IV ,,Pionki w ruch"
Mopowłosy nie wiedział, co odpowiedzieć. Kageyama był nie tylko ich trenerem i opiekunem. Był... No właśnie... Kim był? Prowadził z nimi tą cholerną grę, w której oni są tylko pionkami. Każdy z nich był inny, ale każdy z nich wiedział, kto pociąga za sznurki. Wiedzieli, że jeśli [Nazwisko] wejdzie mu w drogę, zniknie z ich gry i to dość szybko. Kidou wstydził się. Wstydził się swojego lęku. Najbardziej bał się straty. Straty bliskich, przyjaciół i [Imię]. Co prawda znali się krótko, jednakże dość szybko zdążył ją... Pokochać...
— Naszym trenerem, opiekunem. My jesteśmy jedynie marionetkami w jego grze...— wiatr przyprawiał dziewczynę o dreszcze, więc i schowała zaczerwienione już ręce do kieszeni.
— O czym ty mówisz Kidou?— uniosła brew. Nie wiedziała, o co mu może chodzić.
— Na prawdę nie rozumiesz? To on tu pociąga za sznurki.— złapał jej dłoń. Gadał niczym opętany. Przestraszona [kolor]oka wyrwała się z jego uścisku.
— Ja... M-muszę iść...— powiedziała trochę zmieszana i szybkim krokiem odeszła.
Chłopak uderzył pięścią w drzewo.
— Cholera...— przeklął cicho.
xxx
[Nazwisko] wróciła do domu. Torbę rzuciła gdzieś w kąt. Zdjęła swój płaszcz. [Kolor]oka usłyszała dwa głosy z salonu. Ciekawość zwyciężyła i zaczęła podsłuchiwać.
— Nie może pan tego zrobić, beze mnie nie poradzi sobie!— usłyszała głos opiekunki.
— To chyba ja wiem, co jest najlepsze dla mojej córki. Wpół do ósmej Heliodor odwiezie panią do domu.— odparł stanowczo ojciec dziewczyny.
— Nagisa...— wyszeptała.
Kobieta opuściła pomieszczenie. Pierwsze co zauważyła, to zapłakaną twarz [Imię].
— Wszystko słyszałam!— pociągnęła noskiem.
— [Zdrobnienie imienia]...— kobieta kucnęła i wzięła w dłonie twarz córki pana [Nazwisko].—Wiesz... Jeśli ktoś był dla ciebie ważny, nie zapomnisz go. Nieważne ile ci sprawił, serce i tak go nigdy nie odda.— uśmiechnęła się lekko. Sama miała ochotę płakać.
— Dziękuję ci za wszystko... Za to, że byłaś i mnie wspierałaś... Zawsze będę cię nosić w sercu...— mówiąc to, [kolor]włosa otarła łzy.
Godzina 19:30. Nagisy już nie było. Dziewczyna zapukała do gabinetu ojca. W jego domu czuła się jak obca.
— Proszę.— usłyszała.
Weszła do pomieszczenia. Stanęła za biurkiem. W jednej chwili wybuchnęła niczym wulkan.
— DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?!— zaczęła krzyczeć jak opętana.
— Musiałem cię chronić... Przed nim...— mężczyzna wlepił wzrok w kartki papieru, które zajmowały dość sporo miejsca na jego biurku.
[Imię] już nic z tego nie rozumiała. Przed kim ojciec ją chronił i dlaczego? Wiedziała, że nie będzie chciał jej odpowiedzieć.
— Ale czemu? I przed kim?— tylko to zdołała z siebie wydusić.
-----
Witajcie. Wiem, rozdział miał być dłuższy, jednakże mam pewne plany co do tej książki. Wybaczcie mi, że wszystko dzieje się tak szybko, ale nie chciałam już dawać tych rozdziałów, gdzie każdy z osobna zaczyna się kolegować z protagonistką. Mam również zamiar poświęcić osobne rozdziały Gendzie i Sakumie. To chyba tyle z tych małych ogłoszeń parafialnych.
~Jaoki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro