1. Co gryzie Lorda Ashwooda?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Lordzie Ashwood, z całym szacunkiem, ale jestem tu trzy kwadranse. Zazwyczaj o tej porze... jest już dawno po wszystkim. — Głos Harriet Green był piskliwy i zniecierpliwiony. — Przyznam, że powoli zaczyna mnie boleć szyja. — Przejechała zmysłowo smukłymi palcami po nagiej części ciała od odsłoniętego obojczyka, aż do ucha. W migoczącym blasku świec jej skóra połyskiwała złociście, a odurzający zapach fiołkowych perfum wypełniał przestrzeń między nimi.

Zachęcający gest na niewiele się zdał. Lord Benedict Ashwood siedział z założonymi rękami, tępo się jej przyglądając. Instynkt powinien podpowiedzieć mu co robić. W zasadzie powinien zupełnie przejąć nad nim kontrolę, omamić go, doprowadzić do ekstazy, co z kolei doprowadziłoby do... sfinalizowania umowy łączącej go z Harriet, a konkretniej z agencją, dla której pracowała. Nic takiego się nie działo. Oprócz delikatnego napięcia czuł absolutną pustkę. Jego stałą towarzyszkę od setek lat.

— Może gdybyś się tak nie wierciła — zarzucił zupełnie bezpodstawnie, gdyż dziewczyna od niemal godziny siedziała prawie w bezruchu, tak jak sobie tego życzył. — Albo może zamknęła oczy i nic nie mówiła przez dłuższą chwilę — zaproponował po raz kolejny.

— Obawiam się, że już to przerabialiśmy. Nie raz, o ile dobrze pamiętam pięć albo sześć razy — młoda dama była coraz bardziej zirytowana. Siedzieli oboje na skraju wielkiego łoża z baldachimem, które Harriet z chęcią by wypróbowała. Zamiast tego, dwoiła się i troiła by w końcu przekonać swojego klienta, do choćby dotknięcia jej. Jeden raz prawie się udało. Benedict zbliżył się do niej, musnął wargami. Poczuła, jak jego usta się uchylają, a ostre kły delikatnie naciskają na skórę. Westchnęła pełna oczekiwania na dalszy ciąg. Ten jednak nie nastąpił, bo mężczyzna niespodziewanie się wycofał.

Pierwszy raz jej się coś takiego przydarzyło. Benedict Ashwood miał opinię dziwaka, ale była pewna, że okaże się bezbronny wobec jej niewątpliwych wdzięków. Miała powody, by tak sądzić. Młodziutka i pełna gracji blondynka należała do typu dziewczyn, za którą mężczyźni bezwiednie się oglądali, nie bacząc ani na niskie pochodzenie, ani haniebny zawód, ani nawet pełne dezaprobaty spojrzenia własnych żon i ryzyko oberwania po głowie torebką.

— Dobrze, to może spróbujmy czegoś, co pomoże się panu odrobinę skupić. — Uśmiechnęła się do mężczyzny najbardziej uroczo, jak potrafiła i położyła dłoń na jego udzie, sunąc z wolna w górę.

Zamiast spodziewanej reakcji po raz kolejny czekało ją rozczarowanie. Benedict odskoczył od niej gwałtownie z wyraźnym zmieszaniem rysującym się na bladym licu. Tym razem był wdzięczny losowi za niemal całkowity brak krwi w żyłach, gdyby był człowiekiem, zapewne jego twarz spłonęłaby z zawstydzenia.

— Nie na takie usługi się umawialiśmy, panno Green — wycedził zdegustowany.

— Dobry Boże, panie Ashwood! Większość mężczyzn byłaby zachwycona — żachnęła się. — Może... — Harriet wyraźnie nad czymś się zastanawiała, patrząc na Benedicta z ukosa. — Może ja się panu wcale nie podobam. Wasza lordowska mość wolałby chłopca? To żaden wstyd, naturalnie mamy w ofercie...

— Dość, panno Harriet! — przerwał jej zimno. Spojrzał na dziewczynę zbolałym wzrokiem. Jej aksamitna, czarna sukienka wykończona ażurową koronką ciasno opinała szczupłe ciało, uwydatniając okrągłości, szczególnie biust falujący przy każdym oddechu, a burza jasnych loków opadała kaskadami na plecy. Jego serce powinno zabić szybciej na taki widok. Problem w tym, że w ogóle prawie nie drgało. Ta gra stała się zbyt męcząca i prowadziła donikąd. Zdał sobie sprawę, że tej nocy nic z tego nie wyjdzie tak jak kilka poprzednich razy. — Myślę, że na dziś wystarczy. Spotkanie jest z góry opłacone, więc nic pani nie straci.

— Tak, w rzeczy samej, nic nie straciłam — zauważyła sarkastycznie, wstając i wygładzając impulsywnie fałdy spódnicy. Jednocześnie pomyślała o upokorzeniu, jakie ją spotka po powrocie do biura. Nie, żeby jakiejkolwiek pracownicy "Scarlet Sanctuary" do tej pory się powiodło z Lordem Ashwood. Niemniej ona była pewna swego. Z ochotą oddałaby kilkaset mililitrów krwi, by uniknąć poniżenia w oczach koleżanek po fachu. Nie mówiąc o przegranym zakładzie, na którym straci znacznie więcej, niż zarobiła dzisiejszego dnia. Teraz żałowała swojej arogancji.

Popatrzyła ze smutkiem na Benedicta Ashwooda, który ze spuszczoną głową i miną zbitego psa tępo wpatrywał się w czubki swoich butów. Nawet zrobiło jej się go trochę żal. Nie mogła odmówić mu uroku. Klasycznie przystojny i niemniej posępny niczym bohater gotyckich romansów. Jego trupio-blada skóra kontrastowała z gęstą, kruczo-czarną czupryną i oczami tego samego koloru. Chętnie oddałaby mu dużo więcej niż trochę posoki, na co w skrytości ducha liczyła. Choć zazwyczaj do niczego nie dochodziło, gdyż kasta arystokratycznych wampirów gardziła donorkami, jak je formalnie nazywano, zdarzały się sytuacje, gdy pakiet usług niespodziewanie ulegał "rozszerzeniu". Tym razem nie doszło do sfinalizowania bodaj podstawy kontraktu.

— No cóż. Została panu jeszcze jedna opłacona wizyta, więc agencja zapewne przyśle kogoś odpowiedniejszego — powiedziała, podkreślając cynicznie ostatnie słowo, nie mogąc odmówić sobie uszczypliwości. — Mam nadzieję, kogoś, kto będzie w stanie pana zadowolić — dodała już nieco bardziej współczująco. — Sama trafię do wyjścia — zakończyła i nie czekając na jego odpowiedź opuściła sypialnię Lorda Ashwooda.

Benedict wsłuchiwał się w kroki znikające na schodach. Odczekał chwilę, aż w pokoju zapanowała absolutna cisza. W końcu zmusił się, by wstać i podszedł do stoika, na którym spoczywała zostawiona przez dziewczynę ulotka.

"Scarlet Sanctuary oferuje szeroki wachlarz usług, które zaspokoją najbardziej wysublimowane pragnienia.

Nasze donorki i donorzy, wyselekcjonowani z największą starannością, zapewnią Państwu niezapomniane chwile intymności i relaksu. Każda sesja odbywa się z zachowaniem najwyższych standardów higieny.

Gwarantujemy pełną anonimowość i dyskrecję. Państwa tajemnice są u nas bezpieczne. Proponujemy różnorodne pakiety usług, dostosowane do indywidualnych potrzeb i oczekiwań – od krótkich wizyt po długoterminowe relacje.

Wszyscy nasi pracownicy i pracownice spełniają formalne regulacje zgodne z aktem abolicyjnym i posiadają aktualne szczepienia. Bezpieczeństwo naszych pracowników i klientów jest dla nas priorytetem."

Ostatnie dwa zdania dopisano oczywiście pomniejszoną czcionką. Standardowa formułka nie brzmiał zbyt zachęcająco, ale była wymagana na wszelkich materiałach reklamowych. Ludzki gatunek jest zdolny do niezwykłej kreatywności, jeżeli chodzi o zarabianie pieniędzy, a tego typu agencje ściągały pokaźne sumy od wampirzej arystokracji, spragnionej doznań.

Kiedyś potężny klan niemal władający planetą, dziś banda wygłodniałych emocjonalnie żywych trupów podobnych do niego samego. Nie, nie byli do siebie podobni. On nie był zdolny odczuwać nawet tych wymuszonych, kupionych afektów. Ostatni sposób, by poczuć cokolwiek, stał się dla niego niedostępny. Powinien ogarnąć go smutek. Jednak jedyne co teraz czuł to głód, objawiający się burczeniem w brzuchu. Otworzył karafkę i nalał do kryształowego kieliszka porcję gęstego, czerwonego płynu, po czym wychylił zawartość naczynia jednym haustem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro