno niepewności. Nie mogłem zaprzeczyć, bałem się tego, co postanowi, i tego, co zamierza zrobić, aby to osiągnąć, zwłaszcza że jeśli chodzi o coś ważnego dla niego samego, nigdy się nie poddaje. Całe to rozmyślanie pomimo dość schematycznego przebiegu przyprawiło mnie o lekki ból głowy, przez który jeszcze długi czas nie mogłem usnąć. Wtedy w rogu pokoju zobaczyłem ruszający się cień. Zrywając się na równe nogi, a przynajmniej do połowy spojrzałem w tamtą stronę z morderczym spojrzeniem, jednak teraz nikogo tam nie było.

- Cholera - Powiedziałem, odkaszlując. Tak jak mogłem się spodziewać, nie zbyt mądrym posunięciem było zrywanie się na równe nogi w takim stanie. Moja ręka była pełna mojej własnej krwi, której krople powoli upadły, również na kołdrę brudząc ją. Do niedawna mógłbym przysiąc, że zdawało mi się, że kogoś widziałem, jednak tym razem nie byłem tego tak do końca pewien. To pewnie była tylko moja wyobraźnia, za dużo sobie wyobrażam i wariuję, Nightmare nie byłby w stanie przebić się przez zabezpieczenia fortyfikacji. Zresztą, nawet jeśli, nie miałby ku temu, żadnego wyraźnego powodu. Nie chcąc ponownie utonąć we własnych myślach, postanowiłem w końcu położyć się spać i pomimo rozsadzającego mnie od środka bólu, byłem w stanie zasnąć.

Jednak we śnie znów tam byłem, ten sam ogród, co ostatniej nocy. Tylko że tym razem zamiast czarnych róż były złote, które zarówno kolorem, jak i swoim rozmieszczeniem zdawały mi się przypominać, kiedyś dobrze znany mi ogród. Rozejrzałem się we wszystkie strony, szukając jakiegokolwiek haczyku, jednak, zamiast tego udało mi się dostrzec Nightmare'a stojącego pod jednym z drzew. Z początku przyjrzałem mu się, jednak wbrew moim wszelakim oczekiwaniom zdawał się on być pochłonięty jakąś lekturą, bo nawet nie zwrócił uwagi na moją obecność i dopiero gdy lekko zmęczony niepewnością zawołałem, udało mi się zwrócić jego uwagę na siebie.

- Co to ma znaczyć Nightmare, teraz będziesz mnie prześladować, w moich własnych snach?! - Wykrzyczałem, starając się nie dać po sobie poznać, jak silne emocje mną kierowały, jednak on ani drgnął, zamiast tego spojrzał na mnie swoim lodowatym spojrzeniem, jakby próbując mi tym odpowiedzieć. Gdy jednak to nie przyniosło rezultatów, cicho wzdychając, odpowiedział.

- Dobrze wiesz, że zależy mi na tym, abyś współpracował. Nie mogę, zostawić cię z moim bratem wiedząc, jak bardzo jesteś pod jego wpływem - Odłożył książkę, i powolnym krokiem podszedł w moją stronę.

- Nie radziłbym - Powiedział, widząc nóż w mojej dłoni - Zapomniałem ci wspomnieć, w tym miejscu nie jesteś w stanie mnie zranić, podobnie ja zresztą ciebie.

- Naprawdę sądzisz, że będę w stanie ci uwierzyć? - Odburknąłem.

- W coś wierzyć musisz, zresztą ranienie cię nie jest moim celem - Odparł, będąc teraz już nie więcej jak dwa metry ode mnie. Lekko spięty uważnie mu się przyglądając, odwołałem swój nóż, na co on nawet nie zareagował. Jego źrenica lekko połyskując, co chwilę zmieniała obiekt, na który patrzyła, przez co była cały czas w jakimś niespokojnym ruchu, Czy on się denerwował?

- Wiesz przecież, że decyzji nie zmienię, nie po tym, co widziałem - Powiedziałem, przypominając sobie ostatnie wydarzenia w kwaterze imperium Księżyca.

- Zabawne, jak jesteś w stanie nas oczerniać, samemu polegając tylko na słowach głupca - Odpowiedział, nieznacznie kierując się w stronę fontanny. Jego zachowanie, nie przypominało mi tego, kim był, jedynym co mogłem rozpoznać, było oko, które dalej biło tą samą zimną aurą, jednak sam Nightmare wydawał się jakiś nie swój.

- Czasem słowa głupca mogą być więcej warte od słów kłamcy, przecież sam dobrze o tym wiesz, nie mam o czym tobą zresztą więcej na ten temat rozmawiać. Zamknąłem ten rozdział w swoim życiu - Powiedziałem, samemu kierując się w przeciwną stronę.

- Naprawdę tak uważasz? - Zapytał, na co ja odwróciłem się, spoglądając na niego który w rękach trzymał złoty kwiat, tym razem jedynie obracając go w dłoni.

- Dlaczego więc mogę pojawiać się w twoich snach? Skoro uznajesz Imperium Słońca, za swoje nowe miejsce, to dlaczego mogę wyczuć od ciebie niepewność? - Dodał nawet nie spoglądając na mnie.

- Przestań mącić! - Krzyknąłem i gdy już miałem odpowiedzieć Nightmare przerwał mi.

- Wiesz Cross? Zacząłem się nad czymś zastanawiać - Powiedział, odkładając kwiat na obrzeża fontanny - Dlaczego wybrałeś bycie informatorem Słońca? Mogłeś przecież bez problemu, nie narażając się uciec. W ten sposób mógłbyś uniknąć ran, które masz teraz.

- Chciałem im pomóc, to przecież logiczne.

- Łżesz Cross - Odparł, spoglądając na mnie - To nie jest prawdziwy powód, twoje kłamstwo mogę wyczuć nawet stąd. Więc proszę, zdradź mi, co nim tak naprawdę jest - Dopowiedział, podchodząc blisko mnie.

- Co zrobiłeś się taki ciekawski? ICH przecież nawet nie pytałeś, zamiast tego be choćby najmniejszego ostrzeżenia wbiłeś im nóż w plecy - Warknąłem, starają się trzymać swoją gotującą się złość na wodzy. On jak zawsze zdawał się nie wykazywać choćby odrobiny przejęcia tym, co działo się zaraz naprzeciw niego.

- Jednak ciebie pytam - Powiedział, po chwili milczenia, zbijając mnie całkowicie z tropu. On uważał, że to cokolwiek załatwi? Czy naprawdę jedynym co się dla niego liczy się wygrana!?

- Jesteś żałosny Nightmare - Zaśmiałem się kpiąco, na co on mówiąc to, złapał mnie, jedną ze swoich macek podnosząc mnie do góry. Lekko zdenerwowany zdając sobie sprawę, w jakim położeniu się znajduję, starałem się wyczytać coś z jego twarzy. Jednak jedynym co tam zobaczyłem, był szaleńczy uśmiech, ten sam jakiego bała się połowa mutliversum. Ten sam, przez który w tym momencie pożałowałem tego, co wypowiedziałem. Jednak ku mojemu zdziwieniu, Nightmare zdając sobie sprawę, z tego, co robi, rozluźnił uścisk, przez co bezpiecznie udało mi się spaść na ziemię.

- Nie chce, cię krzywdzić. Więc doceń to i nie waż się więcej razy wypowiadać takie słowa, bo następnym razem nie będzie litości, i osobiście uduszę cię podczas snu - Powiedział z taką satysfakcją w głosie, że poczułem na sobie nieprzyjemny chłód. Wiedziałem, że w tej chwili nie żartował.

- Więc odpowiedz na moje pytanie. Co, dalej trzyma cię związanego z imperium Księżyca? - Ponownie zapytał, jednak i tym razem zabrakło nam czasu, na dłuższą rozmowę.

Gdy z ulgą rozejrzawszy się, nie zobaczyłem na stoliku nocnym żadnej róży, poczułem się spokojniej.

///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Przepraszam za zwłokę i mam nadzieję, że ten rozdział podobnie jak poprzednie przypadnie wam do gustu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro