Rozdział VII - Tracąc kontrolę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Cross pov.

Zamknięty, pozbawiony sensu, niepewny... Nie byłem sam do końca pewien swoich uczuć. Każda cząstka mnie we mnie wrzała, krzyczała, abym w końcu uciekł od tego wszystkiego, jednak jedynym co mogłem zrobić, było stanie w miejscu. Czy powinienem walczyć? A może poddać się nurtowi ostatnich wydarzeń? Nie wiedziałem i możliwe, że to szybciej pchnęło mnie w objęcia Morfeusza. Choć chciałem na chwilę znaleźć się w innym miejscu, to całkowicie zapomniałem o nim. Choć on wyraźnie na mnie czekał. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, nie teraz gdy mogłem jeszcze szybciej się złamać. Błędem było to, że się tutaj znalazłem.

- Coś musiało się wydarzyć prawda? - Zapytał, podchodząc bliżej - Twoja aura jest zupełnie inna - Dodał z zaciekawieniem.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać Nightmare. To, co się dzieje, nie jest twoją sprawą - Odpowiedziałem, starając się jak najszybciej zniknąć za wysokimi krzewami, zaś cichy odgłos kroków śledząc mnie uważnie, zaczął wytwarzać coś w stylu rytmu.

- Przecież, możesz mi powiedzieć. Dawniej lubiłeś wygadywać się zarówno mi, jak i reszcie imperium księżyca - Powiedział, nagle znajdując się przede mną - Przecież wiesz, że cię z przyjemnością wysłucham - ten sam szaleńczy uśmiech. Najwidoczniej jedynym, który się nie zmienił był on, nawet gdy cała reszta wywracała mój świat do góry nogami.

- Ja... - Wstrzymałem oddech, choć nie byłem do końca pewien, co powinienem zrobić jakaś część mnie, potrzebowała rozmowy, choćby z nim. Wystarczyłoby, żeby ktoś mnie jedynie wysłuchał. Bijąc się z myślami, stałem nie ruchomo. Jednak nagle poczułem za sobą czyjś dotyk, lekko zaniepokojony spojrzałem za ramię, aby zobaczyć mackę Nightmare'a obejmująca mnie od tyłu. Nie myśląc długo, spojrzałem mu w twarz. Dzieliła nas tak mała odległość, a ja jednak czułem dystans, jego zielone oko patrzyło się na mnie tak lodowatym spojrzeniem, że pod jego wpływem poczułem się jakby zamrożony. Nie byłem w stanie go ani odepchnąć, ani choćby kiwnąć palcem. Zamiast tego wolałem obserwować jego posunięcia, na które co prawda nie musiałem długo czekać. Jego zimna dłoń dotknęła moje policzka. Wtedy nie byłem w stanie zrozumieć, co chciał przekazać tym gestem, jednak poczułem, jak w mojej duszy zapalił się naprawdę delikatny płomyk.

- Tutaj nikt cię nie zostawi, nie ma tu nikogo prócz mnie i ciebie. Nie ma potrzeby się obawiać - Mówił spokojny, tonem lekko przesuwając kciukiem tam i z powrotem po moim policzku. Kuriozalnie mogłem powiedzieć, że przez te krótką chwilę poczułem się naprawdę bezpiecznie, pomimo że zdrowy rozsądek podpowiadał mi, abym czym prędzej uciekał, ja dalej stałem w miejscu. Bałem się noża wbitego w plecy, bałem się, że w jednej chwili wszystko się wywróci do góry nogami, jednak nic takiego nie następowało.

- Opowiedz mi, co się stało, a ja na pewno jakoś ci z tym pomogę, obiecuję - Dodał, lekko uśmiechając się do mnie. Jednak nie w taki sposób, jaki widziałem, tym razem w jego uśmiechu było coś... przyjaznego, dzięki czemu postanowiłem mu zaufać, choćby miałby to być mój największy błąd w życiu.

- Zrozumiałem, że... Ja mimo wszystko tam nie pasuje. Nikt nie uważa mnie tam za coś nader sposób, aby... zakończyć tą pieprzoną wojnę - Powiedziałem, biorąc przy tym głęboki wdech. Nightmare wysłuchał uważnie tego co powiedziałem, jednak wbrew moim oczekiwaniom nie wypuścił mnie ze swoich objęć zaraz po otrzymaniu tego, czego pragnął, a zamiast tego przyciągnął mnie tylko mocniej do siebie, przez co tym razem granica nas dzieląca zdawała się prawie niewyczuwalna. Nie wiedząc co zrobić z własnymi rękoma, lekko niepewnie objąłem go wokół szyi. Nie mogłem opisać tego, co czułem, bo pomimo tylu naprawdę skrajnie różnych emocji w pewnym stopniu nie czułem też nic, jakby wszystkie moje troski zniknęły w jednej chwili.

- Rozumiem, co czujesz. Nikt w końcu nie lubi czuć się bezwartościowy - Powiedział, lekko odsuwając nas od siebie - Jednak wiedz, że ja nigdy nie uważałem cię za takiego. Odkąd, kiedy byłeś w imperium księżyca... Byłeś dla mnie jak rodzina. Nie masz pojęcia jak bolesna była dla mnie twoja zdrada - Dodał naprawdę cichym prawie nie słyszalnym tonem.

Przysłuchiwałem się uważnie, każdemu wypowiadanemu słowu. Pomimo naprawdę wielu zmiennych uczuć poczułem się też szczęśliwy. Choćby nawet gdyby to, co mówił, okazało się jedynie słodkim kłamstwem, czułem że nadal chciałbym go słuchać.

- Pamiętaj, możesz do nas wrócić, kiedy chcesz - Powiedział, posyłając mi wyrozumiały uśmiech, przez który w jednej chwili poczułem dziwne ciepło w duszy.

- Ja... - Nie zdołałem dokończyć, bo po chwili Nightmare przyciągając mnie bliżej siebie, złączył nas w pocałunku. Z początku nie rozumiałem, co się dzieje, co skrzętnie wykorzystał i tym razem bardzo delikatnie i niepewnie zaczął mnie całować, jakby chcąc w ten sposób zaprosić mnie do wspólnego ''tańca'', co długo nie pozostało bez mojej odpowiedzi i jakby tracąc kontrolę nad własnym ciałem, zacząłem odwzajemniać jego pocałunek, samemu stając się być jak najbliżej niego. To wszystko sprawiło, że w jednej chwili chciałem znaleźć się z powrotem w imperium księżyca. Chciałem, aby ta rzeczywistość wokół nas nie była tylko wspaniałym snem, ale czymś więcej. Choćby i nawet Najciemniejszym koszmarem, byle bym tylko mógł poczuć jego dotyk nie tylko we śnie.

///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Dobra, ten rozdział wbrew moich oczekiwań wyszedł całkiem spoko. A wy co o nim myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro