10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Środa. 22.12)

Za dwa dni jest wigilia. Od dwóch miesięcy Katsuki leczy się psychiatrycznie, dokładniej w ośrodku zamkniętym gdzie opuścił go dopiero tydzień temu.
Jego ciało się zregenerowało jednak psychika praktycznie wcale.
Blondyn cały czas okłamuje swoich terapeutów i czeka tylko na moment aż będzie miał możliwość zakończyć swoje życie.
Dalej czuł okropne poczucie winy i gardził sam sobą.
Ciągle w nocy śniły mu się te wydarzenia, jednak też miewał sny w których widział jak szczęśliwie spędzał wieczory w objęciach Izuku.

Wyszedłby już z psychiatryka dwa tygodnie temu, gdyby nie fakt, że lekarz zdiagnozował u niego miesiąc temu syndrom sztokholmski.
Zauważyli jak po nocach płakał i świadomie powtarzał, że chce do Deku. Często też o niego pytał co już samo w sobie też dawało do myślenia.

Jednak aktualnie wyszedł na przepustkę tygodniową. Tylko na święta. Ma być właśnie pierwszy dzień w dormitorium. Pierwszy raz ma spotkać ludzi z klasy po porwaniu.

Aktualnie razem z rodzicami podjechał pod sam akademik, gdzie czekał na niego Aizawa.

-Dzień dobry. Baw się dobrze Katsuki.- Powiedziała jego matka mocno go przytulając.- Przyjedziemy po ciebie o dziesiątej.

-Yhm...- Mruknął patrząc na buty.

-Chodźmy Bakugo.

Zaczął prowadzić go do akademika a jak tylko przekroczyli jego próg cała klasa rzuciła się na chłopaka radośnie go witając i przytulając. Na usta blondyna wdarł się jedynie delikatny uśmiech jednak nic więcej z siebie nie Wykrztusił niż ciche "siema".
Nikt także od niego niczego nie wymagał. Każdy zdawał sobie sprawę jak ciężko mu było się przełamać i w ogóle przyjść do nich, po tym co zobaczyli a w dodatku już nawet z nimi nie może mieszkać. Bo w końcu już nie jest na kierunku bohaterskim.

Lekarze załamali ręce. Nie wiedzieli kiedy powróci jego dar i czy w ogóle powróci. Substancja którą mu wstrzyknął oprawca jest nieznana nikomu a Midoriya mimo tego, że chciał im podać gdzie znajduje się odtrutka to jednak Katsuki nie chciał.
Odmówił mówiąc, że nie chce i woli zostać nieobdarzonym.

Bakugo także przyznał się, że przez niego Izuku targnął się na życie. Ciocia Inko miała mu to bardzo długo za złe jednak martwiła się o nastolatka i nie potrafiła się nieinteresować jego stanem. Tak samo jego rodzice. A policja nie wniosła kroków w tym kierunku, bo Midoriya wszystkiego się wyparł i stwierdził, że miał inne powody, których nie zamierza ujawniać.

-Bakugo jak się czujesz?- Zapytała Ochaco, której od zawsze całym sercem nie znosił.

-Stabilnie...- Mruknął patrząc na swoje dłonie i poprawiając rękawy bluzy, by nie było widać blizn po cięciach.- Lekarze twierdzą, że jest coraz lepiej i niedługo opuszczę ośrodek na stałe.- Przyznał spokojnie, co zdziwiło wszystkich.

Bakugo Katsuki był spokojny.
Kirishima od razu zrozumiał, że nic u niego nie jest stabilne i czuje się okropnie. Znał blondyna niemalże na wylot i najbardziej ze wszystkich się o niego martwił.

-Bakubro!

-Ta?

-Chodź, kolację mamy już gotową.- Powiedział z uśmiechem podchodząc do niego.- Dziś nocujesz w swoim pokoju?

-Nie jestem z wami w klasie przecież.- Westchnął kierując się za nim.

-Ale twój pokój, to twój pokój.

-Nikt go nie zamieszkuje?

-Nie. Nikogo nam do klasy nie dopisali. Tak sami nic się w tym pokoju nie zmieniło... No może poza ubytkiem twoich rzeczy.

-To będę tam nocować.

Kolacja minęła spokojnie. Każdy rozmawiał, śmiał się czy wygłupiał. Co prawda Bakugo siedział cicho i spokojnie. Nawet nie zwrócił uwagi gdy Kaminari założył na niego płaszcz mikołaja i w komplecie jego czapkę.
Nie reagował gdy wszyscy robili zdjęcia, a nawet wymuszał na sobie uśmiech.

W końcu nadeszła północ. On pod pretekstem zmęczenia zmierzał w kierunku swojego dawnego pokoju, razem z przyjacielem.
Gdy tylko do niego wstąpili, rzeczywiście nic się nie zmieniło. Nawet kurzu nie starli, więc ewidentnie nie chcieli tam wchodzić.

-Przepraszam, że nie jest posprzątane, jednak zawsze krzyczałeś jak wchodziliśmy i... Wspólnie stwierdziliśmy, że nie wejdziemy tam. Zaglądaliśmy tylko, gdy byłeś poszukiwany, bo mieliśmy nadzieję, że czegoś się dowiemy i...

-Spoko, nic się nie dzieje Rekin. Możesz wyjść? Chcę spać.- Mruknął kładąc się na łóżku.

-Bro, wiesz... Jeżeli coś się dzieje to powiedz mi. O każdej porze możesz zadzwonić czy przyjść. Jestem do twojej predyspozycji.

-Dzięki... Zapamiętam.- Powiedział z delikatnym zadowoleniem.- Jak coś to będę dzwonić.

-Ja myślę.- Zaśmiał się wstając. - Dobranoc Kacchan.

-Dobranoc.

Zamknął drzwi za czerwonowłosym i podszedł do biurka. Z plecaka który miał ze sobą wyjął dwie kartki i długopis.

Zaczął pisać swoją ostatnią wolę, w której przepraszał wszystko i wszystkich. Tłumaczył, że nie może już tak dalej, że z dnia na dzień nie jest lepiej a jedynie gorzej. Leki nie działają, koszmary wracają a tęsknota nie ustępuje.
Wspomniał o tym, że chciał by niektóre z jego rzeczy trafiły do jego przyjaciół a także napisał, że prosi o to by Midoriya przyszedł na jego pogrzeb i zobaczył jak leży w trumnie.
A nieśmiertelnik na którym miał grawer "Karma wraca, zawsze i wszędzie" by został pochowany razem z nim, a jego kopię dostał zielonowłosy.

Gdy to wszystko zapisywał, dwie łzy ściekły na kartkę, lekko rozmazując tusz, jednak nie na tyle by było to nieczytelne. Gdy zakończył, to podpisał obie kartki a z plecaka wyjął coś lepszego.

Swoje silne leki przepisane przez psychiatrę oraz setkę, którą dalej nie rozumie jak jego ojciec nie zauważył braku w lodówce.
Z listka wycisnął piętnaście tabletek, które popił całą zawartością butelki. Po czym jak gdyby nigdy nic położył się spać.

Już następnego dnia, gdy Kirishima nie mógł się dobić do drzwi blondyna i sam je na siłę wywarzył, zaczął budzić blondyna, jednak gdy dotknął jego dłoń ta była lodowata.
Jego krzyk rozniósł się po całym dormitorium, a po chwili w pokoju był Aizawa który głośno klnął, wzywając karetkę i policję, a także zawiadamiając rodzinw nastolatka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro