Rozdział III - Prawdziwy Koszmar

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cross pov.


Spojrzałem na czarną murowaną fontannę, znajdującą się na środku bogato przyozdobionego wszelakimi rodzajami kwiatów ogrodu. Zapach poszczególnych kwiatów pomimo lekkiego zmieszania wydawał być się jakby jednolity, dokładnie jak gdyby to jedna, a nie setki wielobarwnych roślin wydzielały te przyjemną woń. Lekki wiatr muskając moje policzki, zdawał się lekko je łaskotać, wraz z szumiącymi nade mną liśćmi starego klonu. Było cudownie, wręcz brakowało mi słów, aby opisać ten dla mnie niesamowicie przyjemny krajobraz. Początkowo miałem zamiar stać tam i wpatrywać się we wszystko chcąc nacieszyć tym obrazem oczy, jednak nie było mi to dane. W jednej chwili cały sielankowy obraz poczerniał. Ptaki przestały ćwierkać, szum liści ustał, pozostawiając po sobie jedynie czarne pozbawione wyrazu gałęzie. Podobnie zresztą z kwiatami, które pomimo swych pięknych kolorów, zaczęły jeden po drugim więdnąć, pozostawiając po sobie jedynie miłe wspomnienie. Spojrzałem naprzeciw siebie. Tylko ona. Czarna fontanna stała nienaruszona i jako jedyna była w stanie normalnie funkcjonować, choć cała reszta zniknęła. Wtedy jednak zobaczyłem go. Siedział zaraz obok oparty o jeden z filarów podtrzymujących dach nad nią. Czarny jak noc uśmiech wstąpił na jego twarz, gdy tylko zauważył, że spojrzałem w jego stronę. Był zaskakująco spokojny, choć może tylko zdawał się sprawiać takie wrażenie?

- Masz mi coś do powiedzenia? - Zapytał, przerywając ciszę między nami. Nie spoglądał, już na mnie, teraz jego wzrok utkwił w czymś zupełnie innym. Mianowicie, w drobnej czarnej róży, którą obracał między palcami, tak aby nie zranić się jej kolcami.

- Nic istotnego - Powiedziałem, łapiąc wdech. Czekałem na jego reakcję, jednak nie nadeszła ona równie szybko, jakbym się tego spodziewał. Najwidoczniej Nightmare wolał poczekać, zanim powie następne słowa.

- Zawiodłem się na tobie. Myślałem, że jesteś jednym z nas - Powiedział, szybciej obracając kwiat w dłoni - Czy nie byłeś z nami choć chwilę?

- Nie wiem, Nightmare, w co pogrywasz. Jednak wolałbym, abyś skończył te gierki i przeszedł do rzeczy - Powiedziałem, w momencie tego żałując. Nightmare zdenerwowany niechcący ukłuł się jednym z kolców w palec, zaś zielonkawa ciecz, spłynęła po łodydze. Nie miałem czasu na reakcję, bo nim spostrzegłem, stał już on zaledwie wyciągnięcie ręki ode mnie. Chciałem odskoczyć, uzyskać jakikolwiek dystans, co by w razie walki dało mi dodatkowe szanse. Jednak bezskutecznie. Tym razem był on tuż na mną.

- Do rzeczy mówisz? - Zapytał, szepcząc do mnie z prawej strony, przez co poczułem nieprzyjemne ciarki na kręgosłupie. Był zdecydowanie za blisko, abym mógł się w jakikolwiek sposób obronić. Lekko skołowany przymrużyłem oczy, jakby czekając na wyrok śmierci, który miał zapaść. Jednak zamiast tego po chwili poczułem miękki dotyk płatków na lewym policzku, a chwilę później usłyszałem jego niski śmiech.
- Nie zabiję cię, nie teraz gdy możesz mi się najbardziej przydać - Powiedział, odchodząc dwa kroki wstecz.

Nie ufając mu, czym prędzej obróciłem się w jego stronę, w każdej chwili gotowy na atak. Choć, możliwe, że w uczciwym pojedynku nie miałbym z nim choćby najmniejszych szans. Jednak mój honor nie pozwalał mi poddać się bez walki. Przyzwałem swój nóż, zaś Nightmare nawet nie drgnął.

- Schowaj, to zanim zrobisz sobie krzywdę i słuchaj - Powiedział, zirytowany - Zdradziłeś nas, choć w normalnych okolicznościach nie wahałbym się i byłbyś martwy, tam, gdzie stoisz - Dodał, zatrzymując jedną ze swoich macek dosłownie milimetry przed moją klatką piersiową, przez co wystraszony wstrzymałem oddech. Nie byłem pewien czy na pewno chcę wiedzieć, o co mu może teraz chodzić. W końcu niezależnie od powodu skutki mogą nie być zbyt przyjemne.

- W normalnych okolicznościach? A czym się niby różni moja zdrada? - Zapytałem, będąc po części niezmiernie ciekawym jego zmiany decyzji. Nightmare widząc to, nieznacznie się uśmiechnął, jednak nie w ten sposób, w jaki robił to Dream, czy inni. W jego uśmiechu było coś, co sprawiało, że widząc go, miałeś wrażenie, jakby to były ostatnie chwile twojego życia.

- Cross - Zwrócił się do mnie, pokazując w moją stronę czarny kwiat - Twoja zdrada, może doprowadzić nas do zwycięstwa...

- Co, masz na myśli? - Zapytałem, odwołując nóż, ze swej dłoni. Nightmare widząc to, złapał za pierwszy z brzegu kwiatu płatek.

- Dream ci ufa. Zbyt bardzo - Powiedział, odrywając jeden płatek - A możliwe jest, że mógłby zaufać ci jeszcze bardziej - Oderwał kolejny.

Patrzyłem na niego, z lekką pogardą. Nie sądziłem, że będzie w stanie tak to rozegrać. Moja zdrada, która miała być tylko ciosem wymierzonym w imperium Księżyca, wydawała się dla niego szansą. Jednak, nim byłem w stanie zniszczyć mu jego smętną wizję zwycięstwa, kontynuował.

- Jednak wiesz, jak to jest... Czasem nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Na przykład... mogłoby się okazać, że w imperium słońca są przecieki - Zaśmiał się i kpiąco oderwał dwa, następne płatki, które po chwili wraz z resztą upadły do jego stóp.
- Oczywiście, byłbyś pewnie jednym z głównych podejrzanych. Jednak wtedy, na światło dzienne wyszłoby kilka...

- Dość tego! - Zawołałem, mierząc w niego z powrotem nożem. Nie miałem ochoty słuchać jego gadania, w końcu... - nie po to opuściłem imperium księżyca. Chciałem, aby ta wojna jak najszybciej się zakończyła. Jednak nie taką ceną! Nightmare widząc moje zdeterminowanie, wykrzywił swoją twarz w coś na wzór złości.

- Myślisz, że jeśli będziesz po stronie imperium słońca, to krew nie zostanie przelana?... Słono się mylisz. Musisz sam to dostrzec - Powiedział, podchodząc w moją stronę. Zdeterminowany rzuciłem się do ataku. Myślałem, że zamierza on ze mną walczyć. Jednak ten sprawnie uniknął mojego ataku i gdy po raz kolejny spojrzałem, odkładał on już różę na jednym z boków fontanny. Byłem zirytowany, w tamtej chwili chciałem wykrzyczeć co najmniej kilkadziesiąt obelg w jego stronę, jednak ten jak gdyby nigdy nic rozpłyną się, przez co nie zdążyłem dodać nic więcej jak ciche ''Dosyć''
Obudziłem się nie mal natychmiast, wstając do pozycji siedzącej, po czym zaraz zacząłem, nerwowo rozglądać się po pokoju. Nie byłem pewny czy to, co zobaczyłem, to był prawdziwy Nightmare, czy to tylko moje własne majaki senne spowodowane moim złym stanem. Jednak i tym razem moje wątpliwości w jednej chwili rozproszyła niewielka rzecz, a była to czarna róża leżąca na moim nocnym stoliku.  

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro